Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2011, 11:07   #15
Morfik
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Uwielbiał tę porę dnia. Gwiazdy świeciły na niebie, wiał lekki wiaterek. Wszędzie panowała cisza. Zupełnie coś innego niż cały ten codzienny zgiełk, chaos, którego tak nie lubił. Właśnie nocą można było zebrać swoje myśli. W spokoju można było porozmyślać nad różnymi rzeczami. Cały czas czuł się nieszczęśliwy, jakby czegoś brakowało. Nie wiedział do końca czego, może prawdziwej miłości, stabilizacji życiowej?

Stał tak na balkonie, jednej z wielu chat, jakie znajdowały się na tej ulicy. Miał na sobie tylko spodnie, było mu strasznie gorąco. Podrapał się po swoich krótkich, czarnych włosach i spojrzał jeszcze raz na niebo. Ten widok zawsze był w stanie go uspokoić. Brakowało mu tylko jeszcze kufelka czegoś mocniejszego.

Potrzebuje stabilizacji? To ciekawe dlaczego cały czas pakuje się w kłopoty, cały czas romansuje, cały czas zmienia miejsca zamieszkania. A już o nadużywaniu alkoholu nie wspominając. Coś takiego w sobie ma, że całą tą stabilizację, osiągnie dopiero po śmierci.

- No co tak długo tam robisz? – z zamyślenia wyrwał go damski głos.
- Już wracam najdroższa – wziął jeszcze jeden głęboki wdech chłodnego powietrza i wrócił do środka zamtuza.

W środku panował pół- mrok, tylko jedna świeca paliła się przy łóżku, na którym leżała naga kobieta.

- Ileż można na ciebie czekać? – zapytała lekko zdenerwowanym głosem.
- Ależ droga Izabel, byłem tak wyczerpany po długich godzinach z tobą, że musiałem wyjść na chwilę przewietrzyć się – powiedział, po czym zdjął spodnie i położył się obok niej.
- Tak często tutaj przyjeżdżasz... Czasami gdy robię to z innym mężczyzną, wyobrażam sobie ciebie. Kochasz mnie prawda? – zaczęła go powoli głaskać po zaroście.
- Jakże mógłbym nie kochać tak pięknej kobiety. Zostanę tutaj tak długo jak zechcesz... – odpowiedział i uśmiechnął się nonszalancko.
- Ach Remi, co myślisz o tym, abym rzuciła pracę w zamtuzie i zamieszkalibyśmy wtedy razem, gdzieś na obrzeżach miasta?
- Porozmawiamy o tym jutro, teraz chodź tu do mnie! – krzyknął i rzucił się na nią.
Można było powiedzieć, ze tej nocy był to jeden z głośniejszych pokoi w całym zamtuzie.

Na drugi dzień, gdy słońce dopiero co pojawiło się na niebie, Kolwen wyjeżdżał już na swoim koniu z miasta. Dziewczyna zrozumie, zawsze rozumieją... A przynajmniej miał taką nadzieję, ponieważ nigdy nie mógł się o tym osobiście przekonać.

***

Ach posiadłość Rolanda z Rajczewa! Uwielbiał ten widok, zawsze przyspieszał konia, gdy tylko zobaczył budynek na horyzoncie. W końcu czeka go radosne picie, jedzenie oraz troszkę chędożenia.

Gdy tylko wjechał na plac przed posiadłością, zwolnił nieco tempa i by nie rzucać się za bardzo w oczy, podjechał na swoim koniu powoli pod tylnie wyjście. Już tam na niego czekała. Marianna, jedna z wielu służek Rolanda.

Zdążył tylko zejść z konia, a ona już rzuciła mu się w ramiona.
- Tęskniłam. Gdzie byłeś tyle czasu? – zapytała z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Od dwóch dni byłem w drodze, aby jak najszybciej dojechać do Ciebie najdroższa – i znów ten nonszalancki uśmiech i pogładził ją po pięknych blond włosach. Gdy w końcu wypuściła go z objęć, Kolwen poprawił swój czarny płaszcz i razem z dziewczyną weszli do środka.

Marianna musiała pilnować, aby po jednej z sal nikt się nie kręcił. Z ochotą poszedł razem z nią, aby dotrzymać jej towarzystwa.

- Może skoro już jesteśmy sami, to może pobawimy się troszkę? – zapytał Kowlen i objął ją w pasie.
- Kolwen nie mogę, muszę pracować... – dziewczyna zaczerwieniła się lekko na twarzy.
- Nikt nas tutaj nie zauważy... Tylko chwilkę – złapał ją za pośladki i mocno przycisnął do ściany.

Nagle zza rogu wyszedł elf. Marianna szybko wyrwała się z objęć Kolwena, poprawiła suknię.
-Przepraszam, ale tu nie można wchodzić – powiedziała stanowczo blondynka.

Zawsze musi się ktoś taki pojawić... Zawsze w odpowiednim momencie – pomyślał ze złością Jaster.

- Kochanie pokręcę się trochę po posiadłości i później przyjdę do Ciebie – pocałował ją gorąco i namiętnie na pożegnanie. Niech elf patrzy i zazdrości. Po chwili, Kolwen odwrócił się na pięcie i poszedł przed siebie. Zostawiając Mariannę i elfa samym sobie.
 
Morfik jest offline