Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2011, 15:28   #16
echidna
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Spotkanie z tym ćwierćelfem było… dziwne. Szła sobie najspokojniej w świecie, aż tu jakiś zupełnie obcy facet zaczepia ją i opowiada o sprawach wagi państwowej. Jego wygląd ani trochę nie wzbudzał zaufanie. Wyglądał jak miejscki cwaniaczek, który tylko szuka okazji do zysku. Ale z drugiej strony, miał rację. Cóż mógł zyskać na wprowadzaniu jej w błąd, poza ewentualnym wywołaniem zamętu. Nie potrafiła znaleść sensownego powodu, dla którego mógłby łgać. Właśnie dlatego postanowiła coś z tym zrobić.

Nie zamierzała, rzecz jasna, zajmować się tym sama. Próba „ratowania” tych mężczyzn w pojedynkę byłaby najczystszą głupotą. Zresztą, co ona mogła zrobić? Tutaj była nikim, nie znaczyła nic. Gdyby coś nawywijała, Relinven nie miałby skrupułów, by wsadzić ją do lochów, a Roibhilin – tego była pewna – nie kiwnąłby palcem, by ją z nich wyciągnąć. Dlatego wszelkie działania w tej materii musiały poczekać.

Pani kapral nie zamierzała budzić wysłannika Enid an Gleanna, to byłoby samobósjtwo. Wolała poczekać, aż mężczyzna sam wstanie. Nikt niestety nie mógł jej zagwarantować, że tego dnia jej „podopieczny” będzie miał dobry humor, ale może akurat żadna służka go nie wkurzy, a po dobrym śnie i obfitym śniadaniu będzie w odpowiednim nastroju do zawracania mu głowy. Ostatecznie przecież nawet takie wredne gnidy jak on muszą czasem wstawać prawą nogą.

Dość długo przyszło Areastinie czekać, aż Calthaniel Roibhilin wstanie z łóżka i zje śniadanie. Wiadomo, elf najedzony to elf szczęśliwy.

Słońce już dawno minęło zenit, gdy do komnaty starego elfa wjechał wózek pełen jedzenia prowadzony przez młodą, niską służkę. Minęła kolejna godzina, zanim posiłek dobiegł końca. Kobieta nie zamierzała przeszkadzać w śnidaniu, cierpliwie czekała na swoją kolej.

Wreszcie zdecydowała się wejść. Gdy zatrzasnęła za sobą drzwi, Roibhilin powoli podniósł głowę znad talerza z resztkami zieleniny.
- Moja nie do końca kompetentna pani kapral! Jak się spało? - zapytał, odstawiając naczynie na stolik.

No tak, tego się mogła spodziewać. Wypocząty, czy smęczony, głodny, czy nasycony - Roibhilin nie zamierzał sobie odpuścić okazji do uprzykrzania jej życia. Nie dała się jednak wyprowadzić z równowagi, nie miała zamiaru dać mu tej satysfakcji. Zamiast wypowiedzieć głośno przekleństwo, przełknęła je wraz ze śliną.

- Witam, panie Roibhilin. Ja spałam całkiem nieźle. Mam nadzieję, że pan również.
- Ci dh'oine mają niezgorsze łóżka, trzeba im to przyznać - pokiwał głową. – Maeleachlainn, znowu mam cię uczyć, co należy robić? Zbieraj ludzi. Niedługo wyruszamy.

Wielka Matko! Jak ona nienawidziła tego... elfa. Szczerze go nienawidziła, z każdym dniem coraz bardziej. Palce mierzwiły ją, by coś mu zrobić, skręcić kark na przykład i raz na zawsze uwolnić świat od tej gnidy. Nie zrobiła jedna nic, zacisnęła tylko pięści i odparła poważnie:

- Oddział jest już gotowy do drogi - skłamała gładko. No... może nawet nie skłamała, tylko lekko minęła się z prawdą. Chopcy i tak nie zagrzali tu miejsca, więc zebranie ich do drogi powrotnej było kwestią kilku chwilą. Z całą pewnością jej oddział będzie gotowy do wymardzu dużo wcześniej niż ten stary, pomarszczony osioł. – Ale ja nie w tej sprawie - dodała i nie czekając, aż Roibhilin jej przerwie, kontynuowała – Odbyłam przed chwilą ciekawą rozmowę z pewnym... ćwierćelfem. Twierdził on, że był w oddziale, jaki królowa wysłała by odbić jakiegoś ważnego oficera, który ma zostać stracony tu w Redanii - jej głos był chłodny i rzeczowy, bez cienia emocji. Wyłożyła najważniejsze informacje, jakie przekazał jej ten cały Vel, jeśli to w ogóle było jego prawdziwe imię, czy przydomek. Włącznie z tym, że ów tajemniczy ważny dowódca podobno znajdował się obecnie w lazarecie ich gospodarza i że z nim nie najlepiej. – Może to nic ważnego, może nawet ten mężczyzna kłamał. Tego nie wiem, ale pomyślałam, że jeśli to prawda, powinien pan o tym wiedzieć.

Roibhilin zamyślił się. Niemal widziała, jak poruszają się trybiki jego umysłu. Rozważał jak postąpić.
- Czasem nie jesteś taka głupia, na jaką wyglądasz. Czasami - podkreślił. – Porozmawiam o tym z tym całym Relinvenem i nakażę ich wypuścić - machnął ręką od niechcenia.

Elfka uśmiechnęła się w duchu. Może dlatego, że właśnie otrzymała od tej cholery pochwałę, co prawda nie do końca pozytywną, ale jak na niego to i tak było coś. Może również dlatego, że oczyma wyobraźni już widziała, jak Relinven pozwala sobie cokolwiek nakazać. Roibhilin był bardzo pewny siebie, jeśli sądził, że gospodarz będzie mu posłuszny. Jej zdaniem nieco zbyt pewny siebie, ale to akurat nie był już jej problem. Przynajmniej narazie.

- Z mojej strony to już wszystko - powiedziała szykując się do wyjścia z pokoju. – Jeśli pan pozwoli, wrócę do swoich obowiązków.
- Wracaj, wracaj - pomachał ręką, jakby odpędzał natrętną muchę.

Wyszła z komnaty. A potem udała się do swoich podwładnych, by im oznajmić, że mają się szykować do drogi. Staruch mógł zarządzić wymarsz w każdej chwili.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline