Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2011, 19:52   #92
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Duchowny wpuścił ich do kościoła, Colthrust nie odzywał się do niego poświęcając swoją uwagę wnętrzu. Budynek w środku był równie prosty co na zewnątrz. Próżno było się doszukiwać wyszukanych zdobień i obrazów z Trójcą. Zapewne dawniejsze kościoły wyglądały właśnie tak, bez przepychu, ale za to z wyczuwalną atmosferą świętości. Jakby Jezus rzeczywiście tkwił gdzieś pośród śpiewających i pogrążonych w modlitwie wiernych. Nie potrzeba było bogactw, wystarczyła wiara. Tutaj jednak Solomon nie wyczuwał tej aury, jakby znalazł się w kolejnych budynku w Bass Harbor, który tylko częściowo różnił się od pozostałych. Z słów księdza wynikało, że wierni nie byli ostatnio zbyt chętni do odwiedzania kościoła, Solomonowi wydawało się to nieco dziwne. Zdawało mu się, iż właśnie w takich miejscach jak to ludzie spotykali się przed krzyżem w myśl zasady Jak trwoga to do Boga. Zaskakujące było to, iż nawet sam ksiądz zaniedbał swoje obowiązki. Solomon postanowił, że wypyta go później o wcześniejszego duszpasterza, w końcu ponoć za jego czasów sprawa religii wyglądała normalnie.

Przyglądał się dokładnie wnętrzu podczas, gdy Walker rozprawiał z księdzem. Stali dalej, nawet ich nie widział, także rozmowa tylko częściowo dochodziła do uszu żołnierza. Nie skupiał się jednak na niej, chłonął woń kościoła, która kojarzyła mu się z czasem spędzonym we Francji. Pamiętał jak ukrywał się przed wrogami w podobnych miejscach, które jeszcze mocniej wypełniał zapach wilgoci i pleśni. Mieszkańcy często w pośpiechu opuszczali swoje domostwa poświęcając je na rzecz ucieczki, budynki żyły zaś własnych losem i niekiedy Amerykańscy żołnierze wykorzystywali je do swoich celów.

Jego krótkie rozmyślania i wspomnienia zostały rozwiane wraz z krzykiem jaki usłyszał, jego instynkt nagle zaczął wariować, jakby przeczuwał, że stało się coś złego. W innej sytuacji zapewne od razu by zareagował, lecz teraz brakowało mu dawnej pewności. Nie ufał swoim zmysłom. Nie po tym co ostatnio widział i słyszał. Mimo to jego mięśnie spięły się mocno i odruchowo zaczął się rozglądać. Nie wiedział czy jego umysł znów nie płata mu figli. Wreszcie spojrzał na swojego towarzysza, który właśnie zabrał się za sprawdzanie kościoła.

- James - zwrócił się do niego Solomon, głos miał niezbyt pewny, ale widać było, że jest skupiony- Słyszałeś to? - spytał po chwili.

- Nie. Co takiego? - Zaniepokojony Walker zaczął rozglądać się między ławkami. - Myślisz, że nie jesteśmy tutaj sami? - Jego wzrok spoczął na stojącym nie opodal konfesjonale.

- Nie wiem, ten krzyk - dodał nasłuchując - Nie jestem pewien, ale chyba dochodził z bliska.

- Krzyk? - Przez chwilę Walker wyglądał jakby słowa Colthrusta przyniosły mu ulgę, lecz kilka sekund później przyjął znów zaskoczony wyraz twarzy, wydawał się być napięty. - Z bliska? Ale z kościoła czy z zewnątrz? Nie słyszę. - Przytknął ucho do drzwi prowadzących na zakrystię - Nic nie słyszę - powtórzył i spojrzał na sufit kościoła.

- Z zewnątrz - stwierdził Solomon - Lepiej sprawdzę co z kobietami. Idziesz czy sprawdzasz dalej, James?

- Racja! Zobacz czy są bezpieczne. I uważaj na ks. Malcolma. Jest jakiś... taki... Okłamał mnie wczoraj... A tutaj sam widzisz, wioska odwróciła się od Pana... - Jego dłoń wylądowała na klamce od zakrystii, a spojrzenie, nieco nieobecne, spoczywało na ołtarzu. - A ja zobaczę czy to oby nie zza tych drzwi dobiegł ten krzyk - rzekł i wyciągnął swoją broń - Jak usłyszysz - znacząco skierował lufę ku górze - to znaczy, że nie bez powodu i że nie jest dobrze - dodał.

Solomon kiwnął głową, wypowiedzieć jego towarzysza zabrzmiała niepokojąco i miał nadzieję, że ten czarny scenariusz nie będzie miał miejsca. Walker potrafił jednak o siebie zadbać, nie wiedział czy to samo może powiedzieć o trzech kobietach, które zostawili. Poprawił kapelusz i wyszedł na zewnątrz. Pogoda wciąż nie ulegała poprawie tylko wzmagając ogólne wrażenie przygnębienia. Przytłaczająca atmosfera sprawiła, iż na moment się zatrzymał i spojrzał ostatni raz na kościół. Na zewnątrz nie widział póki co nic bardziej niepokojącego, więc ruszył by sprawdzić co z kobietami.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline