Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2011, 20:02   #93
Sileana
 
Sileana's Avatar
 
Reputacja: 1 Sileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodze
Podczas pracy zerkała co jakiś czas na towarzyszkę. Lucy wyglądała na bardzo głęboko pogrążoną w czytaniu, ale natychmiast zwróciła uwagę na jej przerażenie wywołane widokiem kamieni. Tak jakby też ją obserwowała... Musiałaby robić zeza rozbieżnego, żeby widzieć cokolwiek, ale najwyraźniej panna Cartenberg była osobą o wielu talentach.

- Co tam masz ciekawego, Judith? – zapytała Lucy

- Ja... - Przez chwilę, bardzo krótką, ale intensywną, Judy zapragnęła skłamać, ukryć swoje znalezisko, nie dzielić się nim z nikim. To przeszło, ale pozostawiło jakiś wewnętrzny niepokój, jakby zły smak w ustach. - To są kamyki, chyba z meteorytu, które znaleźliśmy w domu profesora. Ale ja ich nie zabierałam, o ile się nie mylę, to James je wziął. I było ich wcześniej trzy...

- Mogę zerknąć?

- Proszę. - Podała jej woreczek nawet bardziej niż chętnie. Było coś w tych kamykach, że chciała trzymać wobec nich znaczny dystans.

- Hmmm- mruknęła pod nosem panna Cartenberg, zajmując się znaleziskiem. Uciskała, dmuchała, oglądała pod nikłym ognikiem świecy. Wyglądało na to,że jest gotowa go nawet polizać, ale na szczęście się powstrzymała. Judy nie była pewna wytrzymałości żołądka, gdyby miała obejrzeć coś takiego.

- Co oznacza to “hmmm”? – Uniosła brew. Czyżby nawet panna „wiem-to-wszystko” Cartenberg miała jakiś trudny orzech do zgryzienia?

- To wygląda bardziej jak żywica lub smoła. Nie jak kamień. Jest miękkie.

- Nigdy nie dotykałam. – Odparła Judy z lekkim obrzydzeniem. - Profesor pisał o nich... ummm... gdzie to... - Przeszukała notatki, ale nie mogła trafić na odpowiednia kartkę. - W każdym razie, to chyba jakiś artefakt, amulet potrzebny do rytuałów...

Przeanalizowała swoje wspomnienia na ten temat, ale poza jakimiś krótkimi, nic nie znaczącymi wzmiankami u profesora nie było nic na ten temat. W pamiętniku... Z tłumaczenia, które czytała nie wypisała nic na ten temat. Ale przecież sama myślała, że czegoś tam brakuje, może to to? Może ktoś szykuje się do wykonania jakiegoś potwornego rytuału. Może to dlatego napadł na biedną Melindę... nie, Mirandę.

Zaskakujące, nigdy nie miała problemów z zapamiętaniem nazwisk i imion, w końcu to była część jej zawodu... Szaleństwo.

- Amulet? Rytuałów?- pokręciła sceptycznie głową. - Adrian nigdy nie wierzył w takie rzeczy.

„Tak, bo przecież do Bass Harbour wcale nie sprowadziła go wizja skarbu jakiegoś nieistniejącego indiańskiego szamana, który wzywał demony...”, pomyślała Judy zgryźliwie, ale nie zdążyła już tego wyartykułować, bo rozległ się hałas i kobiecy krzyk. Krzyk Samanthy.

Obie zerwały się jak oparzone, ale tylko archeolog zdołała pobiec na pomoc, bo Judith uzależniona od chorej nogi opadła natychmiast z powrotem na miejsce.

To też nie wydawało się jej normalne, to, że noga wciąż i wciąż nie tylko potwornie bolała, mimo bardzo silnych leków igrających sobie z umysłem kobiety, ale nie nadawała się do użytku. Oparzenie nie było tak duże, łydka ledwie się zaczerwieniła, dlaczego więc, pomimo interwencji lekarza, ciągle coś z nią było nie tak? A może powinna zapytać, czy nie działo się to „dzięki” owej interwencji...

Czy to czary, czy tylko imaginacje jej nafaszerowanego czymś umysłu, teraz nie miał nawet kto tego sprawdzić.

Judy za to miała właśnie okazję, jakiej nie zamierzała przepuścić. Bardzo szybko, jednym rzutem ciała znalazła się po stronie Lucy i spojrzała w jej notatki. Same śmieci... Coś o Meksyku (przynajmniej w pewien sposób potwierdzało opowieść archeolożki), jakiś Joung („Kto to był? Straszny bełkot”) i coś o ciemności i kultach solarnych. Nic ciekawego ani przydatnego...

Zaraz! Co?! Po co ona właściwie szpieguje tę kobietę?! Co to miało być? Szansa? Gdyby ktoś ją teraz przyłapał, grupa profesora wyrzuciłaby ją na zbity pysk i Judith nawet by się temu nie dziwiła. Oszustka, którą dopiero co odkryli już robi coś podejrzanego...

Co się z nią działo? Zaczynała wariować przez ten klaustrofobiczny klimat małej, odciętej od świata wyspy, wspomagany przez te ciągłe ulewy i sztormy...
 
Sileana jest offline