Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2011, 21:15   #94
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Ciężka stalowa skrzynia była wyposażona zarówno w podwójną rączkę jak i powykręcane i nierówno obracające się kółka. Te ostatnie nie znajdywały jednak specjalnie dużego zastosowania na bruku wyspiarskich dróg. Ciągnięcie więc skrzyni przez rozmokłą drogę było na tyle ciężkie i wycieńczające, że Norman z początku nie przejmował się mrocznym tchnieniem wymarłego miasteczka. Ślizgając się po błocie z niemałym trudem brnął w stronę latarni. Dopiero przed lasem znów to poczuł. Pasożyt, z którym nie umiał walczyć. Coś co wgryzło się w tutejszy mrok tak głęboko, że nie pomagała morfina. Że nie motywowali zapatrzeni w siebie miastowi. Że nawet niepokój o ojca nie mógł…

Zatrzymał się na chwilę sapiąc ciężko. Zostało mu jeszcze prawie pół mili. Mimo pustki poczuł jednak wyraźnie czyjeś spojrzenie na sobie. Rozejrzał się. Ktoś mu się przypatrywał. W zagajniku przed nim. Deszcz zdawał się zacinać coraz mocniej. Woda gęstymi strumieniami spływała z kaptura zniekształcając przez swój pryzmat obraz okolicy.

Norman uchylił nieco czoło kaptura i zmrużył oczy. Kto by mógł w taką pogodę siedzieć w gęstwinach??? A jednak ktoś tam chyba był. Zdawał się bacznie przygotowywać Normanowi z półmroku krzewów. Jak niechcianemu intruzowi.

Odnalazł dłonią rękojeść Wessona i skierował się dalej drogą ku latarni. Bacznie przy tym przyglądając się postaci. Ta nie drgnęła. A jednak cały czas zdawała się patrzeć prosto na mozolnie przemieszczającego się Normana. Do czasu aż… okazała się krzakiem cisu. Pieprzoną rośliną. Wariuje tu. Jak nic wariuje.

Do jasnej cholery!

Szarpnął kufer mocniej i z zaciętym wyrazem twarzy ruszył dalej.

***

Dziwne dźwięki słyszał jeszcze ze sto jardów przed podejściem do na klif. Metodyczne, głuche uderzenia stali o stal. Dochodziły z budynku latarni. A on tam zostawił otwarte drzwi… Upuścił rączkę kufra i puścił się biegiem po skalistej dróżce. Z bronią w dłoni zajrzał przez otwarte drzwi. Uderzenia zdawały się dochodzić z podpiwnicza. Z pomieszczenia gdzie został zepsuty generator…
- Niee… - szepnął i niebaczny na ostrożność zbiegł schodami na dół.

- Rzuć to Bruce!
Jakieś kilka metrów przed nim konstabl spokojnie rozwalał w drzazgi resztki tego co było kiedyś agregatem prądotwórczym. Robił to bez złości, gniewu, czy nawet zmęczenia. Po prostu walił wielkim młotem do rozkruszania zmarzlin w szczątki urządzenia jakby zwyczajnie oddychał. Stojąc bokiem do Normana wydawał się chorobliwie, by nie rzec śmiertelnie, blady.
- Powiedziałem rzuć to! – krzyknął ponownie. Głos mu drżał tak bardzo, że sam nie miał pewności, czy zabrzmiało to bardziej jak prośba niż rozkaz. Konstabl uderzył raz jeszcze. Pokrzywiony kawał blachy odskoczył pod nogi Normana – Jak Boga kocham Bruce, zastrzelę cię, rozumiesz? Cholera jasna Bruce! Czy ty mnie w ogóle pamiętasz?
Dopiero teraz twarz konstabla skierowała się w jego stronę. W mroku podpiwnicza wydawała się… żywa. Ale takim podskórnym życiem. Jak pod trupim całunem białej skóry wił się rój robactwa. Była o niebo bardziej przerażająca niż wielki młot, który nadal pozostawał w jego dłoniach.
Fakt, że strzelił pod nogi Bruce został mu uświadomiony przez huk broni.
- Dobry Boże…
Potem gdy Bruce otworzył usta, a z nich zaczęły ulatywać smugi ciemności strzelił już świadomie. Celując w ramię konstabla. Kula przeleciała przez jego ciało wyrywając z niego ciemne pasma czegoś jakby… mroku… A Bruce… Zaczął się zmieniać… Mrok jakby gęstniał…
- Nie… Nieeee!!!
Norman odwrócił się i popędził na górę. Już nie myślał o niczym. Chciał tylko zamknąć za sobą drzwi latarni i poczuć na twarzy ten upiorny deszcz…
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline