Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2011, 21:10   #123
Wroblowaty
 
Wroblowaty's Avatar
 
Reputacja: 1 Wroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znany
- Krasnoludy są twarde jak skała… - Kh’aadz nieco mętnym od rumu głosem unosząc chwiejnie do góry wskazujący palec kontynuował swój wywód, przeznaczony dla równie jak on wstawionych marynarzy, których wahta skończyła się jakąś godzinę temu i zebrali się głęboko w ładowni na tajny konkurs picia rumu. Czterech rosłych chłopów, ze spaloną słońcem i wysuszoną od wiatru skórą przytakiwało z aprobatą, lub po prostu kiwało się niemrawo wraz z pokładem okrętu. Tak czy siak, wychodziło na to samo…

- I są twarde jak skała. – krasnolud nie bardzo zdawał sobie sprawę, że się powtarza niczym złośliwa papuga, ale marynarze też tego nie dostrzegali, więc nadal kiwali głowami i polewali paskudny rum, jakby słuchali kolejnej ekscytującej opowieści.

- I pływają też jak skała…

-… kkhgnm płyfająą..Takh… - przytaknął któryś z rozmówców szturchając butem leżącego już na deskach sędziego konkursu, który ze swej horyzontalnej pozycji, pochrapując głośno i popierdując od czasu, pilnował, aby zawodnicy grali według zasad i żeby nikt nie wylewał za kołnierz.

-A wszak wiadomo, że skały wyśmienisie pływają… Rzekłbym – tutaj krasnolud czknął – że szują się jak ryby w wozie… - Kh’aadz był niesamowicie przekonujący, wszyscy, włącznie z nim samym wydawali się w to święcie wierzyć.

Jeden z marynarzy wzruszył ramionami pociągając wilgotnym nosem, po czym spuścił czerwony nos na kwintę i powiedział łamiącym się głosem.
- Smutno mi…
- Niiiis się nie martff… - siedzący obok druh z wytatuowaną na ramieniu, a jakże, kotwicą i gołą babą, objął go ramieniem.
- Zaaaśpieffajmy! – chwilę potem w ładowni, tuż nad stępką rozległo się z wielu gardeł, niewyraźne, acz donośne

- Heeeej ha! Kolejkę nalej, Heeej Ha! Kielichy wzieśmy, to zrobi dooooskonale naszej opowieści!...

Do Gondoru dziś płyniemy
nieźle daje, szóstka wieje
jak tak dalej dobrze pójdzie
rozwalimy keję..

Kuchnia nasza jest wspaniała,
Czterech już do morza wnieśli,
Pozostałych zaś latryna
Nie może pomieścić

Parę zwrotek i kubków rumu później mętny wzrok Kh’aadza napotkał pomiędzy beczkami z wodą pitną i winem znajomy kształt…

- Rufus…? – zapytał dla pewności, jednak nie uzyskał odpowiedzi…
- Rufus! Choooś tutaj…. – zamachał do znajomego i w zasadzie prawie oswojonego szczura. Skuszony kawałkiem starego sera, gryzoń podszedł bliżej…

Później gdy wytrzeźwiał, wypierał się jako by to on miał być prowodyrem przedsięwzięcia, polegającego na podrzuceniu szczura do kajuty Dearbhail, poza tym czyny w pijanym widzie, do tego za namową załogi się nie liczą. Rozkaz był rozkaz i basta, na pokładzie musi być dyscyplina. Chociaż przyznał, że wojowniczka w pierwszej chwili piszczała bardzo śmiesznie. Cały incydent skończył się tym, że krasnolud znowu wylądował w ładowni ukrywając się przed rozeźloną Rohirimką, a Rufus za burtą. Takie życie…

Rejs na szczęście mijał szybko i bez kłopotów ani przykrych niespodzianek, może to i mała pociecha dla krasnoluda, który otwartej wody nienawidził równie jak orków i magii, ale szybko znalazł wspólny język z załogą, a ciężka praca marynarzy, wzbudzała jego szacunek. Po incydencie z Rufusem, krasnolud dał sobie spokój z tresowaniem szczurów, skupił się bardziej na szeroko pojętej integracji z marynarzami, nauczył się kilku sprośnych żeglarskich piosenek, wygrał nieco grosza w kości, ku swemu rozczarowaniu nie wygrał w konkursie na picie rumu, za to odbił sobie, wygrywając w cuglach i pozostawiając wszystkich bez szans, w zawodach na Bartnika rejsu. Zżył się z tymi ludźmi, dla których niebezpieczeństwa otwartych wód i wspólna ciężka harówka, były codziennością. Jednak było też kilka innych kwestii, które doskwierały Kh’aadzowi, na kilka z nich odpowiedzi, mógłby udzielić Andaras, gdyby tylko był na siłach, krasnolud nie chciał go jeszcze męczyć, ale wiedział, ze będzie musiał. Któregoś dnia, stwierdził w końcu, że dał przyjacielowi już dość czasu na odpoczynek, zapukał do drzwi jego kajuty i nie czekając na odpowiedć, wszedł do środka.

- Śpisz? – zapytał przestępując przez próg.
- Nie udawaj... widzę, że nie. – dokończył podstawiając sobie taboret pod łóżko efa.

-Elfy nie sypiają wiesz dobrze. Dziękuje za grzeczność.

- Eeehh, z wami to nigdy nic niewiadomo... – Kh’aadz skwitował krótko.


- Tak tak dziwne elfy i jeszcze gorsi magaowie. – Elf w mig podchwycił narzekający, ton krasnoluda, ten łypnął spod oka na pół siedzącego-pół leżącego Andarasa i odpowiedział.

- Z ust mi to wyjąłeś...

- Domyślam się o co chodzi. Ale mów... Dla formalności jak mówią – Andaras widocznie przeczuwał co ma na celu ta wizyta.

- Nie będę się certolił, ani owijał w onuce...
- Przywalę Ci szybkim lewym prostym... Co tam się stało... Wtedy, w uliczce, zanim dostałeś strzałę? – Krasnolud jak obiecał tak zrobił, nie owijał w bawełnę.

- Powiem ile wiem choć wiem mało.

- Tylko bez mydlenia oczu... – Kh’aadz zastrzegł szybko wchodząc elfowi w słowo.

-Amulet nabrał dziwnych właściwości. Pierwszy raz od początku gdy go mam... Dał mi moc a przy okazji przemówił przez niego ktoś przy kim ja jestem niczym Wróbel przy jastrzębiu. A i ponoć sam Herumor mu ustępuje...
- Ten ktoś naturalnie czarnoksiężnik próbował na mnie wpłynąć chciał bym zabił króla. Mocy miałem tak wiele że uśmiercił bym wielu bardzo wielu.... – rewelacje elfa nie były dla Kh’aadza zbyt pocieszające.


- Mówiłeś, że to cholerstwo nie ma na Ciebie wpływu... A mi wyglądało na zupełnie co innego – Krasnolud powiedział z wyrzutem w głosie.

-Bo nie miało! To się zdarzyło pierwszy raz.- powiedział z kwaśna miną i smutnym głosem elf.

- A na mój nos nie ostatni... Pozbądź się tego jakoś, bo za którymś razem, po prostu posłuchasz rozkazu, a wtedy... – Kh’aadz zawiesił głos.

- W momencie gdy amulet walczył o kontrole nademną wmieszał się ktoś jeszcze... Jakby moja głowa była jakąś karczmą. Ona była chyba czarodziejką. Wspomogła mnie i wyłączyła amulet. Od tamtej pory nie działa... I jakoś nie śpieszno mi z jego włączeniem.
- A co jeśli chodzi o pozbycie się go, to nie do końca takie łatwe. Gdy odsuwam siebie od niego czuje że słabnę. Jakbym umierał powoli...

- A co mądre książki mówią o takich przypadkach? – Krasnolud zapytał nieco uspokojony przez elfa zapewnieniem, ze amulet został dezaktywowany.

- Ten amulet to dziedzictwo po mym ojcu tak samo jak ta księga. Pracuje nad tym to księga samego Saurona ponoć. Przynajmniej tak twierdzi Eldarion. Co ciekawe są w niej i dobre zaklęcia... Sam wiesz miecz z samej swej natury zły nie jest. To tylko broń zależy kto jej używa. Tak samo jest z magią.... Licze że znajde w księdze jakieś wzmianki o amulecie

- Księga Oka Bez Powieki?! - Tfu!!! Elfie, wyrzuć to za burtę! – Kh’aadz aż zerwał się z taboretu na równe nogi i odskoczył dobry metr od łóżka.

-Kiedyś to Sauron korumpował tego Czarnoksiężnika. Kto wie może on teraz próbuje tego zemną? – Elf wydawał się nie przejmować ani reakcją ani radę krasnoluda.

-Może i miecz sam z siebie nie jest zły, ale czasami głód krwi przechodzi z ostrza na dzierżącą je rękę. – Khaazad wymruczał mrużąc przy tym lekko oczy.


-Uspokój się nawet król uważa że mam racje. To może się nam przydać...


- Do sprowadzania kłopotów na pewno. – tego Kh’aadz był pewien.


-Przesadzasz to nie głód krwi tylko natura ludzi. Oni są porywczy łatwiej ich manipulować kontrolować. Ja nie jestem człowiekiem przecież. – Andaras starał się uspokoić swojego barczystego towarzysza.

- Ale i nie jesteś do końca elfem... Że tak powiem bez urazy. A Jedyny Pierścień niby też był tylko przedmiotem, a zniewalał, mamił i opętywał. – krasnolud odparł suchym tonem

- Owszem. Ale to był Pierścień esenscja mocy Saurona! – Elf odparł


-To i z książką nie wiadomo, co tam do niej wsadził.. – krasnolud nie pozostawał dłużny na argumenty towarzysza.


-Wiem wiem. Ale z tego co zauważyłem pół elfy mają wiele darów elfiej krwi. W zasadzie większość.
Spokojnie o ile dobrze pamiętam z Pierścieniem dał sobie rade Hobbit to i ja sobie jakoś poradzę. – Andaras zażartował aby rozproszyć napięcie i emocje wynikłe z dyskusji.

- Hobbit środbit... Ale miał ze sobą porządnego krasnoluda – tutaj Kh’aadz zreflektował się, że być może właśnie strzelił sobie w stopę, toteż dodał szybko.
- Nie żeby mi coś ubywało… Ale wiesz, że z magii nigdy nic dobrego nie wynikło... Radzę Ci elfie... Pozbądź się tego przeklętego tomiska jak najszybciej...

. Oczywiście że miał- uśmiechnoł się elf. Ja też mam wszak! Równie wiernego druha. Ale podsumowując, brak amuletu mnie zabije. A księga może być kluczem do jego mocy działania itd. Bez niej będę zdany na jego łaskę i niełaskę... Póki co nie mam wyjścia. Skoro już rozmawiamy o problemach widzę inny. Potrzebuje rady- elf wyraźnie się zamyślił

- No dawaj…

--=O=--
Kilka dłużących się tygodni później wjechali do Białego Miasta...
 
__________________
"Lotnik skrzydlaty władca świata bez granic..."
Wroblowaty jest offline