Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2011, 22:58   #141
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Po ostatnich słowach Samkha natychmiast ruszyła w stronę polanki, gdzie, z pewnością już zniecierpliwieni, czekali Erlene i Jan. Chris, uznając, że w obozowisku Dzikich nie ma już nic do roboty, poszedł za nią.
Początkowo kroczyła nawet dość energicznie i stanowczo, jednak im bardziej zbliżała się do polanki, tym bardziej zwalniała. Do tego stopnia, że niewiele brakowało, by zupełnie zatrzymała się za linią zarośli. Może, gdyby polanka była bardziej oddalona od opuszczonego obozowiska, sprawy potoczyłyby się zgoła inaczej? Rozpalona głowa zdążyłaby ostygnąć na tyle, by zdrowy rozsądek mógł dojść do głosu.
Chris, idący dwa kroki za Samkhą, również coraz bardziej zwalniał. Nie miał zamiaru ni gestem, ni słowem poganiać Krigarki. Poza tym i tak wiadomo było, że tamta dwójka bez nich nie odjedzie. Nie musieli się aż tak spieszyć.
Zanim wkroczyła na odkrytą przestrzeń przystanęła, zapatrzona gdzieś, jak gdyby poza to miejsce i czas, a potem odwróciła twarz ku Chrisowi. Nigdy dotąd nie widział w jej oczach takiego smutku. Trwało to tylko chwilę, mgnienie, zanim znów odwróciła się do niego plecami i szybkim krokiem podeszła do dwojga zatopionych w rozmowie towarzyszy.

Zaczekała chwilę, aż oderwą myśli od spraw, które ich zaprzątały, przyglądając się ich twarzom, oczom, gestom, zdając sobie nagle sprawę, że nie ma prawa powiedzieć im tego, co wcześniej zamierzała. Zacisnęła zęby, a potem odetchnęła głęboko.

- Musicie sami jechać do stolicy - oznajmiła im głosem pełnym determinacji.
Stojący za jej plecami Chris rozłożył ręce na znak, że nie ma żadnego wpływu na tę decyzję, i że nie przyczynił się do jej podjęcia.
- To znaczy? Czemu? - Jan lekko się zdziwił tą deklaracją. Nie bardzo wiedział jak zareagować na te słowa.
Erlene nie powiedziała nic, ale skinieniem głowy potwierdziła, że również chciałaby poznać odpowiedź na to pytanie.
Chris, chociaż mógłby podać motywy postępowania Samky równie dobrze, jak ona sama, nic nie powiedział, czekając na jej słowa. Ciekaw był, jak wojowniczka uzasadni swoją decyzję.
Tymczasem Samkha, świadoma pełni wagi podejmowanego ryzyka, szukała odpowiednich słów, by przekazać im swoją decyzję. Samo opisanie sytuacji, jaka prawdopodobnie miała miejsce w opuszczonym obozie nie stanowiło jeszcze problemu. Przekazała Janowi i Erlene możliwie zwięźle i szybko to, co zdołali wspólnie z Chrisem odczytać z pozostawionych przez Dzikich tropów. Liczebność wroga i czas od jakiego tu stacjonował, a także prawdopodobną porę w jakiej opuścił polanę oraz obecność kobiet i ślady świadczące o haniebnych czynach jakich dopuszczali się wobec nich Hirvio. Trudniej jej było powiadomić ich o swoich, potwierdzonych znalezionymi szczątkami odzieży podejrzeniach, iż przynajmniej jedna z owych kobiet mogła być Krigarką. Głos drżał jej i rwał się od tłumionych emocji, a dłonie bezwiednie zaciskały się w pięści.
- Pojadę za nimi. Jeśli się pospieszę dogonię ich przed następną nocą. Posuwają się dość wolno, nie mają zbyt wiele koni. Kobiety, jeśli są więzione, będą opóźniać marsz.
Z tym akurat Chris by się nie zgodził. Kobiety na koń i nie byłoby żadnego spowolnienia marszu. Ale o tym mogą się przekonać dopiero w praktyce.
- Pojedziemy w dwójkę za nimi - powiedział.
- Nie! - Wojowniczka nie zdołała powstrzymać wybuchu. - Nie - powtórzyła ostro, spoglądając twardo w oczy natrętnego Utlandsk. - Pojadę sama. Wy jedźcie prosto do stolicy.
- Już o tym rozmawialiśmy - odparł spokojnie Chris. - Jadę z tobą. Uważasz, że nie podołam trudom tej wyprawy? - spytał.
-Pojedziecie i... co dalej?- spytał Jan przyglądając się obojgu.
Fala wrzącej krwi, która uderzyła Samkhce do głowy na postawione przez Chrisa oświadczenie, opadła lekko po słowach Jana. Dobre pytanie... Sama jeszcze nie było pewna co dalej.
- To się okaże. Najpierw muszę zdobyć pewność czy rzeczywiście Hirvio prowadzą jakieś branki. Może to ich własne kobiety. Nie stwierdzę tego, nie widząc ich dalszych tropów, albo jeśli na własne oczy nie zobaczę kim są i jak są traktowane.
- A nawet jeśli są to Krigarki, to co? - zapytała beznamiętnie Erlene. - Zamierzasz do nich dołączyć, bo chyba nie sądzisz, że w pojedynkę zdołasz cokolwiek im zrobić? - w jej głosie słychać było ironię.
- Nie będzie sama. - Chris uprzedził odpowiedź Samkhy.
- To bez znaczenia, czy będziesz z nią czy nie - przerwała mu Erlene ostro. - Hirvio zwykle poruszają się w kilkunastoosobowych grupach. Nawet odejmując tych kilku zabitych, czy też ciężko ranny, jest ich pewnie ze dwa razy więcej niż nas, może nawet lepiej.
- Jeśli ich będzie z trzydziestu - odparł Chris - to potrwa to troszkę dłużej. A kilkunastu nie będzie stanowić aż takiego problemu.
- Jesteś bardzo pewny siebie, Utlandsk. Za bardzo - mruknęła zerkając na Jana w oczekiwaniu, że coś powie. Poprze ją.
- Pewnie nie wiesz... Jak na razie mieliśmy przyjemność spotkać się z dwiema grupami Hirvio. - Chris jakoś się nie przejął pesymizmem swej rozmówczyni. - My żyjemy.
- Tak...tylko wtedy był z nami Tim. Czyli było trzech strzelców. I więcej amunicji.-stwierdził krótko Jan. Spojrzał na Chrisa.- Jeszcze żyjesz.
- I nie zamierzam dopuścić do tego, by ten stan się zmienił - odparł Chris. - Wszystko polega tylko i wyłącznie na odpowiednim podejściu do zagadnienia.
- Gadanie, jasne - machnął ręką Jan z ironią w głosie. - Na razie to pieprzysz od rzeczy. Nie macie planu, nie macie pomysłu, nie macie strategii. Macie tylko chęci.
Erlene pokiwała energicznie głową potwierdzając, ze zgadza się z Janem. Spojrzała na Samkhę uważnie.
- Co ty chcesz zrobić? - zwróciła się do niej łagodnie, jak do dziecka. - Pójdziesz, zobaczysz, że to Krigarki i co?
Samkha aż nazbyt dobrze wiedziała, że to, co zamierza zrobić, w praktyce równa się samobójstwu. Doskonale też zdawała sobie sprawę, iż słowa Erlene i Jana są czystą prawdą. Im dłużej ich słuchała, tym więcej wątpliwości się w niej budziło.
- Są tu w okolicy jakieś wojska? Osady z dużą ilością wojów?- spytał Jan, pocierając podbródek.- Można by ich powiadomić, o tym co się znalazło.
Chris nie okazał, w jakim stopniu wypowiedź Jana go rozbawiła. A chłopak był naprawdę zabawny. Mówił tak, jakby nie pojmował, że w takiej sprawie liczy się pospiech, że żadne zawiadamianie kogokolwiek nic nie da. Zanim ktokolwiek cokolwiek postanowi, będzie już za późno na jakieś działania. Hirvio zdążą zniknąć. Ale nic nie powiedział. Zawsze istniała szansa, że Samkha zmieni zdanie. Bardzo mała szansa...
Plan, wbrew temu, co myślał Jan, również miał. Prosty. W dodatku nieraz się już sprawdzał. Co prawda wolałby, żeby nie było z nim Samkhy. Wtedy byłoby prościej. Ale na to nic poradzić nie mógł. Przynajmniej bez użycia środków specjalnych, których użyć nie chciał.
 
Kerm jest offline