Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2011, 23:20   #142
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
- Samkho! - powtórzyła młoda wiedźma oczekując jakiejś odpowiedzi.
- Tak! - odparła szybko Samkha. Pytanie Jana było dobrym sposobem na skierowanie ich uwagi na coś innego, niż odwodzenie jej od powziętego zamierzenia. - Niedaleko stąd powinna znajdować się osada. Jeżeli będziecie dalej posuwać się tym traktem, wystarczy, że skierujecie się lekko na zachód. Leży niemal nad brzegiem jeziora.
- A ty w tym czasie co? - nie dawała za wygraną rudowłosa Krigarka. - Dogonisz Hirvio i co wtedy?!
- Jakiej odpowiedzi oczekujesz Erlene?
- Chcę się dowiedzieć, co zamierzasz - odparła dziewczyna z naciskiem. - Rozumiem, że chcesz uratować te dziewczyny. Pomijając fakt, że to bez sensu, bo tak samo dobrze jak ja wiesz, że one i tak nie będą wdzięczne za ratunek. Po takiej hańbie jedynym wyjściem dla nich będzie odebranie sobie życia. I zrobią to, doskonale o tym wiesz. Pomijając to, jak chcesz je uratować?
- Bez sensu jest snucie jakichkolwiek planów nie mając pełnego obrazu sytuacji - odpowiedziała łagodniej wojowniczka. - Jednego jestem pewna. Gdybym ja znalazła się na ich miejscu nie chciałabym, żeby o mnie zapomniano. Nie mogę więc pozwolić, żeby ta banda zwierząt dalej się nad nimi pastwiła. - Miała dość tej przedłużającej się dyskusji nad oczywistymi jej zdaniem sprawami.
- Bez sensu to jest ryzykować życie na marne, Samkho - powiedziała poważnie Erlene. - Bez sensu jest narażać misję, która ma uratować cały nasz lud po to, by próbować ratować parę dziewczyn, którym i tak już się nie pomoże. To okrutne, ale taka jest niestety prawda.
- Erlene, mówiąc o naszym ludzie nie mam na myśli jedynie grodów i wsi. Nasz lud to każdy żyjący tu człowiek, ja, ty, każda z tych dziewcząt. Mam wierzyć, że zdołam uratować cały lud, jeśli nie potrafię zdobyć się na próbę uratowania jednego człowieka? Mam ze spokojem sumienia złożyć je w ofierze na rzecz sprawy, o której powodzeniu nawet bogowie nie są przekonani?
- Tak, Samkho - powiedziała z naciskiem Erlene - Tak właśnie podpowiada zdrowy rozsądek.

- W zasadzie to nie masz pojęcia, Samkho, jak chcesz ich uratować. Zamierzasz patrzeć na ich kaźń? Czy rzucisz się do samobójczej próby ich ratowania? Jeśli wtedy nie zginiesz, to dołączysz do nich.- stwierdził chłodnym tonem Jan i dodał.- Rozumiem twoje chęci i uczucia, ale... poza nimi, nie masz nic. Gdyby chociaż istniał jakiś sposób, plan... Dlatego najlepiej będzie jak najszybciej dotrzeć do osady i przekonać wojów, by wyruszyli na pomoc twoim rodaczkom.
- Masz całkowitą rację, Jan - Samkha z pełnym przekonaniem potwierdziła swoje słowa głębokim skinieniem głowy. - Dlatego proszę was. - Jej głos brzmiał żarliwością. - Jedźcie do osady i powiadomcie kogo trzeba. Ja zrobię zwiad. Zdobędę informacje i jeśli to będzie konieczne... zawrócę. Chciałabym, wierzcie mi, dożyć dnia, kiedy Hirvio znikną z tej ziemi.

Rosiński uznał, że na to może się zgodzić. Skinął więc na potwierdzenie głową.
- Musimy odnaleźć Róg Odyna i oddać go w godne ręce. Tylko wtedy zapanuje tu spokój, a ludzie będą bezpieczni. Rozumiem to i z całych sił tego pragnę. Im szybciej więc wyruszę, tym szybciej do was dołączę i zdam sprawę.
- Dołączymy - poprawił ją Chris.

Gdyby Samkha potrafiła ciskać piorunami jak Thor, jeden z nich na pewno trafiłby w tej chwili w Chrisa.
Erlene parsknęła cicho. Nie mogła uwierzyć w to, że oni naprawdę chcą to zrobić. Zastanawiała sie dlaczego Samkha chce się tak narażać? Co ją do tego pchało? I dlaczego Utlandsk tak usilnie starał się jej towarzyszyć? Chciał tylko zadbać o to, by Krigarce nic się nie stało, czy może... liczył na jakieś dowody wdzięczności? Erlene spojrzała to na mężczyznę, to na ciskającą gromy z oczu dziewczynę i doszła do wniosku, że odpowiedź jest aż nad to oczywista.

Twarz wojowniczki pociemniała od tłumionego gniewu. Podeszła do Chrisa wolno, zadzierając dumnie głowę tak, że mimo sporej różnicy wzrostu wydawało się, jak gdyby chciała spojrzeć na niego z góry.
- Nie potrzebuję niańki, Przybyszu - syknęła. - Nie pierwszy raz idę na zwiad. Potrafię się też obronić, jeśli zajdzie taka potrzeba.
- Nigdy w to nie wątpiłem, Krigarko - odparł zimno Chris. - Ale zapewniam cię, że pojedziemy razem, albo wcale. Już przecież o tym rozmawialiśmy i mogłabyś to wreszcie zapamiętać.
- Pamiętam to jak zły sen, co jeszcze nie znaczy, że życzę sobie twojego towarzystwa. - Syk stał się jeszcze bardziej jadowity.
- Będziesz musiała to jakoś znieść. - Chris nie wyglądał na kogoś, kto zmieni zdanie. Zdawać by się mogło, że jest równie uparty jak Samkha. I wyraźnie nie przejmował się tonem wypowiedzi wojowniczki.
Ta dyskusja do niczego nie prowadziła. Erlene przekonywała się o tym coraz bardziej. Mogli tak stać aż do śmierci, a i tak nic by nie ustalili. Z takimi nastrojami o porozumieniu nie było mowy.

- A ty - tym razem Wiedźma zwróciła się do przybysza, gdyż dyskusja z Samkhą nie miała sensu - uważasz że to dobry pomysł? Gdyby nie to, że Samkha koniecznie chce iść, poszedłbyś? - W tej chwili powód, dla którego chciał towarzyszyć dziewczynie nie miał dla Erlene najmniejszego znaczenia. Chciała poznać jego własne zdanie.
- To i tak nie ma znaczenia w tej sytuacji - stwierdził Chris. - Ale ogólnie biorąc uważam, że takie akurat podejście do tej sprawy, jakie prezentuje Samkha, jest jak najbardziej słuszne. Historie opowiadane przez moich rodaków zawierają i takie zdarzenia.

Zwężone w szparki oczy wojowniczki rozszerzyły się zdumieniem, by po chwili znów wbić się w jego twarz uważnym spojrzeniem.
- A ty - Chris dla odmiany zwrócił się do Samkhy - tracisz niepotrzebnie czas na dyskusję, która w moim przypadku i tak nic nie zmieni.
W pewnym sensie zgadzała się z nim co do tej sprawy. Nie zamierzała jednak przyznawać mu racji żadnym swoim gestem czy słowem. Fuknęła tylko, krzywiąc się w ironicznym uśmieszku i odwróciwszy się na pięcie podeszła do Nuoli. Jej koncentracja na sprawdzaniu popręgu i dopinaniu juków dawała wyraźnie do zrozumienia, iż nie ma najmniejszej ochoty poświęcać upartemu jak kozioł Utlandsk choćby krzty uwagi. A czyniła to tak energicznie, że istniała obawa, iż zerwie któryś ze skórzanych pasków, lub urwie jakąś klamrę. Nuola jedynie odwróciła łeb, przyglądając się z oburzeniem tej szarpaninie przy swoim grzbiecie.

- Weźmiecie ze sobą ciało? - Choć pytanie dotyczyło Erlene i Jana, Samkha skierowała je raczej do siodła na końskim grzbiecie.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 31-07-2011 o 23:40.
Lilith jest offline