Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2011, 05:21   #41
Yzurmir
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Nie mając pojęcia, na jakie ryzyko nastawia młodą białogłowę — obóz ich przecież oddalony był tak od traktu, że ciężko było go znaleźć, i jak dotąd nigdy nikt ani nic ich nie niepokoiło, był zatem markiz przekonany, iż jest tam bezpiecznie — de Nevoix ruszył z powrotem do karczmy. W pośpiechu trochę się zadyszał, ale parł dzielnie przed siebie, aż dotarli na skraj drogi. Gdy jeden z podwładnych von Stadena — jak mu się wydawało — dosłyszał wówczas tętent koni, Roland wkroczył w zarośla i wytężał wzrok, by dostrzec jadących. Czy byli to jedni z tych ubranych w szaty, podejrzanych ludzi? Okazało się, że nie. Kucając w krzakach, widział nogi jeźdźców; spojrzał na Kislevitów, sprawdzając, czy są gotowi na ewentualny atak, oraz zerknął na Heinricha, będąc ciekawym, jakie rozkazy wyda. Ten jednak zidentyfikował nieznajomych i wyszedł na drogę.

Zut alors, musieliśmy narobić hałasu — stwierdził markiz chyba sam do siebie beztroskim, acz nieco przygnębionym, tonem. Postanowił spacyfikować atmosferę napięcia, jakie narastało jeszcze chwilę temu, i nie okazywać po sobie, że miało ono na niego jakikolwiek wpływ. Druga strona w postaci obcego mu Swanna wykazywała najwyraźniej zrozumienie w tej kwestii, więc, uśmiechając się nieznacznie, Roland poprawił kapelusz na głowie i otrzepał rękawy dubletu z pyłków.

Przysłuchiwał się relacji zdawanej przez jednego z jeźdźców, ukazując zdystansowane zdziwienie. Ani nigdy nie widział żadnych potworów, ani o nich nie słyszał i jego kompanów chyba również się to tyczyło. Gdyby zresztą mutanci pojawiali się nocami pod karczmą — chociażby tylko wtedy, gdy ktoś ma zostać porwany — czy goście by nie zauważyli? Markiz nie był jednak pewien, jak wielu spośród osób nocujących w gospodzie rzeczywiście opuszczało ją następnego ranka. W każdym razie niechętnie odnosił się do pomysłu wycofania się. Owszem, osiem potworów — o ile rzeczywiście tam jakieś potwory były i nie stanowiły tylko wymysłu tego człeka — stanowiło zagrożenie. Ale z drugiej strony były tu teraz — bądź mają niby być — a nie wiadomo, kiedy taka sytuacja się powtórzy. Być może większą przewagę mieliby, gdyby wpierw sami przygotowali jakąś pułapkę, ale teraz nie było pewności, czy porywacze się nabiorą, skoro Heinrich i jego towarzysze zdołali umknąć, a markiza i Kislevitów musiano już znać.

'Err von Staden, co pan decyduje? — zapytał ignorując Swanna, którego wciąż uważał za plebejusza, gdy tylko ten skończył zdawać raport. — Moi ludzie są do pańskiej dyspozycji, dokładnie tak, jak ustaliliśmy.

A wy, ludzie, co na to?! — zapytał Kislevitów cokolwiek innym, bardziej rubasznym tonem. Nauczył się szanować opinię tych doświadczonych podróżników i chciał ją teraz poznać niezależnie od tego, że, zgodnie z umową, ostateczną decyzję podejmie von Staden. Do tego miał pewne wątpliwości co do prawdziwości relacji Swanna, więc dodał jeszcze w całości po kislevsku: — <I co sądzicie o tych "potworach"? Myślicie, że kłamie?>
 
Yzurmir jest offline