- Magnus Moppenheimer wraz z mieszkańcami tej wioski. Ale któż jest wewnątrz tej chaty?! - brzmiała odpowiedź na pytanie zadane przez Siegfrieda
Pułapka czy rzeczywiście Sigmar ich ocalił. Spojrzał na Elyn i mruknął cicho: - Siedzieć tu i tak nie ma sensu dłużej. Bądźcie gotowi.. wróg czai się wszędzie
Siegfried otworzył drzwi i Ci, którzy stali przed nimi mogli dostrzec mężczyznę mierzącego sto dziewięćdziesiąt centrymetrów. Długie siwe, brudne włosy opadały mu na barczyste ramiona. Lewa część twarzy była strasznie poharatana, a przez oko przechodziła długa i bardzo widoczna blizna. Mężczyzna miał również mniejsze, lecz część z nich mogła pochodzić od brzytwy lub była wynikiem nie dokładnego golenia się. Przy pasie miał posrebrzany łańcuszek na którym zwisał wiosek w kształcie komety z dwoma ogonami. Na dłoniach miał nałożone stare, skórzane brązowe rękawiczki, po których widać było iż przeszły one sporo.
Mężczyzna miał na sobie długą szatę z symbolami Sigmara i Inkwizycjum.
Niebieskie oczy mężczyzny zdawały się świecić lub błyszczeć a w nich było widoczne jakieś.. szaleństwo.
Sigmarita trzymał w dłoni korbacz, a palce kurczowo zaciskał na trzonku. Zrobił krok do przodu, tak by móc wyjść przed dom. - Siegfried, sługa Sigmara.. - rzekł ponuro
Mężczyzna rozejrzał się po zebranych i dyskretnie zerknął na Elyn. Ona znów dowodziła i to ona miała zabrać głos. On stał tylko po to ... by chronić ją i tamtego.. o którym tak naprawdę nie wiele wiedział.
Chociaż sam zastanawiał się nad tym wszystkim.. Elyn nie okazała się tak samolubna jak myślał. Może jej nie spali,a nawet polubi.
__________________ Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
Ostatnio edytowane przez valtharys : 02-08-2011 o 10:37.
|