Lorenzo - Lorenzo Sandrone oficer miłościwie nam panującego króla Franciszka I - powtórzył. Dziewczyna wydawała się nieco nieprzytomna , wierciła nieustannie szpicem swej parasolki dziury w trawniku. - Wybacz Pani żołnierzowi, ale Mars nie zwykł chadzać w parze z Muzami - rozłożył bezradnie ręce dając do zrozumienia, że nazwisko Jej jako artystki nie jest mu znane.
Założył kapelusz na głowę i podał dziewczynie zdrowe ramię. - Umarł największy człowiek naszych czasów, równy, ba przewyższający swym geniuszem Arystotelesa i Platona, a oni tam żrą , piją i plotkują o rzeczach małych i przyziemnych. Widzę , że zarówno Pani jak i mi obmierzło to towarzystwo pełnych brzuchów i pustych głów. Słów bez znaczenia płynących za to wartko niby rzeka.
Mówiąc to prowadził Caroline w stronę roziskrzonego lampionami i rozbrzmiewającego gwarem środka ogrodu. Jakby dla kontrastu silniejszy podmuch poruszył znowu liśćmi, roztańczyły się cienie wokół nich. - Jest jednak parę osób, które myślą podobnie jak my. Pozwolisz Pani, ze ich przedstawię to młody dyplomata Vincenzo Medici, wraz z przyjaciółką naszego nieodżałowanego Leonarda panienką Angelique. Pani zapewne również byłaś znajomą naszego Mistrza ?
Zadał to pytanie niby mimochodem. |