Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2011, 18:19   #12
Kagonesti ZW
 
Kagonesti ZW's Avatar
 
Reputacja: 1 Kagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłość
Eugene:

Obserwowanie nietypowego gościa zajęło Ci wystarczająco czasu, by dobrze się przygotować. Co prawda gdy wypalałeś papierosa, wydawało się że dał sobie spokój z tą bezcelową kłótnią z bazarową babą, ale z pomocą jej a bardziej Tobie po chwili przyszła jej przyjaciółka ze straganu obok i kłótnia odżyła na nowo. Z wykrzykiwanych i przekrzykiwanych słów, udało Ci się dosłyszeć że mężczyzna wyzywa kobiety od porywaczek dzieci i że są czemuś winne, a te wyzywając go próbowały nie tyle bronić swego honoru, co wręcz atakować mężczyznę i pytać o czelność pobytu tutaj. Kłótnia zdała się w końcu zwracać uwagę co raz większej gawiedzi, a co za tym idzie i twojej konkurencji... Trzeba było działać szybko. Nóż pewnie leżał w dłoni. Przez sekundę nawet głowę przeszyła myśl o tym, że cholera zaczynasz się do niego zbytnio przywiązywać, ale teraz to było nieważne. Bo choć starszyzna mocno ostatnio przestrzegała przed robieniem fizycznej krzywdy jakimkolwiek nie-romom (w obawie przed reperkusjami i wydłużeniem się awarii prądu), ty wiedziałeś swoje. To nie była piaskownica, tylko podziemna klatka wypełniona groźnymi zwierzętami. Jako Rom wiedziałeś wiele, bowiem wieści wśród waszych grup rozprowadzały się szybko, nawet jeśli były w innych sektorach. I zdawałeś sobie sprawę, że tacy ładnie ubrani goście lubili mieć przy sobie nielegalną broń palną. Ot, niby dla bezpieczeństwa, ale słyszałeś przecież pogłoski o potajemnie urządzanych polowaniach na kolorową biedotę przez grupy post-nazistowskich snobów z sektora południowego. A także o dwóch Turkach co ostatnio zginęli w sektorze wschodnim gdy próbowali okraść dom jakiegoś urzędnika. Ponoć miał w domu spluwę tak wielką, że gościom oderwało łby. I co z tego, że skończy zapewne w izolatce, sczeźnie i zgnije w niej z głodu i samotności. Tych dwóch pechowców też nigdy nie ujrzy światła powierzchni, a tobie nie było śpieszno zostawać tu na zawsze. I nawet jeśli ten gość przed tobą nie wyglądał na takiego, co by wynosił arsenał z magazynu, to było też wielu takich co przeszmuglowali podczas wejścia różnorakie, palne "pamiątki rodzinne" (pamiętające oczywiście nazistowski Wermacht), które dziś zamiast wisieć na ścianach, służyły jako "mocny argument" w konfliktach. Nóż w dłoni nie był tu ostatecznością, ale polisą na życie. Niczym łasica dopełzająca do swej ofiary, w końcu znalazłeś się przy plecach Niemca. Naprawdę wyglądał jak rasowy szwab. Kiedy on kłócił się z kobietami, Ty sukcesywnie opróżniałeś jedną z jego kieszeni.


Mężczyzna:

... słyszycie! Oddawajcie go! Pieprzone brudasy, zadarliście z moją rodziną, ale nie pozwolę wam go tknąć! Jeśli stanie mu się...


Romka:

Słyszycie go, słyszycie!!! Słyszcie, o! Co on sobie wyobraża, gnida szwabska nikogo nie porwałyśmy, Hitler namieszał mu we łbie!

A tymczasem do twych lepkich rąk przykleił się zapewne skórzany, kanciasty przedmiot. Wypchany portfel... Ach, kiedyś byłoby pięknie aż za bardzo. Teraz wypełniona markami portmonetka była warta tyle, co papier toaletowy a i zawartość najczęściej mogła czemuś podobnemu posłużyć. To nawet było intrygujące, że w obliczu spadku wartości pieniądza, ludzie nadal byli przywiązani do przedmiotów je przetrzymujących. Lecz przy dozie szczęścia, gość mógł mieć tam jakieś niewykorzystane bony na żywność lub ropę, a przy dobrych kontaktach poza sekcją, dało się z nich zrobić nawet ciekawy użytek. Pora więc przyszła na drugą kieszeń...

- On jest moim synem, słyszycie! Macie mi powiedzieć, gdzie go zabraliście! Doskonale wiem, że go gdzieś ukryliście! Chcecie szantażować urząd! Ale nie pozwo... - mężczyzna próbował dotrzeć do kobiety, jednak jego słowa rozbijały się jak groch o ścianę. Wprawiona w przekrzykiwaniu cyganka nie traciła wcale tupetu.
- Szkopska, nazistowska kanalia, pomiot wieprza i owczarka niemieckiego! Wynoś się, wynoś już wynocha z mojego straganu! Raus do szkopskiej sekcji!
- Oddajcie mi syna, to sobie pójdę! On nie skończył jeszcze dziesięciu lat, nie zasłużył na coś takiego! Nie zgłoszę tego, po prostu zabiorę go i pójdę - dało się wyczuć pewną skrywaną pod męską pozą rozpacz w jego głosie.

Nie było cię jednak stać na takie sentymenty, a zwłaszcza cudze troski. Tu przetrwają tylko najsilniejsi i najsprytniejsi. Druga kieszeń obfitowała już w dwa przedmioty: coś z dotyku przypominające kartonową, prostokątną paczuszkę, oraz jeszcze jakiś metalowy, zimny przedmiot na łańcuszku. Obie rzeczy szybko zmieniły właściciela. Zdążyłeś się jeszcze w porę odsunąć, nim Niemiec zorientował się o czyjeś bliskiej obecności. Odwrócił się w twoją stronę, ale nim zdążył cię zapytać o cokolwiek, wyćwiczonym gestem udającym niewinnego, przypadkowego przechodnia obróciłeś się i udałeś w długą. Bułka z masłem. Będąc w bezpiecznej odległości mogłeś się nacieszyć łupami. Tak, portfel poza dokumentami, biletami dawnych kolei i plikiem ośmiuset marek niemieckich (czyli równowartość dwóch kartonów papierosów, lub butelki drogiego wina... na powierzchni), posiadał skromny talon na dwa litry oleju naftowego, oraz talon na litr wody pitnej lub destylowanej. Lepsze to nic niż, choć dokumenty mogą przydać się pewnie jakimś fałszerzom (może uda się wręcz załapać na jakąś lewą przepustkę w lepsze miejsce?). Druga porcja łupu napełniała cię nadzieją że może być w tym paczka papierosów, ale rozwiał ją widok kartonu z tabletkami. Bayerowska aspiryna - po chwili zastanowienia oceniłeś, że dało się to czasami nieźle opchnąć komuś kto cierpiał na migrenę i szkoda to wyrzucać. Na koniec został wreszcie tajemniczy przedmiot. I tu twoje powieki uniosły się bardziej, a usta zwęziły jak u zawodowego jubilera. Był to niewątpliwie złoty i cenny zegarek. Cenny, gdyż nawet tu pod ziemią niewielu oparłoby się takiej błyskotce. Otwierany, nakręcany, a po wygrawerowanym napisie widać że również i markowy. Szwajcarski. Od wewnątrz również miał wygrawerowany napis, mówiący po niemiecku: "Z pokolenia na pokolenie, von Glaumer". Cholerna pamiątka rodzinna! Trochę zaniży to całościową wartość, ale ostatecznie ktoś i tak pewnie to kupi i przerobi lub przetopi na powierzchni. Zresztą znałeś jednego napaleńca na wszelkie takie przedmioty, który w dodatku miał wiele przydatnych narzędzi, a i pożywienia z racji wykonywanego zawodu ślusarza nigdy mu nie brakowało. Rodzina będzie dumna, gdy znów przyjdziesz z koszem pełnym mielonki i suszonych owoców. Szczery i szeroki uśmiech ośmioletniej Petshy na widok takich pyszności był jednym z tych cholernie głębokich sensów życia, i powodem egzystencji w tym podziemnym bagnie. Miałeś do niej słabość, to fakt. Mimo iż nie była twoją rodziną, od kiedy ją znalazłeś nagą, prawdopodobnie pobitą i zgwałconą w jakimś rynsztoku, poczułeś z nią pewną więź. W sumie dzięki tobie chyba jeszcze nie odebrała sobie życia. Z tego przyjemnego zadumania, wyrwał cię dopiero krzyk: "Cholerni złodzieje! Okradli mnie, łapcie go do cholery, albo sam go zatłukę!". Gdy się obróciłeś, ujrzałeś swoją ofiarę która zorientowała się o ubytku cennych rzeczy. I chyba cię właśnie dojrzał, co oznaczało nie mniej, ni więcej jak konieczność szybkiego ulotnienia się.

Hilda i Fatma:

Obie wiedziałyście, że ostrożności tu nigdy nie za wiele. Nie byłyście rasistkami, i nawet bardziej liberalna Fatma zdawała sobie sprawę że choć stereotypy były mocno przesądzone, to kryło się w nich ziarno prawdy. Nie było tajemnicą, że przestępczość w romskiej dzielnicy była sporym problemem, a kradzieże były czymś w tej kulturze dosyć popularne. Hilda trochę nieudolnie próbowała przypomnieć sobie rozkład ścieżek, ale udało się w myślach ułożyć plan ucieczki przez krótką uliczkę prowadzącą do kanałów i stamtąd pod prawym skrzydłem można było wyjść przy posterunku, a przy odrobinie szczęścia nawet przy bramce granicznej. Przejście to skrywało się za kartonami, i nie było nikogo w pobliżu który by z niego korzystał. Teraz należało przynajmniej postarać się poszukać Gunthera. Hildę tak naprawdę zastanawiało co robią służby z tego posterunku, poza robieniem w gacie i okazjonalnie pierdzeniem w stołek. Choć trochę im współczułaś, bo patrolowanie takiej sekcji to parszywa i niebezpieczna robota. Nie było tu w każdym bądź razie po nich śladu, i nawet nie miałaś pewności czy by przybyli, gdyby krzyczeć o pomoc na całe gardło. I na szczęście te złowrogie spojrzenia łagodziła nieco obecność Fatmy. Jej cera i urok wzbudzał jakieś iskierki poczucia więzi, która była niczym karma wśród mniejszości etnicznych w schronie, choć oczywiście nie zakrywała różnic i konfliktów. Turcy i Romowie w miarę się rozumieli, ale Żydzi i Turcy potrafili wyjść do siebie na noże. Ale chyba wszystkie te mniejszości wspólnie i równo nie lubiły Niemców. Na dodatek, wraz z objęciem Urzędu Głównego przez konserwatywnego nacjonalistę Rudolfa Haussena niechęć ta znacznie wzrosła. Niemcy wciąż w ich oczach pozostawali skrytymi nazistami i socjalistami, którzy żyli z innymi nacjami tylko dlatego, żeby je wykorzystywać i się nad nimi wywyższać. Po chwili zdałyście sobie też sprawę, że uroda Fatmy (choć Hilda też była niczego sobie) może okazać się sporą bolączką. Obok spojrzeń pełnych pogardy i szczerej niechęci, pojawiały się też te przepełnione niewyżytą pożądliwością. To była kwestia czasu. Dotarłyście w końcu do niedużego placu pełnego rozłożonych dywanów i pordzewiałych, żelaznych straganów. Głównymi handlarzami były kobiety. W tłumie dało się usłyszeć jak ktoś się wykłóca. Hilda po chwili skojarzyła ten męski głos, ale nie była do końca pewna. W dodatku nagle zrobiło się tłoczno. Romowie zaczęli mocno się o was obijać, ocierać i przepychać. I przydało się trochę doświadczenie Hildy z pierwszych lekcji w służbie. Sztuczny tłum! Gdy dłoń Hildy instynktownie przywarła do kieszeni, już czuła jak jakaś dłoń próbowała się do niej dobrać. Próbowałaś ją złapać, ale ta zniknęła w tłumie tak szybko jak się pojawiła. Złodzieje mieli sporą wprawę. Fatma miała szczęście, ale z jakiś przyczyn złodzieje zainteresowali się tylko jej niemiecką przyjaciółką. Tłum po chwili rozszedł się tak naturalnie, jak naturalnie się pojawił - czyli znikąd. I wtedy znów do waszych uszu doszły krzyki. Trzy głosy i jeden należał do mężczyzny, w dodatku dla Hildy brzmiał dziwnie znajomo. Głosy dobiegały ze straganu przy jednej z przecznic. Z każdym niezrozumiałym w zgiełku słowem, dało się słyszeć pewną typową dla niemieckiego akcentu tonację. I nagle męski głos stał się bardziej donośny i zrozumiały. Mężczyzna krzyknął w powietrze, tak głośno że usłyszało go chyba pół sekcji: ""Cholerni złodzieje! Okradli mnie, łapcie go do cholery, albo sam go zatłukę!". Hilda nie miała wątpliwości. To był Gunther von Glaumer, a Fatma doskonale zauważyła to na twarzy przyjaciółki!
 
__________________
"You can have power over people as long as you don't take everything away from them. But when you've robbed a man of everything, he's no longer in your power." Aleksandr I. Solzhenitsyn.

Ostatnio edytowane przez Kagonesti ZW : 02-08-2011 o 18:32.
Kagonesti ZW jest offline