Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-08-2011, 17:59   #11
 
More Power's Avatar
 
Reputacja: 1 More Power nie jest za bardzo znany
- Jasne, masz rację. Nie będę zgrywać bohaterki. Z drugiej strony kolorowa dzielnica to nie strefa wojny, to też są ludzie i wątpię żeby było tam aż tak niebezpiecznie. Chociaż nie przeczę - spojrzała na swoją rękę - niektóre ich zwyczaje są barbarzyńskie. Nie pozostaje nam chyba nic innego niż szukać w ciemno. Schron nie jest przecież taki duży. Dobra, prowadź. Poszukamy godzinę lub dwie i spadamy stąd.
Fatma jako że sama jest "kolorowa" miała większą swobodę niż Hilda. Rozglądała się dyskretnie, przysłuchiwała się rozmowom mijanych ludzi (jeśli rozumie) jednak też była ostrożna. Może spotka tutaj kogoś znajomego kto mógłby pomóc?
 
More Power jest offline  
Stary 02-08-2011, 18:19   #12
 
Kagonesti ZW's Avatar
 
Reputacja: 1 Kagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłość
Eugene:

Obserwowanie nietypowego gościa zajęło Ci wystarczająco czasu, by dobrze się przygotować. Co prawda gdy wypalałeś papierosa, wydawało się że dał sobie spokój z tą bezcelową kłótnią z bazarową babą, ale z pomocą jej a bardziej Tobie po chwili przyszła jej przyjaciółka ze straganu obok i kłótnia odżyła na nowo. Z wykrzykiwanych i przekrzykiwanych słów, udało Ci się dosłyszeć że mężczyzna wyzywa kobiety od porywaczek dzieci i że są czemuś winne, a te wyzywając go próbowały nie tyle bronić swego honoru, co wręcz atakować mężczyznę i pytać o czelność pobytu tutaj. Kłótnia zdała się w końcu zwracać uwagę co raz większej gawiedzi, a co za tym idzie i twojej konkurencji... Trzeba było działać szybko. Nóż pewnie leżał w dłoni. Przez sekundę nawet głowę przeszyła myśl o tym, że cholera zaczynasz się do niego zbytnio przywiązywać, ale teraz to było nieważne. Bo choć starszyzna mocno ostatnio przestrzegała przed robieniem fizycznej krzywdy jakimkolwiek nie-romom (w obawie przed reperkusjami i wydłużeniem się awarii prądu), ty wiedziałeś swoje. To nie była piaskownica, tylko podziemna klatka wypełniona groźnymi zwierzętami. Jako Rom wiedziałeś wiele, bowiem wieści wśród waszych grup rozprowadzały się szybko, nawet jeśli były w innych sektorach. I zdawałeś sobie sprawę, że tacy ładnie ubrani goście lubili mieć przy sobie nielegalną broń palną. Ot, niby dla bezpieczeństwa, ale słyszałeś przecież pogłoski o potajemnie urządzanych polowaniach na kolorową biedotę przez grupy post-nazistowskich snobów z sektora południowego. A także o dwóch Turkach co ostatnio zginęli w sektorze wschodnim gdy próbowali okraść dom jakiegoś urzędnika. Ponoć miał w domu spluwę tak wielką, że gościom oderwało łby. I co z tego, że skończy zapewne w izolatce, sczeźnie i zgnije w niej z głodu i samotności. Tych dwóch pechowców też nigdy nie ujrzy światła powierzchni, a tobie nie było śpieszno zostawać tu na zawsze. I nawet jeśli ten gość przed tobą nie wyglądał na takiego, co by wynosił arsenał z magazynu, to było też wielu takich co przeszmuglowali podczas wejścia różnorakie, palne "pamiątki rodzinne" (pamiętające oczywiście nazistowski Wermacht), które dziś zamiast wisieć na ścianach, służyły jako "mocny argument" w konfliktach. Nóż w dłoni nie był tu ostatecznością, ale polisą na życie. Niczym łasica dopełzająca do swej ofiary, w końcu znalazłeś się przy plecach Niemca. Naprawdę wyglądał jak rasowy szwab. Kiedy on kłócił się z kobietami, Ty sukcesywnie opróżniałeś jedną z jego kieszeni.


Mężczyzna:

... słyszycie! Oddawajcie go! Pieprzone brudasy, zadarliście z moją rodziną, ale nie pozwolę wam go tknąć! Jeśli stanie mu się...


Romka:

Słyszycie go, słyszycie!!! Słyszcie, o! Co on sobie wyobraża, gnida szwabska nikogo nie porwałyśmy, Hitler namieszał mu we łbie!

A tymczasem do twych lepkich rąk przykleił się zapewne skórzany, kanciasty przedmiot. Wypchany portfel... Ach, kiedyś byłoby pięknie aż za bardzo. Teraz wypełniona markami portmonetka była warta tyle, co papier toaletowy a i zawartość najczęściej mogła czemuś podobnemu posłużyć. To nawet było intrygujące, że w obliczu spadku wartości pieniądza, ludzie nadal byli przywiązani do przedmiotów je przetrzymujących. Lecz przy dozie szczęścia, gość mógł mieć tam jakieś niewykorzystane bony na żywność lub ropę, a przy dobrych kontaktach poza sekcją, dało się z nich zrobić nawet ciekawy użytek. Pora więc przyszła na drugą kieszeń...

- On jest moim synem, słyszycie! Macie mi powiedzieć, gdzie go zabraliście! Doskonale wiem, że go gdzieś ukryliście! Chcecie szantażować urząd! Ale nie pozwo... - mężczyzna próbował dotrzeć do kobiety, jednak jego słowa rozbijały się jak groch o ścianę. Wprawiona w przekrzykiwaniu cyganka nie traciła wcale tupetu.
- Szkopska, nazistowska kanalia, pomiot wieprza i owczarka niemieckiego! Wynoś się, wynoś już wynocha z mojego straganu! Raus do szkopskiej sekcji!
- Oddajcie mi syna, to sobie pójdę! On nie skończył jeszcze dziesięciu lat, nie zasłużył na coś takiego! Nie zgłoszę tego, po prostu zabiorę go i pójdę - dało się wyczuć pewną skrywaną pod męską pozą rozpacz w jego głosie.

Nie było cię jednak stać na takie sentymenty, a zwłaszcza cudze troski. Tu przetrwają tylko najsilniejsi i najsprytniejsi. Druga kieszeń obfitowała już w dwa przedmioty: coś z dotyku przypominające kartonową, prostokątną paczuszkę, oraz jeszcze jakiś metalowy, zimny przedmiot na łańcuszku. Obie rzeczy szybko zmieniły właściciela. Zdążyłeś się jeszcze w porę odsunąć, nim Niemiec zorientował się o czyjeś bliskiej obecności. Odwrócił się w twoją stronę, ale nim zdążył cię zapytać o cokolwiek, wyćwiczonym gestem udającym niewinnego, przypadkowego przechodnia obróciłeś się i udałeś w długą. Bułka z masłem. Będąc w bezpiecznej odległości mogłeś się nacieszyć łupami. Tak, portfel poza dokumentami, biletami dawnych kolei i plikiem ośmiuset marek niemieckich (czyli równowartość dwóch kartonów papierosów, lub butelki drogiego wina... na powierzchni), posiadał skromny talon na dwa litry oleju naftowego, oraz talon na litr wody pitnej lub destylowanej. Lepsze to nic niż, choć dokumenty mogą przydać się pewnie jakimś fałszerzom (może uda się wręcz załapać na jakąś lewą przepustkę w lepsze miejsce?). Druga porcja łupu napełniała cię nadzieją że może być w tym paczka papierosów, ale rozwiał ją widok kartonu z tabletkami. Bayerowska aspiryna - po chwili zastanowienia oceniłeś, że dało się to czasami nieźle opchnąć komuś kto cierpiał na migrenę i szkoda to wyrzucać. Na koniec został wreszcie tajemniczy przedmiot. I tu twoje powieki uniosły się bardziej, a usta zwęziły jak u zawodowego jubilera. Był to niewątpliwie złoty i cenny zegarek. Cenny, gdyż nawet tu pod ziemią niewielu oparłoby się takiej błyskotce. Otwierany, nakręcany, a po wygrawerowanym napisie widać że również i markowy. Szwajcarski. Od wewnątrz również miał wygrawerowany napis, mówiący po niemiecku: "Z pokolenia na pokolenie, von Glaumer". Cholerna pamiątka rodzinna! Trochę zaniży to całościową wartość, ale ostatecznie ktoś i tak pewnie to kupi i przerobi lub przetopi na powierzchni. Zresztą znałeś jednego napaleńca na wszelkie takie przedmioty, który w dodatku miał wiele przydatnych narzędzi, a i pożywienia z racji wykonywanego zawodu ślusarza nigdy mu nie brakowało. Rodzina będzie dumna, gdy znów przyjdziesz z koszem pełnym mielonki i suszonych owoców. Szczery i szeroki uśmiech ośmioletniej Petshy na widok takich pyszności był jednym z tych cholernie głębokich sensów życia, i powodem egzystencji w tym podziemnym bagnie. Miałeś do niej słabość, to fakt. Mimo iż nie była twoją rodziną, od kiedy ją znalazłeś nagą, prawdopodobnie pobitą i zgwałconą w jakimś rynsztoku, poczułeś z nią pewną więź. W sumie dzięki tobie chyba jeszcze nie odebrała sobie życia. Z tego przyjemnego zadumania, wyrwał cię dopiero krzyk: "Cholerni złodzieje! Okradli mnie, łapcie go do cholery, albo sam go zatłukę!". Gdy się obróciłeś, ujrzałeś swoją ofiarę która zorientowała się o ubytku cennych rzeczy. I chyba cię właśnie dojrzał, co oznaczało nie mniej, ni więcej jak konieczność szybkiego ulotnienia się.

Hilda i Fatma:

Obie wiedziałyście, że ostrożności tu nigdy nie za wiele. Nie byłyście rasistkami, i nawet bardziej liberalna Fatma zdawała sobie sprawę że choć stereotypy były mocno przesądzone, to kryło się w nich ziarno prawdy. Nie było tajemnicą, że przestępczość w romskiej dzielnicy była sporym problemem, a kradzieże były czymś w tej kulturze dosyć popularne. Hilda trochę nieudolnie próbowała przypomnieć sobie rozkład ścieżek, ale udało się w myślach ułożyć plan ucieczki przez krótką uliczkę prowadzącą do kanałów i stamtąd pod prawym skrzydłem można było wyjść przy posterunku, a przy odrobinie szczęścia nawet przy bramce granicznej. Przejście to skrywało się za kartonami, i nie było nikogo w pobliżu który by z niego korzystał. Teraz należało przynajmniej postarać się poszukać Gunthera. Hildę tak naprawdę zastanawiało co robią służby z tego posterunku, poza robieniem w gacie i okazjonalnie pierdzeniem w stołek. Choć trochę im współczułaś, bo patrolowanie takiej sekcji to parszywa i niebezpieczna robota. Nie było tu w każdym bądź razie po nich śladu, i nawet nie miałaś pewności czy by przybyli, gdyby krzyczeć o pomoc na całe gardło. I na szczęście te złowrogie spojrzenia łagodziła nieco obecność Fatmy. Jej cera i urok wzbudzał jakieś iskierki poczucia więzi, która była niczym karma wśród mniejszości etnicznych w schronie, choć oczywiście nie zakrywała różnic i konfliktów. Turcy i Romowie w miarę się rozumieli, ale Żydzi i Turcy potrafili wyjść do siebie na noże. Ale chyba wszystkie te mniejszości wspólnie i równo nie lubiły Niemców. Na dodatek, wraz z objęciem Urzędu Głównego przez konserwatywnego nacjonalistę Rudolfa Haussena niechęć ta znacznie wzrosła. Niemcy wciąż w ich oczach pozostawali skrytymi nazistami i socjalistami, którzy żyli z innymi nacjami tylko dlatego, żeby je wykorzystywać i się nad nimi wywyższać. Po chwili zdałyście sobie też sprawę, że uroda Fatmy (choć Hilda też była niczego sobie) może okazać się sporą bolączką. Obok spojrzeń pełnych pogardy i szczerej niechęci, pojawiały się też te przepełnione niewyżytą pożądliwością. To była kwestia czasu. Dotarłyście w końcu do niedużego placu pełnego rozłożonych dywanów i pordzewiałych, żelaznych straganów. Głównymi handlarzami były kobiety. W tłumie dało się usłyszeć jak ktoś się wykłóca. Hilda po chwili skojarzyła ten męski głos, ale nie była do końca pewna. W dodatku nagle zrobiło się tłoczno. Romowie zaczęli mocno się o was obijać, ocierać i przepychać. I przydało się trochę doświadczenie Hildy z pierwszych lekcji w służbie. Sztuczny tłum! Gdy dłoń Hildy instynktownie przywarła do kieszeni, już czuła jak jakaś dłoń próbowała się do niej dobrać. Próbowałaś ją złapać, ale ta zniknęła w tłumie tak szybko jak się pojawiła. Złodzieje mieli sporą wprawę. Fatma miała szczęście, ale z jakiś przyczyn złodzieje zainteresowali się tylko jej niemiecką przyjaciółką. Tłum po chwili rozszedł się tak naturalnie, jak naturalnie się pojawił - czyli znikąd. I wtedy znów do waszych uszu doszły krzyki. Trzy głosy i jeden należał do mężczyzny, w dodatku dla Hildy brzmiał dziwnie znajomo. Głosy dobiegały ze straganu przy jednej z przecznic. Z każdym niezrozumiałym w zgiełku słowem, dało się słyszeć pewną typową dla niemieckiego akcentu tonację. I nagle męski głos stał się bardziej donośny i zrozumiały. Mężczyzna krzyknął w powietrze, tak głośno że usłyszało go chyba pół sekcji: ""Cholerni złodzieje! Okradli mnie, łapcie go do cholery, albo sam go zatłukę!". Hilda nie miała wątpliwości. To był Gunther von Glaumer, a Fatma doskonale zauważyła to na twarzy przyjaciółki!
 
__________________
"You can have power over people as long as you don't take everything away from them. But when you've robbed a man of everything, he's no longer in your power." Aleksandr I. Solzhenitsyn.

Ostatnio edytowane przez Kagonesti ZW : 02-08-2011 o 18:32.
Kagonesti ZW jest offline  
Stary 22-08-2011, 12:38   #13
 
Zekhinta's Avatar
 
Reputacja: 1 Zekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie coś
Nie było czasu na zastanowienie się, czy ktoś jej coś zwinął, czy też nie. Znalazła Gunthera, po to tu przyszła to było teraz najważniejsze.
- Chodźmy - rzuciła szybko do Fatmy i od razu skierowała się w stronę kłótni, zerknąwszy tylko, czy przyjaciółka idzie za nią. Turczynka szła tuż za nią.

Nie zawołała znajomego, tylko rozejrzała sie uważnie po jego najbliższej okolicy - patrzyła, z kim się kłóci, kto obok stoi, czy dzieje się coś więcej. Po dłuższej chwili udało się jej namierzyć potencjalnie człowieka, który bardzo przypominał Gunthera, który właśnie zrywał się do biegu. Lecz chwilę potem zauważyła jak na chwilę nieruchomieje, a następnie przewraca się wpadając na kilku ludzi przed sobą. Nie wyglądało to optymistycznie.

Widząc zaistniałą sytuację Hilda przyspieszyła, przedzierając się do upadającego mężczyzny. Niestety, nie zdazyla do niego dopasc. Guntther w ulamku sekundy zwalil sie na podloge, zwijajac sie z bolu trzymając kurczowo obie ręce na łydce.

- Sheisse! Chyba skręciłem... niech ja go tylko... ! - jęczał cicho, ale Hilda zdążyła już rozpoznać w nim głowę rodziny państwa von Glaumerów. Fatma wyjęła z portfela wszystkie monety jakie miała. Wzięła je w garść i rzuciła na podłogę w takim miejscu aby posypały się za osobami na które wpadł Gunther. Odgłos brzęczących monet odwróci ich uwagę chociaż na chwilę, co da Hildzie czas na odciągnięcie znajomego. Może wciąż są łasi na kasę, która powoli staje się bezwartościowa. W końcu kradną portfele... I był to ruch bardzo trafny. Bo mimo iż pieniądze na wartości całkowicie prawie straciły, to odgłos brzęku sypiącej się waluty uruchomił pewne wciąż zakorzenione wewnątrz tłumu instynkty. Wielu z nich momentalnie upadło na kolana, jedni niby z pozorowanej grzeczności, inni już bez ogródek przeciskali się między sobą. niczym gołębie w bitwie o okruchy chleba. To pozwoliło Hildzie na absolutnym skupieniu się na Guntherze. Na pierwszy rzut oka biedak przewrócił się, lub ktoś mu “pomógł”, co było bardziej prawdopodobne, i skręcił kostkę lub uszkodził łydkę. Ale to nie ona była tu lekarką.

Poszkodowany próbował się podnieść i zderzył się niemalże ze swą znajomą, która przybyła mu na pomoc. Przez moment wpatrywał się ze zdumieniem w blondwłosą Niemkę, by za chwilę z trudem znosząc ból krzyknąć:

- HIlda?! Mein Gott, co ty tu...?! Zaraz... czekaj, ja muszę złapać tego bandytę, on ukradł mi portfel i zegarek! - czyny jednak nie sprostały zamiarom, Gunther ponownie złapał się za łydkę - Sheisse! - ryknął tak głośno, że na chwilę rozradowany tłum ucichł - Hilda... Jeśli to ty, to wiem że możesz go dorwać. Złap go, on ma naszą cenną, rodzinną pamiątkę. Pobiegł tam - obrócił się na lewy bok i wskazał palcem w stronę ciemnych alei prowadzących wprost do slumsów - To na pewno był on, brodaty cwaniak w kapeluszu i kurtce, goń go na co czekasz?!

- Wybacz, Gunther - odparła, próbując uspokoić wijącego się mężczyznę. - Nie można ryzykować zdrowia dla rodzinnych pamiątek. Teraz trzeba cię stą jak najszybciej wyciągnąć! - dodała. Spojrzała na Fatmę. - Proszę, pomóż mi z nim. Zmywamy się stąd! - to mówiąc pomogła Guntherowi wstać, najdelikatniej jak potrafiła. Przerzuciła jego ramię przez swoją szyję, przytrzymując je jedną ręką, drugą objęła go wpół. Lecz Gunther mimo przyjęcia pomocy, wciąż nie był przekonany. Emocje buzowały w nim niczym stado wściekłych os, a determinacja osiągała szczyty ilekroć przypominał sobie o tym po co, a właściwie po kogo tu przyszedł. Nie zamierzał odchodzić stąd z pustymi rękami, w dodatku bez swoich rzeczy. Rozsądek przyćmiony był przez gniew i poczucie winy, które Gunther odczuwał z powodu straty syna, którego w dodatku miał pilnować - Nie, Hildo proszę! Odzyskaj to! To pamiątka przekazywana od trzech pokoleń, miał być prezentem dla Benjamina! - jego źrenice rozszerzyły się - I nigdzie się stąd nie ruszam, przyszedłem tu po swojego syna i nie wyjdę bez niego! Na co czekasz, za chwilę już go nie złapiesz! Jednak perspektywa gonitwy jakiegoś cygana po ciemnych slumsach byla bardzo ryzykowna.
 
__________________
"To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie." - Robert A. Heinlein
Zekhinta jest offline  
Stary 27-08-2011, 09:03   #14
 
More Power's Avatar
 
Reputacja: 1 More Power nie jest za bardzo znany
Po jaką cholerę przyniósł tutaj tą swoją rodzinną pamiątkę? - pomyślała z irytacją Fatma pomagając Hildzie z Guntherem. Spojrzała powierzchownie na mężczyznę, szukając ewentualnych ran i urazów, które mogłaby opatrzyć. Z oględzin na pierwszy rzut oka mogłaś stwierdzić że Gunther zwichnął kostkę i mógł przy tym stłuc piszczel, ale nie mogłaś być tego pewna bez dokładnych oględzin. Ciężko było określić czy coś mu się stało, póki ma w sobie całą tą adrenalinę. Żałowała że nie wzięła leków uspokajających. Przypomniała też sobie słowa Hildy o nie zgrywaniu bohaterek. W końcu ta pamiątka to tylko przedmiot, zawsze można go zastąpić takim samym. Utraconego zdrowia lub życia się nie da przywrócić.

Ten cygan ma kumpli, którzy zaraz tu będą. Musimy się stąd zmywać, ale już! Chcesz zgrywać bohatera, dać się zabić i zostawić żonę i dziecko? Jak pan myśli, czego będzie bardziej żałował pana syn? Tego że stracił rodzinną pamiątkę, czy tego że stracił ojca? - Fatma nie znała Gunthera i niezbyt zależało jej na jego przyjaźni, więc mogła sobie pozwolić na mocniejsze słowa. Logiczne argumenty niewiele tu pomogą, więc spróbowała dotrzeć do jego emocji. Po tych słowach Gunther był dosyć rozdarty. Zaczął się chyba wahać. Nie mógł nie przyznać racji Turczynce, z drugiej wciąż miał w głowie cel w którym tu przyszedł. Lecz z każdą chwilą uspokajał się, co sprawiało że zaczęło powoli do niego dochodzić że nic tu sam nie wskóra. Targały nim silne emocje, być może nawet przez odpływająca adrenalinę wdzierał się powoli żal i smutek. Dało się to wykorzystać - był w takim stanie, że był skłonny do współpracy. Kobiety były też pewne, że wychodząc stąd z pustymi rękami z okradzionym ojcem zaginionego (z jego winy) dziecka, może wpędzić go w mocno depresyjny stan. Decyzję należało podjąć szybko.
- Chodźmy - zadecydowała ostro Hilda. Wydawało się to jej najlepszą decyzją. Tym bardziej, że jeśli pamiątka nie była niczym wartościowym, miała znaczenie tylko sentymentalne to możliwe, że znajdzie się gdzieś w jakiejś kupce śmieci. I tak będzie to trzeba jeszcze wrócić, aby poszukać Benjamina. Ale wiedziała, że w tym celu przyjdzie tu pewnie z innymi funkcjonariuszami. Teraz najważniejsze było się nie rozdzielać i jak najszybciej zaprowadzić Gunthera w spokojne, bezpieczne miejsce. Nie wiedziała, jak bardzo był poturbowany, ale wolała jak najszybciej zapewnić mu opiekę medyczną.
 

Ostatnio edytowane przez More Power : 27-08-2011 o 09:06.
More Power jest offline  
Stary 07-09-2011, 22:50   #15
 
Kagonesti ZW's Avatar
 
Reputacja: 1 Kagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłość
Hilda i Fatma:

Zdecydowałyście się na wyjście z romskiej sekcji, co było dosyć rozsądnym i bezpiecznym rozwiązaniem. Dzięki dobrej współpracy udało się wam wyprowadzić obolałego i biernego Gunthera z centrum sekcji. Choć podążałyście wolno, konsekwentnie zbliżałyście się do bramki granicznej. Im bliżej jej byłyście, tym mniejsze zainteresowanie wzbudzałyście. Ale jednocześnie zmniejszała się liczba patroli milicji, co zwiększało ryzyko na napad z zaskoczenia. I jakby od początku tej ewakuacji, miałyście wrażenie że ktoś was śledzi. Z drugiej strony to poczucie towarzyszyło w takich sekcjach bardzo często, a najczęściej było tylko złudzeniem spowodowane stałym poczuciem niepokoju i zagrożenia. W tym popłochu pomyliłyście jeden korytarz za wyjściem granicznym, przez co przypadkiem wylądowałyście w jakiejś sekcji mieszkalnej. Klnąc pod nosem nad skomplikowaną strukturą schronu, mimo wszystko znalazłyście się w miejscu bezpiecznym, gdyż sekcja na szczęście wyglądała na nieco opustoszałą. Mogło to budzić pewien niepokój, ale w porównaniu do sekcji poprzedniej ta wydawała się jak baza wojskowa na pustyni pełnej tureckich terrorystów. I przede wszystkim była elektryczność, przez co było na tyle jasno że widziałyście swoje cienie na podłodze. Jeden z pobliskich kierunkowskazów informował, że da się tędy dojść do sekcji siódmej, a obecna sekcja miała liczbę 22 i była faktycznie sekcją mieszkalną charakterystyczną dla średniej klasy. O tej porze większość ludzi spała, a pobliski sklep i salon szewski były zamknięte. O dziwo nie spotkałyście tu żywej duszy, nawet patrolu milicji czy służby sektorowej. Było bardzo cicho, i tylko ciche pojękiwanie i posapywanie Gunthera przerywało ten stan. Fatma zdążyła ocenić, że Gunther prawdopodobnie skręcił kostkę, a z jego ruchów raczej nie wynikało że miał poważniejsze obrażenia. Jego wiek wysyłał go na rutynową obdukcję, ale jego zdrowiu raczej nic nie zagrażało... przynajmniej jeśli chodzi o jego własne ciało. Bo zagrożeń zdrowia i życia w Eike-3 nie brakowało. A poza tym patrząc na mapę sekcji z niezadowoleniem odczytałyście informację o tym, że najbliższy ostry dyżur obecny jest w sekcji siódmej lub przeciwlegle do waszej pozycji umieszczonej sekcji 21. Najbardziej logicznym wyborem więc zostawał powrót do sekcji siódmej. A z niej blisko już nawet było do sekcji medycznej, choć pewnie nie była ona konieczna. Jednakże gdy już miałyście ruszyć, napotkałyście na niespodziewany opór Gunthera. Mężczyzna był zmęczony tym marszem, a jego stan psychiczny wskazywał na silny stan depresyjny.


Gunther von Glaumer:

Czekajcie... Ja, ja... Nie mam sił. Chcę odpocząć, przemyśleć. To wszystko poszło nie tak. To wszystko moja wina... Mój syn, jedyny rodzony syn zaginął przeze mnie, i nie mogę nic teraz zrobić. Jaki ze mnie ojciec?! - głowa rodziny Glaumerów starała się z trudem powstrzymywać napływ łez - Musimy tam wrócić, musicie wrócić i wyciągnąć stamtąd mojego syna. Hildo, proszę. nie pozwólcie żeby stała mu się krzywda, on jest dla mnie wszystkim... Zostawcie mnie tutaj, dam sobie radę. Idźcie tam i znajdźcie go, czas działa na niekorzyść. Nie ma co liczyć na milicję...

Na milicję nie, ale być może ma to pewien związek ze sprawą którą prowadzę... - odezwał się nagły głos zza waszych pleców. Teraz przynajmniej byłyście pewne, że ktoś was śledził. Gdy się odwróciłyście, ujrzeliście pokaźnej postury mężczyznę w garniturze i kapeluszu. Mężczyzna by wykazać pokojowe zamiary, wyciągnął dłonie z kieszeni i uniósł je na wysokość barków. Jednocześnie przedstawił się szybko:


Tajemniczy mężczyzna:

Wolfgang Mauser. Prywatny detektyw, zajmuję się sprawą ostatnich, licznych zaginięć dzieci. Słyszałem waszą rozmowę i chciałbym zadać wam kilka pytań...

---

Eugene:
Po dłuższej tułaczce po krętych alejach slumsów, w końcu udało ci się wrócić do swojej klitki. Jednak twa luba Olga czekała jak zawsze i z tą samą znaną ci miną, która wyrażała jednocześnie zatroskanie i pretensję. Z trudem godziła się na to co robiłeś, ale też wiedziała że nie ma obecnie innego wyjścia. Do końca nie wiedziałeś kogo za to winiła. Ciebie, świat, może też i częściowo siebie? Wszak ona sama zostawała w domu opiekując się Petshą i pilnując ogniska domowego. Stwarzało to pozory iż jest bezpieczna, lecz tak naprawdę jedynie bezpieczniejsza. Dopiero gdy rzuciłeś swe łupy na stół


Olga:

Ważne, że będzie ropa i woda. Aspiryna przyda się na wymianę. Zegarek nam się nie przyda, więc możesz sprzedać komuś na targu - w swoim stylu rozdysponowała przedmioty. Nie musiałeś niczego robić, ale Olga w złości potrafiła dodać do zupy naprawdę dziwne rzeczy
-Eugene, muszę ci o czymś powiedzieć. Martwiłam się, wiesz? Ale... - słowa Olgi wyrwały cię z błogich myśli, ale ton był tak stanowczy że szybko zrozumiałeś że chodzić może o coś poważnego - Petsha nie wróciła na noc. Wyszła chyba cię szukać, i jak dotąd nie wróciła - słowa te zabrzmiały jak uderzenie młota. Serce jakby na chwilę stanęło. Słyszałeś tylko miarowy stukot ściennego zegara... Petsha... Nie wróćiła... Pethsha... Nie wróciła... Próbowałeś poukładać zmęczone porą dnia myśli. Jedno było pewne, Petsha zawsze wracała co noc i nigdy nie zostawała dłużej. Zresztą nie miała za bardzo z kim. Owszem, zdarzało jej się czasami gdzieś zgubić, albo któraś z samotnych cyganek na chwilę zwabiała ją na herbatę i ciastko, ale żeby o tej porze? - Bardzo się o nią martwię. Nie jest naszą rodzoną córka, ale wiem że dla ciebie jest kimś ważnym. Choć chciałabym żebyś został, myślę że powinieneś jej poszukać
Olga, choć bardzo ją kochałeś, nie była w stanie do końca zaakceptować Petshy. Szanowała ją, opiekowała się nią, ale to nie było to samo co gdyby była to jej córka.
 
__________________
"You can have power over people as long as you don't take everything away from them. But when you've robbed a man of everything, he's no longer in your power." Aleksandr I. Solzhenitsyn.

Ostatnio edytowane przez Kagonesti ZW : 02-10-2011 o 19:41.
Kagonesti ZW jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172