Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2011, 18:28   #31
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Ciemność, która zalała podziemną stację sprawiła, że zmysły wszystkich obecnych wyostrzyły się. Blade światło zapalniczek i telefonów komórkowych ledwo, co rozświetlało panujący mrok. Cisza, jaka ponownie zaległa na stacji była wprost nie do zniesienia. Dudniła w uszach, głuchym echem i napawała irracjonalnym lękiem. Wszyscy zdali sobie sprawę, że nie jest to żadne wypadek, pomyłka, czy głupi żart. Działo się coś bardzo nie złego.
Śmierć kobiety uświadomiła pasażerom feralnego kursu metra, że także ich życie jest w niebezpieczeństwie.

Alice Owens, Johny Stark, Jack McCain, Shane Taylor
Gdy nastała ciemność, ludzie instynktownie zapragnęli wzajemnego towarzystwa. Nawet ci z natury będący samotnikami, nie chcieli być w tej chwili zdani tylko na siebie.
Dzięki blademu światłu telefonów i zapalniczek kolejne osoby, dołączały do Alice i Johna.
Pierwotne odczucia sprawiły, że w grupie wszyscy poczuli się lepiej. Mimo, że nie znali się, cieszyli się z obecności innych ludzi. W grupie przecież zawsze łatwiej pokonywać wszelkie problemy i trudności.
Za namową kobiety wszyscy ruszyli po schodach w górę.
Szli jeden obok drugiego, drogę oświetlając sobie prowizorycznymi latarkami. Kierowali się na wyczucie ku wyjściu na powierzchnię.
Każdy ich krok dudnił niczym głośny wystrzał i niósł się echem po korytarzach. Ciemność sprawiała, że wszystko wydawało się większe i obce. Nie mogli się jednak pozbyć wrażenia, że coś jest nie tak, że czegoś brakuje. Nie wszyscy to sobie uświadomili, ale brakowało powiewów świeżego, mroźnego powietrza z powierzchni. Na tym poziomie powinno być ono bardzo wyraźne. Tymczasem powietrze w korytarzu było nieruchome.
McCain i Taylor poczuli też coś jeszcze. Zapach, który nie wróżył nic dobrego. Obaj go znali i obaj wiedzieli, że oznacza on kłopoty. Powietrze przesycone było zapachem świeżej krwi. Dokładnie takim samym jaki czuć na miejscu zbrodni lub jaki unosi się nad zawodnikami w czasie walki.
Na dodatek wbrew zdrowemu rozsądkowi wydawało się, że robi się coraz cieplej. To mogło być, jednak tylko zwykłe złudzenie wywołane strachem i stresem.
Po kilku metrach skręcili w prawo. To co zobaczyli sprawiło, że jak na komendę wszyscy stanęli w miejscu. Na końcu korytarza majaczyło zaledwie kilka stopni. Cała reszta ginęła pod zwałami ziemi, kamieni i kawałków betonu. Wyglądało na to, że nastąpiło jakieś tąpnięcie i zawaliło wyjście.
Po chwili dziwny dźwięk przywodzący na myśl szuranie, przykuł uwagę grypy. Spod rumowiska zaczęły wypełzać setki olbrzymich karaluchów.
Wylewały się na stojących opodal ludzi, niczym żywa lawa.

Cassio Montero
Cassio widząc, że na pomoc kobiecie ruszyli inni, wrócił do porzuconego bagażu. Zdawał sobie sprawę, że to co się dzieje nie jest w żadnym razie jakąś dziwną formą ukrytej kamery. Nawet jak na standardy programów “Jackass”, czy Dirty Sanchez” to co się działo, było zwyczajnym przegięciem. Nikt w telewizji nie pozwoliłby na śmierć przed kamerą. Przynajmniej taką miał nadzieję Cassio.
Spakował do torby swoją broń i rzucił niepewnie w kierunku kabiny maszynisty:
- Patrick? Jesteś tam?
Przez długi czas jedyną odpowiedzią była niczym niezmącona długa cisza. Sekundy mijały, a serce "Capangi" waliło jak oszalałe. Chłód bijący od podziemnego tunelu przyprawiał go o zawrót głowy.
Gdy Patrick odezwał się Cassio odetchnął z ulgą. Słowa mężczyzny sprawiły jednak, że ulga ta nie trwała długo.
- Jestem w tunelu - krzyknął - Biegnę za chłopcem.
W nikłym świetle telefonu Capanga widział tylko znikająca w czarnym tunelu, szarą plamę.

Patrick Winstorm
Decyzja była błyskawiczna. Winstorm wyskoczył ze sterówki i zeskoczył na tory. Zrobił zaledwie kilka kroków, gdy na całej stacji zgasło światło. Przez kilka sekund jego oczy przyzwyczajały się do ciemności. Gdy Patrick dostrzegł poruszająca się w mroku plamę, zaczął biec w jej kierunku z nadzieją, że dogoni chłopca. Wtedy usłyszał głos poznanego przed chwilą Latynosa.
- Patrick? Jesteś tam?
- Jestem w tunelu - odpowiedział - Biegnę za chłopcem.
I popędził dalej, oświetlając sobie drogę telefonem.
Chłopiec stał kilkadziesiąt metrów dalej, jakby na niego czekał. Patrick zatrzymał się, by go nie spłoszyć. Zimny wiatr omiótł mu twarz i przyprawił o gęsią skórkę. Mroczny, wysoki, tunel napawał irracjonalnym lękiem.
- Pomóż mi - szepnął chłopiec - Pomóż. Błagam cię, pomóż mi.
Winstorm chciał już coś odpowiedzieć, gdy dostrzegł za chłopcem dziwny cień oraz błyszczące w mroku, czerwone ślepia.


Stony Strode
Dramatyczna próba uratowania kobiety skończyła się fiaskiem. Stony zdawał sobie sprawę z beznadziejności sytuacji, ale coś nie pozwalało mu odpuścić. Masaż serca, sztuczne oddychanie, tamowanie krwotoku...

…to wszystko na nic. Zmęczony padł obok kolumny podtrzymującej strop. Spojrzał na telefon z nadzieją, że może w nim znajdzie ratunek. Niestety ikona zasięgu, wskazywała brak jakiejkolwiek szansy na połączenie. Teoretycznie i tak powinien móc zadzwonić pod numer alarmowy. Jednak Stony wiedział, jak wygląda brutalna rzeczywistość, więc nawet nie próbował.
Zauważywszy, że nikt z pasażerów nie próbuje wezwać telefonicznie pomocy, założył plecak i ruszył w kierunku schodów prowadzących na powierzchnię.

Wszedł na wyższy poziom i rozejrzał się w lewo i prawo. Wyglądało na to, że krótszy korytarz prowadzi ku powierzchni, a ten w lewo ku galerii handlowej. Storde skierował się w prawo. Zostawił za sobą peron stacji oraz ludzi, którzy się na niej znajdowali. Nie myślał i nie przejmował się nimi. Szedł pewnym i zdecydowanym krokiem.
Doszedł do kolejnego rozwidlenia i skręciła w lewo tam, gdzie powinny być schody.
I były... kiedyś na pewno, tu były schody... teraz wszystko przysypane było zwałami ziemi, kamieni i kawałków betonu. Wyglądało na to, że nastąpiło jakieś tąpnięcie i zawaliło wyjście.
Po chwili dziwny dźwięk przywodzący na myśl szuranie, przykuł uwagę mężczyzny. Spod rumowiska zaczęły wypełzać setki olbrzymich karaluchów. Wylewały się na mężczyznę, niczym żywa lawa.

David O'Neil, Jake ‘Lincoln’ Shields
Słowa wybełkotane przez starca, tylko rozdrażniły O’Neila. Staruszek wydawał się być w kompletnie innym świecie. Mężczyzna został więc sam. Dobrze, że dostrzegł obok innego pasażera. Mimo, że jego wygląd nie wzbudzał zbytnio zaufania, David postanowił poprosić go o pomoc. To mogła być jedyna szansa na uratowanie kobiety.

Jake rozkazał psu warować obok, a sam zachowując wielką ostrożnością pomógł wyjąć nieprzytomną kobietę z wagonu. Położył ją na zimnej posadzce i przyjrzał się jej twarzy. Wyrażała ona ból i cierpienie. Mimo, że kobieta była nieprzytomna, mięśnie jej twarzy ciągle się poruszały. Kolejne spazmy wykrzywiały jej twarz w odrażające sposób.
Wtedy obaj mężczyźni usłyszeli, jak grupa ludzi kieruje się ku schodom prowadzącym na górę. Obaj mieli nadzieję, że ktoś z nich sprowadzi pomoc i włączy światło na stacji.
Nagle kobieta otworzyła oczy. Były kompletnie białe, pozbawione źrenic. Z jej ust wydobyło się ciche jęknięcie. David i Jake nachylili się nad nią.
- Lasciate ogni speranza, voi ch'entrate. - wyszeptała kobieta - Lasciate ogni speranza, voi ch'entrate. On się zbliża. Uciekajcie.
Tuż obok w wagonie staruszek ciągle mamrotał swoją modlitwę. Gdy kobieta wypowiedziała swoje ostrzeżenie, zaczął on mówić jeszcze szybciej i już po chwili jego słowa znowu zmieniły się w niezrozumiały bełkot.

Jake poczuł nagłe ukucie z tyłu głowy. Bolało bardzo mocno. Zaszumiało mu w uszach i zamigotało przed oczami. Po chwili poczuł na dłoni zimny nos Odyna. To troszkę go uspokoiło. Na tyle, że mógł pozbierać myśli.
- Dante Alighieri, Boska komedia. Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie. - pomyślał.
 

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 02-08-2011 o 18:51.
Pinhead jest offline