Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-08-2011, 18:28   #31
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Ciemność, która zalała podziemną stację sprawiła, że zmysły wszystkich obecnych wyostrzyły się. Blade światło zapalniczek i telefonów komórkowych ledwo, co rozświetlało panujący mrok. Cisza, jaka ponownie zaległa na stacji była wprost nie do zniesienia. Dudniła w uszach, głuchym echem i napawała irracjonalnym lękiem. Wszyscy zdali sobie sprawę, że nie jest to żadne wypadek, pomyłka, czy głupi żart. Działo się coś bardzo nie złego.
Śmierć kobiety uświadomiła pasażerom feralnego kursu metra, że także ich życie jest w niebezpieczeństwie.

Alice Owens, Johny Stark, Jack McCain, Shane Taylor
Gdy nastała ciemność, ludzie instynktownie zapragnęli wzajemnego towarzystwa. Nawet ci z natury będący samotnikami, nie chcieli być w tej chwili zdani tylko na siebie.
Dzięki blademu światłu telefonów i zapalniczek kolejne osoby, dołączały do Alice i Johna.
Pierwotne odczucia sprawiły, że w grupie wszyscy poczuli się lepiej. Mimo, że nie znali się, cieszyli się z obecności innych ludzi. W grupie przecież zawsze łatwiej pokonywać wszelkie problemy i trudności.
Za namową kobiety wszyscy ruszyli po schodach w górę.
Szli jeden obok drugiego, drogę oświetlając sobie prowizorycznymi latarkami. Kierowali się na wyczucie ku wyjściu na powierzchnię.
Każdy ich krok dudnił niczym głośny wystrzał i niósł się echem po korytarzach. Ciemność sprawiała, że wszystko wydawało się większe i obce. Nie mogli się jednak pozbyć wrażenia, że coś jest nie tak, że czegoś brakuje. Nie wszyscy to sobie uświadomili, ale brakowało powiewów świeżego, mroźnego powietrza z powierzchni. Na tym poziomie powinno być ono bardzo wyraźne. Tymczasem powietrze w korytarzu było nieruchome.
McCain i Taylor poczuli też coś jeszcze. Zapach, który nie wróżył nic dobrego. Obaj go znali i obaj wiedzieli, że oznacza on kłopoty. Powietrze przesycone było zapachem świeżej krwi. Dokładnie takim samym jaki czuć na miejscu zbrodni lub jaki unosi się nad zawodnikami w czasie walki.
Na dodatek wbrew zdrowemu rozsądkowi wydawało się, że robi się coraz cieplej. To mogło być, jednak tylko zwykłe złudzenie wywołane strachem i stresem.
Po kilku metrach skręcili w prawo. To co zobaczyli sprawiło, że jak na komendę wszyscy stanęli w miejscu. Na końcu korytarza majaczyło zaledwie kilka stopni. Cała reszta ginęła pod zwałami ziemi, kamieni i kawałków betonu. Wyglądało na to, że nastąpiło jakieś tąpnięcie i zawaliło wyjście.
Po chwili dziwny dźwięk przywodzący na myśl szuranie, przykuł uwagę grypy. Spod rumowiska zaczęły wypełzać setki olbrzymich karaluchów.
Wylewały się na stojących opodal ludzi, niczym żywa lawa.

Cassio Montero
Cassio widząc, że na pomoc kobiecie ruszyli inni, wrócił do porzuconego bagażu. Zdawał sobie sprawę, że to co się dzieje nie jest w żadnym razie jakąś dziwną formą ukrytej kamery. Nawet jak na standardy programów “Jackass”, czy Dirty Sanchez” to co się działo, było zwyczajnym przegięciem. Nikt w telewizji nie pozwoliłby na śmierć przed kamerą. Przynajmniej taką miał nadzieję Cassio.
Spakował do torby swoją broń i rzucił niepewnie w kierunku kabiny maszynisty:
- Patrick? Jesteś tam?
Przez długi czas jedyną odpowiedzią była niczym niezmącona długa cisza. Sekundy mijały, a serce "Capangi" waliło jak oszalałe. Chłód bijący od podziemnego tunelu przyprawiał go o zawrót głowy.
Gdy Patrick odezwał się Cassio odetchnął z ulgą. Słowa mężczyzny sprawiły jednak, że ulga ta nie trwała długo.
- Jestem w tunelu - krzyknął - Biegnę za chłopcem.
W nikłym świetle telefonu Capanga widział tylko znikająca w czarnym tunelu, szarą plamę.

Patrick Winstorm
Decyzja była błyskawiczna. Winstorm wyskoczył ze sterówki i zeskoczył na tory. Zrobił zaledwie kilka kroków, gdy na całej stacji zgasło światło. Przez kilka sekund jego oczy przyzwyczajały się do ciemności. Gdy Patrick dostrzegł poruszająca się w mroku plamę, zaczął biec w jej kierunku z nadzieją, że dogoni chłopca. Wtedy usłyszał głos poznanego przed chwilą Latynosa.
- Patrick? Jesteś tam?
- Jestem w tunelu - odpowiedział - Biegnę za chłopcem.
I popędził dalej, oświetlając sobie drogę telefonem.
Chłopiec stał kilkadziesiąt metrów dalej, jakby na niego czekał. Patrick zatrzymał się, by go nie spłoszyć. Zimny wiatr omiótł mu twarz i przyprawił o gęsią skórkę. Mroczny, wysoki, tunel napawał irracjonalnym lękiem.
- Pomóż mi - szepnął chłopiec - Pomóż. Błagam cię, pomóż mi.
Winstorm chciał już coś odpowiedzieć, gdy dostrzegł za chłopcem dziwny cień oraz błyszczące w mroku, czerwone ślepia.


Stony Strode
Dramatyczna próba uratowania kobiety skończyła się fiaskiem. Stony zdawał sobie sprawę z beznadziejności sytuacji, ale coś nie pozwalało mu odpuścić. Masaż serca, sztuczne oddychanie, tamowanie krwotoku...

…to wszystko na nic. Zmęczony padł obok kolumny podtrzymującej strop. Spojrzał na telefon z nadzieją, że może w nim znajdzie ratunek. Niestety ikona zasięgu, wskazywała brak jakiejkolwiek szansy na połączenie. Teoretycznie i tak powinien móc zadzwonić pod numer alarmowy. Jednak Stony wiedział, jak wygląda brutalna rzeczywistość, więc nawet nie próbował.
Zauważywszy, że nikt z pasażerów nie próbuje wezwać telefonicznie pomocy, założył plecak i ruszył w kierunku schodów prowadzących na powierzchnię.

Wszedł na wyższy poziom i rozejrzał się w lewo i prawo. Wyglądało na to, że krótszy korytarz prowadzi ku powierzchni, a ten w lewo ku galerii handlowej. Storde skierował się w prawo. Zostawił za sobą peron stacji oraz ludzi, którzy się na niej znajdowali. Nie myślał i nie przejmował się nimi. Szedł pewnym i zdecydowanym krokiem.
Doszedł do kolejnego rozwidlenia i skręciła w lewo tam, gdzie powinny być schody.
I były... kiedyś na pewno, tu były schody... teraz wszystko przysypane było zwałami ziemi, kamieni i kawałków betonu. Wyglądało na to, że nastąpiło jakieś tąpnięcie i zawaliło wyjście.
Po chwili dziwny dźwięk przywodzący na myśl szuranie, przykuł uwagę mężczyzny. Spod rumowiska zaczęły wypełzać setki olbrzymich karaluchów. Wylewały się na mężczyznę, niczym żywa lawa.

David O'Neil, Jake ‘Lincoln’ Shields
Słowa wybełkotane przez starca, tylko rozdrażniły O’Neila. Staruszek wydawał się być w kompletnie innym świecie. Mężczyzna został więc sam. Dobrze, że dostrzegł obok innego pasażera. Mimo, że jego wygląd nie wzbudzał zbytnio zaufania, David postanowił poprosić go o pomoc. To mogła być jedyna szansa na uratowanie kobiety.

Jake rozkazał psu warować obok, a sam zachowując wielką ostrożnością pomógł wyjąć nieprzytomną kobietę z wagonu. Położył ją na zimnej posadzce i przyjrzał się jej twarzy. Wyrażała ona ból i cierpienie. Mimo, że kobieta była nieprzytomna, mięśnie jej twarzy ciągle się poruszały. Kolejne spazmy wykrzywiały jej twarz w odrażające sposób.
Wtedy obaj mężczyźni usłyszeli, jak grupa ludzi kieruje się ku schodom prowadzącym na górę. Obaj mieli nadzieję, że ktoś z nich sprowadzi pomoc i włączy światło na stacji.
Nagle kobieta otworzyła oczy. Były kompletnie białe, pozbawione źrenic. Z jej ust wydobyło się ciche jęknięcie. David i Jake nachylili się nad nią.
- Lasciate ogni speranza, voi ch'entrate. - wyszeptała kobieta - Lasciate ogni speranza, voi ch'entrate. On się zbliża. Uciekajcie.
Tuż obok w wagonie staruszek ciągle mamrotał swoją modlitwę. Gdy kobieta wypowiedziała swoje ostrzeżenie, zaczął on mówić jeszcze szybciej i już po chwili jego słowa znowu zmieniły się w niezrozumiały bełkot.

Jake poczuł nagłe ukucie z tyłu głowy. Bolało bardzo mocno. Zaszumiało mu w uszach i zamigotało przed oczami. Po chwili poczuł na dłoni zimny nos Odyna. To troszkę go uspokoiło. Na tyle, że mógł pozbierać myśli.
- Dante Alighieri, Boska komedia. Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie. - pomyślał.
 

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 02-08-2011 o 18:51.
Pinhead jest offline  
Stary 02-08-2011, 22:00   #32
 
stark's Avatar
 
Reputacja: 1 stark nie jest za bardzo znanystark nie jest za bardzo znany

- Pięknie kurwa!
- zaklął pod nosem poirytowany sytuacją, na domiar złego zapalniczka po raz kolejny oparzyła go w kciuk.

"Spóźniłem się, mogę zapomnieć o wylocie..."

Johny stąpał ostrożnie przed siebie, krocząc w zwartym szeregu jaki stanowił wraz z pozostałymi towarzyszami niedoli. Przyglądał im się uważnie, na ile to oczywiście możliwe w świetle zapalniczki.

"Ciekawe czym reszta zasłużyła sobie na takiego pecha? Srał to pies, przynajmniej nie jestem tu sam. Tylko ten śmierdzący pies, cholera, oni są wszędzie."

Jego myśli zostały przerwane niczym ów korytarz, na widok którego stanął jak wryty.

- Ja pierdole... - mrukną grobowym tonem na widok pełznącego w ich stronę robactwa.
- Odwrót! - ryknął dla odmiany, niczym dowódca na polu bitwy - Spierdalajmy stąd! - odwrócił się najszybciej jak potrafił po czym zaczął się wycofywać.

 
__________________
Patrząc w mrok ten na wsze strony, stałem trwożny i zdumiony...

Ostatnio edytowane przez stark : 03-08-2011 o 00:04.
stark jest offline  
Stary 02-08-2011, 23:03   #33
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Robactwo, znowu robactwo. Pamiętał jak w Afganistanie, te cholerne poczwary chowały się do butów, w plecakach, w żarciu. Raz nawet jednego chyba zjadł w bułce, ale wyrzucił to wspomnienie z głowy, i tak żołądek przyrastał mu wtedy do krzyża.
Teraz nie cofnął się pod falą, tylko podszedł bliżej zawaliska i przez małe, wąskie szparki starał się coś wypatrzeć na zewnątrz.
- Wojna? – pomyślał – Wojna!
Zawalisko przypominało takie, które powstało od uderzenia pocisku moździerzowego lub bomby samolotowej. Do tego ten wściekły, poraniony pies i ranna kobieta. Oni musieli uciec przed bombardowaniem do metra, w końcu jeśli coś spada z nieba, należy uciekać pod ziemię.
„Też byłbym wściekły, jakby ktoś mnie złapał i tak okaleczył” – przeszło przez myśl żołnierzowi.
Ale kto mógł ich zaatakować w tak krótkim czasie? Tylko na chwilę wsiadł do metra. Zero informacji, zero czegokolwiek. Bomba atomowa? Zawiódł Amerykański system wczesnego ostrzegania? A może meteor?
Coraz to różniejsze teorie ogarniały umysł Strode’a, przerzucając na inny plan nawet łażące po nim beztrosko karaluchy, choć i tak dla zasady mielił nogami, niczym w powolnym, głupkowatym tańcu. Pod wojskowymi butami, strzelały coraz to kolejne robaki.
„Jeśli oberwaliśmy atomówką, może nas wykończyć promieniowanie” – kolejna myśl, wyrwana z wiru wspomnień z różnych obozów szkoleniowych.
Ale teraz, dobrze się zastanowił nad tym gdzie mogą być inni ludzie. I przyszło mu do głowy tylko mijany wcześniej korytarz do centrum handlowego, więc ruszył do niego wolnym truchtem. Jedna ręka trzymała światło, druga zrzucała z głowy karaluchy i otrzepywała z nich ubrania.
„Jeżeli jest tu ktoś, kto mi powie coś na temat tego co tu się dzieje, musi być w centrum. Jedzenie i towary zwabiłyby potrzebujących i szabrowników…” – nie dokończył nawet swojej myśli, kiedy minął kilka osób, którzy również przyglądali się zawałowi.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 03-08-2011 o 22:43.
SWAT jest offline  
Stary 03-08-2011, 00:50   #34
 
Kirholm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skał
Biegli. Biegli w kompletnym mroku pieprzonej stacji. Zamierzał wyjść stąd cało, dlatego postanowił więcej nie narażać się dla dobra grupy. Inni też chcą stąd uciec. Niech się namęczą gagatki.

No nie. W pewnym momencie jakby z sufitu zaczęły spadać karaluchy. Robactwo w amerykańskim metrze! To już lekka przesada. Uskoczył nieco, by przeklęte insekty nie wskoczyły mu za mundur i w tym momencie zrozumiał, że to jest ten moment. Ten skurwiel Shane powinien siedzieć w pierdlu, a nie śmiało spacerować sobie po peronie. I to jeszcze tym samym co McCain!

W ciemności znalazł przy pasku gaz pieprzowy, który zmuszony był nosić po wydarzeniach sprzed miesiąca i stanął za czarnuchem. Gdy ten zajęty był karaluchami, szarpnął go za bark i psiknął gazem w oczy. To było rutynowe zadanie, ułatwione ciemnością. Robił to kilkaset razy. Spróbował wykręcić więc rękę Shane'owi, powalić na glebę przy okazji kolanem uderzając w nos tudzież przypiąć go kajdankami do poręczy przy karaluchach. To będzie dla niego odpowiednia kara, ot co!

- Odsuńcie się! To pieprzony kryminalista, który powinien siedzieć teraz w pierdlu! Nie zdziwiłbym się jakby mieszał paluchy w tym co się tu dzieje! Osobiście wsadziłem go za kratki i w trakcie dochodzenia dowiedziałem się jaki to jest skurwiel jebany i do czego jest zdolny. Niech siedzi tu, a będziemy mieli pewność że nie będzie nic kombinował! - krzyknął do zebranych dookoła byłych pasażerów.
 
Kirholm jest offline  
Stary 03-08-2011, 16:20   #35
 
Latin's Avatar
 
Reputacja: 1 Latin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znany
Czteroosobowa grupka ruszyła w stronę schodów. Ciągle było bardzo ciemno, niewiele było widać. Taylor nie mógł przegonić myśli, że coś jest nie tak. Był zdenerwowany całą tą sytuacją i ciągle miał wrażenie, że coś bardzo istotnego umknęło jego uwadze.

Do jego nosa dotarł znajmy zapach świeżej krwi. Przypomniała mu się jedna z ostatnich walk, kiedy rozbijał zakrwawioną twarz rywala przez 6 rund, by w końcu posłać go na deski. Był to wyszczekany, pewny siebie Niemiec, który miał być rewelacyjnym młodzikiem, jednak w starciu z niepokonanym Shanem nie miał najmniejszych szans. Świetne wyszkolenie techniczne, szybkość i fenomenalne umiejętności w obronie były atutami Taylora i sprawiały, że w jego rekordzie ciągle po stronie porażek widniało zero.

Czarnoskóry chłopak wrócił myślami do rzeczywistości. Właśnie wraz z towarzyszami skręcali w prawo, wymienił spojrzenia z Alice, która szła obok niego, i kiedy znów skierował wzrok przed siebie stanął w miejscu. Schody były zawalone kamieniami, ziemią i kawałkami betonu, jakby przed chwilą miastem wstrząsnęło trzęsienie ziemi.

W tej chwili korytarz zaczęła zalewać fala robactwa. Shane przecierał oczy ze zdziwienia, nie mógł uwierzyć w to co się działo. Chciał zwrócić się do dziewczyny, jednak w tym momencie poczuł na swoim ramieniu czyjąś rękę. Odwrócił się i pomimo uniku głową nie udało się całkowicie uniknąć ataku. Ten chuj psiknął mu w twarz gazem! Shane natychmiast odskoczył do tyłu nie dając się obezwładnić. Pamiętał, że w takich sytuacjach nie należy pocierać oczu, bo to tylko pogorszy sytuację.

- Odsuńcie się! To pieprzony kryminalista, który powinien siedzieć teraz w pierdlu! Nie zdziwiłbym się jakby mieszał paluchy w tym co się tu dzieje! Osobiście wsadziłem go za kratki i w trakcie dochodzenia dowiedziałem się jaki to jest skurwiel jebany i do czego jest zdolny. Niech siedzi tu, a będziemy mieli pewność że nie będzie nic kombinował!

Dopiero teraz dotarło do chłopaka z kim ma do czynienia. Jak mógł wcześniej tego nie zauważyć? To ten sam gnój, który pomógł go wrobić i przymknął dwa lata temu.

- Pojebało cię?! - krzyknął – Ty chory skurwielu powinniśmy trzymać się teraz razem! Poza tym byłem niewinny, wrobili mnie!

Jego twarz cała zalana była łzami, oczy piekły niemiłosiernie. Cofnął się jeszcze kilka kroków, był gotów się bronić.
 
Latin jest offline  
Stary 03-08-2011, 18:34   #36
 
stark's Avatar
 
Reputacja: 1 stark nie jest za bardzo znanystark nie jest za bardzo znany
Johny słyszał przemowę gliny.

- Skurwiel!

Stracił zaufanie do grupy. Pomyślał iż lepiej będzie, jeśli jednak poszuka wyjścia na własną rękę...
Nie było to oczywiście łatwe zadanie. Wszędobylska ciemność znacznie mu w tym przeszkadzała. Na dodatek ręce zaczęło mu drżeć przez co ogień gasł niemalże co chwile. Szedł w bok, oparty o ścianę, co znacznie pomagało mu w orientacji, kiedy na plecach poczuł wyraźne ukłucie. Obejrzawszy się za siebie dostrzegł iż natrafił na klamkę w drzwiach, na których widniał napis
"seciurity
staff only"

Bez chwili wahania wszedł do środka.
 
__________________
Patrząc w mrok ten na wsze strony, stałem trwożny i zdumiony...
stark jest offline  
Stary 04-08-2011, 13:36   #37
 
Farałon's Avatar
 
Reputacja: 1 Farałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie coś
Kiedy okularnik podszedł do okna, David przyjrzał mu się dokładnie.

"Jakiś zjeb. Miękka faja. Co nie zmienia faktu, może okazać się przydatny ..."


Łysy ułożył delikatnie nieprzytomną kobietę w ramionach Jake'a. Kiedy tamten ułożył ją na ziemi, O'Niel znalazł się na peronie. Przechodząc przez okno, w przesadnym wręcz stopniu, uważał na swój biały garnitur. Traktował go jak brata, jak najlepszego przyjaciela który zawsze był przy nim. Miał na jego punkcie obsesję. Oczywiście nikomu by o tym nie powiedział, jednak jeżeli ktoś przebywał z Davidem dłuższy czas, to na pewno by to zauważył.

Oboje nachylili się do kobiety. Pomimo faktu, że była nieprzytomna, to na jej twarzy, najwidoczniej z bólu, pojawiały się coraz bardziej nienaturalne miny. O'Niel rzucił tylko krótkie spojrzenie Shields'owi po czym jego uwagę odwrócił dźwięk kroków na schodach. Widocznie reszta postanowiła opuścić peron.

- No to zostaliśmy we troje ... -
David pokiwał głową - No i jeszcze ten poczytalny inaczej w wagonie.

W momencie kiedy to powiedział, kobieta ocknęła się. Wszystko było by w porządku, gdyby nie fakt, że jej oczy były całe białe. Nie miała tęczówki i źrenic. Mężczyzna w garniturze widział coś takiego wielokrotnie w mniej lub bardziej udanych horrorach. Nagle kobieta odezwała się:

- Lasciate ogni speranza, voi ch'entrate. - wyszeptała kobieta - Lasciate ogni speranza, voi ch'entrate. On się zbliża. Uciekajcie.

"To jest jakiś żart kurwa! Beznadziejny żart! Biorę udział w jakiejś chorej grze?! Przecież to niemożliwe ... "

Do tej pory O'Niel był opanowany jak zawsze. Co by się nie działo, to zawsze miał uśmiech na ustach. Teraz jednak się nie uśmiechał. Był roztrzęsiony i mocno zdenerwowany.

"To jakieś dzieło szatana! DEMONY! Cholera, oni muszą być opętani! Nie, to też nie jest możliwe, musisz się wyluzować ..."

W tym momencie twarz Jake'a wykrzywiła się z bólu. Wtedy dopiero David zauważył psa, którego jakimś cudem zignorował. Zwierzę również spostrzegło, że jego właściciel cierpi.

- Nie mów mi, że Ty też za chwilę wypowiesz koleiną dramatyczną kwestię! -
David powoli otworzył nóż i schował go za plecami.
 
Farałon jest offline  
Stary 06-08-2011, 00:47   #38
 
Sephamir's Avatar
 
Reputacja: 1 Sephamir nie jest za bardzo znany
- Nie mów mi, że Ty też za chwilę wypowiesz koleiną dramatyczną kwestię!

Odyn zaczął lizać ręce swojego pana, podczas gdy ten, jak dało się wywnioskować siedząc obok znajdował się w swego rodzaju transie.

Dante. ‘Boska komedia’.- myśli przebiegały przez jego głowę w ułamkach sekund- Żegnajcie się z nadzieją. Żegnajcie się z nadzieją.¬- powtórzył- Ci, którzy tu wchodzicie… Przecież nigdzie nie wszedłem. Jeśli metro było swego rodzaju łącznikiem, to albo nie żyję, albo jestem w piekle. Coś tu nie gra...- siermiężna umysłowa batalia, jaką toczył sam ze sobą trwała w rzeczywistości dopiero dwie, może trzy sekundy- Dante. Dante. Dante. Pierwsze piekło. Roje… Tylko tyle pamiętam. Myśl, myśl, myśl… Skoro to wszystko, co nas otacza ma coś wspólnego z ‘Boską komedią’, to nieodłączną cechą tego, co się dzieje są sceny dantejskie…

- Tak!- wykrzyknął na głos, choć sam tego nie zauważył. Mężczyzna w garniturze schował rękę za plecy. Jake nie dostrzegł jednak ani ruchu, ani
błysku ostrza.

Sceny dantejskie. Ból, cierpienie, panika… Panika! Nie mogę panikować- to sprowadza nieszczęścia. Musze zachować zdrowy rozsądek. Tylko czy to wszystko dzieje się naprawdę, czy może to jakaś projekcja. Może straciłem przytomność i nieprzytomny sam zaserwowałem sobie sen o fabule rodem z horroru?

Ręka była cała mokra. Odyn wiedział, że w ten sposób sprowadza Jake’a na ziemię. Woda i efekt mokrego bodźca mogą wybudzić mężczyznę z letargu. Pies był na to przygotowany- kilka sekund lizania wystarczyło.

- Przepraszam, co pan mówił?- rzucił tylko przez ramię do łysego jegomościa. W tym czasie zauważył nóż w jego dłoni. Panika. Unikajmy paniki.- powtórzył w myślach.

- Nie musi się mnie pan bać. Nie biorę udziału w tej maskaradzie. Wiem co się tu dzieje w takim samym stopniu, jak pan.- stał już przy oknie wagonu- Jestem Jake Shields, może mi pan mówić Linocln. Kojarzy mi się pan z Kingpinem. Wpakowaliśmy się w niezłe gówno panie Kingpin- nieświadomie użył cytatu jednego ze swoich komiksów- ale przy odrobinie szczęścia uda się nam z tego wyjść. Mam pewien pomysł na temat tego, co się tu dzieje, ale musi mi pan pomóc w uzyskaniu odpowiedzi na kilka pytań. Niech pan w maksymalnym stopniu postara się wyciszyć i uspokoić, a potem zbada tamtego psa. Musimy wiedzieć, czy był tylko wściekły, czy też jest z nim powiązany jakiś nadnaturalny przymiot, bo to co się tu dzieje nie jest normalne.- w tym momencie zdał sobie sprawę z tego, że właśnie wygłosił najdłuższą przemowę od kilku tygodni. Facet w białym garniturze ze zmarszczonym czołem przyglądał mu się z wymalowanym na czole zwrotem: Pojebało cię? Jake nie dbał o to. Czuł się jak jego mentor, jego wzór do naśladowania. Czuł się jak najznamienitszy znany mu detektyw. Czuł się jak Batman.

- Spokojnie, już go tu nie ma- odszedł.- starał się grać- ‘Boska komedia’, Dante Alighieri, piekło. Wiesz coś na ten temat? Czego on chciał?- zwrócił się do mężczyzny w wagonie, a ten na słowo ‘odszedł’ pierwszy raz podniósł wzrok.
 
__________________
Człowiek człowiekowi wilkiem, a...
zombie zombie zombie.
Sephamir jest offline  
Stary 06-08-2011, 08:05   #39
 
vigo's Avatar
 
Reputacja: 1 vigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwu
Patrick biegł w otchłań tunelu, kierując się jedynie odgłosem kroków chłopca. Wtem stukot ucichł, co oznaczało, że dzieciak się zatrzymał. Stanął także wytężając wzrok.
Wtedy usłyszał wołanie o pomoc:
- Pomóż mi - szepnął chłopiec - Pomóż. Błagam cię, pomóż mi.

Tuż za dzieciakiem zauważył sylwetkę postaci wysokości dorosłego człowieka o krwistoczerwonych ślepiach. Patricka ogarnął strach. "Co to za koszmar?" pomyślał i rzucił się chłopcu na ratunek.
 
__________________
"A kiedy się chimery zlatują mój drogi,
to wtedy człowiek powoli na serce umiera"
vigo jest offline  
Stary 06-08-2011, 12:38   #40
 
Farałon's Avatar
 
Reputacja: 1 Farałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie coś
- Oj nie martw się ... akurat Ciebie się nie boję - wyjął nóż zza pleców - Jednak wolę być przygotowany na wszystko.

David
śledził przez chwilę wzrokiem Jake'a, gdy ten podchodził do okna.

- Jestem Jake Shields, może mi pan mówić Linocln. Kojarzy mi się pan z Kingpinem. Wpakowaliśmy się w niezłe gówno panie Kingpin- O'Niel szybko postarał się skojarzyć kim był Kingpin, jednak nie mógł znać tej postaci. Nigdy, nawet w dzieciństwie, nie miał styczności z komiksami - ale przy odrobinie szczęścia uda się nam z tego wyjść. Mam pewien pomysł na temat tego, co się tu dzieje, ale musi mi pan pomóc w uzyskaniu odpowiedzi na kilka pytań. Niech pan w maksymalnym stopniu postara się wyciszyć i uspokoić, a potem zbada tamtego psa - W tym momencie elegant uświadomił sobie, że musiał przed chwilą wyglądać na przerażoną dziewczynkę. Błyskawicznie się opanował i słuchał dalej - Musimy wiedzieć, czy był tylko wściekły, czy też jest z nim powiązany jakiś nadnaturalny przymiot, bo to co się tu dzieje nie jest normalne.

" Za kogo on się ma? Zresztą ... za kogo on ma MNIE? Czy ten pojeb wziął mnie za weterynarza? Kto to w ogóle jest?"

- Uznajmy, że jestem Kingpin -
powoli się podniósł - Weterynarzem nie jestem, ale jeżeli tak Ci na tym zależy, to obejrzę kundla.

Lincoln zaczął zagadywać starca, a David ruszył powoli w stronę psa by go obejrzeć, cały czas oświetlając sobie drogę latarką. W prawej ręce cały czas trzymał nóż, by w nagłym wypadku nie być bezbronnym.
 
Farałon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172