Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-08-2011, 01:11   #45
Yzurmir
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
De Nevoix zamrugał w zaskoczeniu, spoglądając na Swanna, który wyglądał mu na jakiegoś urzędnika bądź zarządcę i najwyraźniej posiadał adekwatne zamiłowanie do biurokracji. Roland uchylił kapelusza i odparł z ironią w głosie:
— Ja jestem markiz Roland de Nevoix, syn Marcela Krzyża. Pochodzę z Bretonii, królestwa leżącego daleko na zachód. Piękny ten kraj słynie z wytwarzanego tam wina — jest naprawdę wyborne, mam nadzieję, że będziesz miał kiedyś okazję, by go skosztować, Renaldzie — jak również ze szlachetnych rycerzy, walczących z niegodziwością. Podobno część z nich wspomogła niedawno waszego Imperatora w bitwie pod Middenheim — być może słyszałeś o tym konflikcie. Och, tak, u nas rządzi nie Imperator, lecz król — obecnie jest to król Louen, niech nam żyje. Jeśli chcesz i będzie po temu sposobna chwila w okresie przejściowym między atakami potworów, mogę opowiedzieć parę historii o odległych krainach. Cóż, przecież moje własne ziemie leżą w Montfort, księstwie, które tylko góry oddzielają od Altdorfu, więc z autopsji wiem, jak długa to droga.

Gdy tylko skończył, von Staden wtrącił, że Renald jest pochodzenia szlacheckiego. Markiz cofnął się i przebiegł wzrokiem po jego ubraniu.
Przepraszam, panie Swann, że nie przyszło to do mnie od razu. Biedny cudzoziemiec nie wyznaje się na imperialnej modzie — powiedział ze skruchą, po czym zwrócił się do Brunna, kłaniając się. — I pana również przepraszam. Niestety nie zostaliśmy sobie przedstawieni. Markiz Roland de Nevoix, a pan…?

Tymczasem jeden z Kislevitów, zagadniętych przez Swanna, podszedł bliżej i spojrzał mu w oczy.
Da — burknął, po czym wstrząsnął głową. — To znaczy: tak. My znamy staroświatowy. My mamy berdysze, szable i łuki — wymieniał, wskazując na posiadane przy sobie uzbrojenie, przyniesione z obozu. Pod obszernym płaszczem nosił kolczugę i wyglądał na zaprawionego w boju. — Ja jestem Piotr, a to jest Jurij, Nikołaj i Vasilij.

Von Staden ruszył do lasu i Roland patrzył za nim przez chwilę w milczeniu, zaskoczony. Nie miał pojęcia, co szlachcic może chcieć zrobić. Przyszło mu do głowy — wciąż nie był całkiem przekonany do opowieści o potworach, choć Kislevici zdawali się temu wierzyć — że być może to dalsza część jakiegoś śmiałego oszustwa, ale nie potrafił wyobrazić sobie, co miałoby być jego celem.
— Wygląda na to, że wracamy do obozu…
— Skoro mamy dostać złoto za siedzenie w lesie, to mnie tam to pasuje. Co nie?
— Da.
 
Yzurmir jest offline