Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-08-2011, 15:02   #111
woltron
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Aglahadowi nie trzeba było powtarzać dwa razy takich komend jak "uciekaj" czy "chodu", dlatego gdy niespełna rozumu mag krzyknął by skryli się w najbliższych krzakach, jego nogi ruszyły w stronę najbliższego schronienia jakie mógł znaleźć - niewielkiego rowu znajdującego się tuż obok. Złodziejaszek nie podziwiał jak magiczna kula zmienia kolor i wybuchowa. Za to smród, wyciskający z oczu łzy, nie uszedł jego uwagi.
Po wybuchu chłopak otrzepał się z ziemi i liści, po czym ruszył w stronę krzaków w które rzucił się szalony mag. Był ciekaw czy starzec przeżył i w jakim jest w stanie. A także po to by mu pomóc wstać.
- Aglahad jestem, proszę pana. To jest Ravere - dodał wskazując na podchodzącego chłopaka. - A tamta dwójka - machnął w stronę strumyka - to Amarys, i Degary. A pana godność to...?

W Domu zawsze powtarzano, że starzy ludzie są pełni mądrości, że należy ich słuchać. Rav nieraz wątpił w prawdziwość tych twierdzeń, ale tym razem nie miał najmniejszego zamiaru dyskutować ze staruszkiem. Nie czekając na powtórzenie polecenia skoczył w bok, by skryć się za kępą rozłożystych krzewów.
Odrażający odór, jaki do niego dotarł, dobitnie świadczył o tym, rada była słuszna, tyle tylko, że nie do końca zrozumiana i wysłuchana. Rav podniósł się powoli i, czując, że śniadanie chce się wydostać na wolność, stał przez moment, usiłując przemówić zbuntowanemu żołądkowi do rozumu. Żywiąc cichą nadzieję, że smród nie wżarł się na trwałe w ubrania i włosy ruszył w stronę, gdzie zniknął dziwaczny czarodziej.
- Pomóc panu? - spytał, wyciągając rękę do siedzącego na mchu maga. - A, dzień dobry - dodał nieco po niewczasie.

- Aglahad, Ravere? - Starzec powoli wyłaniał się spomiędzy zarośli, niósł na odzieniu tyle liści, pajęczyn i sosnowych igieł, że niejeden druid by się takiego stroju nie powstydził. - Coś mi to mówi... - Zdjął ze swojej głowy wymiętoszony kapelusz, by drugą dłonią podrapać się w niesforną siwą czuprynę. - Ja jestem... - Czarodziej przez chwilę się zamyślił i podrapał się raz jeszcze. - Jestem... Kim ja właściwie jestem? - Przez chwilę wydawało się, że czegoś nasłuchuje, po czym kiwnął głową i uśmiechnął się szerzej. - A tak! Jestem Fizban. Miło mi Was poznać. Nie widzieliście aby gdzieś mojego kapelusza?
- Tak! Trzymasz go w ręce! - Aglahad prawie krzyknął, bojąc się, że czarodziej gotów ponownie użyć magii bo odszukać nakrycia głowy.
- Mistrzu Fizbanie... - Rav usiłował sobie przypomnieć wpajane w Domu zasady dobrego wychowania. Równocześnie z pewnym niepokojem spoglądał w stronę strumienia, w którym przed chwilą zanurkowali Amy i Degary. - Witamy w naszych skr... w naszej okolicy - poprawił się szybko.

- Mam go gdzie? - Koścista dłoń maga poczęła wędrować po ciele, aż w końcu zatrzymała się na głowie. - A, prawda! Jest!
Mag roześmiał się radośnie i wyściskał swój wymięty kapelusz. Wyglądało to na spotkanie z dawna rozdzielonych przyjaciół.
- Już myślałem, że cię nie zobaczę! - Rzekł uradowany starzec po czym spojrzał na Aglahada i Rava szeroko się przy tym uśmiechając. - Wielkie dzięki! Nigdy bym go nie znalazł gdyby nie Wasza pomoc. Ta podła rzeczka pojawiła się tu z nagła, gdy spałem i chciała mi go ukraść. Co za czasy! Kiedyś rzeki miały więcej przyzwoitości, jak na mój gust...
Mag urwał na chwilę zapatrzony w dal, ale już po chwili spojrzenie jego błękitnych oczu skupiło się na zadziwionych młodzieńcach.
- Dobre z Was dzieciaki. - Rzekł kiwając głową, a jego oczy błysnęły nagle jasno i przebiegle. - Co tylko potwierdza, że mieli rację...
- Mieli? Kto miał rację? - spytał Rav. - Ktoś o nas opowiadał, mistrzu Fizbanie?
Nie bardzo wiedział, czy się cieszyć z tego, że mag o nich słyszał, czy też wprost przeciwnie. Wszystko zależało od tego, kto o nich opowiadał.
- Moi krewni... - Odrzekł czarodziej uśmiechając się tajemniczo. - Krewni i przyjaciele, prosili mnie abym coś Wam przekazał...
Zabrzmiało to nader tajemniczo. Ale i niebezpiecznie. Rav od dawna nic od nikogo nie dostał. Do prezentów przyzwyczajony nie był, a niespodzianki rzadko bywały miłe. Raczej wprost przeciwnie... Przez moment zastanawiał się, co zrobić. Chwycić za miecz, czy poczekać jeszcze moment...
- Jest pan pewien, mistrzu, że to chodzi właśnie o nas? - spytał.
- Ależ oczywiście, że jestem! - Staruszek roześmiał się, jakby usłyszał dobry żart. - W końcu gdyby było inaczej wcale by mnie tu nie było, prawda? Zbierzcie się, proszę wszyscy!
Aglahad zbliżył się nieco do starca by zobaczyć co też dla nich ma.
- Mam nadzieję, że nie zmieni to nas w ropuchy - powiedział pół-żartem, pół-serio.
Rav, który również żywił pewne obawy związane z osobą maga i niespodziewanym podarunkiem, o zamianie w jakiegoś płaza raczej nie pomyślał. Rechotać i łapać dżdżownice czy muchy na obiad? Cholerny Aglahad i jego głupie pomysły...
Czy zdążyłby przeszkodzić magowi, gdyby ten nagle zaczął czarować?
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline