Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-08-2011, 15:10   #112
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Tymczasem Amy prychając i parskając wyłoniła się z płytkich odmętów rzeczki, w które wepchnął ją Degary. Wyłoniła... i zanurkowała z powrotem, przytłoczona powalającym smrodem, który unosił się w powietrzu. Decyzja o ponownym wyłonieniu się na powierzchnie była ciężka ale nieodzowna, bo w końcu zaczęło jej brakować tlenu. Płytko łapiąc powietrze pomogła się podnieść Degaremu i zaczęła rozglądać wokoło.
Trzmiel, któremu nadal huczało w głowie od magicznej eksplozji, a może raczej ekskrementozji nie do końca jeszcze ogarniał rozpływający się po jego płucach fetor. Czuł, że powinno być mu niedobrze, ale jeszcze do końca to do niego nie docierało. Docierało natomiast to, że oczywiście miał rację.
- Ouuaaaa - jęknął i ponownie opadł na kolana w zimną wodę gdy kapłanka go puściła. Czymkolwiek był ten niezamierzony czar, był wystarczająco potężny i niestabilny by zadziałać na nieprzygotowanego adepta jak uderzenie żeliwną patelnią w głowę - Uhhh... gdzie ten... - nie skończył również powiódłszy spojrzeniem po okolicy.
Na szczęście wyglądało na to, że prócz smrodu zaklęcie nie poczyniło nikomu krzywdy, a chłopcy spokojnie gaworzyli sobie z czarodziejem w krzakach. Amarys kichnęła. Pewnie wszyscy naskoczą na nią, że to przez nią śmierdzą jak banda prosiaków... Jedyną pociechą był fakt, że ona i Trzmiel będzie śmierdzieć rybą, a nie gnojówką; no i Aglahad już nie powie, że mydło jest zbędnym wydatkiem... Kichnęła ponownie i chwyciwszy ich własnego maga za rękę pociągnęła go na brzeg. Z jedną ręką pewnie trudno mu było utrzymać równowagę na śliskich kamieniach. Z żalem spojrzała na swoje nowe podróżne ubranie. I gdzie ona teraz się przebierze?
- Patrz - powiedział do niej Trzmiel nadal chwiejąc się lekko na nogach - Nawet nie przyszli zobaczyć co z nami... Dobrze, że torby podróżne zostawiliśmy na... - urwał nagle spoglądając na nią ostro - Po kiego grzyba w ogóle pobiegłaś na to zaklęcie???
- Zaraz tam "na"... Skąd miała wiedzieć, że tego się nie da normalne przerwać? - zaszczękała zębami dziewczyna.
- "Przerwać" - odmruknął wyciskając z rękawów strumienie wody - Czary to nie drapanie się pod pachą!
- Jakoś nie widziałam, żeby twoje zepsute zaklęcia wybuchały ludziom w nos. Chyba że to kwestia wprawy? -
prychnęła Amy i wylazła na brzeg, po czym zaczęła grzebać w plecaku za suchym ubraniem.
- Bardzo śmieszne - odparł spoglądając z rezygnacją na resztę swojego odzienia. Wyciskanie wody nie miało zbyt wysokiej skuteczności - Trzeba będzie to jakoś... - dopiero teraz kątem oka uchwycił zachowanie kapłanki - Ty chyba nie zamierzasz się tutaj...??
Gwałtownie odwrócił się na pięcie z szeroko otwartymi oczami. Z tyłu za nim przy podróżnym plecaku nie buszował co prawda smok, ale jeśli...
- To ja może pójdę zobaczyć co z tym dziadkiem!

Amarys spojrzała za nim, zdumiona nagłą ucieczką. O co mu chodziło? Rozejrzała się po okolicy, po czym z rezygnacją wlazła na mały, suchy fragment pod mostkiem i szybko zaczęła się przebierać. Tam nikt prócz ryb nie powinien jej dostrzec.


Myśl, że Amy mogłaby tak o przebierać się na brzegu zaśmiardłej rzeki, była oczywiście całkiem niedorzeczna. Trzmiel nie mógł jednak powstrzymać występującego na jego policzki rumieńca zawstydzenia. Głupol… Co było robić. Odbiegł czym prędzej do Rava i Aglahada. Tak na wypadek gdyby miała dostrzec jego minę… Ależ głupol…
Przeszło mu gdy tylko dostrzegł radosne usposobienie maga gwarzącego sobie z oboma chłopakami. Sam nie wiedział jeszcze skąd, ale poczuł takie dziwne ukłucie nieufności wobec niefrasobliwego czarodzieja. To nie był typ Anduvala. W żadnym, najmniejszym nawet stopniu. A to z kolei w połączeniu z faktem, że wydawał się Trzmielowi może nie tak potężny jak jego mentor (bo przecież Anduval nigdy by nie dopuścił do takiej sytuacji), ale o niebo bardziej nieprzewidywalny, sprawiało, że młody mag chciał się od niego czym prędzej oddalić.
Dopadł do obu chłopaków i lekko acz trochę niecierpliwie pociągnął ich za ramiona do tyłu.
- Dzień dobry panu – powiedział grzecznie do staruszka. – Skoro pan znalazł już swój kapelusz to chyba czas na nas, nie chłopaki? Znaczy w końcu czeka na nas pan Goldkeeper. No i nam się śpieszy. Więc może skoro – obejrzał się na odgłos nadchodzącej ich własnej kapłanki – O właśnie. Amy już gotowa więc mus nam w drogę. Prawda, chłopaki?

Amarys
nadbiegała od strony rzeki, wyciskając wodę z włosów. Ekspresowe wciągnięcie ubrania na mokre ciało nie było łatwe, ale się udało. Ukłoniła się z szacunkiem staruszkowi i spojrzała po towarzyszach. Mina Trzmiela świadczyła, że coś chyba nie gra bardziej niż pozostałości zniszczonego czaru.
 
Sayane jest offline