Sytuacja przy wozie także nie przedstawiała się miło (choć o niebo lepiej niż w karczmie), zwłaszcza że zirytowany swoją bezradnością Teu nie zamierzał puścić mimo uszu kąśliwej uwagi krasnoluda. Gdyby to był elf to mógłby Teu przemyśleć jego słowa, ale sprawa wyglądała zupełnie inaczej w przypadku krasnoludów…
-Zgadzam się co do jednego, Hralm, ktoś coś musiał zrobić, a dokładniej to ktoś chyba palnął cię w łeb jak byłeś dzieckiem, że masz takie pomysły! W środku są nasi towarzysze, armata mogłaby ich zabić!- odparł sycząc jak wąż.
Tiaa... klecha twierdzi, że armata ta nie ma takiej siły. Nie przy zwykłych kulach, co innego specjalna, ale tych ta mała nie przygotowała.-stwierdził pokrótce krasnolud, wzruszając ramionami.-A ty się mojej mamusi nie czepiaj długouchy, kastrowałem czarne szpiczaste mordki, gdy jeszcze srałeś w pieluchy.
- Oczywiście... w każdym razie, nieopodal znalazłem portal do otchłani. Przypuszczam, że to on utrzymuje karczmę Demogorgona w tym miejscu… Gdyby ją zamknąć... może to by spowodowało zniknięcie karczmy i pojawienie się naszych towarzyszy.- westchnął. – Niestety nie mam tutaj żadnej mocy, a i Kastusa moc chyba nie wróciła?- spojrzał wyczekująco na kapłana i westchnął kolejny raz. Na co kapłan smętnie pokiwał głową, mówiąc że nie wróciła.
- Czy zamiast strzelać w drzwi i próbować rozwalić na kawałki przednią ścianę - Roger zwrócił się do Kastusa - nie lepiej byłoby spróbować pozbyć się narożnika tej karczmy? Przynajmniej mniejsze by było prawdopodobieństwo, że pozabijamy wszystkich, co są w środku. Jakby nie było, jest tam paru naszych.
-A on trafi w ten narożnik?- spytał Hralm wskazując kciukiem Kastusa.- Najpierw wolałbym się upewnić że on wogóle potrafi w coś trafić. A potem poszukamy trudniejszych celów.
-Mam nadzieję... ale ostatecznie...- kapłan podrapał się po karku przyglądając przyszykowanej do boju armacie.- Ważniejszy problem to czy nie za dużo, albo nie za mało prochu dymnego.
- Może tak pozbędziemy się przy okazji tej głowy - zaproponował Roger. - Nabijemy nią armatę i zobaczymy, jak sobie łepek poradzi z twardą ścianą. Albo też wrzućmy ją do ognia. W końcu nasze drzewko tak ładnie się pali. Ewentualnie wrzućmy do tej dziury, prowadzącej do Otchłani. Stamtąd nie powinna zbyt szybko wrócić. Chyba, że rzucanie tam czegokolwiek jest niebezpieczne dla wrzucającego. - Ostatnie zdanie skierował do Teu.
- Słyszałem... a wrzucajcie mnie gdzie chcecie. Ja nie mogę umrzeć - zaśmiała się pogardliwie głowa.
-Zaraz ją kopnę - burknął Hralm.
- Słyszałem, że Otchłań jest bardzo nieprzyjemnym miejscem. - Roger zadumał się. - Wieczność w Otchłani nie koniecznie musi składać się z samych nieprzyjemności, ale osobiście bym w to wątpił. Wrzućmy go tam - zwrócił się do pozostałych - i będziemy mieć jeden kłopot, że tak powiem, z głowy.
- Mhm, wkop go w otchłań i po sprawie - rzuciła do Hralma Sabrie, doceniając dowcip. Przynajmniej obaj członkowie krasnoludzkiej rasy choć na chwilę się przymkną. - Tylko wcześnie zapytaj kiedy wróci ta przeklęta mgła.
- Eeee tam... sama spytaj. On jedynie bluzga na temat mojej rasy lub plecie o naszej zgubie - burknął Hralm, odmawiając rozmowy z gnijącą głową.
Sabrie jakoś nie miała ochoty na konwersację ze zgniłkiem, zwłaszcza że szansa wydobycia interesujących ich informacji - czyli takich, które wykluczają brutalne mordy i inne tego typu atrakcje - była w jej ocenie nikła. Czuła się w ogóle zmęczona i zniechęcona, a żadne pomysły nie przychodziły jej do głowy. Nie znała się na magii, przejściach, planach, bogach (na szczęście imię Demogorgona niewiele jej mówiło) i rytuałach. Jej pomysł ostrzelania Kamiennego Mostu z planu eterycznego (prosto, łatwo i bezpiecznie) został szybko storpedowany przez Teu. Nie dało się i koniec. Przecież nie będą się tu nudzić przez trzy doby! Chociaż kto wie, kiedy rzecz w knajpie się zaczęła... Bogowie się chyba na nich uwzięli; co i rusz natykali się na jakichś fanatycznych wyznawców tego czy owego. "Gdzie się podziali normalni ludzie?! Siedzą w domach" - odpowiedziała sama sobie.
- Może przepchamy wóz do przejścia przy naszych koniach? - zaproponowała smętnie. I tak nie mieli nic lepszego do roboty, a jakoś się połączyć z wierzchowcami było trzeba. Odruchowo zaczęła powtarzać w myślach litanię, ale szybko się zreflektowała, że Helm i tak nie usłyszy. Kastus był tego najlepszym przykładem. Mimo wszystko plan bez boga jakoś nie mieścił jej się w głowie.
A wracając do łba... Mus to mus. - Czyli rytuał w karczmie będzie trwał trzy dni? Kiedy się zaczął? - kobieta otworzyła skrzynię i odsunęła się na bezpieczną odległość, od zawietrznej. - Najwyraźniej ciebie na imprezę nie zaprosili, co? - Rytuał się zacznie wkrótce, a skończy za kilka godzin. A wraz z nim i wasze życia.- odparła złośliwie głowa.- Możecie je oddać jeszcze memu panu zyskując coś w zamian, ale musicie się spieszyć. Bo nim dobiegnie, wasze marne żywota będą niewiele warte.
- A niby czemu nasze życia? Cały plan się zawali? -Jesteście ofiarą... wasze życia są powiązane z tym miejscem.-odparł gnijący łepek śmiejąc się. Po czym, na twarzy pojawiła się melancholia.- Tak jak... moje dziesięć lat temu.