Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-08-2011, 21:37   #489
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Sytuacja przy wozie także nie przedstawiała się miło (choć o niebo lepiej niż w karczmie), zwłaszcza że zirytowany swoją bezradnością Teu nie zamierzał puścić mimo uszu kąśliwej uwagi krasnoluda. Gdyby to był elf to mógłby Teu przemyśleć jego słowa, ale sprawa wyglądała zupełnie inaczej w przypadku krasnoludów…
-Zgadzam się co do jednego, Hralm, ktoś coś musiał zrobić, a dokładniej to ktoś chyba palnął cię w łeb jak byłeś dzieckiem, że masz takie pomysły! W środku są nasi towarzysze, armata mogłaby ich zabić!- odparł sycząc jak wąż.
Tiaa... klecha twierdzi, że armata ta nie ma takiej siły. Nie przy zwykłych kulach, co innego specjalna, ale tych ta mała nie przygotowała.-stwierdził pokrótce krasnolud, wzruszając ramionami.-A ty się mojej mamusi nie czepiaj długouchy, kastrowałem czarne szpiczaste mordki, gdy jeszcze srałeś w pieluchy.
- Oczywiście... w każdym razie, nieopodal znalazłem portal do otchłani. Przypuszczam, że to on utrzymuje karczmę Demogorgona w tym miejscu… Gdyby ją zamknąć... może to by spowodowało zniknięcie karczmy i pojawienie się naszych towarzyszy.- westchnął. – Niestety nie mam tutaj żadnej mocy, a i Kastusa moc chyba nie wróciła?- spojrzał wyczekująco na kapłana i westchnął kolejny raz. Na co kapłan smętnie pokiwał głową, mówiąc że nie wróciła.

- Czy zamiast strzelać w drzwi i próbować rozwalić na kawałki przednią ścianę - Roger zwrócił się do Kastusa - nie lepiej byłoby spróbować pozbyć się narożnika tej karczmy? Przynajmniej mniejsze by było prawdopodobieństwo, że pozabijamy wszystkich, co są w środku. Jakby nie było, jest tam paru naszych.
-A on trafi w ten narożnik?- spytał Hralm wskazując kciukiem Kastusa.- Najpierw wolałbym się upewnić że on wogóle potrafi w coś trafić. A potem poszukamy trudniejszych celów.
-Mam nadzieję... ale ostatecznie...- kapłan podrapał się po karku przyglądając przyszykowanej do boju armacie.- Ważniejszy problem to czy nie za dużo, albo nie za mało prochu dymnego.
- Może tak pozbędziemy się przy okazji tej głowy - zaproponował Roger. - Nabijemy nią armatę i zobaczymy, jak sobie łepek poradzi z twardą ścianą. Albo też wrzućmy ją do ognia. W końcu nasze drzewko tak ładnie się pali. Ewentualnie wrzućmy do tej dziury, prowadzącej do Otchłani. Stamtąd nie powinna zbyt szybko wrócić. Chyba, że rzucanie tam czegokolwiek jest niebezpieczne dla wrzucającego. - Ostatnie zdanie skierował do Teu.
- Słyszałem... a wrzucajcie mnie gdzie chcecie. Ja nie mogę umrzeć - zaśmiała się pogardliwie głowa.
-Zaraz ją kopnę - burknął Hralm.
- Słyszałem, że Otchłań jest bardzo nieprzyjemnym miejscem. - Roger zadumał się. - Wieczność w Otchłani nie koniecznie musi składać się z samych nieprzyjemności, ale osobiście bym w to wątpił. Wrzućmy go tam - zwrócił się do pozostałych - i będziemy mieć jeden kłopot, że tak powiem, z głowy.
- Mhm, wkop go w otchłań i po sprawie - rzuciła do Hralma Sabrie, doceniając dowcip. Przynajmniej obaj członkowie krasnoludzkiej rasy choć na chwilę się przymkną. - Tylko wcześnie zapytaj kiedy wróci ta przeklęta mgła.
- Eeee tam... sama spytaj. On jedynie bluzga na temat mojej rasy lub plecie o naszej zgubie - burknął Hralm, odmawiając rozmowy z gnijącą głową.

Sabrie jakoś nie miała ochoty na konwersację ze zgniłkiem, zwłaszcza że szansa wydobycia interesujących ich informacji - czyli takich, które wykluczają brutalne mordy i inne tego typu atrakcje - była w jej ocenie nikła. Czuła się w ogóle zmęczona i zniechęcona, a żadne pomysły nie przychodziły jej do głowy. Nie znała się na magii, przejściach, planach, bogach (na szczęście imię Demogorgona niewiele jej mówiło) i rytuałach. Jej pomysł ostrzelania Kamiennego Mostu z planu eterycznego (prosto, łatwo i bezpiecznie) został szybko storpedowany przez Teu. Nie dało się i koniec. Przecież nie będą się tu nudzić przez trzy doby! Chociaż kto wie, kiedy rzecz w knajpie się zaczęła... Bogowie się chyba na nich uwzięli; co i rusz natykali się na jakichś fanatycznych wyznawców tego czy owego. "Gdzie się podziali normalni ludzie?! Siedzą w domach" - odpowiedziała sama sobie.
- Może przepchamy wóz do przejścia przy naszych koniach? - zaproponowała smętnie. I tak nie mieli nic lepszego do roboty, a jakoś się połączyć z wierzchowcami było trzeba. Odruchowo zaczęła powtarzać w myślach litanię, ale szybko się zreflektowała, że Helm i tak nie usłyszy. Kastus był tego najlepszym przykładem. Mimo wszystko plan bez boga jakoś nie mieścił jej się w głowie.

A wracając do łba... Mus to mus.
- Czyli rytuał w karczmie będzie trwał trzy dni? Kiedy się zaczął? - kobieta otworzyła skrzynię i odsunęła się na bezpieczną odległość, od zawietrznej. - Najwyraźniej ciebie na imprezę nie zaprosili, co?
- Rytuał się zacznie wkrótce, a skończy za kilka godzin. A wraz z nim i wasze życia.- odparła złośliwie głowa.- Możecie je oddać jeszcze memu panu zyskując coś w zamian, ale musicie się spieszyć. Bo nim dobiegnie, wasze marne żywota będą niewiele warte.
- A niby czemu nasze życia? Cały plan się zawali?

-Jesteście ofiarą... wasze życia są powiązane z tym miejscem.-odparł gnijący łepek śmiejąc się. Po czym, na twarzy pojawiła się melancholia.- Tak jak... moje dziesięć lat temu.
 
Sayane jest offline