Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-08-2011, 22:48   #24
MatrixTheGreat
 
MatrixTheGreat's Avatar
 
Reputacja: 1 MatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputację
Fenster, Franco:

Wszyscy razem zdecydowali się sprawdzić, kto jest sprawcą całego tego zamieszania. W razie gdyby byli to Amerykanie, można było ewentualnie się poddać. To i tak lepsze niż tu siedzieć i czekać aż czyjeś zęby wtopią się w szyję. Cicho przemieściliście się w stronę ratusza i schowaliście się w sklepie naprzeciwko niego. Wyjrzeliście przez okno, a to co zobaczyliście ogromnie Was ucieszyło…

Chris, Cody, Jim, Doc:

Matt słysząc odgłosy walki na zachodzie zebrał się w sobie. Nie byliście pewni, czy chce się zemścić, czy może ma nadzieję uratować kogoś z waszych kolegów. Tak czy inaczej kazał się Wam pozbierać i wyruszyć, tak samo jak ostatnio na czujce szedł Campbell.

- A co z… nimi? - zapytał Raul wskazując skinieniem głowy na schody prowadzące na górę.
- Wrócimy po nich.

Szliście tą samą drogą jak ostatnio, ale przy szopie skręciliście w stronę kościoła. Należało teraz dużo bardziej uważać, ponieważ mgła już opadła, a widoczność znacznie się poprawiła. Dwójkami przebiegaliście przez drogę, nikt się nie odzywał. Znów weszliście w ciasne uliczki pomiędzy budynkami. Strzały i krzyki były coraz bliżej. Słyszeliście jednak tylko język niemiecki.
Starszy sierżant kazał potraktować Campbell’owi tylne drzwi z kopniaka, po czym on sam, Jim, Chris i Cody szybko zabezpieczyli wszystkie pomieszczenia. Budynek był parterowy i wyglądał na restaurację, teraz już jednak pustą. Przegrupowaliście się i wyjrzeliście przez okno. Tam Niemcy strzelali do wszystkiego co się… no w miarę ruszało. Ludzie ciągnęli do nich jak magnes, ale nie wyglądali normalnie. Mieli problemy z poruszaniem, widać było liczne rany. Być może to ci szaleńcy, o których mówił księżulek?
Matt kazał Wam zająć stanowiska i nie wychylać się, miał zamiar wziąć szkopów z zaskoczenia.

Maximilien, Baseball:

Robin zebrała broń, wodę i pożywienie, po czym poukładała wszystko w samochodzie. W tym samym czasie Max prawie skończył rozstawiać beczki, skrzynie i co tylko się dało by zatrzymać zarażonych, a w razie potrzeby także Niemców. Niestety znów zaczął dokuczać ból w plecach, przez co musiał skorzystać z pomocy dziewczyny. Gdy skończyliście, usiedliście sobie wygodnie z bronią na waszej prowizorycznej barykadzie.

***

W pewnym momencie kanonada na zachodzie stała się dużo głośniejsza. Dołączyło się więcej karabinów, doszły także wybuchy. Kątem oka dostrzegliście także naprawdę potężną hordę idącą od strony bagna. Błyskawicznie zeskoczyliście z barykady i przykucnęliście za nią. Na całe szczęście zarażeni Was nie dostrzegli. Dzięki Bogu, mielibyście nieźle przerąbane, gdyby chociaż jeden zainteresował się hangarem. Cała ta chmara kierowała się teraz na zachód, prawdopodobnie zwabiona odgłosami walki. Obserwowaliście ich wolny pochód, który jak na razie zdawał się nie mieć końca.

Franco, Fenster:

Udało się, ratunek przybył! Wyszliście na spotkanie swoim kolegom, z których większość właśnie weszła do środka ratusza i czyściła go z zarażonych. Przywitał was młody człowiek w mundurze oficera.

- Sierżant Tobias Reinhardt, przybyliśmy po was z rozkazu porucznika. Nikt z was nie jest pogryziony? - zaprzeczyliście kiwając głowami - Dobrze… gdzie wasz sierżant?
Popatrzyliście chwilę po sobie, po czym odezwał się Kristian:
- Nie żyje…
- Cóż, trudno, przynajmniej mam choć część drużyny. A on to co za jeden?
- To francuz, który… - jednak Bader nie dokończył, ponieważ idealnie pod nogi sierżanta wylądował granat. Jedynym, który zdążył zareagować był Fenster. Upuścił swój karabin, wziął do ręki granat odbiegł sprintem i chciał go wyrzucić. Uniósł rękę i w tym momencie rozerwało go na kawałki. Od strony restauracji poszedł huragan pocisków. Franco dostał prosto w głowę, a Markus został zraniony w nogę. Ludzie leżeli w kałużach krwi, a ci którzy jeszcze potrafili uciekali gdzie się dało.
- Wszyscy do baru! Schnell! - krzyknął sierżant Tobias.
Jakiś medyk dopadł Markusa i zaczął go ciągnąć w stronę ratusza.

Chris, Cody, Jim, Doc:

Granat był znakiem od Matt’a. Otworzyliście ogień, a szwaby padały jak muchy. Próbowali odpowiedzieć ogniem jednak skutecznie ich miażdżyliście. Garstka z nich schowała się w barze, reszta albo zwijała się na drodze, albo już nie żyła. Póki co prowadziliście ogień do szkopów siedzących w barze i w ratuszu.

Jim:

Zauważyłeś ze swojego stanowiska, jak jakiś medyk ciągnie rannego w stronę ratusza. Miałeś go jak na widelcu, tylko… czy potrafiłbyś zabić w tej chwili bezbronnego człowieka? Zauważyłeś jak na stanowisku obok Campbell już w niego celuje. Wybór należał do Ciebie…

***

Chris, Cody, Jim, Doc:

W pewnym momencie z baru odezwał się niemiecki MG42, a wraz z nim kilka innych karabinów i pistoletów maszynowych, które przygwoździły Was ogniem. Po paru seriach km-u usłyszeliście pojedynczy strzał, a MG ucichł. Chris dostrzegł coś na wieży ratusza. Spojrzał przez lornetkę. Na szczycie siedział Amerykanin z karabinem snajperskim. Pierwsze co przychodziło do głowy to:
- Davis…
Należało mu pomóc, Niemcy będący w ratuszu mieli go na tacy.
Zaraz po tym do budynku tylnimi drzwiami wbiegł wasz stary znajomy i prawie został rozstrzelany na miejscu. Księżulek darł się w niebogłosy, a Campbell zdołał przetłumaczyć tylko:
- Mówi, że ci wariaci już się tu zbliżają i że jest ich w cholerę dużo - gdy tylko skończył to zdanie, za księdzem pojawiła się postać. Złapała go i pociągnęła do siebie. Był to mężczyzna w niemieckim mundurze, jednak bez hełmu, bez broni. Wgryzł się w szyję księdza i po prostu… wyrwał z niej kawałek mięsa! Nie przeżuwał nawet zbytnio tylko od razu połknął i schylił się do duchownego, który wył z bólu na podłodze. Szaleniec wbił zęby jeszcze raz, musiał uszkodzić krtań, bo ofiara zaczęła się dusić. Shepardson posłał kilka pocisków w agresora, trafił w korpus. Siła obaliła go na ziemię, ale on jak gdyby nigdy nic podniósł się i powoli kroczył w Waszą stronę. A przynajmniej próbował. Campbell strzelił idealnie w oko. Niemiec upadł i więcej już się nie poruszył.
- What the fuck was that?! zdążył jednynie krzyknąć Matt ponieważ do budynku zaczęli włazić tylnymi drzwiami i oknami kolejni szaleńcy. Zauważyliście, że umierali tylko po dostaniu w głowę. To z pewnością nie było ludzkie, można było im wpakować cały magazynek w serce a oni nawet nie drgnęli. Jeszcze do tego te ich mrożące krew w żyłach jęki. Ręce trzęsły się Wam okropnie, co strasznie utrudniało celowanie. Mieliście tylko dwa wyjścia: spróbować się utrzymać w środku, co pewnie byłoby samobójstwem, lub wyskoczyć przez wielkie, podwójne drzwi i szukać innego schronienia, lecz tym samym narażając się na niemiecki ostrzał. Ale sytuacje bez wyjścia to podobno dla Was chleb powszedni…
 
MatrixTheGreat jest offline