Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-07-2011, 21:49   #21
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Stanęła za nim.

-Jestem żołnierzem, więc muszę umieć strzelać.-

Wzruszyła ramionami. Żołnierz musiał umieć strzelać. Zamrugała i przybliżyła się lekko do francuza.

-Jak widoki?-

-Jeden zgniłek którego spokojnie zdejmę nim chociażby jęknie i dwóch, może trzech, pomiędzy magazynami.- spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się lekko.- Jak dobrze pójdzie, w magazynach znajdziemy schronienie, broń i jedzenie. Cholera... Sądzisz że ile będziemy tutaj czekać zanim reszta jankesów tutaj przybędzie w charakterze kawalerii?

Zamrugała.

-Pewnie trochę. Choć nie byłabym sceptyczna do wersji, że dowództwo w sztabie zostawiło nas na pewną śmierć lub już wysłało depesze do rodzin.-

Zamrugała ponownie.

-Zrobimy tyle ile się da po cichu, więc Tobie to zostawiam. Ja strzelę wtedy, gdy będziesz przegrywał lub będziesz mógł zostać zraniony. Nie wiemy jak ta choroba, wirus czy inne cholerstwo reanimujące zwłoki się przenosi.-
Maximilien spojrzał jeszcze raz na dziewczynę, wzrokiem przebiegając pobieżnie po jej ekwipunku i plecaku. Zza pasa wyjął swój lewak i podrzucił go w dłoni, chwytając zręcznie za płaz ostrza. Podał go Robin.

-Masz jakby przegrywał albo ty potrzebowała broni. Kolbą ich nie zabijesz. Łopatką też nie za bardzo. Dźgaj w oczy lub pod brodę, żeby doszło do mózgu.- powiedział i ruszył ulicą w stronę samotnego zakażonego. Zombie jęknął krótko, próbując chwycić wprawione w ruch ostrze. Jego palce spadły na szosę, tak jak kilka sekund później głowa truposza.

Odebrała lewak, a karabin zawiesiła na ramieniu. Chwyciła pewniej tą nową... broń, ale nie czuła się zbyt pewnie. Wolała swój karabin.

-Zrozumiałam.-

Ruszyła za francuzem, lecz nie patrzyła przed siebie, a w pozostałe kierunki. W końcu nie chciała, by coś zaszło ich do tyłu, gdy nastawią się na brnięcie do przodu. No i musiała zadbać o plecy kompana.

Maximilien również rozejrzał się dookoła, oceniając sytuację. Dłonią wskazał przejście pomiędzy magazynami, gdzie niezdarnie człapał jeden z trupów. Cichym truchtem ruszył w jego stronę, szykując się do czystego pchnięcia. Trawa wytłumiła jego kroki a sam rapier gładko przebił czaszkę umarlaka. Max uśmiechnął się lekko i obejrzał na Robin.

Kolejny umarły, niedaleko tego zabitego przez Maxa, podzielił los kumpla. W tym momencie szanowny zmarły właśnie stracił głowę, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Powód był tak prosty, jak to tylko możliwe. Robin po prostu uderzała z całych sił, a wiadomo, że żołnierz powinien potrafić przywalić. Najlepszy żołnierz, dla sztabu, to silny, wytrenowany i głupi na tyle, by słuchać bez szemrania rozkazów i ginąć. Idźcie owieczki, gińcie w imię demokracji.

De Lisle obrócił się na pięcie i uniósł brwi, widząc toporną ale skuteczną robotę dziewczyny. Cios w kark rozrąbał i zmiażdżył kręgi szyjne a resztę załatwiła siła rozpędu. Francuz uśmiechnął się, kiwając jej głową.

-Brawo.- kiedy z powrotem obrócił głowę lekko wytrzeszczył oczy gdy jego twarz dzieliły centymetry od wyciągniętych szponów ostatniego z zarażonych. Max sapnął cicho, pochylając nisko i odskakując w bok. Jednocześnie poderwał rękę do góry, odrąbując bydlakowi obie ręce w nadgarstkach. Siła rozpędu sprawiła że trup ominął francuza i pognał prosto na Robin, gębą do przodu.

Zareagowała instynktownie, dosyć niezgrabnie, uskakując w bok. Obrót na plecach, lub raczej plecaku, i wstawała. Praktycznie nie myśląc uderzyła bronią w tył głowy umarlaka, waląc na oślep. Wiadomym było, że umarły tego nie przetrwa, ale Robin uderzyła kilka razy jeszcze po tym, jak ten definitywnie zginął.

Maximilien podszedł do dziewczyny, obserwując jak raz za razem penetruje głowę zombiaka trzydziestocentymetrowym ostrzem. Po chwili trawa wokół rozprutej czaszki trupa miała już czarny kolor od rozlewającej się dookoła krwi. Francuz rozejrzał się.

-No dobrze... Chodź, poszukajmy czegoś użytecznego.- uśmiechnął się do dziewczyny, podając jej dłoń.

W ową dłoń włożyła tą broń, której użyła do pozbycia się nieboszczyka. Broń biała była zbyt sadystyczna. A tak to wiadomo, kulka i do piachu.

-Najlepiej czołgu z zapasem paliwa, amunicji, wody i żarcia. Jakby był w nim prysznic to mogłabym nawet w nim zamieszkać.-

Zamrugała i ruszyła tuż za Maxymilianem, trzymając najlepszą broń w rękach, jej karabin.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline  
Stary 03-07-2011, 16:17   #22
 
MatrixTheGreat's Avatar
 
Reputacja: 1 MatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputację
Fenster, Franco:

Kristian nie był chętny by dać francuzowi MP 40. Zgodził się na oddanie swojego karabinu. Był pewien, że nie strzeli Wam w plecy, ponieważ wtedy jego szanse na przeżycie byłyby jeszcze mniejsze. Nawet gdyby udało mu się przed Wami uciec.
Szybko wybiegliście z kościoła, bo ostatnia panna już się za wlokła w Waszą stronę.

- Dobra, ale coś trzeba zrobić. Jeśli to Amerykanie są autorami tamtego zamieszania to raczej nie możemy oczekiwać taryfy ulgowej - powiedział zdenerwowany Markus.
- Chłopaki, mamy dwa wyjścia: albo gdzieś się tu ukryjemy, albo spieprzamy co sił do magazynów znowu. Decydujcie! - powiedział Kristian po niemiecku, a następnie przetłumaczył Francois’owi.

Gambino:

Gdy wszedłeś na wierzę, już nikogo nie było. Widocznie musieliście się minąć. Twoim oczom ukazał się niemiecki oddział na zachodzie niedaleko ratusza. Tam też kierowało się większość zarażonych, których zwabiły strzały. Nagle odezwały się też strzały na wschodzie. Zauważyłeś dwójkę ludzi: żołnierza i jakiegoś cywila, który trzymał w ręku coś podobnego do szabli lub miecza. Byli zbyt daleko, by dostrzec dokładnie, ale wojak nie był Niemcem, miał inny mundur. Oboje dosyć dobrze radzili sobie z ofiarami zarazy. Kierowali się w stronę wojskowych magazynów…

Maximilien, Baseball:

W magazynach jak to mówią: moc atrakcji. W składzie broni oprócz standardowych karabinów i pistoletów maszynowych znaleźliście także dwie sztuki MG 42, cztery MG 34, kilka pancerfaustów i od cholery amunicji. Jaka szkoda że nie dacie rady we dwójkę udźwignąć tego wszystkiego…

W następnym magazynie znaleźliście plecaki, mundury, hełmy i ogólnie dużo więcej rzeczy z niemieckiego wyposażenia. Znaleźliście też dość trochę jedzenia i kilka skrzynek z butelkami wody.

W ostatnim magazynie, który wyglądał bardziej na garaż lub hangar znajdował się… zombie w niemieckim mundurze! Na szczęście Max szybko poradził sobie z „stróżem” i wyrzucił ciało na zewnątrz, ponieważ okropnie śmierdziało.
W środku znajdowało się wiele narzędzi typu: klucze, młotki itp. Znajdowały się też dwa pojazdy! Jeden był zniszczony, ale drugi Kubelwagen na pierwszy rzut oka wydawał się nietknięty.


Jednak po bliższych oględzinach okazało się, że bak jest pusty. Hm… w rogu magazynu stało kilka kanistrów. Może któryś był pełny?
Na tylnym siedzeniu znaleźliście też załadowany karabin, a obok dodatkowy magazynek.

 
MatrixTheGreat jest offline  
Stary 06-07-2011, 20:52   #23
 
Kizuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Kizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodze
Maximilien uśmiechnął się lekko, widząc całkiem nieźle zachowany wóz. Co prawda zaliczał się do prawdopodobnie najgorszych kierowców po tej stronie frontu, ale w obecnej sytuacji nie musiał przejmować się za bardzo przepisami drogowymi.

-Dobra... Zatankuj go z któregoś z tych kanistrów, a ja przyniosę trochę broni. Ja prowadzę a ty strzelasz w razie konieczności.- puścił dziewczynie oko.- Chyba że będziesz m ogła robić i jedno, i drugie.

Kiwnęła głową. I zastanowiła się.

-Załadujemy całe żarcie i 2 skrzynki wody. Jak ktoś się tu dostanie to przynajmniej zdobędzie wodę.-

Zamrugała. I takie pytanie, skąd Max będzie wiedział jaką amunicję i broń wziąć, skoro wojskowym nie był, a broni palnej chyba nie znał zbyt dobrze? Cóż, najwyżej go poprawi.

-Weź góra dwa ciężkie karabiny, więcej nie ma sensu brać, ale można od nich amunicję wziąć.-

I spokojnie zajęła się swoją robotą, czyli wlewaniem paliwa do baku. Dwa kanistry były pełne więc trochę dadzą radę pojeździć.

Francuz skinął głową i ruszył kilka razy we tę i we tę, znosząc amunicję oraz dwa karabiny. Finalnie skończyło się na tym że na tylnym siedzeniu kubelwagena leżał MG 34 oraz stos amunicji do niego. Dodatkowo, w skrzynce obok tego małego arsenału znalazły się trzy pancerfausty oraz jedzenie i dwie skrzynki wypełnione butelkami z wodą.

-No... Wszystko się zgadza?- mężczyzna sapnął, zdyszany, opierając ręce na biodrach

Drugi kanister był jeszcze nie ruszony. Wskazała go francuzowi.

-Ty wlej ten, a ja pójdę jeszcze po jakieś pistolety maszynowe i amunicję do nich. Niemcy mają te MP 40, które mają wady, ale się przydają. I sporo amunicji bo te zużywają jej sporo.-

I ruszyła w stronę skrzyń, które zaczęła przeglądać. Przy okazji szukała też taśmy klejącej.

Max skinął głową i spokojnie zabrał się z tankowanie. Jednocześnie rzucił jeszcze okiem za odchodzącą dziewczyną i pokręcił głową. Co tu dużo gadać, dziewucha miała w sobie ukryty ogień i miał cichą nadzieję że nie będzie tym na którego nim plunie. Po napełnieniu baku mężczyzna wyprostował się i westchnął, lekko odchylając do tyłu. W krzyżu strzeliło mu cicho.

-Starość nie radość, cholera...

Nim "staruszek" skończył. Robin zrobiła swoje.

-A tam staruszek, staro nie wyglądasz.-

I gotowe. Na tyle samochodu znalazły się jeszcze dwie sztuki MP40 oraz magazynki do nich. Ale odpowiednio przygotowane do obecnych warunków. 20 magazynków z amunicją 9mm. Każdy magazynek mieścił po 32 naboje, co dawało sporą ich ilość. I o to chodziło, bo taki nabój przebije czaszkę, a silniejszego na umarlaka nie trzeba. Dodatkowo posklejała magazynki końcami, za pomocą taśmy, by po opróżnieniu jednego można było go odwrócić i wcisnąć kolejny. Odrobinę zmniejszy to czas przeładowania magazynka, który by trzeba wyciągnąć z kieszeni, plecaka czy gdzie ktoś tam sobie wsadza magazynki.

Francuz uniósł lekko brwi, widząc staranne przygotowania dziewczyny. Magazynki, karabiny i do tego wyrzutnie. Mały arsenał, w sam raz do odpędzenia nawet całkiem sporej grupy zarażonych. Pytaniem było czy mieli walczyć sami.

-Cholera... Co teraz? Jedziemy stąd w cholerę czy szukamy ocalonych aliantów. W ratuszu są Niemcy, więc oni nas nie obchodzą. Ale paru amerykanów mogłoby się nam przydać w czasie ucieczki z tego pieprzonego miasta.

Uśmiechnęła się.

-Normalnie bym powiedziała, że jedziemy szukać reszty. Ale w normalnych warunkach kula w oba kolana praktycznie wyklucza możliwość chodzenia, a kula w serce jest śmiertelna. Tym razem nasz wróg jest praktycznie nieśmiertelny poniżej głowy. Broń biała jest dobra, ale jedynie przeciw nielicznym i rozproszonym istotą. A w dodatku w mieście panuje cholerna mgła przez co jest mała widoczność.-

Chwila zastanowienia.

-Zniesiemy wszystko co przydatne do tego hangaru, następnie użyjemy skrzyń by zrobić barykady z przejściem po środku. Jeśli będzie trzeba to do samochodu i jedziemy. Na zapory wtargamy po MG 34, MP 40 i zapasie amunicji do nich. Na hordę umarlactwa najlepszym lekiem jest solidna porcja ołowiu.-

Maximilien uśmiechnął się do dziewczyny.

-Dobry pomysł... Zabarykadujemy się ze wszystkim co będzie przydatne, w razie czego będziemy mieli dość amunicja do odparcia większego ataku a w sytuacji beznadziejnej zostanie nam ucieczka. Robin West, nie sądziłem że powiem to kobiecie, ale jesteś wspaniała.- mężczyzna zaśmiał się i zaczął rozstawiać beczki, skrzynie, metalowe pudła i wszystkie inne możliwe przedmioty nadające się na zaporę. Ból w plecach zniknął gwałtownie dzięki wizji bezpiecznego schronienia i zwiększającego się prawdopodobieństwa przeżycia.

-Leć po broń, ja na szybko rozplanuję najlepsze rozwiązania. Wiesz, po latach wykładania historii większych bitew chyba będę w stanie zaplanować najlepsza linie obrony.

Bez słowa ruszyła po sprzęt. Oczywiście, nim zaczęła wszystkie działania, zostawiła już dawno swój plecak w samochodzie. Cała robota trochę jej zajęła, ale ostatecznie dotargała trochę sprzętu. Jak to dobrze, że Niemiaszki zostawiły im odrobinkę pomocy.
 
Kizuna jest offline  
Stary 03-08-2011, 22:48   #24
 
MatrixTheGreat's Avatar
 
Reputacja: 1 MatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputację
Fenster, Franco:

Wszyscy razem zdecydowali się sprawdzić, kto jest sprawcą całego tego zamieszania. W razie gdyby byli to Amerykanie, można było ewentualnie się poddać. To i tak lepsze niż tu siedzieć i czekać aż czyjeś zęby wtopią się w szyję. Cicho przemieściliście się w stronę ratusza i schowaliście się w sklepie naprzeciwko niego. Wyjrzeliście przez okno, a to co zobaczyliście ogromnie Was ucieszyło…

Chris, Cody, Jim, Doc:

Matt słysząc odgłosy walki na zachodzie zebrał się w sobie. Nie byliście pewni, czy chce się zemścić, czy może ma nadzieję uratować kogoś z waszych kolegów. Tak czy inaczej kazał się Wam pozbierać i wyruszyć, tak samo jak ostatnio na czujce szedł Campbell.

- A co z… nimi? - zapytał Raul wskazując skinieniem głowy na schody prowadzące na górę.
- Wrócimy po nich.

Szliście tą samą drogą jak ostatnio, ale przy szopie skręciliście w stronę kościoła. Należało teraz dużo bardziej uważać, ponieważ mgła już opadła, a widoczność znacznie się poprawiła. Dwójkami przebiegaliście przez drogę, nikt się nie odzywał. Znów weszliście w ciasne uliczki pomiędzy budynkami. Strzały i krzyki były coraz bliżej. Słyszeliście jednak tylko język niemiecki.
Starszy sierżant kazał potraktować Campbell’owi tylne drzwi z kopniaka, po czym on sam, Jim, Chris i Cody szybko zabezpieczyli wszystkie pomieszczenia. Budynek był parterowy i wyglądał na restaurację, teraz już jednak pustą. Przegrupowaliście się i wyjrzeliście przez okno. Tam Niemcy strzelali do wszystkiego co się… no w miarę ruszało. Ludzie ciągnęli do nich jak magnes, ale nie wyglądali normalnie. Mieli problemy z poruszaniem, widać było liczne rany. Być może to ci szaleńcy, o których mówił księżulek?
Matt kazał Wam zająć stanowiska i nie wychylać się, miał zamiar wziąć szkopów z zaskoczenia.

Maximilien, Baseball:

Robin zebrała broń, wodę i pożywienie, po czym poukładała wszystko w samochodzie. W tym samym czasie Max prawie skończył rozstawiać beczki, skrzynie i co tylko się dało by zatrzymać zarażonych, a w razie potrzeby także Niemców. Niestety znów zaczął dokuczać ból w plecach, przez co musiał skorzystać z pomocy dziewczyny. Gdy skończyliście, usiedliście sobie wygodnie z bronią na waszej prowizorycznej barykadzie.

***

W pewnym momencie kanonada na zachodzie stała się dużo głośniejsza. Dołączyło się więcej karabinów, doszły także wybuchy. Kątem oka dostrzegliście także naprawdę potężną hordę idącą od strony bagna. Błyskawicznie zeskoczyliście z barykady i przykucnęliście za nią. Na całe szczęście zarażeni Was nie dostrzegli. Dzięki Bogu, mielibyście nieźle przerąbane, gdyby chociaż jeden zainteresował się hangarem. Cała ta chmara kierowała się teraz na zachód, prawdopodobnie zwabiona odgłosami walki. Obserwowaliście ich wolny pochód, który jak na razie zdawał się nie mieć końca.

Franco, Fenster:

Udało się, ratunek przybył! Wyszliście na spotkanie swoim kolegom, z których większość właśnie weszła do środka ratusza i czyściła go z zarażonych. Przywitał was młody człowiek w mundurze oficera.

- Sierżant Tobias Reinhardt, przybyliśmy po was z rozkazu porucznika. Nikt z was nie jest pogryziony? - zaprzeczyliście kiwając głowami - Dobrze… gdzie wasz sierżant?
Popatrzyliście chwilę po sobie, po czym odezwał się Kristian:
- Nie żyje…
- Cóż, trudno, przynajmniej mam choć część drużyny. A on to co za jeden?
- To francuz, który… - jednak Bader nie dokończył, ponieważ idealnie pod nogi sierżanta wylądował granat. Jedynym, który zdążył zareagować był Fenster. Upuścił swój karabin, wziął do ręki granat odbiegł sprintem i chciał go wyrzucić. Uniósł rękę i w tym momencie rozerwało go na kawałki. Od strony restauracji poszedł huragan pocisków. Franco dostał prosto w głowę, a Markus został zraniony w nogę. Ludzie leżeli w kałużach krwi, a ci którzy jeszcze potrafili uciekali gdzie się dało.
- Wszyscy do baru! Schnell! - krzyknął sierżant Tobias.
Jakiś medyk dopadł Markusa i zaczął go ciągnąć w stronę ratusza.

Chris, Cody, Jim, Doc:

Granat był znakiem od Matt’a. Otworzyliście ogień, a szwaby padały jak muchy. Próbowali odpowiedzieć ogniem jednak skutecznie ich miażdżyliście. Garstka z nich schowała się w barze, reszta albo zwijała się na drodze, albo już nie żyła. Póki co prowadziliście ogień do szkopów siedzących w barze i w ratuszu.

Jim:

Zauważyłeś ze swojego stanowiska, jak jakiś medyk ciągnie rannego w stronę ratusza. Miałeś go jak na widelcu, tylko… czy potrafiłbyś zabić w tej chwili bezbronnego człowieka? Zauważyłeś jak na stanowisku obok Campbell już w niego celuje. Wybór należał do Ciebie…

***

Chris, Cody, Jim, Doc:

W pewnym momencie z baru odezwał się niemiecki MG42, a wraz z nim kilka innych karabinów i pistoletów maszynowych, które przygwoździły Was ogniem. Po paru seriach km-u usłyszeliście pojedynczy strzał, a MG ucichł. Chris dostrzegł coś na wieży ratusza. Spojrzał przez lornetkę. Na szczycie siedział Amerykanin z karabinem snajperskim. Pierwsze co przychodziło do głowy to:
- Davis…
Należało mu pomóc, Niemcy będący w ratuszu mieli go na tacy.
Zaraz po tym do budynku tylnimi drzwiami wbiegł wasz stary znajomy i prawie został rozstrzelany na miejscu. Księżulek darł się w niebogłosy, a Campbell zdołał przetłumaczyć tylko:
- Mówi, że ci wariaci już się tu zbliżają i że jest ich w cholerę dużo - gdy tylko skończył to zdanie, za księdzem pojawiła się postać. Złapała go i pociągnęła do siebie. Był to mężczyzna w niemieckim mundurze, jednak bez hełmu, bez broni. Wgryzł się w szyję księdza i po prostu… wyrwał z niej kawałek mięsa! Nie przeżuwał nawet zbytnio tylko od razu połknął i schylił się do duchownego, który wył z bólu na podłodze. Szaleniec wbił zęby jeszcze raz, musiał uszkodzić krtań, bo ofiara zaczęła się dusić. Shepardson posłał kilka pocisków w agresora, trafił w korpus. Siła obaliła go na ziemię, ale on jak gdyby nigdy nic podniósł się i powoli kroczył w Waszą stronę. A przynajmniej próbował. Campbell strzelił idealnie w oko. Niemiec upadł i więcej już się nie poruszył.
- What the fuck was that?! zdążył jednynie krzyknąć Matt ponieważ do budynku zaczęli włazić tylnymi drzwiami i oknami kolejni szaleńcy. Zauważyliście, że umierali tylko po dostaniu w głowę. To z pewnością nie było ludzkie, można było im wpakować cały magazynek w serce a oni nawet nie drgnęli. Jeszcze do tego te ich mrożące krew w żyłach jęki. Ręce trzęsły się Wam okropnie, co strasznie utrudniało celowanie. Mieliście tylko dwa wyjścia: spróbować się utrzymać w środku, co pewnie byłoby samobójstwem, lub wyskoczyć przez wielkie, podwójne drzwi i szukać innego schronienia, lecz tym samym narażając się na niemiecki ostrzał. Ale sytuacje bez wyjścia to podobno dla Was chleb powszedni…
 
MatrixTheGreat jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172