Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2011, 00:56   #180
Irmfryd
 
Irmfryd's Avatar
 
Reputacja: 1 Irmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie coś
Szum oceanu, piaszczysta plaża. Człowiek podążający za śladami. Obutych nóg, które dalej przechodzą w tropy bosych stóp. Jakby ktoś zdjął buty aby łatwiej iść po grząskim piachu. Od czasu do czasu ślad znika … tam gdzie woda wdziera się dalej … głębiej w piaszczysty ląd. W pewnym miejscu ślady stają się płytsze i dołącza do nich jeszcze jeden. Tym razem inny … szeroki na dłoń wyznaczający linię w piachu. Jakby ktoś zrzucił ciężki tobół i teraz wlókł go za sobą. Nagle rozlega się krzyk ptaka, trzepoczącego nad głową podążającego po śladach mężczyzny …

Quetzal, Quetzal, Quetzal …


***

Od kilku dni szukam miejsca, drzwi, ściany, czegokolwiek co prowadziłoby poza mury miasta. Niestety … otaczający mnie labirynt ścian, uliczek, zaułków nie pozwala nawet zbliżyć się do murów. Dlaczego tak się dzieje? Czy coś przytępia mój zmysł orientacji. Cel jest jasny, majestatyczny odgradzający miasto od bezkresnej pustyni i oceanu. Jednak gdy wydaje mi się, że jest już blisko, że jeszcze kilka zakrętów w wąskie uliczki, jeszcze parę kroków po wznoszących się w górę stopniach okazuje się, że nagle, niewiadomo skąd znajduję się w zamkniętej linią budynku uliczce. Co sprawia, co otępia mój mózg, że nie potrafi odnaleźć prostej drogi? Nie znam innej odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie poza jedną … SAMARIS … miasto więzienie … Nie możemy tu dłużej zostać …

Postanowiłem zmienić kierunek poszukiwań wyjścia z miasta. Przestałem interesować się murem. Opcja ucieczki pojazdem latającym także nie przypadła mi do gustu. Nie było tu ani lądowiska, ani altiplanu. Roztrzaskany dwupłat pozostał poza murami, a nasz pilot nie miał zamiaru ruszyć się z miasta. Nowy pomysł przyszedł, jak to zwykle bywa, w zupełnie nieoczekiwanym momencie … podczas codziennej toalety. Gdy wypuściłem wodę z wanny usłyszałem dźwięk wydobywający się najprawdopodobniej z rur kanalizacyjnych. To on zwrócił moją uwagę, że wyjście może znajdować się poprzez kanał. Ścieki z miasta muszą mieć ujście. Najprawdopodobniejszym scenariuszem według mojej skromnej wiedzy to fakt iż kanały powinny prowadzić wprost do oceanu.

Postanowiłem zbadać najpierw ulice. Przeszukać ewentualne wejścia do kanałów. Nie interesowali mnie mieszkańcy. Nie dbałem oto czy przyglądają mi się czy są wobec mnie obojętni. Chodziłem i opukiwałem laską wszystkie metalowe i niemetalowe elementy ulic, które mogły skrywać zejście do kanału. Wychodziłem też nocą aby lepiej słyszeć szum podziemnych rzek niosących nieczystości SAMARIS. Czasem przeszkadzał mi ten dźwięk … zgrzyt, podobny do tego, który słyszałem w jaskini szamanki w Trahmerze.

Chodziłem szukając podziemnej drogi ucieczki gdy zobaczyłem jego. Nathan Clark szedł wprost w moim kierunku. Pewne kroki, stukot butów o bruk. Czarny melonik z fioletową przepaską, prążkowa marynarka i takie same spodnie. Pociągła twarz pozbawiona wyrazu, jak wtedy gdy ostatni raz widzieliśmy się w Xhystos na ławce w parku …



Ze zdziwienia aż przystanąłem. Obserwowałem zbliżającego się w moim kierunku przyjaciela. Nathan Clark był tutaj … jest tutaj … jest w SAMARIS.
 
Irmfryd jest offline