Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2011, 17:12   #96
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Minęło kilka chwil nim otworzył oczy, powieki były ciężkie, lecz w końcu zmusił się do ich uniesienia. Nie miał pojęcia ile czasu minęło odkąd stracił przytomność, jednego był jednak pewien - ksiądz ich otruł. Przygotował mieszankę, która zwaliła z nóg nawet Solomona. Wszyscy byli więc w niebezpieczeństwie jeszcze większym niż wcześniej. Błoto i słoneczniki pośród których leżał najwyraźniej uchroniły go przed znalezieniem, lecz pozostali nie musieli mieć już tyle szczęścia. Wiedział, że musi to wykorzystać, zacząć działać nawet jeśli wciąż czuł się osłabiony.

Jego instynkt szalał, a niepokój wzmógł się jeszcze, gdy po wyściubieniu nosa z kryjówki ujrzał jakąś postać. Bez wątpienia był to miejscowy, potrafił to stwierdzić nawet bazując jedynie na niewyraźnej sylwetce. Zdawało mu się, że mężczyzna odziany jest w sztormiak, ciągnął coś po błotnistej ziemi. Nie wyglądał ani na człowieka mocarnego, ani też słabeusza, raczej dysponującego przeciętną siłą. Do Solomona ustawiony był bokiem. Dopiero teraz zdał sobie sprawę co dokładnie ciągnie mężczyzna. Delikatne kobiece ciało nurzało się w błocie. Ciało Samanthy.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=v1mWEGJhpcs[/MEDIA]

W tej właśnie chwili coś w nim pękło. Jego oczy zapłonęły, każda część jego ciała spięła się jak u dzikiej bestii. Gniew połączony z adrenaliną przejął kontrolę nad jego ciałem. Powrócił dawny Łowca. Ten, który pozwolił mu przeżyć wojnę. Dzięki, któremu wyrwał się z niemieckich więzów. Dzięki, któremu w pojedynkę zabijał ich. Dzięki, któremu przetrwał kryjąc się w lesie. Wyparty przez alkohol i częściowo zapomniany ukrywał się w duszy Solomona niczym nieuchwytny, nieznany nikomu brat bliźniak. Wrócił i ponownie rozgościł się w jego ciele. Błoto mu już nie przeszkadzało, było niczym innym jak tylko kamuflażem. Oczyszczający deszcz miał zmyć z niego grzechy, uwolnić go. Czuł to.

Przestał po prostu widzieć i słyszeć, teraz dokładnie rejestrował, przyswajał swoje otoczenie. Stawał się jego częścią. Kościół - poświata, zgromadzenie, wierni, niebezpieczeństwo. Świątynia nie była opuszczona. Nie tkwił w niej Bóg. Demony! Jeden z nich ma Samanthę. Wyrządza jej krzywdę. Rani ją. Ból zadany bliskim. Bez procesu, bez przebaczenia, jest tylko wyrok i jego wykonanie. Musi zginąć.

Mięśnie napinają się jeszcze bardziej, jakby lada moment Łowca miał skoczyć. Runąć na plecy przeciwnika. W jego dłoni błyska wredne ostrze, już wie co robić. Do tego go stworzono.Tylko trzy, cztery kroki dzielą go od celu. Chce się przeczołgać, pozostać w mroku, stać się cieniem. Powoli, bez pośpiechu. Wszystko musi być staranne. Każdy ruch musi mieć cel. Rozejrzeć się, sprawdzić sytuację, wybadać teren. Czy jest ktoś jeszcze? Wreszcie cicho przeczołgać się bardziej za plecy przeciwnika. Wstać. Doskoczyć. Złapać lewą ręką za twarz, mocno, stanowczo przycisnąć dłoń do jego ust. Drugą zaatakować nim ofiara się zorientuje. Nim zacznie się bronić. Ciąć w szyje, potem wbić nóż, całe ostrze. Powoli opuścić ciało, cicho. Nie myśleć, wykonywać ruchy automatycznie. Uratować Sam.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline