Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-08-2011, 07:53   #126
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





Minas Tirith, czerwiec 251 roku



„Złota Gęś” stała przy głównej ulicy i wjeżdżający do miasta wcześniej orszak mijał ją jednak nikt nie zwrócił uwagi większej uwagi na dobiegające z jej wnętrza śpiewy.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=U7cWhf9P-os[/MEDIA]


W karczmie było jak zwykle wesoło. Hobbici, którzy cieszyli się w królestwie jeszcze wiele lat po śmierci Aragorna wielkim szacunkiem i popularnością, dzisiaj przestawali być pupilami Minas Tirith. Sto lat wcześniej nie do pomyślenia było, żeby móc spotkać niziołków tylko w karczmie, gdyż znacznie więcej kręciło się po dworze pełniąc co pomniejsze funkcje za wyjątkiem tych kilku legendarnych członków drużyny Pierścienia, którzy mieli kiedyś zaszczyt zasiadać w radzie królewskiej. Jednak z pokolenia na pokolenie różnice temperamentów oraz coraz mniejsze zrozumienie ludzi dla hobbitów, nawet mimo wpływu Eldariona, halflingi nie zapuściły korzeni w Białym Mieście. Poza wyjątkiem Złotej Gęsi, która z ojca na syna przechodziła w klanu Tuków i bazaru, gdzie można było nabyć wyroby z Shire, w Minas Tirith było trudno uświadczyć niziołka gdzie indziej.

Finluin lubił ten przybytek. Jako, że nie danym mu było spotkać się z Tequillianem dzisiaj, na spokojnie odwiedzi go jutro, lub pojutrze. Wszak nigdzie mu się nie śpieszy i ma czas całego świata do swojej dyspozycji. Wolał jednak zająć się tym niebawem, gdyż mimo, że był młodym elfem, to przemijalność rzeczy i ludzi Śródziemia zaczęły dokuczać i jemu. Jako jeden z nielicznych przedstawicieli swojej rasy na szlakach był niemal skazany na samotność. Ludzkie przyjaźnie kończyły się tak szybko, że nawet nie próbował ich zawierać. Tajemnica Istari intrygowała go i dawała doraźny cel, dzięki któremu mógł nie skupiać się na cieniu minionej chwały przodków, którzy niemal co do jednego opuścili czarną ziemię do Błogosławionej Krainy.

W karczmie mimochodem dowiedział się o wydarzeniach ostatnich miesięcy Gondorze i okolicznych krainach. Do „Złotej Gęsi” zaglądali przede wszystkim kupcy, którzy nie mogąc przekraczać granic Shire, mieli w tym przybytku świetną okazję do zawierania znajomości z kupcami, pośrednikami i producentami hobbicich wyrobów oraz innych narodowości. Przedsiębiorcy z wszystkich zakątków Śródziemia chętnie tam zaglądali. Nim Finluin przebrnął przez miskę gorącej zupy marchewkowej zagryzanej pajdą chleba z masłem, zimne mięso w pieczarkach, a na deser placek z czarnej porzeczki zdążył dowiedzieć się mimochodem bardzo wiele, niespecjalnie nawet nastawiając uszu.

Szlaki handlowe Khandu od niedawna były nieprzejezdne, gdyż przesmyk między górami Mordoru a Bliskim Haradem był zablokowany przez Variagów. A każdy kto tamtędy przeszedł wcześniej – już nie wrócił. W Harondorze, Umbarze i przy jeziorze Rhun coraz częściej napadano na karawany kupców z Minas Tirith. I bynajmniej w celach rabunkowych, gdyż ofiarami zbójców byli ich pobratymcy i niejednokrotnie ochroniarze pochodzący z Arnoru i Gondoru, raczej jak ich towary. Mieszkający w Białym Mieście Haradrimowie oraz Easterlingowie nie tylko obawiali się pogromów jakie mogła przynieść wojna. Bardziej bali się przegranej wolnych ludzi Śródziemia. Dla wielu spośród nich zajęcie miasta przez ludzi z Rhun lub Haradwith znaczyło znacznie boleśniejszą śmierć jak z rąk krwiożerczych orczych hord.

Najadłszy się i nasłuchawszy bard nie dał długo prosić się o odrobinę muzyki. Ku Radości Hobbitów Finluin zagrał na flecie do późnego wieczora.










Po zwiedzeniu miasta i spotkaniu przyjaciela z dzieciństwa, wracająca do pałacu Dearbhail była tak zamyślona, że nie usłyszała dobiegającej z karczmy znajomej melodii. Szkoda, tak jak na statku mogła ukoić. Tym razem smutek. Wieści z Rohanu nie były wcale wesołe i przyćmiły jednak wszystko młodej dziewczynie.

Zamiast jednak skierować się prosto do swojej komnaty, stromymi schodami wspięła się na najwyższy poziom miasta, by uwieńczyć dzień, w blasku zachodzącego słońca, ostatnim spojrzeniem podziwu, dla jednego z najważniejszych miejsc w Śródziemiu. Tam na dziedzińcu, na wysepce okrągłej sadzawki rosło niesamowite drzewo. Wedle legendy Gandalf po koronacji Aragorna, pokazał Ellesarowi na stoku Góry Mindolluin górującej nad Białym Miastem, zalążek kiełkującego Nimloth. Teraz stała w cieniu jego rozłożystych i wciąż młodych białych konarów, zasłuchana w szum delikatnych śnieżnych listków. Obok drzewa przechadzało się dwóch strażników. Byli to zbrojni z Kompani Białego Drzewa, o których słyszała opowieści jeszcze w Rohanie.




Elita tego oddziału nosiła skrzydlate hełmy i najlepszą zbroję jaką oferowało Minas Tirith. Nazywali się Rycerzami Fontanny i byli elitą królewskiej gwardii. Pełnili funkcję osobistych ochroniarzy Króla oraz mieli obowiązek warty przy Białym Drzewie. Wcześniej w Tharbadzie ich obecność przy boku Eldariona była incognito, więc Dearbhail pierwszy raz miała okazję zobaczyć ich w pełnej krasie. Słynęli ze ślepiej wierności królowi za którego żaden nie zawahałby się oddać życia, a sława ich waleczności i odwagi nie miały sobie równych. Na dziedzińcu, przed mostem w Tharbadzie na jej oczach, kilkunastu z nich ochraniając króla, ścięło krwawe żniwo siejąc spustoszenie w zastępach Dunlandczyków, którzy liczebnie przewyższali ich co najmniej dziesięciu do jednego.

- Ty musisz być Dearbhail. Córka Rohanu. - powiedziała młoda dziewczyna podchodząc bliżej. - Jestem Theodwyn. Moja pra, pra, pra babka Eowyn byłaby z ciebie dumna. - uśmiechnęła się przyjacielsko.

Dearbhail skłoniła się zażenowana.

- Pani, Twoje słowa są zaszczytem, na który chyba nie zasłużyłam...

- Zasłużyłaś! - rudowłosa energicznie uścisnęła dłoń Rohirki. - Najpierw przyszły wieści od wracających konnych z Rohanu. A dzisiaj potwierdził to Eldarion. - Odwaga twa godna jest córki królów! Zabiłaś nawet orka. - z podziwem uniosła brew. - Zatrzymałam się z ojcem w Domu Króla, gdybyś mnie potrzebowała. - dodała na pożegnanie nim odeszła w stornę białej budowli.










Endymion i Andaras wyszyli z biblioteki na ulicę. Zrobiło się późno, a ulice stały się nareszcie dość pustawe, nie licząc kręcących się po mieście patroli zbrojnych.




Strażnik, przechodząc w towarzystwie efiego przyjaciela przez bramę Cytadeli na siódmym kręgu, miał nadzieję zastać przy fontannie Eldariona i Tequilliana. Musiał zanurzony w księgach stracić poczucie czasu, bo słońce chyliło się do zachodu a przy Białym Drzewie prócz Królewskiej Straży była tylko Dearbhail. Pozdrawiając pogrążoną w rozmyślaniach Rohirimkę, skierowali swoje kroki w stronę Wieży Ectheliona, a stamtąd do Domu Króla.

Kiedy kapitan straży oznajmił im, że król jest niedostępny i rozmówi się z nimi w odpowiednim czasie, Andaras z Endymionem z rezygnacją udali się do swoich spraw. Nim to się jednak stało pod Białym Drzewem natknęli się na markotnego bardziej niż zwykle Khaadza. Zachmurzenie i poddenerwowanie krasnoluda wyczuła nawet z oddali oparta o biały mur Dearbhail, która podeszła ku nim przyglądając się z zatroskaniem khazadowi.

- Powiem krótko. – mruknął krótkowłosy nerwowo trzymając się za brodę. – Druh mój Dzuin przepadł jak kilof w czeluści... List z Morii dostarczył jak Fain przepowiedział a później tyle go widzieli. – ciągnął mrużąc krzaczaste krwi. – Młot zostawił. Wszystkie rzeczy w komnacie. Bez słowa pożegnania... Młot zostawił... Nie... – pokręcił barczystym karkiem – Nie kupuję tego kryształowego diamentu! Na zamku pytałem, nikt go nie widział! Pomożecie? – pytanie skierował do wszystkich, lecz najdłużej patrzył na Endymiona. Wszak z powodów oczywistych. Strażnik znał miasto jak własną kieszeń a i zestaw umiejętności fachu jakim się parał najbardziej do znalezienia przyjaciela się nadawał. – No żeby go dzień lub dwa nie było, to bym szukał od razu po cieszących się szemraną opinią oberżach, gdzie kości do gry moczą się w piwie... Ale prawie miesiąc? Niee...Młota by nie zostawił... – mruknął markotnie.










Jeszcze tej samej nocy Eldarion wezwał do siebie strażnika i w zaciszu królewskiej komnaty odbył z nim rozmowę, o którą tamten zabiegał wcześniej. Był przy niej również obecny ślepy strzec Tequillian, którego później Endymion zaprowadził na szósty krąg do Wielkiej Biblioteki, w której jak zwierzył się mu stary Dunadain, miał zamiar całą noc pracować.

Drugiego dnia pobytu w Minas Tirith niemal każdy miał wiele spraw do załatwienia. Wczesnym rankiem do komnaty Andarasa przyszedł nieoczekiwany gość.

- Jestem Elagar. Asystent Królewskiego Proroka. Z rozkazu króla i na zaproszenie Mistrza Tequiliana mam zaprowadzić cię drogi Andarasie na spotkanie z nim do biblioteki. Pozwól ze mną. - uśmiechnął się uprzejmie. - Masz wziąć ze sobą księgę znalezioną w lochach Tharbadu oraz amulet. – elf mógłby przysiąc, że o ile człowiek zaintrygowany przyglądał się półelfowi uważnie lustrując jego oblicze i zbytnio nie dbając nawet ukryć tego, to ostatnie słowo z ust asystenta trącało nutą zawoalowanej ciekawości.

Jako, że Andaras dokładnie to miał w planach i doprawdy nie mógł doczekać się spotkania ze starym wróżem, o którym słyszał już kiedyś w przeszłości, wziąwszy czarną księgę, udał się z Elagarem natychmiast. Przestępując próg komnaty elf przekonał się, że na niższy krąg towarzyszyła im obstawa dwóch Strażników Cytadeli.

Wchodząc do Wilekiej Biblioteki Andarasowi, w towarzystwie zbrojnych kazano zaczekać nieopodal zejścia do piwnic. Jak się okazało czarna księga ściskana przez półelfa musiała mieć chyba jeszcze większe znaczenie, niż wcześniej przypuszczano, lub może to osoba samego animisty wymagała takiej ochrony. A może jedno i drugie. Elf skupiał się jak tylko mógł w sobie napinając wszystkie żyłki na czole, aby wyłowić cokolwiek zza solidnych drzwi na końcu stromych schodów.

Po kwadransie oczekiwania z dolnego poziomu wyszedł uprzejmy asystent razem z elfem, którego Andaras widział dnia poprzedniego w tej samej sali. Mijając się z nim Finluin pozdrowił pogodnie elfim gestem czarnowłosego, dodając krótkie:

- ‘Quel amrun.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 05-08-2011 o 08:00. Powód: niektóre literówki
Campo Viejo jest offline