Fryderyk niechętnie przekroczył próg sterowca. Nigdy dotąd nie leciał samolotem czy niczym takim, najwyżej jak udało mu się znaleźć, to podczas wycieczki w góry. Nawet podobał mu się wówczas widok usłanych w dole lasów, góra jednak była solidna i nie do ruszenia, a taki sterowiec... kto wie, kiedy nagle postanowi się rozlecieć. Strach jednak nie był teraz najważniejszy. Najważniejszy był Jacek, który postanowił nie wracać do świata żywych.
Widoki rzeczywiście zapierały dech w piersiach, długą chwilę trwało jednak, nim staruszek odważył się spojrzeć w dół. Tak mu się wówczas w głowie zakręciło, że mało nie zemdlał. Wszystkim tym tak bardzo był przejęty, że ledwie docierały do niego słowa wywodu Jacka. Dopiero słowa "zabiłem Gosię" wyrwały go z osłupienia. Jego wnuk kogoś zabił? Nie, to niemożliwe... Popatrzył na Cyrusa, później znów na Jacka. A następnie dowiedział się, że nie żyje Tomek i poczuł uginające się pod nim nogi. Wyszedł ze sterowca kompletnie zamroczony, po głowie jego tłukły się szalone myśli. Jacek nie chce wracać. W dodatku zabił Gosię. Tomek nie żyje. I ta wysokość... to wszystko wciąż sen czy już koszmar. Nie potrafił sobie poradzić z tymi wszystkimi myślami, poczuł jak robi mu się słabo. Znów popatrzył na Jacka, nieobecnym spojrzeniem. A teraz jeszcze Cyrus postanowił się z nimi pożegnać. Co on niby kombinuje...? - To wszystko... jest... niemożliwe... - wychrypiał staruszek i zemdlał od natłoku wrażeń. |