Wzdrygnąłem się w pierwszej chwili na zapach, ale zaraz odzyskałem rezon. Kąciki warg popłynęły ku górze odsłaniając zęby w uśmiechu. Klepnąłem Alberta w ramię i wskazałem stolik przy oknie.
- Siadaj no. Co to jest jedna flaszeczka. Zara będziemy z powrotem na nogach. Czekaj no... - podchodzę do kredensu i wyciągam butelkę jakiegoś mocnego, acz podrzędnego alkoholu oraz dwa kubki - Lokalny - mówię do niego przez ramię i sięgam po dwa pęta suszonej kiełbasy i kiszoną kapustę zakupioną jeszcze tego ranka - Znaczy spoza murów, kupowany na targu. Chłopi pod strzechą pędzili na własnej roli.
Stawiam na stoliku asortyment i siadam naprzeciwko. Nalewam z butelki do obu kubków.
- To na powitanie - przepijam do niego - Asz.... piecze - zagryzam kiełbasą i kapustą - Zachodziłem wcześniej po was. Żona wywróżyła że będziem jeszcze tego wieczora ze sobą pić to mi dała dla ciebie paczkę jaką.
Obserwuję uważnie jego reakcję. Na pytania o mordercę jeszcze przyjdzie czas. |