Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-08-2011, 18:34   #23
aveArivald
 
aveArivald's Avatar
 
Reputacja: 1 aveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie coś
PIWNICE SIEROCIŃCA


Anne maszerowała za żołnierzem z przekonaniem, że o czymś ważnym zapomnieli. Ta myśl nie dawała jej spokoju. W chwili gdy nagle ją olśniło, ich przewodnik otrzymał trafienie w szyję od garbatego człowieczka. Do tego dwa dość mocno śliniące się psy wskazywały że raczej nie będzie chciał obgadać sprawy. Ann obróciła sie na pięcie i ruszyła biegiem, jednocześnie podrywając jednego z chłopców. Dziewczynka znaleziona pod łóżkiem wszystkim fałszywym bożkom dzięki orientowała się gdzie należy biec.

Tylko czemu do jasnej cholery, musieli wylądować w piwnicy?

- No pięknie. Ciekawe jak my stąd wyjdziemy. Do tego nasz jedyny świadek leży martwy i zapewno coś go za chwilę zje - mruknęła, jednocześnie kładąc dzieci na podłodze. Znajdowali się w przestronnym pomieszczeniu. Piwnica była o dziwo sucha. Z lewej i prawej strony zauważyli drzwi. Prawdopodobnie piwnice były o wiele obszerniejsze.
- Mała, byłaś tu kiedyś? Wiesz mniej więcej dokąd prowadzą te drzwi? - zapytała Morgan, stając w pół drogi pomiędzy oboma odrzwiami - Bo jeśli nie, to będziemy musieli się rozdzielić i sprawdzić obie - dodała, patrząc sugestywnie na Arivalda.

Dziewczynka pokiwała przecząco głową. W jej oczach czaił się strach.
- Nie, pani, kogo zabierano do piwnicy, ten już nie wracał... - mała najwyraźniej z trudem hamowała płacz.
- Suuuuper, czyli idziemy w ciemno, no dobra Ari weź chłopców i idź w prawo, ja pójdę w lewo - stwierdziła Ann na słowa dziecka. Nie mieli wiele czasu, na pewno garbus coś wymyśli żeby się tu dostać.
- Nie wiem czy to dobry pomysł - rzekł zamyślony myśliwy, po czym kucnął i przesunął opuszkami palców po posadzce. Zmrużył oczy by móc dostrzec cokolwiek na wydeptanym sklepieniu. Nie chciał skończyć tak samo jak tamten głupiec ze straży miejskiej, najchętniej kazałby iść dzieciakom przed sobą by samemu pozostać bezpiecznym, ale sumienie stanowczo odradzało mu ten genialny plan. W końcu to były tylko bezbronne bachory, swoje już przeszły. Westchnął ciężko po czym podniósł się i zwrócił do Anne - Daj mi chwilkę na szybki zwiad, a gdyby grubas przebił się przez klapę, uciekaj którędy tylko zechcesz. Dzieciaki zostają z Tobą.

- W porządku - odparła Anne, o dziwo dosyć łatwo się zgodziła - ale pamiętaj, że nie będę na ciebie czekać wiecznie.
Arivald tylko spojrzał krzywo na rudowłosą, która uśmiechała się do niego drwiąco, i ruszył ku drzwiom z prawej strony. Były masywne i z obu stron okute żelazem. Przy otwieraniu wydały z siebie dość głośny zgrzyt, jakby ktoś zapomniał naoliwić zawiasów. W pierwszej chwili myśliwy nie widział nic. O ile pierwsze pomieszczenie oświetlone było kagankami, o tyle to drugie, do którego właśnie wszedł, spowijały głębokie ciemności.

Może to właśnie dlatego... a może z innego powodu, poczuł jak włoski jeżą mu się ze strachu na karku. Coś tu było nie tak. Do pokoju nie wpadał najmniejszy promień światła, a przecież powinien choćby częściowo, z korytarza. Mimo obaw wszedł dalej. Oczy powoli przyzwyczajały się do mroku. Dostrzegł pierwsze zarysy. Pomieszczenie nie było zbyt duże. Jego centralną część zajmował jakiś cokół. Zaraz obok stało wielkie, zakryte częściowo płótnem lustro. Arivald przyjrzał się dokładniej cokołowi, dotykając dłonią jego powierzchni. Cokół zrobiony był z dość dużego kamienia. Przez jego długość ktoś wyżłobił płytki rowek. Czując coś lepkiego pod palcami, nagle zrozumiał - to był ołtarz ofiarny...

Młodemu myśliwemu po raz kolejny włosy zjeżyły się na karku. Mocniej zacisnął dłoń na rękojeści miecza. Nigdy nie bywał w takich pomieszczeniach. Wzdrygnął się i cofnął rękę z ołtarza tak jakby przed chwilą dotykał końskiego łajna. Roztarł opuszkami palców zakrzepniętą, lepiącą się krew i powąchał ostrożnie choć niechętnie. Jako myśliwy, znał się trochę na krwi. Ta, na pewno nie była zwierzęca. Bogowie, czyżby szalony mag składał tu ofiary z dzieci? Krew była już dobrze wyschnięta, tak, że myśliwy nie mógł z całą pewnością określić kiedy ołtarz był ostatnio używany.

Nie dostrzegając żadnych drzwi ani korytarzy prowadzących z pomieszczenia Arivald przeszedł się wzdłuż ścian szukając jakichkolwiek śladów bytności albo zamaskowanego tylnego wyjścia. W tym zwariowanym świecie wszystko było możliwe a uciekający myśliwy chciał sprawdzić i wykorzystać wszystkie możliwości by ocalić skórę... Nie tylko swoją...

Nic....jak na złość budynek zdawał się być jedyną normalną rzeczą... No cóż, zostało jeszcze to lustro. Myśliwy zbliżył się do niego i przyglądnął obramowaniu i odkrytej części lustra. Rama lustra była pięknie zdobiona. Masywne, dębowe drzewo poddane obróbce przez kogoś zdolnego zamieniło się w kunsztowne cacko. Uwagę Arivalda przyciągnął jeden ze wzorów, umieszczony na szczycie ramy. Oko wpisane w trójkąt, od którego boków niczym promienie słońca, odchodziły proste linie.



Symbol był mu nieznany, jednak dziwnym wydawało się umieszczenie go na przedmiocie codziennego użytku. Co mógł oznaczać?

Tego Arivald nie wiedział i nie miał teraz czasu dłużej nad tym rozmyślać. Wpatrując się chwilę we wzór z lustra spróbował go zapamiętać. Czuł się nieswojo, zupełnie jakby był obserwowany, jednak miał niejasne przeczucie, że taka informacja może się mu jeszcze przydać. Po zakończeniu oględzin jak najszybciej i z nieskrywaną ulgą ruszył do drzwi, którymi przed chwilą wszedł do tego pomieszczenia.

Drzwi otworzyły się bez problemu. Ann z dzieciakami uczepionymi jej ubrania, czekała jeszcze w przedsionku, ale na widok Arivalda od razu powiedziała:
- Próbują wyważyć te cholerne drzwi. Znalazłeś już coś? Musimy się stąd wynosić, ale już!
Rzeczywiście w tym momencie rozległ się łomot, jakby ktoś uderzał młotem w drzwi prowadzące do piwnicy.
- Cholera, szybko i bez zbędnych pytań! Nie ma czasu do stracenia! - rzucił tylko myśliwy - Trzymajcie się tuż za mną - polecił gromadce po czym spróbował otworzyć drugie z dostępnych drzwi. Zamknięte... prawdopodobnie na klucz...
- Niech to szlag! - zaklnął po raz kolejny Arivald. Łomot od drzwi z korytarza z każdą chwilą narastał, jeśli mieli się bronić to nie mieli szans bronić się w tym miejscu. W ogóle nie mieli szans...

- Do tego pokoju! Raz dwa! - myśliwy bez dłuższego zastanowienia wskazał komnatę z lustrem i ołtarzem ofiarnym. Gdy wszyscy byli już w środku, z pomocą Anne zamknął szybko masywne i skrzypiące na zawiasach drzwi. Zbadał je od wewnątrz szukając jakiejś możliwości zabarykadowania się. Wydawało się, że los kolejny raz zakpił z sobie z uciekinierów. Drzwi były stare i nie było możliwości zaryglowania ich od środka. Z Anne po raz kolejny desperacko przeszukiwali pokój... Nic...

Aż nagle, zupełnie przez przypadek, któreś z maluchów nadepnęło na ukrytą zapadkę w podłodze i... w ścianie ukazał się mały otwór, jakby schowek, a w nim... pęk kluczy. Nie było czasu na zastanawianie się. Arivald, najzwinniejszy z gromadki doskoczył prędko do zamkniętych drzwi i kolejno, dopasowując kształt klucza do otworu zmagał się z z zamkiem.

Perlisty pot na jego czole i poważna, skupiona mina nie wymagały wyjaśnień. W końcu, kiedy na schodach piwnicznych rozległ się warkot psa i głos nawołujący do ataku zamek ustąpił i drzwi stanęły otworem. Ponownie więc, praktycznie tuż przed nosem wroga, udało się grupce śmiałków, a raczej desperatów schronić za bezpiecznymi wrotami.

Tylko czy miejsce, w którym się znaleźli było naprawdę bezpieczne?
 

Ostatnio edytowane przez aveArivald : 07-08-2011 o 16:21.
aveArivald jest offline