Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-08-2011, 20:34   #17
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Alexander Sunrise ; Thedas, Wolne Marchie, Kirkwall, „u szalonego Joe”

"Mąż który podróżował zna wiele rzeczy.
Kto podróżował wzbogacił swoją sprawność
Wiele widziałem w moich podróżach i więcej rozumiem niż wypowiedzieć potrafię."
Opowieści Pielgrzyma; Księga adeptów Zakonu siedmiu Wielkich Krzyży

Alexander siedział przy jednym ze stolików, pilnując swych rzeczy, w takim miejscu wiele osób ma lepkie palce. Lewą dłoń, ukrytą miał pod swą szatą, co chwile obracał w palcach złoty krzyży. Nie za bardzo wiedział co teraz robić, miał się tu z kimś spotkać, a zdawać by się mogło że to zwykła, pachnąca szczynami karczma. Spodziewał się jakiegoś bardziej wysublimowanego miejsca na spotkanie, osób które miały zająć się poszukiwaniami spadającej gwiazdy. Kapłan westchnął ciężko i powstał z miejsca, miał zamiar wypytać karczmarza o kilka spraw. Wtedy jednak do jego uszu, dobiegł niewyraźny głos, który zdawać by się mogło mówił coś o artefakcie, którego duchowny szukał. Alexander wyprostował się tym samym przerastając większą część bywalców tego przybytku. Ruszył w stronę z której usłyszał głos bacznie się rozglądając, oraz zważając by żadne ręce po drodze nie spróbowały odebrać mu jego mienia. Złodziejaszków przeto nie brakowało, ich lepkie paluszki wędrowały chyżo pomiędzy kieszeniami. Alexandra jednak nie tykały, widząc jego czujność, wolały nie ryzykować. Niejeden wszak stracił już tutaj rączki przy podobnym procederze, zresztą w razie podniesienia alarmu, można było pożegnać się nie tylko z łupem, ale i z życiem. Okradać należało tych mniej uważnych, nowych bywalców, albo zbyt pewnych siebie weteranów karczmiennego życia.
Przeciskając tak się między ludźmi, Sunrise minął również Berga the Pale, nie zdając sobie pewnie sprawy z tego, że to jego głos usłyszał przed chwilą. Teraz jednak stanął przed jednym ze stolików, przy którym siedział samotnie najemnik imieniem Reihl i przyglądał się kapłanowi z pytającym wyrazem twarzy.
Alexander spojrzał z góry na osobnika, który to mógł przypadkiem jednym z członków grupy której szukał. Kapłan, poprawił jeden z guzików w kształcie krzyża i zapytał z ciepłym uśmiechem na twarzy. - Pozwolisz iż się przysiądę?
Reihl spojrzał na wysokiego kapłana i, przerywając na chwilę mozolne przeżuwanie kolejnego z kęsów, odpowiedział markotnie: - Ta, jasne, siadaj. - Nie był to ani ton przyjazny, ani nieprzyjazny, świadczył raczej o tym, że jego właścicielowi aż nadto jest towarzystwa na dziś. Nie przewidywał też jednak, że ów nowy towarzysz, to ktoś szczególny, uznał po prostu, że to jeden z bywalców upatrzył sobie obok niego wolne miejsce. Postanowił więc być gościnnym i pozwolić mu się przysiąść, więcej jednak do osobnika się nie odzywał. Zajął się spijaniem piwa, bo ostatni kęs posiłku akurat właśnie połknął.
Jak rozpoznać, grupę? Skąd wiedzieć czy ten osobnik też na niego nie poluje? Jednocześnie nie mogąc zdradzić celu poszukiwań?” - te pytania kłębiły się w głowie blondynowłosego kapłana, który też zamówił sobie piwo od przechodzącej dziewki karczmianej. Zakon siedmiu wielkich krzyży dawał sporą swobodę jeżeli chodzi o alkohol, oraz nie było trzeba przestrzegać w nim celibatu, tak więc dla Alexandra normalnym było takie trunki spożywać. Jednak złocisty napój mnie był w tym przybytku najlepszy, cóż czego można było się spodziewać po takiej zasikanej karczmie, dobrze że przynajmniej zachował jakąś cząstkę smaku piwa. Kapłan poprawił okulary i odchrząknął dając tym samym do zrozumienia, żeby Reihl posłuchał jego wypowiedzi. - Co Cię tu sprowadza? Jakoś tak nie wyglądasz na “stałego” bywalca. -powiedział dyskretnie wskazując głową na zapijaczony motłoch.
Najemnik uniósł w odpowiedzi głowę, z uwagą przyglądając się kapłanowi. Cóż, faktycznie stałym bywalcem nie był, ale też żaden szczególny powód go tu nie ściągnął.
- Wstąpiłem po drodze, żeby coś zjeść. Ot i tyle. No a teraz przyszło mi czekać na... ekhm, na takiego jednego. - dokończył, ponownie spoglądając na rozmówcę - Hm, a ty? Coś ty za jeden? Też nie wyglądasz na miłośnika podobnych przybytków.
- Też tu na kogoś czekam... -odparł mężczyzna splatając ze sobą palce i zerkając znad kufla na rozmówcę. - Znasz to miasto? -zapytał by na chwile zmienić temat,nie chciał być zbyt natarczywy, by nie spłoszyć rozmówcy.
- O tak, tak. Całkiem dobrze. Mieszkam tu od dawna. Ale ty nie wyglądasz mi na tubylca. - Reihl uśmiechnął się sponad swojego piwa, bacznie oglądając Alexandra. Najwyraźniej też zastanawiał się nad czymś, o co wolał narazie, dla bezpieczeństwa, nie pytać.
- Tak przybyłem tu nie dawno. -odparł spokojnie kapłan upijając łyk ze swego kufla. - Jest tu jakieś miejsce warte zobaczenia? -zapytał jak gdyby od niechcenia.
- Raczej nie ma tu nic ciekawego. - odparł najemnik - Ale ja nie zajmuję się zwiedzaniem. Więc co ja tam mogę wiedzieć... - i zaśmiał się, dopijając ostatni łyk piwa.
Kapłan przytaknął umaczając usta w piwie rozmyślał jak podejść rozmówce by dowiedzieć się czy trafił na właściwą osobę. - Lubisz gwiazdy?-zapytał tajemniczo ciekaw reakcji najemnika.
Reihl popatrzył na rozmówcę badawczo, milczał przez chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią, po czym odezwał się ściszonym głosem - Ty jesteś tym gościem od Spadającej Gwiazdy?
- Tu jest chyba zbyt gwarno by o tym rozmawiać. -stwierdził Alexander - Masz tu pokój?
- Nie - odparł najemnik - Tutejsze pokoje są chyba ostatnim miejscem, w którym można bezpiecznie rozmawiać. Wyjdźmy na zewnątrz. - postanowił, po czym powstał i ruszył w stronę drzwi.
- Nie miało być was kilku? -zapytał podejrzliwie kapłan i ruszył za najemnikiem, jedno rękę trzymając na rękojeści ukrytego pod szatą ostrza.
- Chyba nie. - zdziwił się Reihl - Powiedziano mi, żeby czekać na kogoś, kto wie coś o tym artefakcie. I oto jesteś. O nikim innym nic mi nie wiadomo.
Alexander przytaknął i nie spuszczając wzroku z rozmówcy a dłoni z rękojeści broni ruszył za nim na zewnątrz. Po chwili obaj znaleźli się na ulicach Kirkwall, objęci przez chłodne, nocne powietrze.
- To co ci wiadomo na temat naszego zadania? - zapytał najemnik, pragnąc wreszcie uporządkować sytuację, w której się znaleźli.
- Niewiele, tutaj miałem dowiedzieć się szczegółow, wiadomo jedynie iż gwiazda pojawiła się gdzieś na tych ziemiach.- odparł Alexander.
- Ach tak - Reihl zamyślił się na chwilę, po czym odezwał się znowu - Powiedziano mi, że mam udać się do Tevinteru i znaleźć tam gościa, imieniem Norh Devielle - poinformował. Miał pamięć do imion, to dobra cecha dla najemnika - I zrobić mu krzywdę. A przy okazji odebrać ten cały artefakt.
- Uważam, że jeżeli odda Gwiazdę po dobroci nie będzie koniecznością by go krzywdzi. -odparł kapłan przyglądając się najemikowi. - Jak wszak jest napisane, wybaczenie to najtrudniejsza ale i najzacniejsza ze wszystkich sztuk. -mówiąc to ucałował swój krzyżyk wiszący na łańcuszku.- Kiedy wyruszamy... Panie...?- tu zamilkł czekając na to aż jego nowy towarzysz się przedstawi.
- Reihl, nazywam się Reihl... - odparł, przyglądając się kapłanowi z niejakim zdziwieniem - I nie jestem specjalnie religijny. A ten koleś niczym mi nie zawinił, po prostu... - nagle urwał i skręcił gwałtownie w jedną z uliczke, po czym dopiero kontynuował, jak gdyby nigdy nic - Po prostu takie dostałem zadanie. A wyruszyć możemy o świcie.
- Ja zaś jak sługa wszechmocnego Elazora, najpierw wysłucham go a potem opowiem się po której stronie są moje względy. Nie chce by krew niewinnych była przelewana. -odparł spokojnie. - Gdzie można spędzić tu noc, w godziwych warunkach?
- A tak, sam też chętnie dowiedziałbym się więcej szczegółów. Niemniej, zapłacono mi za wykonanie roboty i niewiele jest rzeczy, które mogłyby zmienić moje zdanie. - najemnik uśmiechnął się niemrawo - A co do noclegu, to niełatwo tu o godziwe warunki, z pewnością nie polecam Szalonego Joe, chyba, że chcesz się obudzić oskubany ze wszystkiego, nagi i zgwałcony. Niedaleko samej bramy jest pewien przyjemny lokal, tam warto spróbować.
- Prowadź więc, zbliża się czas wieczornej modlitwy więc chciałbym być tam jak najszybciej. -odparł krótko Sunrise uśmiechając się ciepło i poprawiając okulary.
- Niestety nie mogę ci towarzyszyć, muszę... - zawahał się na moment - Muszę pozałatwiać jeszcze to i owo nim opuszczę miasto. Spotkamy się rankiem przy bramie miasta.
Kapłan przytaknął. - A więc do ranka.- po czym ruszył we wskazanym wcześniej kierunku jednocześnie dyskretnie sprawdzając czy cały dobytek wciąż jest tam gdzie powinien.
Najemnik mruknął coś na pożegnanie i pośpiesznie zniknął wśród ciemnych uliczek.
Alexander przemierzając ciemne uliczki zaczął zaś cicho modlić się pod nosem.

Chwalić Cię będę, Panie całym sercem moim,

opowiem wszystkie cudowne twe dzieła.

Cieszyć się będę i radować Tobą,

Psalm będę śpiewać na cześć Twego imienia, o wielki Elazorze.

Bo wrogowie moi się cofają,

Padają i giną przed twym blaskiem.

Lecz ty ich umiłuj i przyjmij do siebie.

Niech wiedza że są tylko ludźmi.

Amen
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline