Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-08-2011, 00:48   #15
Kirholm
 
Kirholm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skał
- Te skurwiele nie przestraszą się nawet mojej pozycji w straży... - szepnął do Eladana dowódca, odrzuciwszy płaszcz odsłonił miecz, o wybornie ozdabianej rękojeści.

- Trudno. Dziś rozleje się krew.

Walka nieuniknioną była, nie w tych okolicznościach. Znajdowali się w ślepej, wąskiej alejce, okrytej płaszczem nocy. Dookoła nie było nikogo, nikogo kto mógłby pomóc choćby wzywając strażników, którzy i tak rzadko kiedy przebywali w tej parszywej dzielnicy.

Błysnęły ostrza. Eladan i dowódca jak jeden mąż dobyli broni stając obok siebie bark w bark. Czekali na atak rzezimieszków.

Pierwszy, z nich dysponujący cepem bojowym zamachnął się, lecz zbytnio nie doceniwszy młodego zabójcy, dał się oszukać balansem ciała i przeleciał między przeciwnikami jak rozpędzona świnia. Eladan zaś wykonując pół-piruet chlasnął gnidę po plecach maczając swe ostrze w plugawej krwi głupca.

Kolejny wojak, doskoczył do sir Herima zamaszyście uderzając go szablą. Alejkę wypełnił dźwięk metalu uderzanego o metal. Dowódca sprytnie sparował atak wyprowadzając kontrę również z łatwością zbitą przez oponenta. Wydawało się, iż to spotkanie dwóch szermierzy, w fechtunku obytych, rozstrzygnąć miał drobny błąd jednego z nich.

Do Eladana zaś skierowało się dwóch pozostałych zbirów. Jeden z nich, o drobiejszej posturze wymachiwał przedziwnie nożami, nie zważając na fakt, iż zręczny atak łatwo pozbawiłby go życia. Drugi zaś, mocno ściskając topór chował się na tarczą próbując obejść przeciwnika i zaatakować z flanki.

Zabójca zaczekał chwilę na ruch zbirów, by w pewnym momencie wybawić nożownika zamarkowanym atakiem i cofając się spróbował pchnąć go pod żebra, gdyż szybko zauważył lukę w jego defensywie.

Aaaagh! - krzyknął sir Herim, a twarz jego wykrzywił grymas bólu. Przeciwnik zbił jego cios i szybką kontrą przebił na wylot, zaś wyciągnąwszy klingę dla pewności chlasnął po twarzy rozrywając poliki i oko.

Eladan musiał uciekać. Zaniechał planu ataku i spróbował cofnąć się, lecz poślizgnąwszy się na psim gównie stracił równowagę, co sprytnie wykorzystał zbir z toporem uderzając od flanki. Mimo iż asasyn z trudem sparował atak, poczuł przeszywający ból, gdy sztylet rzucony przez drugiego rzezimieszka wbił mu się z impetem pod pachę.

Poczuł koniec. Nie tak powinien zginąć. Nie jak śmieć w dzielnicy biedoty.

Na nic zdały się jednak refleksje, bowiem mężczyzna popchnął go tarczą na ścianę i uderzył toporem w bark dobijając do gleby a następnie, bez najmniejszych skrupułów, pewnym ruchem odrąbał mu łeb. Głowa potoczyła się alejką, zostawiając za sobą kałuże juchy.

Eladan całe życie mordował, dla mamony i z własnych przekonań. Ze śmiercią nieustannie miał styczność, a wydawało się, iż niosąc jej aż tyle, nie był dla niej łakomym kąskiem. Po raz kolejny jednak przekonujemy się, iż nieprzeniknione są ścieżki losu, a ze śmiercią w konszachty wejść nie może nikt. Ona nikogo nie oszczędzi. Dziś, zatańczyć zechciała z zabójcą zostawiając jego ciało pośród gówna na pastwę śmiertelnie chorych bezdomnych i szczurów.


Czas mijał powoli, jednakże sen nie zmógł Nany. Nie mogła zaznąć ze świadomością, że ich cel mógłby wtedy czmychnąć sprytnie, z pustymi rękoma ich zostawiając. Gdy więc noc zasłoniła niebo swym płaszczem, a z dołu dochodziły do nich dźwięki wybornej hulanki kilkoma szturchnięciami obudziła towarzysza, który natychmiast na równe nogi się zerwał.

- Tak jak myślałem trucizna wciąż działa – powiedział przecierając zmęczone oczy nadgarstkiem – Dobra, otwórz okno – polecił towarzyszce i wzdychając nieco podniósł tłustego sędziego. Spojrzał na dół i uśmiechnął się bowiem w ciemnej uliczce nikogo nie było, a pod samym oknem znajdowała się kupa śmieci wyrzucanych z kuchni.
- Hop! - krzyknął i bez krztyny zastanowienia wywalił starucha, który wleciał w resztki z charakterystycznym szmerem.

- Panią też wyrzucamy – tym razem z łatwością podniósł pół-przytomną kobietę z uśmieszkiem patrząc na jej foremne piersi, lecz ponownie bez mrugnięcia okiem cisnął dziewczyną przez okno. Usłyszeli podobny, lecz nieco cichszy dźwięk co ostatnio i pierwsza część planu została wykonana bez zarzutów.

- Dobra, faza druga – Evazar otrzepując ręce spojrzał Nanie głęboko w oczy. Udajemy bardzo szczęśliwych i nieco zmachanych figlami na górze, jasne? Zabierzemy grubasa, strażnicy pomyślą pewnie że nawalony sędzia wywalił dziwkę przez okno i zwiał obawiając się utraty stołka i ewentualnego wyroku.

***

- Łeeee – jęczał sędzia trzymając się za głowę i rozglądając dookoła – Gdzie ja jeeeestem?
- Kurwa jego mać – zaklął siarczyście Evazar podbiegając do starego – Zaczyna się wybudzać, chyba żeśmy za długo bawili w karczmie. Bierzemy go.

Mężczyzna złapał cuchnącego, oblepionego resztkami jadła sędziego nakładając nań swój płaszcz, a twarz zakrywając kapturem. Na dziwkę zaś wylał wiadro z fekaliami leżące nieopodal i kopnął w twarz, by zmylić nieco strażników. To musiało wyglądać na usiłowanie morderstwa. Inaczej cały plan na nic. Zaczną węszyć zanim rozpocznie się najważniejsza akcja. A ten stary skurwiel jest potrzebny...

Szli krętymi alejkami, między lepiankami i starymi kamienicami, zamieszkałymi przez raczej uboższą ludność, często także częściowo opuszczonymi. Wielu zwracało uwagę na trzech przechodniów, jednakże mimo iż sędzia mocno się chwiał, sprawiał bardziej wrażenie mocno pijanego niźli osobnika, którego bezpieczeństwo było zagrożone. Ponadto, w starym płaszczu, cuchnący częściowo sfermentowanym jadłem przypominał bardziej bezdomnego aniżeli pracownika wymiaru sprawiedliwości miasta Silgrad.

Nie spotkali żadnych problemów by dojść do kryjówki. Co prawda gdy przechodzili przez jedną z głównych ulic, niestety w nocy dosyć oświetloną przez latarnie ujrzeli z dala patrol strażników, aczkolwiek ci, zupełnie nie zainteresowali się trójką nocnych marków.

Otworzyli drzwi, a starca miotnęli na materac, uprzednio pętając mu ręce.

- No, to teraz czekamy na resztę. Mam nadzieję, iż wywiążą się ze swojego zadania – szepnął jakby sam do siebie.

***

Kompania zebrała się na nieformalnej granicy dzielnicy biedoty, czyli tam gdzie zwykłe kamieniczki przechodziły w paskudne lepianki, a nawet poszarpane namioty. Zewsząd płonęły drobne paleniska nad którymi zbierali się bezdomni, pijacy oraz drobni przestępcy. W powietrzu unosiła się woń pieczonego mięsa oraz palonego zioła odurzającego. Z każdej strony dochodziły do nich odgłosy wrzasków chlejusów, awantury, trzask bitego szkła, krzyki bitych oraz sprośne przyśpiewki. To była zupełnie inna dzielnica. Nawet język wydawał się być odmienny, niczym przecinki w wypowiadanych zdaniach występowały przeróżne przekleństwa.

Gdy szli do zamtuza, wiele par oczu skierowane było ku nim. Na szczęście potężna postura Rębacza odstraszała potencjalnych rzezimieszków, którzy już czaili się w mrocznych zakamarkach, rozmyślając jak tu pozbawić przybyszy ich sakiewek.

Szczęściem dla nich, burdel znajdował się całkiem blisko i nic wdali się w jakąś awanturę stanęli pod szyldem „Królewski Zamtuz”. Rębacz rozejrzał się przez chwilę po czym podszedł do siedzącego pod ścianą bezdomnego nachylając się nad nim przez chwilę:

-„Świeży” w środku? - zapytał kładąc na brudnej dłoni starca złotą monetę, a ujrzawszy potwierdzające kiwanie głowy, wstał i wrócił do reszty kompanii – Mario... prosimy.
 

Ostatnio edytowane przez Kirholm : 11-08-2011 o 01:22.
Kirholm jest offline