Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-08-2011, 20:14   #11
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Spotkanie z zakonnikiem minęło bez echa. Po prostu odjechał, w sobie tylko znanym kierunku. Chwilę po jego zniknięciu, Ventruil pożałował, że nie posłał mu bełtu wprost w twarz. Ładnie by się prezentował, z wystającym spomiędzy oczu, kawałkiem metalu. Miałby problemy z zamknięciem osłony hełmu.

Dalsza podróż minęła bez przeszkód, chyba że za takie uznać coraz bardziej gęstniejący tłum zmierzający do bram stolicy i rozsypane na drodze ziemniaki. Ventruil, aż zatrzymał się i przyglądał z rozbawieniem, jak chłopi walczą o leżące w błocie i gnoju kartofle. Potem dogonił pozostałych członków drużyny i razem zmierzali przez rozłożone pod murami podgrodzia do bramy, strzeżonej przez grupę strażników.

- To lekarstwo – odpowiedział Ventruil strażnikowi, który przeszukiwał jego ekwipunek. Nie spodobała mu się fiolka, w której elf przechowywał truciznę, którą nasączał bełty. Elf nie zsiadł nawet z konia i teraz miał wielką ochotę kopnąć strażnika w twarz, po czym stratować resztę i zniknąć im z oczu, klucząc po wąskich uliczkach miasta. Niestety musiał się powstrzymać. – Otóż to mieszanina kwiatu Balisuny, błogosławionej ziemi z grobu patriarchy Nikodema i wydestylowanej mgły z wyspy Valona. Niezwykle cenne. Nie stłucz tego, gamoniu!
- Trudnię się wyrobem tego specyfiku, a że wymaga niebezpiecznych podróży, stąd i bronią nieźle władam
– wyjaśniał. – Ta fiolka przeznaczona jest dla jednego z rajców miejskich. Zapłaci mi za nią tyle pieniędzy, że Ty nawet w ciągu całego życia tyle nie uzbierasz, z tych marnych groszy jakie wam płacą w straży.

Gdy już trafili do lokum, jakie przygotował Evazar, Ventruil kopnął w kąt truchło szczura, rozejrzał się po pomieszczeniu, po czym zaciągnął otrzymany materac pod okno i położył się, składając swój ekwipunek obok posłania. Nawet gdy cała reszta drużyny zgromadziła się przy stole, on dalej leżał, słuchając tego, co mieli zrobić.
- Nic prostszego – powiedział w końcu, gdy Evazar skończył. – Wchodzimy tam jak zwyczajna klientela. Łapiemy tego, jak mu tam Mustafana, potem wychodzimy. Jak ktoś stanie nam na drodze, to do piachu. Proste jak konstrukcja cepa. Chyba że ktoś ma lepszy pomysł... Może chcielibyście załatwić to po cichu. Jeśli tak, to trzeba się zbierać teraz. Zbadać teren, ulokować się wewnątrz i czekać na Mustafę. Dalsza część planu, jak wyżej, z tą różnicą, że wychodzimy przez okno lub tylne wejście...

Spodziewał się, że ktoś zaneguje jego plan lub zaproponuje coś, w swoim mniemaniu lepszego. Uważał, że najlepsze są najprostsze rozwiązania, a właśnie takie dwa zaprezentował. Wyciągnał jeden z noży i zaczął dziubać podłogę.
 
xeper jest offline  
Stary 03-08-2011, 13:18   #12
 
stark's Avatar
 
Reputacja: 1 stark nie jest za bardzo znanystark nie jest za bardzo znany
Bjorn siedział cierpliwie słuchając uważnie tego, co Evazar miał do powiedzenia. Zlecenie wydawać mogło się łatwe, aż za łatwe, dlatego Bjorn był niemalże pewien iż takowe na pewno nie będzie. Przecedziwszy jego słowa w umyśle, poderwał się gwałtownie od stołu, przewracając stojące za nim krzesło.

- Nie ujął bym tego lepiej, Vent. - przytaknął swojemu elfiemu towarzyszowi.

- Dobra, waszmość, masz to u nas jak w banku. Powiem Ci iż z mojej strony żadnych pytań więcej nie mam - zwrócił się do Evazara.

- Koledzy, nie wiem jak wy, ale ja mam zamiar wpierw zalać się porządnie piwskiem jak i innych potrzeb zaspokoić nie omieszkam - powiedziawszy to rzucił wymowne spojrzenie Marii, uśmiechając się przy tym dziarsko.
[i]- Nie? Żałuj moja droga - powiedział, specjalnie akcentując słowo "żałuj".

- Następnie - kontynuował - udam się na targ, coby zakupić w moim mniemaniu co bardziej potrzebne ku temu zadaniu "narzędzia". Myślę iż nie tylko ja mam swoje sprawunki do załatwienia, także, najlepiej bedzie jeśli spotkamy się tu nie później jak zaraz przed nastaniem wieczoru - rzekłszy to, bez żadnych więcej ceregieli opuścił tą ponurą w jego mniemaniu kamienice.



W pierwszej kolejności udał się na targ, coby porządnie pojeść jak i plotek posłuchać. W kolejnej fazie swojej wędrówki odwiedził zamtuz. "U Cherlawej Matrony", nazwa do dupy ale panienki przednie.

Smagany zbyt gorącym powietrzem, uwięzionym przez mury miejskie, jak i smrodziskiem ziejącym nań zewsząd, dotarł w końcu do upragnionej knajpy. Spoczął wygodnie przy barze i z kuflem w dłoni grzebał w swoim tobołku. Jego spojrzenie spoczęło na grubym, wysadzanym bursztynami, 18-karatowym łańcuszku. Ów zakończony był szafirowym kamieniem szlachetnym który ma za zadanie ciemność w promieniu kilku metrów od dzierżącej go osoby rozświetlać. To była dzisiejsza zdobyczy, jakiej w wyniku grabieży udało mu się dokonać na miejscowym targu. Przejechał palcami oczka łańcuszka, nie mogąc się nacieszyć. Mocny sznur i słój łatwo palnej oliwy, te również dziś nabył na targu.

- Hmm... Ciekawe co u Nany - zamyślił się, a na jego twarzy wykwitł wyraz trwogi. Otrząsnął się po chwili po czym zabrał za układanie pozostałej części planu. Wszak dobry w tym był jak i w jednym kawałku wyjść z sytuacji miał ochotę. Po chwilach kilku, na jego twarzy wyraz zadowolenia się znalazł.

Wpadł niczym tornado do kamienicy, w nadziei zastania w niej pozostałych członków drużyny.

- Maria, zrobimy z ciebie dziwkę! - rzekł gromko, całkiem przy tym jednak serio.
 
__________________
Patrząc w mrok ten na wsze strony, stałem trwożny i zdumiony...
stark jest offline  
Stary 04-08-2011, 17:51   #13
 
Minty's Avatar
 
Reputacja: 1 Minty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumny
Dzień nabierał koloru, z każdą chwilą dojrzewając, a zarazem zbliżając się do południa, momentu kiedy przestanie cieszyć się życiem, a zacznie martwić umieraniem.
Chwile mijały i przechodziły w zapomnienie, co ważniejsze przez moment żyły jeszcze w wyobraźni, jednak i one skazane były na zapomnienie.
Drużyna podążała traktem, z lekka smagana wiatrem, pewna siebie, ale nie mogąca zdawać sobie sprawy z tego, co przyniesie czas. Nad ich głowami chmury przesuwały się z wolna, układając się w coraz to bardziej wymyślne figury i prowokujące niebezpieczne myśli o czasie i jego naturze.
Świat zdawał się sam zadawać pytania, kusić rozwiązaniem wiekowych zagadek, które pozwoliłyby śmiertelnej istocie zgłębić jego najskrytsze tajemnice.


Podróż była doskonałym czasem do rozmyślań, najróżniejsze pomysły przychodziły do głowy właśnie w kubalce, jednak odległe marzenia nijak miały się do aktualnej sytuacji Lisandera. Elf powodowany wmuszoną w siebie tego ranka ostrożnością, wciąż miał przed oczami obraz dumnego rycerza Zakonu. Jego złodziejska przezorność nie pozwalała mu uwierzyć, że historia urażonego honoru wojaka skończyła się tak szybko. Rozwój sytuacji mógł nastąpić dosłownie w każdej chwili.
Zmartwienia frapowały umysł Lisandera, jednak jego ciało pozostało niewzruszone wobec groźby poniesienia odpowiedzialności. Twarz elfa wyrażała jedynie zamyślenie, oczy dumnie utkwione w dal miały w sobie coś tajemniczego i pociągającego zarazem. Lisander grał, tak, jak potrafił to robić najlepiej. Owszem, bał się tego co może nastąpić, jednak wiedział, że w razie jakiejkolwiek potyczki zarówno on, jak i jego towarzysze zdołają uratować swoją skórę.
Jednak elf nie potrafił ani długo się gniewać, ani na dłuższy czas popadać w zadumę. Piękna pogoda wręcz nakazywała zachowanie dobrego nastroju. Uśmiechnięty Lisander poprawił płaszcz i zdjął szeroki kapelusz ozdobiony sokolim piórem, po czym zaśpiewał:

Śniła mi się złota misa
Ciemną nocą spałem sam
Nie patrz na mnie źle żoneczko
Ja to złoto tobie dam

Śniły mi się obce kraje
Szept pustyni ci przyniosę
Byleś tylko nie płakała
Ja dla ciebie wszystko zniosę

Śniły mi się zimne groty
Pełne upiorów i złota
Precz upiory wasza mać
Moje skarby skrywa grota

Śniła mi się pastereczka
Kiedy w karczmie piłem zdrowie
Nie bocz się senna dziewuszko
Moja żonka się nie dowie


Podróż mijała w rytmie jego ulubionej pijackiej pioseneczki, toteż sam elf nawet nie zauważył, kiedy drużyna dotarła do bram miasta.
Okazałe mury wydawały się być w stanie oprzeć się armagedonowi. Mimo to Lisander w ich zbudowaniu dopatrywał się raczej ludzkiej skłonności do łechtania swojego ego monumentalnymi budowlami. Po krótkim namyśle elf doszedł do wniosku, ze miał trochę racji i mur zapewne miał być łączyć w sobie przyjemne z pożytecznym.

Strażnicy przy bramie okazali się być typowymi żołdakami – skłonnymi do pilnowania porządku, jednak bardziej niźli ład miłującymi złoto. Ostrożność nakazywała jednak nie wychylać się, toteż Lisander nie wdawał się w dyskusje z nimi.
Stolica Asparty była okazałym miastem. Elf lubił takie miejsca, tętniące życiem, w pewien sposób piękne, zwłaszcza nocą, kiedy cisza i spokój zupełnie nienaturalnie władają pustymi uliczkami.


Siedziba, jaką Evazar obrał dla nich na czas wykonywania zlecenia była raczej przytulna. Każdy miał swoje miejsce do spania, a i jakaś karczma znalazłaby się w pobliżu. W sumie, to nie było na co narzekać.
Zlecenie było typowe, nie wyróżniało się niczym szczególnym. Drużyna miała uprowadzić jakiegoś ważniaka, przy czym nie było zaznaczone, w jaki sposób maja tego dokonać.
Klasyczny szturm nie wchodził w grę, nie w takim mieście i nie w momencie, kiedy mieli jeszcze inne rozwiązania.
- Jasna sprawa, sprawę możesz uważać za załatwioną – rzucił LIsander, kiedy Evazar i reszta skończyli mówić o zadaniu. –Powiedz mi tylko, Evazarze, jak do cholibki rozpoznamy klienta?
Burza mózgów okazała się być zbyteczna. Bjorn załatwił całą sprawę sam. Takie sytuacje były dla leniwego LIsandera błogosławieństwem, jednak nowa pragmatyczna część osobowości elfa wyła z rozpaczy, że to nie jego idea zostanie zrealizowana. Gdyby tylko miał taką ideę…
Maria prawie obcięła sobie palec, gdy do pomieszczenie wpadł Bjorn ze swoim genialnym pomysłem. - Co? - zapytała rozbawiona wkładając do ust cząstkę ukrojonego jabłka.
Lisander zerknął na kobietę, po czym powiedział z uśmiechem na ustach:
- Wiecie, to może wypalić, całkiem niezły plan.
- I Ty przeciwko mnie? - zmierzyła go wzrokiem nadal rozbawiona. - Zbijacie się ze mnie, prawda? - zwróciła się do mężczyzn.
- Och, słodka Marie, przecież wiem żeś niewinna jak kwiat róży – rzekł Bjorn, chrząkając przy tym jakby się zakrztusił - i haniebny zaprawdę to pomysł ale... racz spójrz no w lustro moja droga! Ten jak mu tam, Al, na pewno nie przejdzie bezinteresownie obok takiego cukiereczka jak ty. Nie wiem skąd, ale mam specjalnie na tą okazję bardzo chutliwe wdzianko, oraz, ten oto piękny wisiorek – Bjorn wyciągnął z kieszeni złoty łańcuszek, którego kamień mienił się piękną, szafirową poświatą - który będzie sobie dyndał tam, no wiesz... przykuwając jego wzrok tam gdzie trza. Zanim coś powiesz, wiedz iż nie każę ci go choćby dotykać, wyciągnij go tylko gdzieś w odosobnione miejsce a my go z Lisanderem i resztą po łbie! Co ty na to?
Nowomianowana prostytutka zaśmiała się w głos słuchając przemowy Bjorna.
- Całkiem nieźle to wymyśliłeś - zaczęła hamując śmiech. - Ale mam dwa pytania. Po pierwsze czy ja serio wyglądam na dziwkę? I skąd ty do jasnej cholery masz te fatałaszki? - znów wybuchnęła śmiechem.
- Oczywiście, że wyglądasz - odpowiedział Ventruil, zupełnie nie przejmując się tym, że obraża dziewczynę. - A co do jego ubrań, to przebiera się w nie czasem i biega po nocy wokół ogniska. Nie mówcie, że nigdy nie widzieliście.
Maria spojrzała na elfa oczami wściekłego kota, ale nie skomentowała jego słów. - Powiedzmy, że się zgadzam - powiedziała po chwili. - Tylko nie bardzo mam ochotę ubierać się w te szmatki - skrzywiła się lekko. - I coś jeszcze. Musicie mi zagwarantować, że ten typ mnie nie tknie. Część się na niego zaczaja, a ktoś osłania mi tyły. Dosłownie i w przenośnie - uśmiechnęła się lekko.
- Moja droga, wiedz, ze gdybyśmy szukali materiału na żigolaka, to ty nie nadawałabyś się tak dobrze, a ja nie kręciłbym noskiem – zaśmiał się Lisander. – Zresztą ty wcale się nie boczysz, znam cię i pewnie bawi cię to tak samo, jak mnie – dodał całkiem serio. - A o tyły się nie martw, będę miał je na oku, jak zwykle – uśmiechnął się szelmowsko. – Stanę sobie gdzieś z boku i będę obserwował twój osobisty tryumf nad panem Alem, może być?
Wieczór zapowiadał się naprawdę ciekawie. Gdyby chodziło tylko o rozrywkę, to już teraz mogliby znaczyć go jako udany, jednak realne życie wiązało się z realnym niebezpieczeństwem.
Ale kto do cholery powiedział, że takie niebezpieczeństwo nie zwiększa ubawu?
 

Ostatnio edytowane przez Minty : 04-08-2011 o 18:04.
Minty jest offline  
Stary 05-08-2011, 09:33   #14
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
O ile po (dosłownym i namacalnym) wyrzuceniu z siebie paru rzeczy poczuła się znacznie lepiej, to wjechanie do miasta zadziałało na nią zdecydowanie niekorzystnie.
Zdążyła odzwyczaić się od smrodu i zaduchu typowych dla tego typu miejsc. Co prawda parę lat temu nie wyobrażała sobie życia innego, niż w centrum gwarnej osady. Teraz jednak zdecydowanie lepiej czuła się w lasach, wioskach i niewielkich przydrożnych karczmach, w których zwykle pomieszkiwała.

Mieszkanie, do którego zaprowadził ich Evazar nie należało może, do najbardziej wyszukanych, ale gdyby nie wszechobecny kurz i specyficzny zapach dawno nie wietrzonych pomieszczeń byłoby tu całkiem przytulnie.
Po tym, jak zasiedli do okrągłego stołu i wysłuchali poleceń zleceniodawcy każdy zajął się swoimi sprawami. Co prawda Ventruil zaczął snuć plany na wieczór, ale Maria nie miała teraz na to ochoty.

- Zajmijmy się tym później, co? –
zapytała i nie czekając nawet na odpowiedź mówiła dalej – ja na przykład mam ochotę zjeść jakieś śniadanie – uśmiechnęła się zarzucając na ramię niewielką skórzaną torbę. – Do zobaczenie – powiedziała i zniknęła za drzwiami.

Swoje kroki skierowała na gwarny, kolorowy targ, na którym o tej porze dnia było mnóstwo ludzi. Niemal godzinny spacer między stoiskami kupców sprawił, że sakiewka z pieniędzmi stała się nieco lżejsza a torba na jej ramieniu zdecydowanie przybrała na wadze. Mleko, chleb ze słonecznikiem, kilka kruchych, orzechowych ciastek i jabłka wypchało torbę po brzegi. Ponadto w dłoni Marii połyskiwała niewielka, szklana buteleczka wypełniona po brzegi fioletowym płynem, którego przed zakupem zdążyła wypróbować. Delikatny i wyrazisty za razem zapach fiołkowo-miętowego olejku wsmarowanego w szyję i nadgarstki kobiety zdecydowani wprawiał ją w dobry nastrój. Pogoda była piękna, postanowiła więc zjeść śniadanie i odpocząć trochę na świeżym powietrzu. Usiadła na niskim murku na obrzeżach placu targowego, wyciągnęła chleb i jedząc niespiesznie oddała się jednej z tych czynności, które zawsze lubiła i z której wyciągała zwykle jakieś ciekawe i uczące wnioski – obserwacji ludzi i otoczenia.

Po powrocie do kwatery zastała Lisandera. Z rzuconej na stół torby wytoczyło się kilka jabłek. – Poczęstujesz się? – zapytała siadając przy okrągłym blacie. Z wysokiej cholewki buta wyciągnęła nóż i chwyciwszy czerwony owoc zaczęła kroić go na kawałki. W tej właśnie chwili do pomieszczenia wpadł Bjorn.

***

- Że też ja się na to zgodziłam –
mamrotała pod nosem wbijając się w kieckę Bjorna, po raz kolejny zastanawiając się skąd do licha ją wytrzasną i co jeszcze mogą kryć jego bagaże. Złotawo-zielony gorset zapinany na maleńkie haftki nie dość, że nieludzko ciasny, to jeszcze wyuzdany do granic możliwości. Na nic zdawało się podciąganie i szarpanie sztywnego materiału, który natychmiast po wymknięciu się z dłoni Marii uwydatniał jej spory biust w zdecydowanie nieelegancki sposób, charakterystyczny dla przedstawicielek jednej profesji. Długa, zielona spódnica ozdobiona cienkim, złotym paskiem opadającym na biodra i wielkim rozporkiem sięgającym niemal owego paska podkreślała dobitnie jej kobiece kształty. Maria rozpuściła włosy, związane zwykle w luźny warkocz a tuż nad jej uwydatnionymi piersiami zawisł błyszczący wisiorek. Całości dziwkarskiego wizerunku dopełniły ciemna kreska tuż nad linią rzęs i odrobina fiołkowo- miętowej mieszanki, którą skropiła dekolt. Tylko wysokie, jeździeckie buty, w których na wszelki wypadek ukryty był nóż nie pasowały do wizerunku kurtyzany.

Narzucając na siebie długi płaszcz weszła do pomieszczenia, w którym czekali jej towarzysze. – Wychodzimy? – zapytała spoglądając na mężczyzn. Po jej minie mogli wywnioskować, że nie czuje się najlepiej w stroju - ku ich nieszczęściu - ukrytym pod masywnym płaszczem.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 06-08-2011, 00:48   #15
 
Kirholm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skał
- Te skurwiele nie przestraszą się nawet mojej pozycji w straży... - szepnął do Eladana dowódca, odrzuciwszy płaszcz odsłonił miecz, o wybornie ozdabianej rękojeści.

- Trudno. Dziś rozleje się krew.

Walka nieuniknioną była, nie w tych okolicznościach. Znajdowali się w ślepej, wąskiej alejce, okrytej płaszczem nocy. Dookoła nie było nikogo, nikogo kto mógłby pomóc choćby wzywając strażników, którzy i tak rzadko kiedy przebywali w tej parszywej dzielnicy.

Błysnęły ostrza. Eladan i dowódca jak jeden mąż dobyli broni stając obok siebie bark w bark. Czekali na atak rzezimieszków.

Pierwszy, z nich dysponujący cepem bojowym zamachnął się, lecz zbytnio nie doceniwszy młodego zabójcy, dał się oszukać balansem ciała i przeleciał między przeciwnikami jak rozpędzona świnia. Eladan zaś wykonując pół-piruet chlasnął gnidę po plecach maczając swe ostrze w plugawej krwi głupca.

Kolejny wojak, doskoczył do sir Herima zamaszyście uderzając go szablą. Alejkę wypełnił dźwięk metalu uderzanego o metal. Dowódca sprytnie sparował atak wyprowadzając kontrę również z łatwością zbitą przez oponenta. Wydawało się, iż to spotkanie dwóch szermierzy, w fechtunku obytych, rozstrzygnąć miał drobny błąd jednego z nich.

Do Eladana zaś skierowało się dwóch pozostałych zbirów. Jeden z nich, o drobiejszej posturze wymachiwał przedziwnie nożami, nie zważając na fakt, iż zręczny atak łatwo pozbawiłby go życia. Drugi zaś, mocno ściskając topór chował się na tarczą próbując obejść przeciwnika i zaatakować z flanki.

Zabójca zaczekał chwilę na ruch zbirów, by w pewnym momencie wybawić nożownika zamarkowanym atakiem i cofając się spróbował pchnąć go pod żebra, gdyż szybko zauważył lukę w jego defensywie.

Aaaagh! - krzyknął sir Herim, a twarz jego wykrzywił grymas bólu. Przeciwnik zbił jego cios i szybką kontrą przebił na wylot, zaś wyciągnąwszy klingę dla pewności chlasnął po twarzy rozrywając poliki i oko.

Eladan musiał uciekać. Zaniechał planu ataku i spróbował cofnąć się, lecz poślizgnąwszy się na psim gównie stracił równowagę, co sprytnie wykorzystał zbir z toporem uderzając od flanki. Mimo iż asasyn z trudem sparował atak, poczuł przeszywający ból, gdy sztylet rzucony przez drugiego rzezimieszka wbił mu się z impetem pod pachę.

Poczuł koniec. Nie tak powinien zginąć. Nie jak śmieć w dzielnicy biedoty.

Na nic zdały się jednak refleksje, bowiem mężczyzna popchnął go tarczą na ścianę i uderzył toporem w bark dobijając do gleby a następnie, bez najmniejszych skrupułów, pewnym ruchem odrąbał mu łeb. Głowa potoczyła się alejką, zostawiając za sobą kałuże juchy.

Eladan całe życie mordował, dla mamony i z własnych przekonań. Ze śmiercią nieustannie miał styczność, a wydawało się, iż niosąc jej aż tyle, nie był dla niej łakomym kąskiem. Po raz kolejny jednak przekonujemy się, iż nieprzeniknione są ścieżki losu, a ze śmiercią w konszachty wejść nie może nikt. Ona nikogo nie oszczędzi. Dziś, zatańczyć zechciała z zabójcą zostawiając jego ciało pośród gówna na pastwę śmiertelnie chorych bezdomnych i szczurów.


Czas mijał powoli, jednakże sen nie zmógł Nany. Nie mogła zaznąć ze świadomością, że ich cel mógłby wtedy czmychnąć sprytnie, z pustymi rękoma ich zostawiając. Gdy więc noc zasłoniła niebo swym płaszczem, a z dołu dochodziły do nich dźwięki wybornej hulanki kilkoma szturchnięciami obudziła towarzysza, który natychmiast na równe nogi się zerwał.

- Tak jak myślałem trucizna wciąż działa – powiedział przecierając zmęczone oczy nadgarstkiem – Dobra, otwórz okno – polecił towarzyszce i wzdychając nieco podniósł tłustego sędziego. Spojrzał na dół i uśmiechnął się bowiem w ciemnej uliczce nikogo nie było, a pod samym oknem znajdowała się kupa śmieci wyrzucanych z kuchni.
- Hop! - krzyknął i bez krztyny zastanowienia wywalił starucha, który wleciał w resztki z charakterystycznym szmerem.

- Panią też wyrzucamy – tym razem z łatwością podniósł pół-przytomną kobietę z uśmieszkiem patrząc na jej foremne piersi, lecz ponownie bez mrugnięcia okiem cisnął dziewczyną przez okno. Usłyszeli podobny, lecz nieco cichszy dźwięk co ostatnio i pierwsza część planu została wykonana bez zarzutów.

- Dobra, faza druga – Evazar otrzepując ręce spojrzał Nanie głęboko w oczy. Udajemy bardzo szczęśliwych i nieco zmachanych figlami na górze, jasne? Zabierzemy grubasa, strażnicy pomyślą pewnie że nawalony sędzia wywalił dziwkę przez okno i zwiał obawiając się utraty stołka i ewentualnego wyroku.

***

- Łeeee – jęczał sędzia trzymając się za głowę i rozglądając dookoła – Gdzie ja jeeeestem?
- Kurwa jego mać – zaklął siarczyście Evazar podbiegając do starego – Zaczyna się wybudzać, chyba żeśmy za długo bawili w karczmie. Bierzemy go.

Mężczyzna złapał cuchnącego, oblepionego resztkami jadła sędziego nakładając nań swój płaszcz, a twarz zakrywając kapturem. Na dziwkę zaś wylał wiadro z fekaliami leżące nieopodal i kopnął w twarz, by zmylić nieco strażników. To musiało wyglądać na usiłowanie morderstwa. Inaczej cały plan na nic. Zaczną węszyć zanim rozpocznie się najważniejsza akcja. A ten stary skurwiel jest potrzebny...

Szli krętymi alejkami, między lepiankami i starymi kamienicami, zamieszkałymi przez raczej uboższą ludność, często także częściowo opuszczonymi. Wielu zwracało uwagę na trzech przechodniów, jednakże mimo iż sędzia mocno się chwiał, sprawiał bardziej wrażenie mocno pijanego niźli osobnika, którego bezpieczeństwo było zagrożone. Ponadto, w starym płaszczu, cuchnący częściowo sfermentowanym jadłem przypominał bardziej bezdomnego aniżeli pracownika wymiaru sprawiedliwości miasta Silgrad.

Nie spotkali żadnych problemów by dojść do kryjówki. Co prawda gdy przechodzili przez jedną z głównych ulic, niestety w nocy dosyć oświetloną przez latarnie ujrzeli z dala patrol strażników, aczkolwiek ci, zupełnie nie zainteresowali się trójką nocnych marków.

Otworzyli drzwi, a starca miotnęli na materac, uprzednio pętając mu ręce.

- No, to teraz czekamy na resztę. Mam nadzieję, iż wywiążą się ze swojego zadania – szepnął jakby sam do siebie.

***

Kompania zebrała się na nieformalnej granicy dzielnicy biedoty, czyli tam gdzie zwykłe kamieniczki przechodziły w paskudne lepianki, a nawet poszarpane namioty. Zewsząd płonęły drobne paleniska nad którymi zbierali się bezdomni, pijacy oraz drobni przestępcy. W powietrzu unosiła się woń pieczonego mięsa oraz palonego zioła odurzającego. Z każdej strony dochodziły do nich odgłosy wrzasków chlejusów, awantury, trzask bitego szkła, krzyki bitych oraz sprośne przyśpiewki. To była zupełnie inna dzielnica. Nawet język wydawał się być odmienny, niczym przecinki w wypowiadanych zdaniach występowały przeróżne przekleństwa.

Gdy szli do zamtuza, wiele par oczu skierowane było ku nim. Na szczęście potężna postura Rębacza odstraszała potencjalnych rzezimieszków, którzy już czaili się w mrocznych zakamarkach, rozmyślając jak tu pozbawić przybyszy ich sakiewek.

Szczęściem dla nich, burdel znajdował się całkiem blisko i nic wdali się w jakąś awanturę stanęli pod szyldem „Królewski Zamtuz”. Rębacz rozejrzał się przez chwilę po czym podszedł do siedzącego pod ścianą bezdomnego nachylając się nad nim przez chwilę:

-„Świeży” w środku? - zapytał kładąc na brudnej dłoni starca złotą monetę, a ujrzawszy potwierdzające kiwanie głowy, wstał i wrócił do reszty kompanii – Mario... prosimy.
 

Ostatnio edytowane przez Kirholm : 11-08-2011 o 01:22.
Kirholm jest offline  
Stary 06-08-2011, 16:27   #16
 
Zuki's Avatar
 
Reputacja: 0 Zuki nie jest zbyt sławny w tych okolicachZuki nie jest zbyt sławny w tych okolicachZuki nie jest zbyt sławny w tych okolicachZuki nie jest zbyt sławny w tych okolicachZuki nie jest zbyt sławny w tych okolicachZuki nie jest zbyt sławny w tych okolicachZuki nie jest zbyt sławny w tych okolicachZuki nie jest zbyt sławny w tych okolicach
Przez resztę podróży Pandora rozmyślał o rycerzu, który minął kompanię. Pragnął zapoznać się z nim bliżej. W myślach widział jak dotyka jego nagiego torsu, masuje jego całe ciało. Z erotycznych fantazji wyrwała go kontrola celna. W miarę jak zbliżał się do pierwszej z bram odłączył się nieco od grupy. Wydawało mu się, że w pojedynkę wjedzie do miasta łatwiej, bez żadnych podejrzeń.
- W jakim celu do Silgrad jedziecie, waćpanie? - spytał celnik podchodząc do chłopca.
- W odwiedziny krótkie do mych dziadków.
- Jak krótkie?
- Dwie noce, nie dłużej.
Celnik gestem nakazał chłopcu zejść z konia.
- Z daleka przybyliście, panie?
- Ano z daleka, z Altonu.
- Broń macie?
- Naturalnie, kto słyszał bez broni w daleką podróż wyruszać?
Celnik wpatrywał się przez dłuższy czas na chłopca szukając jakichkolwiek objawów blefu, jednak nic nie znalawszy puścił Pandorę dalej. Chłopiec prędko dogonił grupę.

xxx

Keath przechodził się po różowym, bogato ozdobionym pokoju. przystanął dłużej przy wielkiej złotej klatce i przyglądał się dziwnej postaci w środku. Wielki, umięśniony mężczyzna siedział w milczeniu i ślepo patrzył się w pustą przestrzeń. Jego twarz zdobił grymas niewyobrażalnego gniewu. Chłopiec po skończonych oględzinach stanął na środku pomieszczenia. Podwijając rękawy powiedział - Czas się wziąć do roboty - Nagle na ścianie przed nim pojawiły się nowe drzwi. Zwykłe, drewniane, na ich powierzchni wyryte było imię “Keath”. Chłopiec bez zastanowienia wszedł do nowej izby.

xxx

- Niezła chałupa, mieszkałam w podobnej. - powiedział Pandora wchodząc do rudery. Po skończonej odprawie zaciągnął w kąt jeden z materacy i uciął sobie drzemkę przyjmując kobiecą pozę.

xxx

Na pierwszy rzut oka Erona nie zauważyła zmian w swoim pokoju. Dopiero usiadłwszy na skórzanym fotelu zobaczyła parę nowych drzwi. Jedne z nich były zamknięte, na ich powierzchni wyryte było imię chłopaka. Drugie drzwi stały otworem. Z wewnątrz do dochodziło do Erony ciepłe światło. Wchodząc do środka kobieta oniemiała z wrażenia. Jej oczom ukazało się wnętrze szlacheckiej posiadłości. Ściany zdobione boazerią i złotem, perskie dywany skórzane sofy i machoniowe meble. Na drzwiach, przez które tu weszła wyryte było jej imię.
- Jak ci sie podoba? - usłyszała głos za swoimi plecami. Odwróciwszy się spostrzegła Keath'a siedzącego na sofie po środku pokoju.
- Ty to zrobiłeś? - spytała z niedowierzaniem rudowłosa.
- Skoro to nasz umysł, to możemy go ukształtować jak chcemy. Pomyślałem o nowym pokoju i pojawiły się drzwi.
Chłopak mówił podekscytowany
- Co kolwiek byśmy nie chcieli, to zaraz się tu pojawia, cudownie, co?
- Ta, cudowne. - odpowedziała Erona myśląc już nad czymś innym.
- Zostawię cię samą, udekoruj wszystko wedle uznania. - chłopiec ruszył w kierunku dzwi.
- Keath? - zatrzymała go rudowłosa. - Mógłbyś teraz ty przejąć kontrolę? chciałabym troszkę tu posiedzieć.
- Jasne - odpowiedział chłopiec, lecz z jego twarzy można było wyczytać, że nie jest z tego zadowolony. Opuścił pokój.

xxx

Po przebudzeniu Pandora zauważył że słońce schyla się ku horyzontowi. “Najwyższy czas ruszyć w drogę” pomyślał. Gdy nieco się przebudził prędko ruszył w stronę burdelu.
 
__________________
"Czuję się, jakbym był przywiązany do dachu żóltej ciężarówki obładowanej nawozem i wypełnionej ropą zepchniętej z klifu przez myszkę Miki samobójcę."
frag. piosenki Over the Moon z musicalu The rent w przeł. na jęz. polski.
Zuki jest offline  
Stary 11-08-2011, 19:41   #17
 
Crys's Avatar
 
Reputacja: 1 Crys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwu
Nana siedziała na podłodze pod ścianą, bawiąc się rzemykami swojej bluzy, prawie, że bezmyślnie wiążąc je w kokardki, supły i imitacje warkoczy. Nie potrafiła zasnąć, wiedząc, że mogłaby zawieść w tym zadaniu. Owszem, musiałaby spać jak zabita, żeby nie usłyszeć pojękiwań sędziego podczas jego prób zebrania się z podłogi, jednak wolała nie ryzykować. Sen nawet niespecjalnie ją męczył. Adrenalina wciąż chyba robiła swoje.
Dziewczyna myślała o domu. Silgrad. Świadomość, że jest w swoim rodzinnym mieście z jednej strony dodawała jej otuchy, z drugiej... Z drugiej strony wizja, że mogła spotkać spacerującą matkę, która poszła wraz ze służbą po zakupy, czy spieszącego w interesach ojca, któregoś z braci, była dość niepokojąca. Nana potrząsneła głową, odganiając niespokojne myśli, i podniosła się lekko, żeby zrobić parę ćwiczeń rozluźniających zastałe mięśnie. Nie wiedziała ile dokładnie czasu siedziała tak pod ścianą pokoju, wyglądajac zapewne dość bezmyślnie, ale noc powoli objęła swoimi skrzydłami miasto. Przez drewniane drzwi pokoju dochodziły do niej dźwięki muzyki i głośnych rozmów, przeplatanych od czasu do czasu jakimś krzykiem, czy śpiewem. To karczma zaczęła przyjmować w swe progi pierwszych wieczornych klientów, którzy skończyli swą pracę i mogli oddać się wydawaniu zarobionych pieniędzy, nie obawiając się gniewu swoich żon, że znów przyjdą z pustymi rękami, lub po prostu nie posiadając nikogo, kto mógłby się przejmować ich pijaństwem. To nie było miejsce, gdzie można było spotkać kulturalnych ludzi, którzy szukali towarzystwa do jednego kufla piwa i partyjki gry w tryktraka.
Zaledwie po kilku ćwiczeniach, podeszła do śpiącego na łożku Evazara i szturchnęła go zdecydowanie w bok. Mężczyzna zerwał się z posłania, jakby smagnęła go biczem po gołych piętach i nieco nieprzytomnie przyjrzał się swoim ofiarom.

Ryanna postanowiła nie sprzeczać się ze swoim zleceniodawcą, co do sposobu, w jaki postanowił „przetransportować” tę dwójkę na zewnątrz. Teoretycznie piętro nie znajdowało się wysoko nad ziemią, a dodatkowo wprost pod oknem spoczywała śmierdząca kupa śmieci, która mogła zamortyzować upadek ciężkiego ciała, jednak istniało drobne ryzyko, że coś mogłoby pójść nie tak... Mimo jej obaw, zarówno sędzia, jak i prostytutka szybko znaleźli się na dole, wyglądając przy tym na raczej nieuszkodzonych. Uśmiechnęła się lekko pod nosem, wyglądajac przez okno, szczęście im sprzyjało, ponieważ w zaułku za karczmą nie było żywej duszy, a pora była jeszcze zbyt wczesna, żeby ktokolwiek postanowił pójść tam za potrzebą.
- Dobra, faza drugaEvazar, otrzepując ręce, spojrzał Nanie głęboko w oczy - Udajemy bardzo szczęśliwych i nieco zmachanych figlami na górze, jasne? Zabierzemy grubasa, strażnicy pomyślą pewnie że nawalony sędzia wywalił dziwkę przez okno i zwiał obawiając się utraty stołka i ewentualnego wyroku – dziewczyna kiwnęła głową bez słowa, roztrzepując nieco włosy, zdemując przez głowę swoją bluzę, przyklejając do ust na wpół rozanielony, na wpół zadowolny uśmieszek oraz poluźniając rzemyki przy dekolcie swojej bluzki.

Karczmarz nawet nie zaszczycił spojrzeniem wychodzącej szybko dwójki, a kilka par odwróconych za nimi oczu, raczej gapiło się na pośladki i nurkowało w dekolcie dziewczyny. Więc można by powiedzieć, że w zasadzie niezauważeni opuścili wątpliwy przybytek i szybko pobiegli na tyły budynku.
Sędzia, pojękując, zaczął gramolić się ze sterty. Nana z satysfakcją zauważyła, że Evazar najwyraźniej źle obliczył masę starca i podał mu za małą dawkę specyfiku. Ten jednak z cichym przekleństwem rzucił się ubierać swoją ofiarę w płaszcz. Dziewczyna nie zamierzała mu pomagać, ani dotykać sędziego, dopóki ten nie będzie okryty. Miała naturalny chyba dla większości wstręt do rzeczy brzydkich. Brudnych. I lepkich.
Kiedy Evazar wylał wiadro ze śmierdzącą zawartością na prostytutkę i kopnął w twarz, w Nanie zagotowała się złość. Niewątpliwie to zapamięta i odpłaci mężczyźnie z nawiązką. Nim pospieszyła pomóc zleceniodawcy w transportowaniu sędziego, podeszła do nieprzytomnej dziewczyny i niezauważenie w rękę wsunęła jej parę srebrnych monet.
Gniew dodał Ryannie siły i mimo wyjątkowo drobnej postury i raczej niewielkiej siły fizycznej, dość szybko i bezproblemowo dostarczyła wraz z Evazarem powoli dochodzącego do siebie starca do ich kryjówki.

Nana ignorując zupełnie Evazara, który pętał ręce starcowi, wyjęła ze swojego ekwipunku wąski pasek płótna i krzywiąc się, wzięła przezeń truchło straszącego wciąż szczura, którego ktoś łaskawie sprzątnął z centralnego miejsca na podłodze i wyniosła za budynek, w którym stało ich lokum. Tam miotnęła w nie zaklęciem, zwalniając śluzę talentu. Nie musiała tego robić, ale lepiej szczur, niż gardło Evazara.

Kiedy wróciła do pomieszczenia, ponownie podeszła do swoich juków i tym razem wydobyła trochę jedzenia, z którym ulokowała się na swoim materacu. Półleżąc, wpychała do ust kolejne kawałki nieco już przyschniętego chleba i resztki z pętka kiełbasy, wciąż ignorując Evazara. Skoro miała czekać, to poczeka. Jednak nie zamierzała prowadzić z mężczyzną żadnej konwersacji.
 
__________________
Ich will - ich will eure Phantasie
Ich will - ich will eure Energie
Crys jest offline  
Stary 12-08-2011, 14:56   #18
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Plan okazał się być standardowy, to znaczy w dużej mierze oparty na improwizacji. Główną postacią wydarzeń, obok celu czyli Świeżego, była odziana w dziwkarską kieckę, Maria. To ona miała robić za przynętę i zająć cel na tyle długo, by pozostali zdążyli go spacyfikować. Po krótkim ustaleniu nielicznych szczegółów wyruszyli w drogę do dzielnicy biedoty i zlokalizowanego tam „Królewskiego Zamtuza”.

Dzielnica biedoty była dokładnie taka sama jak w każdym innym mieście odwiedzonym przez Ventruila. Wszystkie większe miasta mogły poszczycić się częścią zabudowaną barakami i walącymi się ruderami, pośród których przechadzali się ludzi, dla których uczciwa praca była czymś nie do pomyślenia. Mieszkańcy takich dzielnic byli wrzodami na społeczeństwie, w każdym bądź razie takie słowa elf kiedyś usłyszał z ust jakiegoś wysoko postawionego dygnitarza. Dla Ventruila nie robiło różnicy czy przebywa na złoconych salonach arystokracji, czy stąpa po zalanych nieczystościami dziurawych ulicach, gdzie słychać krzyki bitych i okradanych, a gwałty i morderstwa są na porządku dziennym.

Mimo iż był pełny obojętności dla otaczającego go syfu, miał się na baczności. Nie miałby nic przeciwko temu, aby ktoś ich zaatakował, ale wolał być przygotowany na taką ewentualność. Jego ręka spoczywała na rękojeści miecza, który był gotów w każdej chwili wyciągnąć. Każdego kto ośmieliłby się ich zaatakować, czekała śmierć. Ventruil uśmiechnął się na perspektywę zabicia jakiegoś popchniętego do desperackich czynów, skundlonego człowieczka. Jednak do celu dotarli bez przeszkód, zabijanie trzeba było zostawić na później.

Gdy Maria i Lisander zniknęli we wnętrzu przybytku wątpliwych rozkoszy, a niemal pewnej kiły i syfilisu, Ventruil niby przypadkiem przechadzał się tam i z powrotem pod oknami. Zastanawiał się czy wejść już teraz, czy może lepiej obejrzeć sobie cały budynek dokładnie, coś zaplanować.
- Bjorn, to w końcu co robimy? - zapytał towarzysza. - Wchodzimy czy czekamy pod oknami na jakiś znak, a potem na górę przez okno, łapiemy go za fraki i wywalamy na ulicę. Potłucze się trochę i może sobie coś złamie. Nogę na przykład, wtedy nie ucieknie...
 
xeper jest offline  
Stary 12-08-2011, 20:12   #19
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Maria była już gotowa i wyraźnie podenerwowana co wynikało zapewne z trzech rzeczy. Po pierwsze stała już przebrana w wyuzdaną sukienkę, po drugie – co łączyła się z pierwszym – ona chciała już wychodzić a reszta towarzystwa ociągała się niemiłosiernie i w końcu po trzecie, mimo, że cała sytuacja bawiła ją nieco, to nie była przekonana, że towarzysze zapewnią jej w razie czego dostateczną ochronę. Nie wynikało to nawet z tego, że nie wierzyła w ich słowa, ale zawsze coś mogło pójść nie tak… Mimo to chciała dodać sobie otuchy choćby tylko zapewnieniami, że to proste zadanie, że na pewno się uda.

Bjorn wzruszył ramionami - no wiesz, najwyżej cie drań "dźgnie" parę razy, ot mi coś - rzekł, spoglądając na reakcję Marii - No dobra, dobra, jeno żartowałem. Słowo honoru, a raczej resztki honoru jaki mi pozostał, iż zrobię wszystko co w mej mocy aby nikt się do słodkiego owocu przede mną nie dobrał - powiedziawszy to wybuchł śmiechem po czym pacnął na jeden z materacy.

- A nie boisz się, że owoc może być nieświeży? - zapytał Ventruil, również wybuchając śmiechem.

Spojrzała na nich z udawaną złością. Otworzyła usta żeby odpowiedzieć, ale zrezygnowała po chwili.
- Ruszajcie leniwe zadki i idziemy, bo diabelnie to Twoje wdzianko - spojrzała na Bjorna - niewygodne. Kto ma mnie na oku a kto przyczaja się na pana Ala? - spytała podchodząc do drzwi.

Lisander wydobył z pochwy długi lśniący nóż i obrócił go w dłoni tak, aby odbijane przez niego światło przez chwilę zatańczyło na drugiej, wyciągniętej ręce.
- Mam cię na oku, jak zwykle - powiedział całkiem serio. - Ventruil i Bjorn, dacie radę we dwójkę, prawda? - Lisander brzydko uśmiechnął się znając możliwości dwójki zabójców. - Potrzebujemy też kogoś na zewnątrz, mamy ochotnika?

- Może Pandora by się tam przyczaił - elf spojrzał na chłopaka. - W zależności od nastroju może robić za dziwkę albo oprycha.

Lisander parsknął śmiechem.
- Dlaczego nie? - odpowiedział. - Co ty na to Pandora?

Uśmiechnęła się delikatnie do Lisandera, a był to zupełnie szczery uśmiech - Gdzie mam wyciągnąć tego faceta? Wystarczy, że wyjdziemy z burdelu czy jakieś konkretne miejsce? - zapytała nie dając dojść do głosu Pandorze.

- To zależy, czy chcemy rozróby, czy po cichu transportujemy nieprzytomnego Ala oknem - Lisander pytająco spojrzał na dwójkę mężczyzn odpowiedzialnych za spacyfikowanie celu. - Osobiście jestem za tym, żebyś zabrała go na stronę i dopiero tam damy mu po łbie - dodał patrząc Marii w oczy.
Po chwili namysłu Lisander odezwał się ponownie. - To wszystko zakładając, że Al będzie sam. Inaczej zrobi się gorąco - uśmiechnął się jednak już po chwili spoważniał, jakby zdając sobie sprawę z powagi sytuacji.

- Ustalimy na miejscu, jak zobaczymy cały ten przybytek rozkoszy. Trzeba być elastycznym i dostosować się do sytuacji - zaproponował Ventruil, podrzucając jeden ze swoich noży. Spojrzał na Marię. - A Ty jakbyś wolała?

- Szybko i w miarę możliwości bezinwazyjnie - rzuciła pół żartem pół serio. - Powiedzmy, że jeśli się na mnie skusi - uśmiechnęła się pod nosem - a skusi się, wyprowadzę go na zewnątrz - zastanowiła się chwilę - o ile się da. Jeśli nie, Lisander dopilnuje do którego pokoju wchodzimy i stamtąd będzie go trzeba jakoś odtransportować. – Po tych słowach Maria zrzuciła z siebie długi płaszcz, otworzyła drzwi za którymi wkrótce zniknęła a za nią cała kompania.

***

Gdy tylko Maria drzwi zamtuza otworzyła, jej nozdrza zaatakowała gryząca woń kiepskich perfum oraz dymu unoszącego się z palonych dookoła fajek wodnych i kadzidełek. Ściany pokrywały malowidła, przedstawiające wyuzdane kobiety w przedziwnych pozach, wykorzystywane przez co najmniej jednego mężczyznę. Wewnątrz było dosyć jasno, bowiem niemal wszędzie zapalone były czerwone świeczki.

W środku siedziało kilkunastu mężczyzn, większość w skórzanych fotelach oglądało erotyczne tańce pół-nagich pań, kilku przy ostatnim stoliku się zebrało, pijąc i w karty grając znacznie wyróżniali się spośród gości, toteż Maria skupiając na nich uwagę dojrzała również mężczyznę, idealnie do rysopisu podanego jej przez Evazara pasującego. Miał ciemniejszą od reszty karnację, kruczoczarne, lekko przetłuszczone włosy oraz rybie oczka. Był człowiekiem drobnym, acz z jego wyrazu twarzy ciężko było wyczytać cokolwiek co mogłoby się kojarzyć z czystymi intencjami. Południowa uroda faceta i jego akcent, gdy zwrócił się o piwo do barmanki, upewniły Marię, iż to jest cel. Al Mustafi, nie wiadomo czemu zwany “Świeżym”.

Rudowłosa westchnęła ciężko, przełknęła ślinę i kołysząc kusząco biodrami ruszyła do celu. Do stolika podeszła powoli, przytrzymała się na chwilę. Leniwym ruchem dłoni odgarnęła do tyłu długie włosy po czym obdarzając każdego z graczy krótkim spojrzeniem zaczęła okrążać stolik. Świeżego zostawiła sobie na koniec. Stojąc naprzeciwko niego zmrużyła lekko oczy, które po chwili spotkały się z jego czarnym spojrzeniem. Pierś Marii falowała miarowo tak, jakby poruszana pożądaniem. Był to jednak wynik mieszanki strachu i ekscytacji, o której nie wiedział nikt prócz niej i zerkającego co chwila w jej kierunku Lisandera. Niespiesznie podeszła do swojego celu, wciąż patrząc mu w oczy przygryzła lekko dolną wargę. Zgrabna dłoń kobiety przejechała powoli po miękkim oparciu fotela, na którym siedział.

- Mogłabym się przysiąść? –
zapytała obniżonym głosem spoglądając na pozostałych mężczyzn, po czym bawiąc się wisiorkiem na dekolcie wróciła wzrokiem do Ala.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 13-08-2011, 13:58   #20
 
Minty's Avatar
 
Reputacja: 1 Minty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumny
Lisander nigdy nie lubował się w spędzaniu czasu w burdelach. Może to sprawa czystej krwi, a może zwyczajnej zdolności do myślenia głową, nie rozporkiem. Z resztą dziwki, jakie by nie były… cóż, to tylko prostytutki.
Owszem, elf był już w zamtuzie, jednak wątpliwa przyjemność seksu z kimś, kto przed godziną dogadzał pijanemu marynarzowi, zwyczajnie nie była warta swojej ceny.

Nawet w podróży można było znaleźć inne sposoby na zapoznanie ciekawych kobiet, tym bardziej teraz, kiedy mężczyźni bardziej cenili sobie machanie mieczem, niźli bywanie w domu.
Mimo wszystko zadanie wymagało przebywania w burdelu i tak trzeba było postępować. Lisander zamówił więc sobie setkę wódki i małe piwo, przysiadł gdzie mógł mieć dobry widok na Marię w tym ciekawym stroju i czekał.
Kobiety, mimo, że niesmacznie wyuzdane, niektóre były warte chwili uwagi. Elf spoglądał to na jedną, to na drugą, zastrzegając jednak sobie, że raczej z ich usług nie skorzysta.

W międzyczasie Lisander starał się wychwycić cel, mężczyznę, który za kilka godzin mógł pożegnać się z życiem, godnością i wszelkimi oszczędnościami, w dowolnej kolejności.

Zaduch pełnej izby, oraz wypita gorzałka lekko rozluźniły elfa. Oczekiwanie stało się mniej uciążliwe, kobiety jakieś bardziej interesujące. Świat nie zawirował mu przed oczami, nie zmieniły się jego systemy wartości, jedynie miał lepszy humor. Właśnie takie picie elf lubił najbardziej.

Jednak człowiek pijący zazwyczaj chce pić więcej. Lisander zdawał sobie jednak sprawę z tego, że w tecj chwili to na nim ciąży odpowiedzialność za bezpieczeństwo przyjaciółki. Pomimo wielkiej chęci wlania w siebie jeszcze kufelka piwa, pomimo tańczącej w głowie myśli o tym, jakby to było miło, gdyby rozpętać tu porządną burdę i wyjść z niej cało, udowadniając wszystkim swoją męskość, wszystkie te pijackie pragnienia musiały poczekać do momentu, kiedy Maria zwabi już nieszczęśnika, a reszta kompanii przetransportuje go w miejsce dalszych działań.
 

Ostatnio edytowane przez Minty : 13-08-2011 o 14:06.
Minty jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172