Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-08-2011, 17:42   #99
Sileana
 
Sileana's Avatar
 
Reputacja: 1 Sileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodze
Po raz kolejny obudził ją ból. Tym razem jednak, ból usytuowany był wyżej ponad jej głową... Ocknęła się i pierwszą myślą, było wstać, pomóc Lucy! Tylko... już stała, a jej stopy nie dotykały ziemi... Wisiała z rękoma zawieszonymi pod sufitem na jakiejś belce. „Jak to możliwe?”, zapytała samą siebie, jakby to było rzeczywiście istotne.

Jasność umysłu wracała powoli, przedzierając się przez oczadziałe lekami zwoje mózgowe. Herbata! Wiedziała, że nie powinna pić tego świństwa, przecież wcale nie miała takiego zamiaru... Leki? Doktorek tez pewnie był zamieszany. Obróciła głowę – obok wisiał James, popatrzył na nią z wyrazem skrajnego obrzydzenia na twarzy. Cudownie. Teraz mogła być pewna, że choćby i udało mu się zerwać, jej nie pomoże. Czy zasłużyła sobie na to, na śmierć w męczarniach?

- Niech władca morskich głębin, nasz bóg, Dagon, przyjmie tych niewiernych w swoje ramiona i ochroni nas przed tym, co nadciąga z ciemności! – wykrzyknął ksiądz ujmując sztylet i znów odwracając się w stronę zgromadzonej garstki wiernych.

- Niech ich krew da nam spełnienie, a martwe ciała trafią w odmęty oceanu, by nakarmić jego dzieci.

-Ia ia Dagon fhtagn!- wrzasnął przekrzykując szum ulewy i wznosząc dziwaczny sztylet w górę.

Kiedy usłyszała jak ksiądz wymawia litanię, nie do Boga, ale do jakiegoś demona wstrząsnął nią dreszcz. W jego słowach było bardzo dużo mocy. I Dagon... pamiętała wzmianki o tym imieniu z profesorskich dzieł. Coś z wodą... Bóstwo wody. Rybacy modlący się do starożytnego demona przerazili ją bardziej niż chciała przyznać. I ten język, tak jakby te przedziwaczne zbitki wyrazów już znała, słyszała albo widziała. Gdzie?, nie wiedziała, jedno było pewne - czas najwyższy, by wiać.
Obejrzała dokładnie otoczenie, także belkę, na której wisieli. Nie było wielkich szans przerwania liny, była zbyt mocna – w końcu to wioska rybacka. Ale belka... Tak, belka mogła pójść dość łatwo – po latach nasiąkania morską wodą, nie miała szans utrzymać się długo pod odpowiednim naciskiem...

Zobaczyła jak Walker zaczyna się szarpać, balansując ciałem, jakby chciał sięgnąć barierek nogami. Tylko po co? Musiała dać mu jakoś znak. Nie mogła krzyczeć, zebrana grupka, póki co, była w transie, ale wszystko mogło zakłócić skupienie.
Ręce miała odrętwiałe, liny bardzo mocno wrzynały się w delikatne ciało, ale udało się jej podciągnąć trochę. Próbowała ciągnąć linę, by uginać belkę jak najmocniej. Nie zamierzała dać się zarżnąć bez walki. Na potężny sierp spojrzała tylko raz, ale to wystarczyło, by stał ciągle przed jej oczami, błyszczący i jakby drwiący z jej wysiłków. Ale nie ustawała w swych próbach, za mocno ceniła życie. A jeżeli oni chcieli je z niej wyrwać, mogli się spodziewać zażartej walki.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Yiqq98tVtQ8[/MEDIA]
 
Sileana jest offline