Leara oraz Tingis - Zabij. - Był wyraźnie poruszony. Początkowe zadowolenie przegrało zupełnie z jakimś dziwacznym zdenerwowaniem. Kiwał się coraz bardziej na boki. - Słowa są nieważne. Liczy się śmierć.
Leara wzruszyła ramionami i wbiła sztylet w maleńkie ciałko mając nadzieję, że czarnoskórego to uspokoi i pozwoli im iść w swoją stronę.
Gamba tymczasem rozkołysał się na całego, coraz mocniej zaciskając wargi.
Porządny szaman śpiewałby coś. Albo potrząsał jakimiś instrumentami czy bransoletami, pomyślał Tingis. Coraz bardziej zdegustowany całym przedstawieniem. - Trup? - spytał. - To idziemy. Tylko wyrzuć tego, hm, kurczaka, żeby demony nie wróciły.
Zamoranka dla lepszego efektu potrząsnęła jeszcze stworzonkiem, a potem wyrzuciła je do wody. - Gotowe. Jesteśmy kwita - powiedziała Gambie. - Dziękuję za pomoc, a teraz sobie idziemy. - Zwróciła się do Tingisa. - Chodźmy...
Gamba uspokoił się już prawie zupełnie. Szeroki uśmiech był tego najlepszym dowodem na jaki mogli w tej chwili liczyć. Popatrzył jeszcze tęsknie za pochłoniętym przez fale truchłem i pokręcił z żalem głową. - Chciałeś zjeść tego kurczaka razem ze znajdującymi się w nim demonami? - spytał Tingis, widząc gdzie spogląda Kushyta. Zawsze podejrzewał, że składane w ręce szamanów zwierzęta trafiają w końcu do ich żołądków.
Leara przetłumaczyła pytanie z lekkim uśmiechem. - Nadawał się na potrawkę...
- Twierdzi, że nadawał się na potrawkę...
- Smacznego... - mruknął Tingis. - Służę ramieniem - zwrócil się do Leary, popierając słowa odpowiednim gestem.
Dziewczyna z ulgą wsparła się na ramieniu Hyrkańczyka. - Dziękuję. Chodźmy.
Ruszyli w stronę, gdzie jeszcze wczoraj znajdowała się beczka pełna smakowitego wina.
Gamba zaś przeciągnął się straszliwie, aż chrupnęły stawy, rozmasował bark i ruszył dziarsko w ślad za niknącą w mroku parą, ciągnąc za sobą skrzydlate ścierwo. |