Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-08-2011, 12:54   #41
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Sytuacja zaczęła się coraz bardziej komplikować i wszyscy zdawali sobie z tego sprawę. Wszechobecne ciemności drażniły zmysły. Nieznane trzaski i odległe hałasy sprawiały, że wszyscy mieli nerwy napięte jak postronki. Każdy miał już dość tej chorej sytuacji i pragnął, czym prędzej wyjść na powierzchnie.
O zgrozo, okazało się to niemożliwe. Wyjścia były przysypane i nie było drogi ucieczki z pogrążonej w mroku stacji.
Nie trzeba było nic, więcej by skumulowane ludzkie emocje zerwały się z uwięzi.

Jack McCain, Shane Taylor, Alice Owens
Tego nikt się nie spodziewał. Nie dość, że wyjście okazało się zablokowane, nie dość, że spod gruzów zaczęły wypełzać ohydne i przerośnięte karaluchy, to jeszcze na dodatek ambitny policjant, wybrał właśnie ten moment, by wykazać się swoją sumiennością.
Obrócił się nagle i rzucił w kierunku Taylora z zamiarem pochwycenia go. By zwiększyć swoje szanse użył gazu pieprzowego.
Tylko dzięki temu, że Shane walczył na ringu, a w więzieniu nie porzucił treningów, był w stanie w ogóle się obronić, przed szarżującym napastnikiem. Każdy inny na jego miejscu już leżałby skuty z załzawionymi oczami.
Szybki ruch głową pozwolił mu przynajmniej częściowo uniknąć poparzenia gazem. Mimo to jego oczy i tak zaczęły łzawić. Teraz to już kompletnie nic nie widział. Wszechobecna ciemność, a teraz jeszcze piekące i zalewające się łzami oczy.
Odskoczył w tył, krzycząc:
- Pojebało cię?! Ty chory skurwielu powinniśmy trzymać się teraz razem! Poza tym byłem niewinny, wrobili mnie!
Słowa te w żaden sposób nie wpłynęły na zachowanie policjanta. Siłą rozpędu wpadł na Taylora.
Obaj mężczyźni przewrócili się na ziemię, wprost na pełzające wszędzie karaluchy.

Johny Stark
W pierwszym odruchu paniki i strachu, John chciał uciekać, jak najdalej. Żadna jednak osoba mu towarzysząca się ku temu nie kwapiła. Na domiar złego, policjant właśnie teraz zdecydował się na aresztowanie jakiegoś, ponoć podejrzanego gościa.
Mężczyźni zaczęli się szamotać i upadli na ziemię. Stark nie zamierzał, ani na to patrzeć, ani brać w tym udziału. Zdecydował się ruszyć samotnie na poszukiwanie innego wyjścia.
Trzymając w dłoniach coraz bardziej parzącą zapalniczkę ruszył wzdłuż ściany. Pod nogami strzelały chitynowe pancerze przerośniętych robali. Kilka z nich zaczęła łazić po nim. Nerwowym ruchem zrzucał je z siebie. Niestety było ich tak wiele, że czynność tą musiał powtarzać nieustannie.

Po przejściu kilkudziesięciu metrów natrafił na drzwi z napisem “Security Staff only"
Nacisnął klamkę i ku swemu zdziwieniu i radości stwierdził, że drzwi uchyliły się.
Ostrożnie wszedł do środka.

Wewnątrz podobnie, jak na korytarzu panował mrok. Słabe światło zapalniczki tylko w niewielkim stopniu pozwalały zorientować się w topografii pomieszczenia. Stark wszedł dalej, zamykając za sobą drzwi. Odgrodził się w ten sposób od zalewającej wszystko fali robactwa.
Gdy tylko zamknął drzwi na ścianie po przeciwnej stronie rozbłysły kilkanaście ekranów z monitoringiem. Szare światło telewizyjnych ekranów rozświetliło pomieszczenie. Stark podszedł bliżej i przyjrzał się wyświetlanym obrazom.
Kilka monitorów było kompletnie czarnych i zapewne był to widok z kamer umieszczonych na tym poziomie. Na kilku innych Stark dostrzegł długie korytarze i perony niższych stacji. Wszystkie były puste.
Tylko na jednym John dostrzegł dwie osoby. Było to małe pomieszczenie podobne do tego w którym się znajdował. Jakiś mężczyzna stał plecami do kamery. Pochylał się nad innym, który siedział przywiązany stalową linką do obrotowego fotela. Ten stojący tyłem do kamery długim wojskowym nożem nacinał właśnie skórę na czole nieszczęśnika. Ruchy jego dłoni wskazywał, że ma w tym wielką wprawę. Torturowany musiał krzyczeć wniebogłosy, ale na szczęście monitoring pozbawiony był fonii.
Nagle wysoki mężczyzna obrócił się w stronę kamery. Jego twarz zakrywała dziwaczna maska.
W lewym ręku trzymał kawał zakrwawionej skóry, wraz z bujną czupryną, a w drugiej ociekający krwią nóż.
Uśmiechnął się szeroko i rzucił nożem w kamerę.

John obudził się leżąc na podłodze. Musiał zemdleć lub upaść. Pomieszczenie było rozświetlone przez szary blask ekranów wszystkie pokazywały ten sam zaśnieżony obraz.

Stony Strode
Wojna!
Do takich wniosków doszedł Strode, widząc zawalone wyjście na powierzchnię.
Im dłużej jednak o tym myślał, tym bardziej nic mu się nie zgadzało. Pod ziemią był zaledwie kilka minut. Co w tym czasie mogło wydarzyć się na powierzchni? Kto mógł ich zaatakować?
Jedynym racjonalnym wyjaśnieniem był zamach terrorystyczny. Kilka lat temu powiedziałby, że i to jest niemożliwe, ale wydarzenia z jedenastego września pokazywały, że i wchodzi w grę.
Skierował się w stronę centrum handlowego. Gdzieś na drugim końcu korytarza słyszał krzyki nawołujące do ucieczki i odgłosy szamotaniny. Nie zamierzał się interesować, tym co działo się z innymi pasażerami. Wolał na własną rękę odnaleźć wyjście.

Gdy doszedł do galerii z niechęcią zauważył, że i tutaj nie ma prądu. Wszystko było pogrążone w totalnym mroku. Pod nogami nadal chrzęściły mu pękające chitynowe pancerze. Karaluchów nie ubywało. Setki tysięcy robali rozlało się po podziemnych korytarzach, niczym powodziowa fala. Stony mijał witryny sklepów i szukał śladów obecności ludzi. Drzwi sklepów były otwarte, ale w środku nie było nikogo.
Nagle Strode zauważył na końcu alejki błysk mocnej latarki. Żaden z jego współpasażerów takiej nie miał.
Ostrożnie ruszył w tamtym kierunku. Zatrzymał się przy witrynie sklepu i zajrzał do środka.
Przy półce z towarem stał wysoki murzyn z potężną nadwagę. Ładował do plecaka batony, chipsy i napoje energetyczne.
Mężczyzna co kilka chwil rozglądał się wokół i nasłuchiwał.
Gdy spostrzegł pełzające po podłodze karaluchy, aż podskoczył:
- O nie! Znowu! - syknął pod nosem i szybkim ruchem założył plecak i skierował się w stronę wyjścia.

Patrick Winstorm
Strach dławił go i dusił, ale mimo to Winstorm nie wahał się ani chwili. Widząc, że chłopcu grozi niebezpieczeństwo rzucił się mu na ratunek. Dzieliło ich dwa, może trzy metry. Patrick wyskoczył w kierunku dziecka i po chwili trzymał go już w rękach. Uniósł go w górę i spojrzał w ciemność przed sobą. Nie dostrzegł, jednak nic. Owiał go tylko mroźny wiatr. Wydawało mu się, że gdzieś w głębi tunelu słyszy szyderczy śmiech.
Chłopiec wtulił się w ramiona mężczyzny i ścisnął go z całą siłą swych małych rączek.
Mroźny wiatr przybrał na sile. Ciarki przebiegły po całym ciele Patricka.
- Zabije pan potwora? - szepnął chłopiec.

Cassio Montero
Cassio stał przy wylocie do tunelu i nasłuchiwał. Zimny wiatr co kilka chwil smagał jego ciało.
Słyszał odgłos szybkich kroków, prawdopodobnie Patricka. Chwilę później wydawało mu się, że słyszy czyjś szept:
- Pomóż mi. Pomóż. Błagam cię, pomóż mi.
Wtem zupełnie inny dźwięk, tuż za jego plecami zwrócił jego uwagę.
Montero odwrócił się i ujrzał coś potwornego. Kobieta, którą uznali za zmarłą, czołgała się w kierunku schodów.

David O'Neil
O’Neil po chwili namysłu postanowił spełnić prośbę Lincolna. Ruszył przez peron w kierunku martwego psa. Oświetlał sobie drogę telefonem. Cała ta sytuacja coraz bardziej działała mu na nerwy.
Zbliżył się do miejsca gdzie leżał pies. Poczuł jak dreszcz przebiega mu po plecach. Martwe bydle leżała tuż obok ściany. Łeb psa pękł niczym balon. Roztrzaskane kości i części mózgu leżały w promieniu prawie dwóch metrów.
O’Neil podszedł bliżej i zobaczył, że pies wygląda wręcz nienormalnie. Przegniłe ciało, miejscami kości przebiły już cienką skórę. Gdyby nie to, że David widział jak pies biegnie, przysiągłby, że powinien on nie żyć już od bardzo długiego czasu.
Nagle O’Neil zorientował się, że czegoś tu brakuje. Dopiero, gdy zobaczył szeroki ślad krwi na posadzce prowadzący w kierunku schodów zdał sobie sprawę, że zniknęło ciało kobiety.

Jake ‘Lincoln’ Shields
Lincoln postanowił zainteresować się mamroczącym starcem. Jego słowa najwyraźniej dały mężczyźnie, jakieś poczucie bezpieczeństwa, gdyż uniósł głowę i spojrzał na chłopaka.
Przez długą chwilę wpatrywał się w Shieldsa, z lękiem w oczach rozejrzał się na boki i wyszeptał w końcu:
- Limbus personum... limbus personum... limbus personum...
Po tych słowach uniósł ręce w górę i krzyknął:
- Kyrie eleison!
Christe eleison!
Kyrie eleison!
Agnus Dei, qui tollis peccata mundi, miserere nobis!
Jego głos odbijał się potężnym echem od ścian stacji.
 
Pinhead jest offline