Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-08-2011, 12:54   #41
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Sytuacja zaczęła się coraz bardziej komplikować i wszyscy zdawali sobie z tego sprawę. Wszechobecne ciemności drażniły zmysły. Nieznane trzaski i odległe hałasy sprawiały, że wszyscy mieli nerwy napięte jak postronki. Każdy miał już dość tej chorej sytuacji i pragnął, czym prędzej wyjść na powierzchnie.
O zgrozo, okazało się to niemożliwe. Wyjścia były przysypane i nie było drogi ucieczki z pogrążonej w mroku stacji.
Nie trzeba było nic, więcej by skumulowane ludzkie emocje zerwały się z uwięzi.

Jack McCain, Shane Taylor, Alice Owens
Tego nikt się nie spodziewał. Nie dość, że wyjście okazało się zablokowane, nie dość, że spod gruzów zaczęły wypełzać ohydne i przerośnięte karaluchy, to jeszcze na dodatek ambitny policjant, wybrał właśnie ten moment, by wykazać się swoją sumiennością.
Obrócił się nagle i rzucił w kierunku Taylora z zamiarem pochwycenia go. By zwiększyć swoje szanse użył gazu pieprzowego.
Tylko dzięki temu, że Shane walczył na ringu, a w więzieniu nie porzucił treningów, był w stanie w ogóle się obronić, przed szarżującym napastnikiem. Każdy inny na jego miejscu już leżałby skuty z załzawionymi oczami.
Szybki ruch głową pozwolił mu przynajmniej częściowo uniknąć poparzenia gazem. Mimo to jego oczy i tak zaczęły łzawić. Teraz to już kompletnie nic nie widział. Wszechobecna ciemność, a teraz jeszcze piekące i zalewające się łzami oczy.
Odskoczył w tył, krzycząc:
- Pojebało cię?! Ty chory skurwielu powinniśmy trzymać się teraz razem! Poza tym byłem niewinny, wrobili mnie!
Słowa te w żaden sposób nie wpłynęły na zachowanie policjanta. Siłą rozpędu wpadł na Taylora.
Obaj mężczyźni przewrócili się na ziemię, wprost na pełzające wszędzie karaluchy.

Johny Stark
W pierwszym odruchu paniki i strachu, John chciał uciekać, jak najdalej. Żadna jednak osoba mu towarzysząca się ku temu nie kwapiła. Na domiar złego, policjant właśnie teraz zdecydował się na aresztowanie jakiegoś, ponoć podejrzanego gościa.
Mężczyźni zaczęli się szamotać i upadli na ziemię. Stark nie zamierzał, ani na to patrzeć, ani brać w tym udziału. Zdecydował się ruszyć samotnie na poszukiwanie innego wyjścia.
Trzymając w dłoniach coraz bardziej parzącą zapalniczkę ruszył wzdłuż ściany. Pod nogami strzelały chitynowe pancerze przerośniętych robali. Kilka z nich zaczęła łazić po nim. Nerwowym ruchem zrzucał je z siebie. Niestety było ich tak wiele, że czynność tą musiał powtarzać nieustannie.

Po przejściu kilkudziesięciu metrów natrafił na drzwi z napisem “Security Staff only"
Nacisnął klamkę i ku swemu zdziwieniu i radości stwierdził, że drzwi uchyliły się.
Ostrożnie wszedł do środka.

Wewnątrz podobnie, jak na korytarzu panował mrok. Słabe światło zapalniczki tylko w niewielkim stopniu pozwalały zorientować się w topografii pomieszczenia. Stark wszedł dalej, zamykając za sobą drzwi. Odgrodził się w ten sposób od zalewającej wszystko fali robactwa.
Gdy tylko zamknął drzwi na ścianie po przeciwnej stronie rozbłysły kilkanaście ekranów z monitoringiem. Szare światło telewizyjnych ekranów rozświetliło pomieszczenie. Stark podszedł bliżej i przyjrzał się wyświetlanym obrazom.
Kilka monitorów było kompletnie czarnych i zapewne był to widok z kamer umieszczonych na tym poziomie. Na kilku innych Stark dostrzegł długie korytarze i perony niższych stacji. Wszystkie były puste.
Tylko na jednym John dostrzegł dwie osoby. Było to małe pomieszczenie podobne do tego w którym się znajdował. Jakiś mężczyzna stał plecami do kamery. Pochylał się nad innym, który siedział przywiązany stalową linką do obrotowego fotela. Ten stojący tyłem do kamery długim wojskowym nożem nacinał właśnie skórę na czole nieszczęśnika. Ruchy jego dłoni wskazywał, że ma w tym wielką wprawę. Torturowany musiał krzyczeć wniebogłosy, ale na szczęście monitoring pozbawiony był fonii.
Nagle wysoki mężczyzna obrócił się w stronę kamery. Jego twarz zakrywała dziwaczna maska.
W lewym ręku trzymał kawał zakrwawionej skóry, wraz z bujną czupryną, a w drugiej ociekający krwią nóż.
Uśmiechnął się szeroko i rzucił nożem w kamerę.

John obudził się leżąc na podłodze. Musiał zemdleć lub upaść. Pomieszczenie było rozświetlone przez szary blask ekranów wszystkie pokazywały ten sam zaśnieżony obraz.

Stony Strode
Wojna!
Do takich wniosków doszedł Strode, widząc zawalone wyjście na powierzchnię.
Im dłużej jednak o tym myślał, tym bardziej nic mu się nie zgadzało. Pod ziemią był zaledwie kilka minut. Co w tym czasie mogło wydarzyć się na powierzchni? Kto mógł ich zaatakować?
Jedynym racjonalnym wyjaśnieniem był zamach terrorystyczny. Kilka lat temu powiedziałby, że i to jest niemożliwe, ale wydarzenia z jedenastego września pokazywały, że i wchodzi w grę.
Skierował się w stronę centrum handlowego. Gdzieś na drugim końcu korytarza słyszał krzyki nawołujące do ucieczki i odgłosy szamotaniny. Nie zamierzał się interesować, tym co działo się z innymi pasażerami. Wolał na własną rękę odnaleźć wyjście.

Gdy doszedł do galerii z niechęcią zauważył, że i tutaj nie ma prądu. Wszystko było pogrążone w totalnym mroku. Pod nogami nadal chrzęściły mu pękające chitynowe pancerze. Karaluchów nie ubywało. Setki tysięcy robali rozlało się po podziemnych korytarzach, niczym powodziowa fala. Stony mijał witryny sklepów i szukał śladów obecności ludzi. Drzwi sklepów były otwarte, ale w środku nie było nikogo.
Nagle Strode zauważył na końcu alejki błysk mocnej latarki. Żaden z jego współpasażerów takiej nie miał.
Ostrożnie ruszył w tamtym kierunku. Zatrzymał się przy witrynie sklepu i zajrzał do środka.
Przy półce z towarem stał wysoki murzyn z potężną nadwagę. Ładował do plecaka batony, chipsy i napoje energetyczne.
Mężczyzna co kilka chwil rozglądał się wokół i nasłuchiwał.
Gdy spostrzegł pełzające po podłodze karaluchy, aż podskoczył:
- O nie! Znowu! - syknął pod nosem i szybkim ruchem założył plecak i skierował się w stronę wyjścia.

Patrick Winstorm
Strach dławił go i dusił, ale mimo to Winstorm nie wahał się ani chwili. Widząc, że chłopcu grozi niebezpieczeństwo rzucił się mu na ratunek. Dzieliło ich dwa, może trzy metry. Patrick wyskoczył w kierunku dziecka i po chwili trzymał go już w rękach. Uniósł go w górę i spojrzał w ciemność przed sobą. Nie dostrzegł, jednak nic. Owiał go tylko mroźny wiatr. Wydawało mu się, że gdzieś w głębi tunelu słyszy szyderczy śmiech.
Chłopiec wtulił się w ramiona mężczyzny i ścisnął go z całą siłą swych małych rączek.
Mroźny wiatr przybrał na sile. Ciarki przebiegły po całym ciele Patricka.
- Zabije pan potwora? - szepnął chłopiec.

Cassio Montero
Cassio stał przy wylocie do tunelu i nasłuchiwał. Zimny wiatr co kilka chwil smagał jego ciało.
Słyszał odgłos szybkich kroków, prawdopodobnie Patricka. Chwilę później wydawało mu się, że słyszy czyjś szept:
- Pomóż mi. Pomóż. Błagam cię, pomóż mi.
Wtem zupełnie inny dźwięk, tuż za jego plecami zwrócił jego uwagę.
Montero odwrócił się i ujrzał coś potwornego. Kobieta, którą uznali za zmarłą, czołgała się w kierunku schodów.

David O'Neil
O’Neil po chwili namysłu postanowił spełnić prośbę Lincolna. Ruszył przez peron w kierunku martwego psa. Oświetlał sobie drogę telefonem. Cała ta sytuacja coraz bardziej działała mu na nerwy.
Zbliżył się do miejsca gdzie leżał pies. Poczuł jak dreszcz przebiega mu po plecach. Martwe bydle leżała tuż obok ściany. Łeb psa pękł niczym balon. Roztrzaskane kości i części mózgu leżały w promieniu prawie dwóch metrów.
O’Neil podszedł bliżej i zobaczył, że pies wygląda wręcz nienormalnie. Przegniłe ciało, miejscami kości przebiły już cienką skórę. Gdyby nie to, że David widział jak pies biegnie, przysiągłby, że powinien on nie żyć już od bardzo długiego czasu.
Nagle O’Neil zorientował się, że czegoś tu brakuje. Dopiero, gdy zobaczył szeroki ślad krwi na posadzce prowadzący w kierunku schodów zdał sobie sprawę, że zniknęło ciało kobiety.

Jake ‘Lincoln’ Shields
Lincoln postanowił zainteresować się mamroczącym starcem. Jego słowa najwyraźniej dały mężczyźnie, jakieś poczucie bezpieczeństwa, gdyż uniósł głowę i spojrzał na chłopaka.
Przez długą chwilę wpatrywał się w Shieldsa, z lękiem w oczach rozejrzał się na boki i wyszeptał w końcu:
- Limbus personum... limbus personum... limbus personum...
Po tych słowach uniósł ręce w górę i krzyknął:
- Kyrie eleison!
Christe eleison!
Kyrie eleison!
Agnus Dei, qui tollis peccata mundi, miserere nobis!
Jego głos odbijał się potężnym echem od ścian stacji.
 
Pinhead jest offline  
Stary 07-08-2011, 17:28   #42
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Brazylijczyk stał w ciemności całkowicie nie będąc świadom tego co dzieje się w czeluściach groźnego tunelu. Jego zmysły były teraz nad wyraz wyostrzone. Afroamerykanin starał się wychwycić jakiś drobny szczegół. Nie był w końcu sam na stacji, a do momentu ,w którym mógł komuś pomóc sam jej nie opuści. Bał się, ale tak zdecydował. Mimo tego, że sam może narazić się na rany czy nawet utratę życia chce komuś pomóc. Kobiecie nie zdążył więc teraz musi to nadrobić...

Stojąc tak w ciemnościach cisza została przerwana jedynie szybkim szarpnięciem zamka torby przez "Capange". Po chwili capoeristas miał już w dłoniach znajome mu pałki i oczekiwał na dalszy rozwój wydarzeń. Torbę zdecydował się położyć na ziemi tuż obok wejścia do maszynowni. Zimny powiew zapowiadał coś złego. Nigdy na tej linii nauczyciel nie czuł takiego chłodu. A może tylko bagatelizował całą sytuację? Może tylko mu się wydaje, że jest chłodniej niż zwykle? To wydaje się tak cholernie prawdziwe...

Nagłe usłyszenie odpowiedzi Patricka wzbudziło w sportowcu chęci do działania. Kroki poznanego mężczyzny oddalały się w kierunku wnętrza sieci a metro nadal stało na swoim miejscu. A co będzie jak ono ruszy i go zabije?! On musi się stamtąd zabierać! I to szybko! Trener już chciał ruszyć w głąb tunelu, ale coś go zatrzymało. Usłyszał jakby szept...

- Pomóż mi. Pomóż. Błagam cię, pomóż mi.

W głowie sportowca piętrzyły się myśli i nie wiedział on co zrobić. Usłyszał to jakby zza siebie, ale co jak znowu będzie to ktoś ranny? Albo co gorsza bliski śmierci jak ta nie uratowana przez niego kobieta. Czuł się nieco winny. Czuł się przytłoczony swoją bezsilnością. Ale zdecydował działać... Cassio szybko obrócił się w kierunku, z którego dochodził jakiś dziwny odgłos. Jakby szurania.

Montero nie mógł uwierzyć własnym oczom. Uznana już za martwą kobieta czołgała się w kierunku schodów. To ona szeptała? Zostawiając za sobą plamę krwi wydawała się nieustępliwa w powolnym, mozolnym ruchu. Ruszała się tak mechanicznie, tak mało płynnie. Jak zombie! Kiedyś Salwadorczyk widział film o czymś takim. Ale żeby to było w linii metra?!

To było zbyt wiele i czarny mężczyzna rzucił się w głąb tunelu. Zamierzał znaleźć Patricka i razem z nim poszukać innych pasażerów. Jak znajdzie większą grupę ludzi będą mogli razem się stąd wydostać.
 
Lechu jest offline  
Stary 08-08-2011, 14:08   #43
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Galeria handlowa, okazała się pogrążona w mroku, tak samo jak peron i cała stacja. Na szczęście, za powybijanymi szybami wystaw sklepowych znajdowało się naprawdę dużo towaru. To wyglądało tak, jakby szabrownicy tu byli, ale coś ich powstrzymało przed rozkradnięciem sklepu.
Może kordon policji lub wojskowy obóz? Nieważne. Stony za bardzo, nie czuł się pewny czy to aby wojna spowodowała takie zniszczenia, czy atak terrorystyczny. Taki sam, jak 11 września. Zresztą, póki co musiał znaleźć wyjście i może wspomoże resztę, w końcu jest cholernym żołnierzem. Już ma zakodowaną w głowie, pomoc cywilą.

I nagle, cud, światło pośród ciemności. Żaden z jego współpasażerów nie miał takiego źródła światła, tylko telefony i zapalniczki, a to na co patrzył wydawało mu się latarką. Wyciągnął nóż zza poły kurtki i po cichutku ruszył za plecy gościa, który trzyma latarkę.
- O nie! Znowu! – syknął pod nosem czarny, kiedy i tu, w tej części metra pojawiły się karaluchy.
Sam Stony był już za jego plecami i wprawnym ruchem, doskoczył do niego i przyłożył mu nóż do gardła. Czarnego ewidentnie opanował strach.
- Kim jesteś?! – zapytał się Strode, pół wrzaskiem.
Gość się wyrwał się i obrócił, ale Stony nie atakował. I tak człowiek był tak gruby, że były żołnierz po prostu by do niego dopadł i zrobił z nim, co tylko by chciał.
- Stary, ale żeś mnie wystraszył - oddychał ciężko i rozglądał się na boki – Jesteś z nowego transportu, co? Nie wiedziałem, że już przyjechał kolejny. Nazywam się Tim Bradley, ale mówią na mnie Klucha. Ja też przyjechałem tym cholernym metrem. Trzy dni temu. Było nas w sumie kilkanaście osób. Szukaliśmy wyjścia, ale okazało się, że takiego stąd nie ma. Nie mam pojęcia, co się stało i o co tu chodzi. Wiem tylko, że lata tu jakiś psychol i morduje ludzi. Jak się pojawiają robale, to zaczyna się polowanie. Jeśli ci życie miłe, to chodź ze mną.
- Dokąd? – zapytał się Stony, oceniając swojego rozmówcę.
W sumie nie miał chyba powodu by kłamać, on sam widział zawalone wyjścia. I czuł w powietrzu jakąś „dziwność” tej całej stacji. Co prawda, kiedyś słyszał o przypadkach dziwnych zniknięć bez śladu grupki ludzi pływających kajakiem, czy nawet tajemnicze zniknięcie samolotu wojskowego w Afganistanie, tuż nad pasem startowym, przy podchodzeniu do lądowania. Oczywiście wszystko było owiane tajemnicą, ale legendy wśród żołnierzy w okopach krążyły i tak.
- Tu niedaleko jest taki techniczny pokój. Mały, ale da się zamknąć od środka i przeczekać to szaleństwo. Może razem uda nam się coś wymyślić, by stąd wyjść. – zaproponował czarnoskóry.
- Chyba nie chcesz zostawić reszty tej ludzi na pastwę tego mordercy? – Strode nie wierzył, że ten czarnoskóry zjadacz łakoci, mógłby być do tego zdolny, lecz się fakty okazały się z goła odmienne.
- Tam jest mało miejsca stary. Więcej niż trzy osoby się tam nie zmieszczą. Poza tym nie ma czasu, zaraz zacznie biegać tu ten psychol. Ja go osobiście, na szczęście nie widziałem, ale widziałem co robi z ludźmi. Mówię ci, to kompletny dewiant –było widać, że rozmówca ewidentnie chce się schować, że się boi.
Ale i tak poirytował Strode’a na tyle, że musiał coś powiedzieć. Musiał spróbować go zastraszyć.
- Ty mały, cholerny tchórzu. Wiesz co robi z ludźmi, mimo wszystko chcesz oglądać więcej takich widowisk? Albo pójdziesz ze mną po resztę, albo po prostu rozwalę Ci drzwi do tej cholernej kryjówki, a uwierz mi, mam swoje sposoby. Byłem żołnierzem. Zresztą w grupie jest uzbrojony policjant, już zastrzelił jakiegoś psa na stacji! Ten zabójca, czuję że nie będzie wcale wytrzymalszy. To idziesz, czy mam Ci rozwalić drzwiczki? – dał ultimatum, mechanik.
- Dobrze przyprowadź ich - odparł spokojnie murzyn – Spotkamy się przy drzwiach. Ok?
- Mam nadzieję, że nie zmusisz mnie do ich wywarzenia, albo przestrzelenia zamku przez policjanta - odpowiedział grobowym głosem, po czym ruszył po resztę.
Klucha tylko w milczeniu pokręcił głową.

Strode pobiegł w kierunku, w którym widział ostatnio ludzi. Tych przy drugim wyjściu. Biegł tak szybko, jakby goniło go stado diabłów, nie miał zaufania do czarnucha i bez wywarzania drzwi, raczej się nie obejdzie. Po prostu skądś to wiedział. Mimo wszystko szybko dobiegł do drugiego wyjścia, były tam trzy osoby. Policjant, załzawiony czarnoskóry i przerażona zaistniałą sytuacją kobieta. Strode nie mając zbytnio nic do stracenia, wpadł pomiędzy nich, wyciągając ręce. Od razu podał swoje imię i nazwisko, oraz stopień wojskowy którego się dosłużył. To zawsze działało na funkcjonariuszy, zresztą choć trochę powinno go pohamować. Następnie co zrobił, to szybko i bez zająknięcia powiedział kogo spotkał i co mu powiedział.
- Stójcie! Stony Strode, Kapitan II pułku Rengersów, stójcie! W galerii handlowej spotkałem przerażonego człowieka, twierdzącego że w tym metrze jest jakiś seryjny zabójca. Gość twierdzi że ma bezpieczną kryjówkę, a więc zbierzmy resztę i poczekajmy tam, później dacie upust swoim samczym popędom – spojrzał jednoznacznie na obu zebranych, a potem wyrozumiale na dziewczynę, lecz szybko wrócił do dokładniejszej opowieści, co powiedział mi Tim Bradley i zaraz potem zaproponował, aby pójść po resztę towarzyszy na peron.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 10-08-2011, 12:58   #44
 
Zekhinta's Avatar
 
Reputacja: 1 Zekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie coś
Jej matka zawsze śmiała się z niej, że często zachowuje się jak panienka z 'dobrego domu' ale przedstawiona w karykaturalnym świetle. Alice bała się gryzoni, owadów, pająków... no, może 'bała się' to złe określenie, ale widząc któreś z powyższych zawsze reagowała tak samo: krzykiem i ucieczką.

Nie inaczej było teraz. Gdy karaluchy rozpełzły się po pomieszczeniu kobieta pisnęła rozdzierająco i po prostu uciekła. Jednak jej strach nie był zbyt głęboki, bo w miejscu osadziły ją odgłosy, jakie usłyszała za swoimi plecami. Policjant, z którym szli zaatakował Shane'a!

Wszystko działo się na tyle szybko, że Alice zdążyła jedynie krzyknąć:
- Proszę natychmiast przestać! Co pan robi? - po czym zawróciła w stronę mężczyzn.

Równocześnie z nią dobiegł do nich jeszcze jeden mężczyzna, kojarzyła go z peronu. Jego słowa były dla niej na ten moment niezrozumiałe, ale ważne było jedno - chciał rozdzielić walczących. Stanęła obok niego, wyprostowana i powtórzyła, tym razem mocnym, pewnym głosem:
- Natychmiast przestańcie walczyć! I proszę nie traktować Shane'a jak jakiegoś kryminalisty czy mordercy! - tu już zwróciła się bezpośrednio do Jacka.
 
__________________
"To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie." - Robert A. Heinlein
Zekhinta jest offline  
Stary 12-08-2011, 13:39   #45
 
Farałon's Avatar
 
Reputacja: 1 Farałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie coś
Pies był martwy. To pewne. Liczne podgniłe rany i walające się wszędzie kawałki mózgu z pewnością potwierdzały zgon zwierzaka. Co dziwne, nachylając się nad trupem, David cały czas miał wrażenie, że bydle zdechło dawno temu, a przecież przed chwilą zdołało zagryźć kobietę na śmierć. W tym momencie O'Niel postanowił obejrzeć ciało kobiety. Odwrócił głowę i ku jego zaskoczeniu, ciała nie było ...

- Co jest ... -
zrobił wielkie oczy patrząc na kałużę krwi. Szybko się wyprostował i nerwowo rozejrzał po peronie. Spostrzegł szeroki ślad krwi prowadzący od kałuży w ciemność. Przełknął głośno ślinę. Wolał w to nie wierzyć, lecz miał tylko jedno wytłumaczenie - tych psów musi tu być więcej, a martwą kobietę zaciągnęły na kolacje.

- Lincoln! Zostaw tego świra i chodź tu! Wszystko wskazuje na to, że ta martwa kobieta postanowiła sobie gdzieś pójść! -
oświetlił ponownie smugę krwi i powolnym krokiem, by Jake go dogonił, ruszył jej śladem. To co zobaczył, sprawiło, że po całym ciele przeszły go ciarki, zaczął się momentalnie pocić i ledwo zdołał wykrztusić z siebie cokolwiek.

- Boże ... - wyszeptał na widok jeszcze przed chwilą martwej kobiety, której teraz pełzła do wyjścia jęcząc z bólu.

"Nie ... to się nie dzieje! Wydaje Ci się Nick, wydaje! Przecież ona potrzebuje pomocy ... tylko co ja mam kurwa zrobić?! Przecież jest w takim stanie ... "

Stał nieruchomo patrząc na powolne ruchy kobiety. Sparaliżowało go na chwilę. Kiedy zdołał się ruszyć, niepewnym, powolnym krokiem ruszył za ranną.

- Jake, chyba ją znalazłem ... - powiedział grobowym tonem, jednak na tyle głośno, by Shields go usłyszał.
 
Farałon jest offline  
Stary 13-08-2011, 13:01   #46
 
Latin's Avatar
 
Reputacja: 1 Latin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znany
Biorący udział w przepychankach mężczyźni przewrócili się na ziemię. Z za pleców doszedł do ich uszu krzyk Alice:

- Proszę natychmiast przestać! Co pan robi?

Shane prawie nic nie widział, za chwilę jednak stał już na nogach. Usłyszał kroki i wiedział, że jest z nimi ktoś czwarty.

- Natychmiast przestańcie walczyć! I proszę nie traktować Shane'a jak jakiegoś kryminalisty czy mordercy!

Po chwili także facet odezwał się:

- Stójcie! Stony Strode, Kapitan II pułku Rengersów, stójcie! W galerii handlowej spotkałem przerażonego człowieka, twierdzącego że w tym metrze jest jakiś seryjny zabójca. Gość twierdzi że ma bezpieczną kryjówkę, a więc zbierzmy resztę i poczekajmy tam, później dacie upust swoim samczym popędom.

Nastała chwila milczenia, Shane w myślach obrzucał policjanta wyzwiskami. Zdawało się, że oczy chłopaka miały się już trochę lepiej.

Potem Stony jeszcze szybko dodał parę szczegółów do swojej opowieści i zaproponował, aby pójść po resztę towarzyszy na peron.

- Dobra tylko trzymaj tego psa z daleka ode mnie – powiedział Taylor mrugając przy tym intensywnie – I czy ktoś, do chuja, może mi powiedzieć o co chodzi z tymi robalami?
 
Latin jest offline  
Stary 15-08-2011, 11:17   #47
 
Kirholm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skał
Jack przewróciwszy Taylora na ziemię poczuł, że dookoła krąży ferajna karaluchów. Nie były to zbytnio komfortowe warunki do walki, aczkolwiek nie mogły powstrzymać rozjuszonych kogutków. Shane był oślepiony gazem łzawiącym więc niewiele mógł uczynić. Przysiadłszy na nim McCain energicznym ruchem dobył spluwy i chlasnął nią murzyna po łuku brwiowym, następnie wycelował weń i krzyknął:

- Nie ruszać się! Zaraz wszystko się wyjaśni, nie ma sensu by padały trupy! - policjant dobył kajdanek i skuł nimi mężczyznę. Nie zamierzał go zabijać, jedynie wyjaśnić spraw kilka, lecz nie zamierzał by głupi czarnuch śmiał stawiać mu opór. Raz już go schwytał. Pora była rozwiać wszelkie wątpliwości.

Postanowił więc zabrać Shane'a do pokoju ochrony i przesłuchać raz jeszcze. Wolał mieć pewność, że złodziejaszek nie ma nic wspólnego z tym co się tutaj dzieje, w innym wypadku nigdy by sobie tego nie wybaczył.

- Stójcie! Stony Strode, Kapitan II pułku Rengersów, stójcie! W galerii handlowej spotkałem przerażonego człowieka, twierdzącego że w tym metrze jest jakiś seryjny zabójca. Gość twierdzi że ma bezpieczną kryjówkę, a więc zbierzmy resztę i poczekajmy tam, później dacie upust swoim samczym popędom.

Usłyszawszy te słowa od wojskowego, poczuł że faktycznie chyba będzie zmuszony uwolnić Taylora po krótkiej gawędzie...
 

Ostatnio edytowane przez Kirholm : 15-08-2011 o 11:20.
Kirholm jest offline  
Stary 15-08-2011, 13:27   #48
 
vigo's Avatar
 
Reputacja: 1 vigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwu
Patrick rzucił się w otchłań czanego tunelu, aby ratować chłopca. Wielkie, czerwone ślepia lśniły wśród ciemności. Bał się spotkać stwora, do którego należały krwiste oczy. Był tak przerażony, że na sekudę przymnkął powieki. Kiedy ponownie je otworzył, cienia nie było. Tylko chłopiec, który wtulił się w jego ramiona i poprosił:
- Zabije pan potwora?

Po chwili i on zniknął, pozostawiająć Patricka samego w mrocznym tunelu. Z oddali dochodziły odgłosy biegnącego w jego kierunku Cassiego.
- Nie pozwolę, aby pierdolony stwór igrał z moją przeszłością - powiedział do siebie, zacisnął pięści i pobiegł spowrotem w stronę peronu.
 
__________________
"A kiedy się chimery zlatują mój drogi,
to wtedy człowiek powoli na serce umiera"

Ostatnio edytowane przez vigo : 15-08-2011 o 14:46.
vigo jest offline  
Stary 16-08-2011, 08:01   #49
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Ciemność wypełniająca podziemne korytarze z każdą kolejną minutą stawała się coraz bardziej drażniąca. Zamknięci pod ziemią ludzie nadal nie wiedzieli co się stało. Informacja o tym, jakoby na stacji grasuje groźny morderca, wcale nie poprawiła i tak kiepskich już nastrojów.
Na pocieszenie okazało się, że jest cień nadziei na jakąś bezpieczną kryjówkę.
Tylko czy zamykanie się w ciasnym pomieszczeniu technicznym, było naprawdę dobrym pomysłem.

Jack McCain, Shane Taylor, Alice Owens, Stony Strode
Jack McCain miał przewagę nad swoim przeciwnikiem, która zapewniała mu pełną kontrolę nad sytuacją. Nawet mimo, że nie wszystko poszło jak zaplanował udało mu się obezwładnić czarnoskórego mężczyznę. Sprawnym ciosem kolbą pistoletu pozbawił Taylora chęci do jakiegokolwiek dalszego oporu. Krew z rozbitego łuku brwiowego spływała cienką strużką po policzku Taylora.
Na szczęście, bądź nieszczęście, pojawił się mężczyzna który przedstawił się jako wojskowy i przerwał cała awanturę.
McCain wiedział, że swoje plany przesłuchania będzie musiał przełożyć przynajmniej na kilka minut. Na pewno dopóki nie dogada się z wojskowym.
Jednym sprawnym ruchem podniósł z ziemi oślepionego i rannego Taylora. Jedną ręką trzymał go mocno za szyję, a broń przyłożył mu do pleców.
Cała trójka wysłuchała relacji Strode'a o spotkaniu z jakimś mężczyzną w galerii handlowej. Wyglądało na to, że jest tu ktoś, kto wie coś więcej o całej sytuacji w jakiej się obecnie znaleźli.
Propozycja udania się na peron po resztę pasażerów i schowania się w bezpiecznym pokoju, wydała się wszystkim bardzo kusząca.
Już mieli ruszyć, gdy...
…w korytarzach rozległ się głośny wrzask.
Krzyk ten bardzo przypominał głos, jaki słyszeli jadąc metrem, z tą tylko różnicą, że tym razem krzyczał mężczyzna.
Głos był dokładnie taki sam, jak wcześniej kobiety, pełen przerażenia i bólu.
- Aaaaaaa!!! Boooożeeee!! Nieeee!!! Aaaaaaa!!!
Stony Strode od razu rozpoznał głos Kluchy.

David O'Neil
O’Neil stał oniemiały i patrzył, jak uznana za zmarłą kobieta pełznie powoli w kierunków schodów prowadzących w dół. Ruszył za nią ostrożnie. Wszystkie myśli, jakie miał w związku z tą całą sytuacja, nie napawały go w żadnym razie optymizmem i nadzieją.
- Lincoln! Zostaw tego świra i chodź tu! - krzyknął.
Jedyną odpowiedzią było ciche sapnie pełzającej w dół po stopniach kobiety. Widok ten napawał Davida wręcz obrzydzeniem. Sam nie widział co ma robić. Pomóc kobiecie, czy uciekać jak najdalej stąd.
Jake nadal nie odpowiadał. David miał jednak inny problem. Stał u szczytów schodów i patrzył w dół na oddalającą się kobietę. Ciągle się wahał, co powinien zrobić.
I wtedy w mroku panującym na dole ujrzał coś co zmroziło mu krew w żyłach.
W mroku, na samym dole, jarzyło się dziwnym blaskiem kilka par ślepi.
Po chwili kobieta odwróciła głowę w stronę Davida i syknęła niczym wściekły pies.
- Hrrrrhhhh!
Po czym znowu zaczęła pełznąć w dół. O’neil odetchnął, choć fakt, że krwistoczerwone ślepia zniknęły wcale go nie uspokoił.

Jake ‘Lincoln’ Shields
Jake wsłuchiwał się w głos pogrążonego w szoku mężczyzny. Wydawało mu się, że słowa mężczyzny zawierają bardzo istotną informację.
Jak to miał w swoim zwyczaju zaczął analizować fakty. Zaczął od momentu samego przybycia, od chwili gdy zaczęła się szaleńcza jazda pociągiem. Nie było to tak wcale dawno temu, a jemu wydawało się jakby minęło już wiele dni od tamtej chwili.
Wszystko wokół ucichło i zmysły Jake’a po raz kolejny zarejestrowały niepokojące fakty. W powietrzu wyczuł świeży zapach krwi. Gdzieś niedaleko stało się coś bardzo złego.
- Quicumque effuderit humanum sanguinem, fundetur sanguis illius: ad imaginem quippe Dei factus est homo. - zawołał starzec, wybudzając Lincolna z transu.

Cassio Montero, Patrick Winstorm
Montero był w szoku. Widok pełzającej kobiety budził strach i obrzydzenie. W jej ruchach było coś nieludzkiego. Coś co odpychało i budziło strach. Montero nie mógł stać w miejscu. Zeskoczył z peronu i ruszył w głąb tunelu, by znaleźć Patricka i wraz z nim spróbować się stąd wydostać.
Montero przeszedł nie więcej niż dziesięć kroków, gdy zobaczył Winstorma. Mężczyzna szedł powoli, krok za krokiem niczym w jakimś transie. Ręce miał opuszczone wzdłuż tułowia. Cassio zatrzymał się i patrzył na poznanego niedawno mężczyznę. Wszystko wskazywało na to, że Patrick jest w ciężkim szoku.
- Muszę zabić potwora - szepnął Winstorm, gdy zatrzymał się przed Latynosem.
Wtedy do ich uszu doszedł stłumiony i bardzo odległy jęk mężczyzny. Jęk pełen bólu i cierpienia.

Johny Stark
Stark leżał na podłodze. Gapił się bezmyślnie w sufit oświetlony przez szary blask migających monitorów. Jego oczy wlepione były w jeden punkt. Powieki nawet nie drgnęły mimo, że zarówno po twarzy jak i po całym ciele pełzały mu ogromne karaluchy, które pomimo zamkniętych drzwi znalazły sposób, by dostać się do środka.
 

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 16-08-2011 o 11:29.
Pinhead jest offline  
Stary 16-08-2011, 10:31   #50
 
vigo's Avatar
 
Reputacja: 1 vigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwu
Patrick biegł przez chwilę. Próbował zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Sterówka, która wyglądała, jak jego pokój z dzieciństwa. Samotny chłopiec, który biega nocą w tunelach metra. I te czerwone ślepia, które z pewnością należą do jakiegoś stwora. Przerażające krzyki dobiegające z peronu.
- Co to wszystko znaczy?
Zwolnił, kiedy usłyszał zbliżającego się Latynosa. Spuścił wzrok i w ciągłym szoku wyrecytował:
- Muszę zabić potwora.
Ze spuszczoną głową przeszedł obok Cassiego nie reagując na jego obecność.
Wtem usłyszał głos mężczyzny dobiegający z oddali. Był to jęk pełen bólu. Podniósł głowę, odwrócił się i spojrzał na Latynosa.
- Chodźmy - powiedział i zaczął biec w stronę cierpiącego mężczyzny.
 
__________________
"A kiedy się chimery zlatują mój drogi,
to wtedy człowiek powoli na serce umiera"
vigo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172