Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-08-2011, 11:58   #2
Garzzakhz
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany




25 lat temu...

1986 rok Los Angeles, Kalifornia, mały klub erotyczny rozwijającego się gangu Skulls.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=iv25o_zzqrE[/MEDIA]

Ależ on gra, co? - Mężczyzna uśmiechnął się lekko widząc nikłe zainteresowanie muzyką u swojego rozmówcy.
- Rozumiem to nie twoje czasy B. ? - stwierdził bardziej niż spytał. - Jednak jak ja słyszę taką nutę to aż wibruje mi w głowie. I jak kobiety mogą mówić że jestem złym człowiekiem. Czy złego człowieka może aż tak poruszać muzyka ? Ach, te wieczory w klubie i taka muzyka sprawiają że zapominam o problemach codzienności. Ale, ale, przecież ty przyszedłeś tu zapewne w interesach. O czym więc chcesz ze mną rozmawiać? - Wielki B. rozejrzał się po otoczeniu. Pomieszczenie w którym się znajdowali z Alberto Sinclearem umieszczone było w wyciszonej części klubu. Oprócz Wielkiego B. i Alberto w pomieszczeniu znajdowało się 4 ochroniarzy i jedna prostytutka z obsługi klubu. B. był w ciężkiej sytuacji, nerwowo oblizywał usta.
- Mam problem Alberto - zaczął nieśmiało - Zrobiłeś dla mnie naprawdę wiele i jestem ci za to naprawdę wdzięczny. Wprowadziłeś mnie w prawdziwy przestępczy świat. Muszę jednak prosić ciebie o jeszcze jedną przysługę.
- Ależ Biggy - ryknął Sinclear - wiesz że jesteś dla mnie jak młodszy brat. Mam nadzieję że i tym razem będę w stanie ci pomóc. - B. odchrząknął cicho.
- Wiem że twoi ludzie są na akcji, ale potrzebowałbym obstawy dwóch lub czterech goryli. - Sinclear zasępił się, co spowodowało że jego wyraz twarzy zmienił się momentalnie. Umysł Wielkiego B. zaatakowały nagłe obawy. - "Czyżby się domyślił?" - Biggy miał nadzieję że nie spocił się za mocno. Problem sprawiało mu przełknięcie śliny, jakby miał w gardle kamienie.
- Po co ci moi ludzie, myślałem ze masz już swoją ekipę. - zagadnął podejrzliwie Alberto.
- Przewoziliśmy część towaru z południowej Kalifornii i prawie wszyscy zostali złapani. - odpowiedział B. - wiem jednak gdzie ukryta jest reszta towaru i tym razem myślę że nie będzie wpadki. Obierzemy inną drogę.
- Jesteś pewien sukcesu? - naciskał Sinclear. - B. ponownie przełknął ślinę lekko wykrzywiając twarz:
- Pewien.
- No to dobrze, a więc dam ci pięciu ludzi, starczy ? - szef gangu Skulls zerwał się z siedzenia z uśmiechem wystawiając otwartą dłoń. Biggy zerwał się na równe nogi i uścisnął dłoń Alberto. Chciał mieć to już za sobą.
- Chłopcy idźcie z B., po akcji wródźcie do klubu.- Czterech mięśniaków wyszło wraz z Wielkim B. Przez tę krótką chwile szef gangu Skulls (Alberto Sinclear, lat 43) został sam bez ochrony. Przez tę krótką chwilę B. miał czas by powiadomić inny gang o wykonaniu swojego zadania. Alberto był dla nie wartościową osobą, której rzeczywiście wiele zawdzięczał, ale... inny gang przetrzymywał kobietę Wielkiego B., który nie wiedział że w przyszłości będzie miał takich kobiet wiele. Lecz wtedy to się nie liczyło. Liczyła się miłość, która po krótkim czasie okazuje się zwykłym, marnym zauroczeniem. I tak też było wtedy, lecz doświadczenie robi swoje. B. był jednak wtedy młody i niedoświadczony. - Klik - coś pstryknęło lekko w kieszeni Wielkiego B. Po krótkiej chwili w klubie rozpętało się piekło, o którym długo pisano w gazetach. Podobno szef gangu Skulls został zmasakrowany, a wraz z nim zniknął cały gang. Podobno...
B. żyło się jednak dobrze i prze następne lata swej przestępczej kariery wspinał się na czubek przysłowiowej góry lodowej ku większym celom i ku większej forsie. Lecz Alberto Sinclear nie został zabity tamtej nocy, powrócił jakby zza grobu i przyczynił się do ucieczki Wielkiego B. z Kalifornii. Boss uciekł do Nowego Jorku gdzie czarne ręce Los Angeles nie sięgały.

***

Gdy tylko Tommy wraz ze swoim nowym partnerem Danielem Scholesem weszli do galerii "Marvelous World" o 10 rano, należącej do Bossa, dopadł do nich niezwykle podniecony Fizzy.
- Panowie, heh, panowie! Jest konkretna robota, w Kalifornii! W Los Angeles. Dłużnik do wykończenia! - młody Afroamerykanin wręcz krzyczał im w twarz. - Boss was wzywa! - Dwaj mężczyźni ruszyli z czarnoskórym mijając wystawę sztuki nowoczesnej, a następnie parę rzeźb z okresu XV wieku. Wspięli się po schodach na wyższe piętro gdzie znajdowało się pięć różnych pomieszczeń. Podniecenie Samuela udzieliło się trochę Tommiemu i Danielowi ponieważ odkąd wynajął ich Boss, niby do "poważnych zleceń", oni wozili jakieś paczki z dziełami sztuki. Albion poprowadził ich do głównego biura Wielkiego B. Jak zwykle B. siedział w swoim skórzanym fotelu przed wielkim szklanym biurkiem. Obok niego siedziała jego ochroniarz Kyoko Hosokaya, która piorunującym wzrokiem zmierzyła Fizziego.
- Szefie, już są. - odezwał się Albion. - Dwaj gangsterzy weszli powoli do pomieszczenia wystrojonego na niebiesko. Niebieskie było tam niemal wszystko, ściany, skórzane fotele, zasłony na okna, a nawet drewniane szafy i pułki. Wielki B. spojrzał na swoich pracowników z uśmiechem.
-Witam panowie.
Daniel rozejrzał się przez chwilę. Atmosfera była niepotrzebnie napięta z powodu Fizzy’ego i Kyoko. Ignorując to, Daniel spojrzał uprzejmie w stronę B. i ukłonił się lekko, zdejmując kapelusz.
- Witam pana. - rzekł Daniel krótko. Nie chciał niepotrzebną gadaniną zrażać do siebie pana B.
Tommy z niejakim politowaniem spojrzał na Fizzy’ego, po czym wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i odpalając jednego z nich, uśmiechnął się do Kyoko.
- Cześć szefie - powiedział do B. niskim głosem. Wiedział, że ma u swojego pracodawcy szacunek i może się z nim spoufalać. W końcu nie pchał się na jego usługi, a został ściągnięty przez Bossa na jego wezwanie.
Widząc u swych pracowników neutralność i spokój B. kontynuował.
- Mam dla was prawdziwe zlecenie. Na dobry początek nie trudne ale i nie za łatwe.
Pół roku temu pożyczyłem pieniądze pewnemu Johnowi Brown. John miał otworzyć galerię i po miesiącu zwrócić pieniądze z należną mi prowizją. Co prawda Brown otworzył galerię lecz minęło już pół roku, a pieniądze z pożyczki do mnie nie wróciły. Nasz biedny John Brown myślał że mnie przechytrzy otwierając galerię w samym środku Los Angeles. Wiedział że mam tam samych wrogów. Niestety nie pomyślał że zatrudnię tak dobrych ludzi jak wy.
– przerwał na chwilę, aby zaciągnąć się dobrym, kubańskim cygarem. Uśmiechnął się wypuszczając lekko dym w eter po czym kontynuował.
- Waszym zadaniem będzie dorwać Johna Browna oraz zbić go. Dodatkowo macie zabrać od niego, jego dowód osobisty oraz dokument poświadczający przynależność galerii sztuki do niego. Wiecie że wasza robota ma być wykonana czysto i najlepiej żeby ciało odnaleziono jak najpóźniej. – przerwa – panowie pamiętajcie także żebyście nigdzie wspomnieli że pracujecie dla mnie. Najlepiej w ogóle nie zatrzymujcie się w Los Angeles za długo. Mam tam naprawdę sporo wrogów, a nie chciałbym żeby były problemy, a tym bardziej żeby coś wam się stało. Larry będzie waszym kierowcą, a Fizzy będzie wam towarzyszył. Ustalcie między sobą czym każdy z was będzie się zajmował. Broń wybierzcie sobie u Goldbluma w biurze obok. No… i powodzenia, resztę wiadomości dostarczy wam Larry, który czeka już na parkingu pod galeriom. – B. zrobił swoją kamienną minę oczekując możliwych pytań.
Tommy przygładził fryzurę, po czym wzrokiem otaksował bossa i Daniela.
- Jasna cholera. - powiedział po chwili - Miałem nadzieję, że zrobimy we dwóch wjazd na chatę w stylu tego z Pulp Fiction, a widzę, że będzie trzeba zakombinować. - zaśmiał się ponuro - Ach, mam parę pytań. Po pierwsze: po cholerę nam kierowca? Po drugie: po cholerę nam ten wesołek? Zamiast niego mogłaby się z nami wybrać Kyoko. Wiadomo, bardziej się przyda. - Salieri uśmiechnął się - A z bardziej praktycznych rzeczy: jak wyglądał twój kontakt z Brownem w ostatnim czasie? Czy może się nas spodziewać? Obawiać się utraty życia? Czuć zagrożenie z twojej strony? Aha, no i rozumiem, że masz jakieś jego fotki? Plus adresy. Gdzie mieszka, gdzie bywa i tym podobne...
Daniel spiorunował wzrokiem towarzysza.
- Panie Salieri, to oczywiste, że pan Boss nie będzie tracił czas na takie bzdury. Jestem pewien, że Fizzy zaznajomi nas ze szczegółami, a kierowca zawsze się przyda. - Daniel próbował rozładować sytuację. Zwrócił się jeszcze raz do Bossa.
- Dziękujemy panu za zadanie. Będzie wedle pana życzenia, cel jest już praktycznie martwy. - Daniel ukłonił się lekko, po czym udał się w stronę drzwi. Miał nadzieję, że Tom pójdzie za nim, żeby mogli bardziej się zapoznać i omówić szczegóły misji.
Boss nie poczuł się obrażony, a wypowiedzi obu panów wzbudziły uśmiech na jego twarzy.
- Daniel ma rację, Larry zapozna was ze szczegółami. Fizzy będzie waszymi oczami w Los Angeles. W końcu się tam urodził. - Wielki B. patrzył jak dwaj gangsterzy odchodzą.
 

Ostatnio edytowane przez Garzzakhz : 08-09-2011 o 21:44.
Garzzakhz jest offline