Konto usunięte | Zadowolony z rezultatu, Alukard z satysfakcją przyglądał się jak reszta szczurów płonie w ogniu stworzonym przez druida. Padły wszystkie, co do jednego. Ogień nieco przygasł, ale jeszcze stanowił zagrożenie, dla kota i dla was. Tabor przyglądał się cały czas z boku, z mieszanką podziwu, fascynacji i strachu. Co chwila nerwowo chwytał się za rękę, jakby chciał coś zrobić, ale nie powinien. Co ciekawe, ognie druida, które by się stykały z błękitnymi płomieniami sprawiły, że okrąg wygiął się w delikatny łuk przy płomieniach, aby ich nie dotknąć. Przyszła znowu pora, aby Theorod pokazał jakimi mocami włada. Theodor widząc, że towarzysze sobie dobrze radzą, i mówiąc po prawdzie, nie zostało tu wiele do roboty, postanowił sprawdzić co dzieje się na korytarzu, gdyż słyszał i stamtąd odgłosy walki. Odwrócił się, i ruszył szybkim, żywym krokiem, zupełnie nie podobnym do jego wcześniejszego marszu, przez ramię krzykną tylko do reszty. - Załatwcie tego kota, i nie ruszajcie niczego do mojego powrotu! - Głos brzmiał rozkazując, nie było w nim nawet cienia tego głosu, jakim przemawiał kiedy ocknęli się i zobaczyli po raz pierwszy. Być może był na nich zły, za uruchomienie pułapki, a może tak działała na niego sytuacja zagrożenia życia. Trudno było powiedzieć.
Wybiegł na korytarz, i od razu dostrzegł Adriana, walczącego z martwym elfem, doskoczył do niego, i wyciągając rękę z lewej strony, wymruczał zaklęcie. Z jego dłoni pomknęły strumienie ognia, obejmując zombi, i cały korytarz, odbijające się od ścian i zakrzywiające o sufit . Następnie odskoczył do tyłu, zajmując pozycję za Adrianem, a przed Taborem . Tego chłopaka trzeba nauczyć walczyć, pomyślał, nawet nie ma żadnego miecza. - Trzymaj się za mną - rzucił do niego.
Płomienie ogarnęły zombi w śmiertelnym uścisku. Ogień wypalał resztki skóry, które pozostały elfowi-zombi na twarzy, która wyglądała jakby umazana węglem. Wściekły zombi ruszył w stronę najbliższej ofiary - Adriana. Tymczasem, kot-zombi miał mały problem z dojściem do swojej ofiary. Ogień nie pozwalał mu rzucić się na swoją ofiarę, musiał go obejść, bo choć zombi są bezmyślne to instynktownie omijając ogień. Tyle, że koty-zombii to nadal koty, a to oznaczało że dotarcie do swojego upatrzonego celu, Alukarda, nie było dla niego problemem. Kot obszedł płomienie przechodząc przez okrąg błękitnego ognia, który nic mu nie zrobił, a wręcz wydawał się go wzmocnić. Czarnoksiężnik miał jednak szczęście, gdy kot rzucił się do ataku zahaczył o swoją rozkładającą się stopę i dosłownie o milimetr chybił cel. Erik uśmiechnął się nieco widząc, jak w ciągu kilku sekund zbliżające się do niego zombi zostało zmasakrowane. Uśmiech zmienił się jednak w wyraz przerażenia, gdy lekko tlący się jeszcze nieumarły zadał potężny cios Adrianowi. Kapłan podbiegł nieco bliżej przesmyku wiodącego do komnaty z pułapką, po czym za pomocą krótkiej modlitwy znów sprowadził słup ognia na żywego trupa. Resztkę energii przekazał zwijającemu się kompanowi. . Ponownie skupił się i zaintonował cicho początek hymnu kościelnego. W rezultacie fale świętej energii obmyły ciało Carrica, zasklepiając jego rany. |