Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2011, 20:16   #135
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
X
Dirith
Retrospekcja

Sprawa była dość zawiła. Na początku Silversting wydał Turmoilowi rozkaz, by ten odszukał dla niego jakiegoś drowa – umiejącego pisać i czytać. Pochopnie jednak wyjaśnił, że potrzebuje drowa do przetłumaczenia pewnego tekstu. Turmoil uznał że ten tekst wart jest fortunę. Kiedy więc znalazł drowa pomyślał, że zachowa go dla siebie, przetłumaczy tekst zostawi egzemplarz księgi dla siebie, nim odda Silverstingowi oryginał. Pojawił się jednak problem – drow nie był sam. Turmoil miał w planach pojmanie drowa i uwiezienie go, toteż nie w smak mu było, że drow nie był sam a do tego był zabójcą. Nie zaryzykował jednak. Wiedział, że Silversting prędzej czy później odkryje drowa chodzącego luzem po mieście i miał już zrezygnować ze swojego planu, kiedy akurat Silversting się o nim dowiedział. Nie zadowolony z niesubordynacji Turmoila, mag nasłał na niego zabójców. Pojmali Turmoila, nie udało się im jednak pojmać drowa. Silversting wiedział już, że drow jest niebezpieczny i nie chciał ryzykować bezpośredniej walki bez rozeznania – przedstawił więc pojmanemu Turmoilowi propozycję.
- On cię zna, przyprowadź go do mnie...
Nagrodą miało być oszczędzenie życia Turmoilowi. Turmoil zebrał wiec resztki sowich ludzi i urządził zasadzkę. Silversting jednak uznał że nie będzie ryzykował tym razem kolejnej drowiej ucieczki i pod pretekstem pojmania groźnego zabójcy wyruszył na obławę w towarzystwie straży miejskiej...

* * *

- Demon...!
Silversting nie wierzył własnym oczom. Stanął w bramie przed placem z otwartymi ustami wpatrując się w niebo. Żołnierze na murach czekali z kuszami, łukami i balistami.
Poruszyło się.
- Nie strzelać!!! – wrzasnął Silversting, machnąwszy odpędzająco ręką ludziom na murach. – Rozgniewacie go, pozabija nas wszystkich!!!
Pan zamku, stojąc w bramie u boku straży przybocznej, szeptał coś drżącym głosem. Slversting odwrócił się do niego i wycedził ostrzegawczo:
- Żadnych modlitw!...
Miasto opustoszało, ludzie pozamykali się w domach. Ci co zostali, patrzyli teraz ma Silverstinga i Pierwszego Zaklinacza, stojącego u jego boku. Silversting głośno przełknął ślinę.
- Nie atakujcie go! – powtórzył strażnikom. – On czegoś szuka!...
Postąpił o krok na przód. I jeszcze jeden...
Poruszyło się.
Silversting przyklęknął na jedno kolano.
- Błagam, nie krzywdź nas, powiedz nam czego poszukujesz a zrobimy wszystko, aby...
Poruszyło się. Zbliżało się.
- Nie strzelać!... – krzyknął Pierwszy Zaklinacz, kiedy żołnierze na murach zrobili się narowowi.
Silverting nie był spokojniejszy. Zbliżyło się, dotknęło go!... Zerwał się na równe nogi, odruchowo próbując się cofnąć. Demon powoli i delikatnie uchwycił jego płaszcz.
- Czego żądasz...? – wyjąkał w zagubieniu.
Brzdęk. Na bruk placu wypadło czarne, piękne ostrze sztyletu. Silversting drgnął, ale nic zdążył cokolwiek zrobić, demon puścił go i schylił się po leżące na ziemi ostrze. Sprawiał wrażenie, jakby je oglądał, wąchał, aż wreszcie dotknął je i podniósł. Żołnierze wstrzymali oddechy, a sam Silversting z odruchowym jękiem skulił się, kiedy nagle demon cisnął z niewiarygodną szybkością i siłą cisnął wirującym ostrzem w niebo...

* * *

- Co tu robisz...?
- AH?! – mieszczanin skulił się na widok strażnika zmierzającego w jego kierunku.
- Nasz Pan wzywał cię do siebie, Pierwszy Zaklinaczu!
- Ah...?! Tak...?! – wyjąkał ze zdumieniem.
- To bardzo pilne! – zapewnił strażnik.
- Domyślam się... – mieszczanin spojrzał w niebo.
Strażnik otworzył mu bramę.
- Już... idę...! – wystękał i przekroczył bramę.
„Co ja robię?! – pomyślał w panice. - Ale... ale może na zamku ktoś mnie rozpozna?! Skoro wszyscy w mięście twierdzą że jestem Pierwszym Zaklinaczem...? Nikt nie brał mnie na poważnie!... Może w zamku...! Zaraz, dokąd ja idę...?! Co ja właściwie robię...?!”
Zagubiony mieszczanin błądząc po dziedzińcu starał się zachować pozory i wyglądać na kogoś, kto wie co robi. Strażnicy byli zajęci tym czymś, co przysłoniło niebo, droga była praktycznie wolna...
„Muszę znaleźć jakiegoś maga, na pewno któryś mnie zna! Nie wiem skąd, ale znam magię, wiec muszę znać tutejszych magów a oni mnie! Może sobie przypomnę... Coś kojarzę... wieża...”
Po chwili już szedł po schodach na górę. Znienacka napotkał na dwóch strażników. Spojrzeli Nan iego spode łbów, kiedy zatrzymał się, speszony.
„Tylko spokojnie...!”
Ruszył dalej jakby nigdy nic.
- Silversting wyszedł – odezwał się jeden ze strażników, mrożąc krew w żyłach Mieszczaninia.
- Poczekam... – wydukał. – O ile można...
Strażnicy milczeli. Ruszył dalej, póki go nie zatrzymywali.
„Co ja robię, głupiec ze mnie!!!” – karcił się w myślach. – Ale ta wieża... skądś chyba pamiętam tę wieżę... te drzwi....”

* * *
koniec retrospekcji.

Dirith;

Kiedy szepnąłeś Mieszczaninowi o ogłuszeniu, ten wybałuszył oczy. Cofnął się jednak jakby nigdy nic, kiedy skryba mu to nakazał.
„Co ja wyprawiam?! Ogłuszyć?! Ale... ja nawet nie wiem kim oni są!!! Ten drow niby mnie nie skrzywdził, ale... ja nawet nie wiem kim on jest!!! Kiedy prosiłem go o pomoc zostawili mnie, samego!... A ten drugi, co to za jeden...? Dlaczego uwięzili tego drowa?! Czy on jest faktycznie mordercą, czy informatorem, czy najemnikiem...? Co ja wyprawiam, nie powinno mnie tu być!!!”
Mieszczanin przyglądał się przez moment procesowi tłumaczenia, rozglądając się z zakłopotaniem po pomieszczeniu. Szukał czegoś czym mógłby „ogłuszyć” ciosem w skroń.
„Uh...? Tu nic takiego nie ma!... Kałamarz...? Ten sztylet...? Wbity w ścianę, raczej go nie wyciągnę... Stołek... ogłuszyć?! Czym i jak?! N-nie mogę... Nie mogę przecież tak po prostu podejść do kogoś i mu przyłożyć!!! Nawet nie wiem kim ni są!!!” – myślał z rozpaczą.
Kiedy drow chrząknął, Mieszczanin zjeżył się cały.
„Co ja mam zrobić?!” – zbladł jak papier.
- Żadnej wody! - warknął skryba. - Silversting zdecyduje...
- Dzięki..
- A to co...? – skryba wybałuszył gały.

Grzebałeś przy zamkach trochę zbyt śmiało. Nie widziałeś jak one wyglądają, cała operacja gmerania wn ich była zatem delikatna...
Kap...
Zdałeś sobie sprawę, że musiałeś przypadkowo zaciąć się w rękę, a twoja krew właśnie kapała na podłogę... A zamki jak nie puściły, tak nie puściły i nadal byłeś uwiązany do cholernego krzesła i podłogi. Skryba wstał od stolika, nie bardzo jednak wiedząc co dalej.
- Co kombinujesz?! – warknął-wyjąkał, powoli blednąc. – Idę po straż...! – powiedział bardziej do siebie, niż do Mieszczanina.
Ten jakby mimowolnie stanął mu na drodze.
- Zaczekaj!...
- Co? – skryba oniemiał.
- Czy to... konieczne...? – wyjąkał Mieszczanin, nie wiedząc co innego rzec.
- Silversting kazał... – skryba próbował wyjść, ale Mieszczanin stał mu na drodze.
- Zaczekaj, proszę, nie rób tego, porozmawiajmy...?
- Co...?! Kim ty jesteś?! - zbladł skryba.
- Nie wiem! ^^’
- STRAŻ!!! – krzyknął zdezorientowany skryba.
- Proszę, nie krzycz!... – Mieszczanin próbował nerwowo opanować sytuację.
- Stra....! ekhhh...! Khyyyy! O_O – skryba zaczął nagle kasłać i dusić się, chrząkać i charczeć.
Przez chwilę miotał się po pomieszczeniu, by wreszcie sapać ze zgrozą przy drzwiach, trzymając się za gardło, jakby głos mu kompletnie odjęło. Charcząc i sapiąc wybiegł w panice z pomieszczenia.
Co ja zrobiłem?! – Mieszczanin spojrzał na swoje drżące ręce, lśniąc magiczną energią. – Co ja mam zrobić?! – załkał, łapiąc się za głowę i patrząc na ciebie.
X
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline