Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-08-2011, 17:18   #131
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
- Tak bracie, haha... I wiesz co wtedy powiedział Terayatechi? Planował zabić bogów.
- Bogów?
- Na początku myślałem, że to jakaś przenośnia, ale myliłem się, teraz to wiem.
- To śmieszne. Bogowie nie istnieją, sam to zawsze powtarzałeś, Vivaldus…
- Może masz rację. Kobieta władająca fioletowymi demonami i ta druga, eh, pani Bieli. Może one wcale nie istnieją…


W około Reitei’ego panował kompletny zamęt, nad którym trudno było zapanować. Czuł się doskonale w krajobrazie starcia. Jego silny, lecz uginający się pod ciężarem brzemienia umysł schodził się z atletycznym ciałem w jedno - tworząc chaotyczną i śmiertelnie niebezpieczną symfonię. Jak w alchemii. Przejrzyście czysta i na pozór spokojna woda, źle dodana i odmierzona wchodziła z kwasem w prawdziwie barbarzyńską, niszczycielską reakcję. Mógł przynajmniej na krótkie chwile oddać się instynktowi, na którym tak polegał. Dzikiemu, zwierzęcemu, ale skutecznemu i przyjemnemu. Poświęcał odrobinę człowieczeństwa dla odcięcia się od goniącej go rzeczywistości. Nie można niczego osiągnąć bez poświęceń. To zasada równej wymiany. Jego cierpienia też z pewnością były zapłatą za coś co otrzymywał. Dla Vivaldusa przez lata ów zasada była jedną z niewielu, których zawsze przestrzegał. Ale świat nie jest idealny. Reitei nigdy nie sądził, że ta jedna zasada wyjaśni wszystko, więc prócz niej nie kierował nim żaden inny przepis. Nie mógł być więc tak ponurą postacią jak się wydawał. Wręcz przeciwnie. Żył uśmiechem, nawet, gdy tylko jemu było do śmiechu, gdyby nie radość jaką miał z długiej walki ze światem - umarłby.

Vivaldus uśmiechnął się, gdy twarz ochlapała mu krew z głębokiej rany, którą otworzył w boku wiwerny. Jego błękitne kosmyki z bujnej grzywy włosów, pokryte szkarłatem posoki stawały się fioletowe. Oi, dosyć magiczny kolor… – zabawna uwaga przemknęła przez wzburzone myśli. Omiótł dynamicznym spojrzeniem pole walki. Ork oraz krępy człowiek nie zamierzali oddać mu tej potyczki i oboje zadali śladem półelfa dosyć poważne obrażenia. Reitei prychnął pogardliwie rzucając im wyzywający półuśmieszek. W tym samym momencie jedna, czy dwie strzały z broni łucznika dosięgły celu nie czyniąc rozległych ran, lecz Vivaldus umiał ocenić, kiedy grot głęboko penetrował ciało. Hah, te sieroty są wcale niekiepskie Reitei. Warto poddać ich próbie.

Wiwerna krążyła nisko nad ziemią, osłabiona i rozgorączkowana otrzymanymi ranami. Możliwe, że już przeczuwała nadchodzący koniec. Vivaldus skrzywił się. Z jednej strony czuł satysfakcję, lubił poczuć strach swej ofiary na kilka momentów przed jej śmiercią, ale przez chwilę dopuścił myśl, że on znalazłby się w takiej sytuacji. Odrzucił ten nonsens. W jego złotych, tajemniczych, lecz fantazyjnych oczach nie gościł dotąd strach. Złapał oburącz za miecz półtoraręczny i runął naprzód, w stronę tej zielonej parodii smoka.

Kącikiem oka zauważył elfa wraz z ów przysadzistym wojownikiem, którzy rzucają się do liny, aby wspomóc ludzi zawieszonych na drabinach. Cenił swoje widzenie peryferyjne nawet za takie nieprzydatne detale. Ale to było teraz nieważne. Kącikiem drugiego oka ujrzał kobietę, która dołączyła do nich pod szpitalem, a teraz prawdopodobnie używała jakiegoś zaklęcia. Ale to było teraz nie ważne. Wdech… Wydech. Wdech, wydech. Pozostało mu już tylko około piętnastu metrów do wiwerny krążącej nad ziemią. Wdech, wydech, wdech, wydech. Dziesięć metrów. To był ułamek sekundy. Wybił się z ziemi w momencie, gdy energia wyzwolona przez czar przeleciała po jego lewej stronie ze sporym hałasem. Kreatura rażona powyższą, upadła grzbietem na ziemię i w bólu zaczęła się wierzgać rozkopując ziemię i posyłając pobliskie przedmioty w okoliczne strony.

Półelf spostrzegł w pędzie, że czarodziejka już przygotowuje kolejny czar, który iskrzył jej się w dłoniach. Eh, nie wtrącaj się w polowanie, panienko. Zwierzyna miała należeć do niego. De Gyor nie rezygnował z ofiary. Reitei spadł, mierząc potężnym ostrzem w odsłonięte podbrzusze bestii. Nie chciał popełnić błędu. Reitei Vivaldus de Gyor nie popełniał błędów. Chociaż Reitei się przekomarzał sam ze sobą i zazwyczaj teatr bitwy składał się w jego przypadku z jednego aktora, nie miał nic naprzeciw pracy zespołowej. Wyzwala więcej aromatu, można z niej przecież wycisnąć więcej soków i… rozsmakować się, nie?
 
__________________
Młot na czarownice.
Mijikai jest offline  
Stary 07-08-2011, 11:19   #132
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=e7H-63vMo9A&feature=related[/MEDIA]

Drzewo spojrzało się na istny chaos, który teraz panował tutaj. Wyverny były średnio zadowolone z tego, że ktoś im podpierdziela gniazda. Nie dziwił im się, ale one herbatki nie lubiły za bardzo. Trzeba było zatem przejść do alternatywnych sposobów perswazji.

Pierwsze co rzuciło się w oczy Drzewo to to, że ktoś wisi na klifie, jednej raptem linie. Jako skrytobójca nie był osobą, która przejmowała się takimi ludźmi...o ile zlecenie nie mówiło inaczej, zatem i on, przyjąwszy to zlecenie, musiał się nimi przejmować. Mimo lecących nisko Wyvern podbiegł do tych co wisieli smętnie na linie, czekając albo na upadek do morza pełnego rekinów i piranii i okoni i szczupaków, albo na pożarcie przez Wyverny. Zasadniczo potrzebowali planu. Solidnego planu, bo o ile można ogłuszyć Wyvernę, o ile jest się drzewem o tyle gorzej, jeśli nisko nie leci. Drzewa nie były dobrymi lotnikami. Co prawda istniał pewien dowcip o tym, iż wzór Enta na ucieczkę z lochu to wysokość komina razy prędkość wiatru...ale wartość bojowa strasznie spada.
-MEEEEDIIIIIICCCCCC-Wydarło się Drzewo i szybko wyciągnęło tych wiszących. Dobrze, lina jest. Teraz dalsza część planu. Nie było nad czym myśleć, przyda się wszystko...o noga! :3 Sprawnymi ruchami gałęzi za pomocą skrzywionego miecza i nogi zrobił hak z przynętą i zarzucił go na umocowanej linie. Tak... łowienie ryb jest odprężające.

Po chwili coś wzięło!
Czyżby to była ta rybka?


Po chwili mocowania się okazało się, że to było coś więcej niż jedna rybka!


Rekin z wkładką! I o to chodziło!
Drzewo szybko wyciągnęło zaskoczone ryby z wody, czy też rekiny, jak kto woli i odhaczyło je.
-FEAST MY MINIONS!- Zaryczało Drzewo...i cisnęło rekinami w Wyvernę. Ciekawe jakie były ich ostatnie myśli?
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.

Ostatnio edytowane przez one_worm : 07-08-2011 o 11:25.
one_worm jest offline  
Stary 07-08-2011, 17:30   #133
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
X
Ofiary z drowów... Wzywanie Chaosu po imieniu i takie tam... zbiegi okoliczności... i inne wszystko-widzące-i-słyszące-macki ... Gdzieś w głębi Mgieł ktoś dosłyszał wezwanie...

Dirith;
Idąc uliczkami rozmawiałeś jeszcze z Turmoilem. Byliście czujni, choć zadawało się, że nikt was nie śledzi. Nawet biała wilczyca podążająca dotąd za tobą zniknęła.
- Do zamku prowadzi sieć kanałów i podziemnych korytarzy. Są jednak jak labirynt, wiele z nich jest od dawna zawalona, a teraz jeszcze snują się po nich kto-wie-jakie bestie... Kiedyś korzystaliśmy z podwodnego tunelu, ma wejście w zatoce, w podwodnej jaskini. Ale odkąd skały się zawaliły, trzeba przepłynąć pod woda kawał drogi, wszyscy którzy próbowali utopili się...

Turmoil prowadził cię do dużego, starego budynku. To chyba stary magazyn portowy...
http://rosemarywashington.files.word...5/img_4398.jpg

- Zniszczył go pożar, nikt tu nie zagląda... – wyjaśnił Turmoil. – W środku jest bałagan, uważaj gdzie stawiasz stopy, drewno jest stare...
Wszedł pierwszy, ty za nim.
http://www.deviantart.com/download/1...io-d32k4i3.jpg
Hala była duża, ale panował w niej straszny bałagan – skrzynie, beczki, pakunki, sieci, jakieś... cuchnące resztki organicznego pochodzenia...
Zobaczyłeś nagle coś... dziwnego...
http://farm4.static.flickr.com/3184/...3897a00efd.jpg

Auć...?
Tysiące gwiazdek rozbłysły ci przed oczami. To stało się bardzo szybko – poczułeś silne uderzenie w głowę i ogłuchłeś, jednocześnie oślepłeś, od samego bólu i bardzo ostrego światła, które nagle wybuchło w mroku magazynu, jakby ktoś zaświecił ci reflektorem latarni prosto w twarz. Zachwiałeś się na nogach, jednocześnie poczułeś kolejne uderzenie w plecy, czymś twardym, jakby pałką czy kijem... W odruchu obrony, głuchy i ślepy, sieknęłaś ostrzem za siebie. Trafiłeś w coś, ostrz rozlewało opór... W uszach ci huczało, ale usłyszałeś słabo przerażone okrzyki jakichś mężczyzn:
- Odejdź...!
- Wyjść, zawali się!...
- Łapcie tego drowa! Nie pozwólcie mu uciec...!
- Spada...!
Poczułeś jeszcze, jak coś dużego zwala się z góry i cię przygniata, usłyszałeś czyjś krzyk bólu... Straciłeś przytomność.

* * *

Turmoil wyczołgiwał się spod sterty skrzyń, kiedy drzwi magazynu otworzyły się z hukiem i do środka wpadło kilkunastu żołnierzy. Turmoil zasłonił obronnie głowę ramionami. Usłyszał świst miecza i chrupot łamanych kości, plusk rozchlapanej krwi.
- Przestań, czekaj!... – zawołał w panice.
- Brać ich! – darli się żołnierze.
Ktoś złapał Turmoila za ramię i szarpał go, aby wstał. Turmol wyrywał się przez moment, ale kiedy strażnik uniósł miecz, zasłonił się rękoma, poddając się.
- Znajdźcie drowa!...
Ten głos!... Turmoil spojrzał na Silverstinga, stojącego dumnie w progu magazynu.
- Czekaj!... Proszę...! Mówiłeś, że jeśli go wydam...! – strażnik pchnął Turmoila do przodu, ten upadł na ziemię. – Czekaj!...
Silversting beznamiętnie spojrzał na skulonego na ziemi człowieka, wyciągającego ku niemu rękę.
- Śmiesz się do mnie odzywać?! – fuknął Silvestring.
- Obiecałeś!...
- Czy my się znamy?! – zaśmiał się Silversting.
- Czekaj...!
Ale z ziemi wokół Turmoila wyrosło nagle czarne, kolczaste pnącze, które zaczęło zaciekle oplątywać ciało, zgniatać je,, rozrywać na kawałki...
- Zabierzcie te ścierwa do lochu! – fuknął pod nosem Silversting.

* * *

Dirith;

Bolał cię cały kark i plecy. Huczało ci w głowie i miałeś niezłego guza z tyłu głowy. Powoli odzyskiwałeś przytomność, wracały zmysły, dotyk, słuch, węch... Otworzyłeś oczy.

http://images.elfwood.com/art/s/a/sa...tower_room.jpg

Siedziałeś na drewnianym krześle z oparciem – wbrew swojej woli zresztą. Ręce miałeś wykręcone do tyłu i skute kajdanami, a żeby było śmieszniej, przykute o parcia krzesła również, tak że praktycznie nie mogłeś nimi poruszyć. Przy kostkach nóg metalowe obręcze kajdan, łańcuch krótki, umocowany do obręczy w podłodze. Najbardziej drażniąca była chyba jednak metalowa obręcz wżynająca ci się w szyję, i łańcuch biegnący od niej do obręczy w podłodze, przed tobą.

Byłeś w niewielkim pomieszczeniu. Na drewnianej podstawce, przypominającej statyw na nuty przed tobą, leżała kartka, zapisana drowim pismem – ktoś ją przepisał, to było widać, ktoś koślawo nakreślił nieznane mu pismo starając się je odwzorować. Przypominała kartkę jaką dał ci Turmoil, ale to nie była ta sama – tekst był inny.

- Ocknąłeś się, dobrze...
Podszedł do ciebie mężczyzna w średnim wieku, w drogich szatach. Na pierwszy rzut oka wygląda na maga.

- Skoro już wiem, że potrafisz pisać i czytać, nie pozostaje mi nic innego, jak udostępnić ci kolejny fragment pewnej drowiej księgi do przetłumaczenia... – powiedział mag, ot tak, po prostu. - A może ją znasz? Może znasz się na tym, co ona opisuje...? – pochylił się nad tobą i przycupnął na moment przed tobą na jedno kolano, spoglądając ci w twarz. – Nie wymagam niczego trudnego. Po prostu czytaj, na głos, on będzie notował – wskazał na człowieka siedzącego przy małym stoliku w kącie. – To proste zadanie, prawda? Wykonaj je, a będę dla ciebie miły. Czasem może nawet cię nakarmię i napoję... – uśmiechnął się krzywo. – Zapowiada się, że zostaniesz tu przez jakiś czas, księga jest dość gruba, a je jestem człowiekiem, który lubi poznawać obce kultury i mam wiele pytań do ciebie... – podniósł się i podszedł do drzwi.
- A, byłbym zapomniał... – odwrócił się ku tobie z miłym uśmieszkiem. – Ponieważ zdajesz się być całkiem niezły w swoim fachu, postanowiłem przedsięwziąć pewne środki ochrony... Wstrzyknąłem ci śmiertelną truciznę – oznajmił uroczo. – Aby upewnić się że nie zrezygnujesz z mojej gościny. Trucizna zacznie działać za dwadzieścia trzy godziny, ale można bardzo szybko zniwelować jej skutki. Za dwadzieścia cztery godziny, kiedy będziesz na skraju śmierci, podam ci odtrutkę. I kolejną porcję trucizny, oczywiście. I tak dalej. Jak się domyślasz, tylko ja wiem, gdzie jest odtrutka. I jeśli myślisz, że się stąd uwolnisz, zastraszysz mnie torturami i wyciągniesz za mnie tę informację, to wierz mi, zweryfikujesz sobie to kiedy trucizna zacznie działać...
Wyjął coś zza pasa – poznałeś, że to sztylet, który niedawno zdobyłeś!
- Ładne – powiedział Sylversting, oglądając ostrze.
Przez moment się nim bawił.
- Nie trudź się, założyłem magiczną barierę blokującą czary, na wypadek gdybyś czegoś próbował...
Milczał chwilę, przyglądając się tobie.
- Słyszysz mnie, prawda? – mruknął pod nosem, powoli podchodząc do ciebie bliżej. – Rozumiesz co mówię...? Więc zacznij czytać, drowie!... – szepnął jadowicie, stuknąwszy palcem w kartkę przed tobą.
Ciszę przerwało nagle pukanie do drzwi... Właściwie walenie pięścią w drzwi. Silverstign warknął, otworzył drzwi, a podmuch magicznego wiatru zmiótł przybysza w głąb korytarza.
- Mówiłem nie przeszkadzać, kretynie!!! – wrzasnął Silversting i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

Sługa zbierał się z podłogi, cały drżał i był spocony jakby zobaczył ducha.
- Wy-wy-wybacz p-p-p-pppppanie – wyjąkał. – A-a-a-ale mamy problem, WIELKI problem!!! Król k-k-k-kazał natychmiast wezwać!....
- Wysłów się, głupcze! – syknął Silversting.
- C-c-ccoooś się pojawiło!!!...
- Mów jaśniej – zacisnął zęby i pięść, skrzącą się magiczną energią.

Dirith;
Silverstinga nie było dłuższa chwilę. Kiedy wróci...? Sługa przy stoliku zerkał na ciebie wyczekująco.
X

*

Almartelur;
Plan jest generalnie dobry. Jeśli wrócicie z łbem wywerny na kiju do miasta, nikt was raczej nie będzie mógł zignorować!...

Wszyscy;
Tym razem szarża na wywernę przypominała osłabiony skoki przez Tyranozaura, w których mistrzem był pewien krasnolud...
Pocieszającym był fakt, że wywerna Ogłuszona czarem Magini nie reagowała za bardzo na wasze wysiłki. Mogliście wręcz udać, że nic się nie wydarzyło... Nie ma tu żadnych latających rekinów...! Nie, nikt nie potknął się o własny miecz, nikt nie strzelił sobie cięciwą po paluchach, nikt nie upuścił ostrza na paluch od nogi, nikt nic nie widział, rozejść się!...

Wywerna tarzała się po ziemi niczym Elf na imprezie, który wypił za dużo melisy i za długo bawił się fajką wodną. Trzepotała skrzydłami, wymachiwała nogami i ogonem, ogólnie akcja „ryby wyjętej z wody”.

Ursuson, Almartelur i Kiti zdołali wciągnąć ludzi dyndających na zerwanej drabince. Mężczyźni z okrzykami „nie wiem jak dziękować!... Niech wam wynagrodzi...!” itd. wdrapali się w końcu na górę. Niestety, czar Oszołomienia przestał działać i wywerna stanęła w końcu na nogach! Ogłuszone dotąd piekliszcze nie atakowało, więc ponownie uszliście wszyscy bez szwanku. Szkoda tylko, że na jedynej ocalałeś baliście w okolicy leży właśnie ważący jakąś tonę żarłacz tygrysi...!

Drzewo; Ups...! ^.^’ A mówili że rzut rekinem to prawie jak rzut beretem!... -_-‘

Wszyscy;
Wywerna znów na nogach i znów wściekła!...
ravine 2 wywern attack by *nebezial on deviantART

Do tego...
- Na bogów, co to jest?!
- Patrzcie!...
- Miasto!...
Huh? Obejreliście się w kierunku miasta. Coś było nie tak. Miasto wyglądało, jakby było zasnute dziwnym, pionowym śłupem mgły, ale z tej odległości nie widzieliście zbyt dobrze...
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.

Ostatnio edytowane przez Almena : 08-08-2011 o 18:26.
Almena jest offline  
Stary 09-08-2011, 18:08   #134
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
X

Dirith;

Sługa przy stoliku spoglądał na ciebie wyczekująco. Zachęcająco pokiwał ręką, wskazując na kartkę przed tobą.
- Rozumiesz? – spytał wreszcie, zniecierpliwiony. – Czytaj. Przeczytaj to.
Świst...? Wyraźny świst, za oknem, zbliża się...!
- AH!!!... – przestraszony sługa poderwał się od stolika, kiedy naraz coś wleciało przez wąskie okno wieży i z metalicznym hukiem uderzyło o ścianę.
Spojrzałeś w tamta stronę – w ścianie tkwił wbity po rękojeść.. twój sztylet! Ten sam, którego zabrał ci Silversting!...
- Co do...?! – jęknął przestraszony sługa, drżącym krokiem przysuwając się pod ścianą do okna, by przez nie wyjrzeć.
* * *

Dirith;
Drzwi otworzyły się nagle. W progu zaś stanął... ten mieszczanin, który dosłownie „urwał się z drzewa”! Stał w progu i gapił się na ciebie wybałuszając gały. Sługa Silverstinga też kompletnie zgłupiał na widok przybysza.
- Silversting wyszedł, Pan go wezwał – wyjaśnił sługa.
Mieszczanin gapił się na drowa jak na ducha.
- Rozumiem... – wyjąkał. – Aaaaa... kiedy wróci?
- Niebawem zapewne... – sługa podejrzliwie spoglądał na mieszczanina.
- Muszę z nim... porozmawiać – jąkał słowo po słowie.
- Raczysz więc zaczekać...?
Mieszczanin spojrzał znów na drowa.
- Dlaczego... dlaczego jest związany?
Sługa zamrugał ze zdumieniem.
- Bo to drowi asassyn...?
- Jest... niebezpieczny...? – nie dowierzał mieszczanin.
- Zapewne!... – fuknął sługa. – Nie wiem jak go zmusić do tłuczenia tego cholernego tekstu! Do tego jeszcze to! – skinął drżącą ręką za okno. – Na bogów, nie wiem już co mam myśleć, co robić, co się tu dzieje!... – wrócił do stolika i usiadł, zaczął obgryzać paznokieć. – Ja tu tylko pracuję... Silversting będzie zły!... CZYTAJ, DURNY DROWIE!!! – wydarł się histerycznie na ciebie.

- Kogo on w sumie zabił?... - spytał Mieszczanin, udręczony ciszą.
- Nie wiem i nie interesuje mnie to - mruknął skryba. - Grunt, żeby gadał!... - zerknął na sztylet wbity w ścianę. - Nie mam pojęcia co tu się do cholery dzieje, zrobię swoje i zabieram się stąd!...

X

Dirith krzywiąc się rzucił się lekko na krześle szarpiąc łańcuchami po czym westchnął ze zrezygnowaniem i przyjrzał sie tekstowi do przetłumaczenia.
- ..zakończył się powodzeniem, czas więc przejść do następnego etapu. - zaczął od połowy zdania, którego pierwsza część miała być na poprzedniej stronie jednocześnie mając baczenie na skrybę, aby zauważyć czy ten przeniósł już wzrok na tekst który zapisuje. - Tym razem podana zostanie stężona mikstura zrobiona z sproszkowanych bardzo świeżych kości ze skrzydeł gryfa, móżdżka dopplera oraz mutagenu. Sproszkowaną kość wsypałem do prawie zagotowanego mutagenu. Całość przed dodaniem bardzo dokładnie zamieszałem, aby podczas gotowania dobrze wyciągnąć właściwości kości. Trwało to już dwie cholerne godziny, ale w końcu można dodać posiekany móżdżek i znowu powrót do mieszania mikstury.. mam nadzieję, że przynajmniej efekty będą tego warte.. Ale to okaże się jutro. - Dyktował dalej spoglądając na mieszczanina i kiwając do niego spokojnie głową aby się zbliżył.
- Dzisiaj w końcu podałem miksturę obiektowi badań. Efekty początkowo zgodnie z przewidywaniami, obiekt drga konwulsyjnie oraz wrzeszczy. Trwa to już dobre 15 minut, ale wydaje się, że mikstura jednak działa oraz.. - Kiwnął głową jeszcze raz a kiedy mieszczanin w końcu zbliżył postanowił szepnąć mu kilka słów tak aby tylko on mógł go usłyszeć podczas gdy skryba zapisywał kolejne linijki tekstu.

- Nie podchodź do niego - ostrzegł z wahaniem skryba.
- Nigdy nie widziałem drowa z bliska... - mruknął mieszczanin.
- no to teraz widziałeś. odejdź od niego...

- Jeśli nie wyjdzie po tłumaczeniu albo odchrząknę ogłusz go ciosem w skroń. - przeniósł wyraźnie wzrok na pracownika Silverstinga aby nie było wątpliwości kto miałby być celem.

-.. jesteś ghulojebcą w sukience? - powiedział już normalnie samemu lekko się dziwiąc i marszcząc czoło w próbie odczytania czegoś ze spoczywającej przed nim karcie.

Skryba wybałuszył oczy.

- Wierz mi lub nie, ale tu na prawde tak pisze.. a przynajmniej tak tu napisał w języku drowów ktoś kto przepisał tą wspomnianą księgę. - stwierdził wzruszając ramionami. - Więc lepiej to zapisz, bo Silversting na pewno sie nie ucieszy jesli nie zapiszesz kompletnego tłumaczenia. - dodał z lekkim uśmiechem nie mogąc się powstrzymać.
- Po godzinie w końcu proces zakończony przechodzę więc do testów. Podczas walki obiekt wydaje się szybszy niż poprzednio a także odporniejszy na ataki przeciwników, w szczególności ataki obuchowe. Przechodzę więc do wiwisekcji. - drow dał chwilę człowiekowi na spisanie jego słów spoglądając jednocześnie na mieszczanina aby upewnić się czy jest on po jego stronie.
- Organy wewnętrzne pracują bez zmian. Kości za to zostały zmutowane. Są wytrzymalsze oraz lżejsze przypominając kości ze skrzydeł gryfa. Przy uderzeniach obuchowych wydają się znacznie lepiej absorbować energię ciosu uginając się lekko pod nimi ze względu na pusty środek. - przerwał spoglądając na skrybę - I to by było na tyle. - poinformował obserwując to co wydarzy się dalej.

Mimo chwilowego oczekiwania i wcześniejszych zapowiedzi skryba nie ruszył się z miejsca. Nie pozostało więc nic innego jak przejść do szukania w kajdanach dziurki od klucza oraz jego formowania ze swej zmiennokształtnej broni. Na szczęście pracownik Silverstinga nie widział dokładnie jego rąk, więc uwolnienie rąk to tylko kwestia czasu.. gorzej z resztą ale na to także przyjdzie czas. Wpierw trzeba się uporać z tym książkowym molem który przed chwilą zapisał nieco naciągniętą wersję tłumaczenia "przypadkowo" przypadkowo zawierająca większość potrzebnych Dirithowi składników.

- Ekhymm.. - Drow odchrząkną dając umówiony znak i jednocześnie zwracając na siebie uwagę aby dać pomocnikowi czas oraz lepsze szanse na atak. - Skoro już zrobiłem co miałem zrobić, to może przyniósłbyś mi chociaż troche wody? - jednocześnie mówiąc próbował cały czas oswobodzić ręce, o ile jego udałoby mu się zmusić jego broń do posłuszeństwa podczas działania tej całej antymagicznej bariery.

- Żadnej wody! - warknął skryba. - Silversting zdecyduje...

- Dzięki.. -
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who
eTo jest offline  
Stary 09-08-2011, 20:16   #135
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
X
Dirith
Retrospekcja

Sprawa była dość zawiła. Na początku Silversting wydał Turmoilowi rozkaz, by ten odszukał dla niego jakiegoś drowa – umiejącego pisać i czytać. Pochopnie jednak wyjaśnił, że potrzebuje drowa do przetłumaczenia pewnego tekstu. Turmoil uznał że ten tekst wart jest fortunę. Kiedy więc znalazł drowa pomyślał, że zachowa go dla siebie, przetłumaczy tekst zostawi egzemplarz księgi dla siebie, nim odda Silverstingowi oryginał. Pojawił się jednak problem – drow nie był sam. Turmoil miał w planach pojmanie drowa i uwiezienie go, toteż nie w smak mu było, że drow nie był sam a do tego był zabójcą. Nie zaryzykował jednak. Wiedział, że Silversting prędzej czy później odkryje drowa chodzącego luzem po mieście i miał już zrezygnować ze swojego planu, kiedy akurat Silversting się o nim dowiedział. Nie zadowolony z niesubordynacji Turmoila, mag nasłał na niego zabójców. Pojmali Turmoila, nie udało się im jednak pojmać drowa. Silversting wiedział już, że drow jest niebezpieczny i nie chciał ryzykować bezpośredniej walki bez rozeznania – przedstawił więc pojmanemu Turmoilowi propozycję.
- On cię zna, przyprowadź go do mnie...
Nagrodą miało być oszczędzenie życia Turmoilowi. Turmoil zebrał wiec resztki sowich ludzi i urządził zasadzkę. Silversting jednak uznał że nie będzie ryzykował tym razem kolejnej drowiej ucieczki i pod pretekstem pojmania groźnego zabójcy wyruszył na obławę w towarzystwie straży miejskiej...

* * *

- Demon...!
Silversting nie wierzył własnym oczom. Stanął w bramie przed placem z otwartymi ustami wpatrując się w niebo. Żołnierze na murach czekali z kuszami, łukami i balistami.
Poruszyło się.
- Nie strzelać!!! – wrzasnął Silversting, machnąwszy odpędzająco ręką ludziom na murach. – Rozgniewacie go, pozabija nas wszystkich!!!
Pan zamku, stojąc w bramie u boku straży przybocznej, szeptał coś drżącym głosem. Slversting odwrócił się do niego i wycedził ostrzegawczo:
- Żadnych modlitw!...
Miasto opustoszało, ludzie pozamykali się w domach. Ci co zostali, patrzyli teraz ma Silverstinga i Pierwszego Zaklinacza, stojącego u jego boku. Silversting głośno przełknął ślinę.
- Nie atakujcie go! – powtórzył strażnikom. – On czegoś szuka!...
Postąpił o krok na przód. I jeszcze jeden...
Poruszyło się.
Silversting przyklęknął na jedno kolano.
- Błagam, nie krzywdź nas, powiedz nam czego poszukujesz a zrobimy wszystko, aby...
Poruszyło się. Zbliżało się.
- Nie strzelać!... – krzyknął Pierwszy Zaklinacz, kiedy żołnierze na murach zrobili się narowowi.
Silverting nie był spokojniejszy. Zbliżyło się, dotknęło go!... Zerwał się na równe nogi, odruchowo próbując się cofnąć. Demon powoli i delikatnie uchwycił jego płaszcz.
- Czego żądasz...? – wyjąkał w zagubieniu.
Brzdęk. Na bruk placu wypadło czarne, piękne ostrze sztyletu. Silversting drgnął, ale nic zdążył cokolwiek zrobić, demon puścił go i schylił się po leżące na ziemi ostrze. Sprawiał wrażenie, jakby je oglądał, wąchał, aż wreszcie dotknął je i podniósł. Żołnierze wstrzymali oddechy, a sam Silversting z odruchowym jękiem skulił się, kiedy nagle demon cisnął z niewiarygodną szybkością i siłą cisnął wirującym ostrzem w niebo...

* * *

- Co tu robisz...?
- AH?! – mieszczanin skulił się na widok strażnika zmierzającego w jego kierunku.
- Nasz Pan wzywał cię do siebie, Pierwszy Zaklinaczu!
- Ah...?! Tak...?! – wyjąkał ze zdumieniem.
- To bardzo pilne! – zapewnił strażnik.
- Domyślam się... – mieszczanin spojrzał w niebo.
Strażnik otworzył mu bramę.
- Już... idę...! – wystękał i przekroczył bramę.
„Co ja robię?! – pomyślał w panice. - Ale... ale może na zamku ktoś mnie rozpozna?! Skoro wszyscy w mięście twierdzą że jestem Pierwszym Zaklinaczem...? Nikt nie brał mnie na poważnie!... Może w zamku...! Zaraz, dokąd ja idę...?! Co ja właściwie robię...?!”
Zagubiony mieszczanin błądząc po dziedzińcu starał się zachować pozory i wyglądać na kogoś, kto wie co robi. Strażnicy byli zajęci tym czymś, co przysłoniło niebo, droga była praktycznie wolna...
„Muszę znaleźć jakiegoś maga, na pewno któryś mnie zna! Nie wiem skąd, ale znam magię, wiec muszę znać tutejszych magów a oni mnie! Może sobie przypomnę... Coś kojarzę... wieża...”
Po chwili już szedł po schodach na górę. Znienacka napotkał na dwóch strażników. Spojrzeli Nan iego spode łbów, kiedy zatrzymał się, speszony.
„Tylko spokojnie...!”
Ruszył dalej jakby nigdy nic.
- Silversting wyszedł – odezwał się jeden ze strażników, mrożąc krew w żyłach Mieszczaninia.
- Poczekam... – wydukał. – O ile można...
Strażnicy milczeli. Ruszył dalej, póki go nie zatrzymywali.
„Co ja robię, głupiec ze mnie!!!” – karcił się w myślach. – Ale ta wieża... skądś chyba pamiętam tę wieżę... te drzwi....”

* * *
koniec retrospekcji.

Dirith;

Kiedy szepnąłeś Mieszczaninowi o ogłuszeniu, ten wybałuszył oczy. Cofnął się jednak jakby nigdy nic, kiedy skryba mu to nakazał.
„Co ja wyprawiam?! Ogłuszyć?! Ale... ja nawet nie wiem kim oni są!!! Ten drow niby mnie nie skrzywdził, ale... ja nawet nie wiem kim on jest!!! Kiedy prosiłem go o pomoc zostawili mnie, samego!... A ten drugi, co to za jeden...? Dlaczego uwięzili tego drowa?! Czy on jest faktycznie mordercą, czy informatorem, czy najemnikiem...? Co ja wyprawiam, nie powinno mnie tu być!!!”
Mieszczanin przyglądał się przez moment procesowi tłumaczenia, rozglądając się z zakłopotaniem po pomieszczeniu. Szukał czegoś czym mógłby „ogłuszyć” ciosem w skroń.
„Uh...? Tu nic takiego nie ma!... Kałamarz...? Ten sztylet...? Wbity w ścianę, raczej go nie wyciągnę... Stołek... ogłuszyć?! Czym i jak?! N-nie mogę... Nie mogę przecież tak po prostu podejść do kogoś i mu przyłożyć!!! Nawet nie wiem kim ni są!!!” – myślał z rozpaczą.
Kiedy drow chrząknął, Mieszczanin zjeżył się cały.
„Co ja mam zrobić?!” – zbladł jak papier.
- Żadnej wody! - warknął skryba. - Silversting zdecyduje...
- Dzięki..
- A to co...? – skryba wybałuszył gały.

Grzebałeś przy zamkach trochę zbyt śmiało. Nie widziałeś jak one wyglądają, cała operacja gmerania wn ich była zatem delikatna...
Kap...
Zdałeś sobie sprawę, że musiałeś przypadkowo zaciąć się w rękę, a twoja krew właśnie kapała na podłogę... A zamki jak nie puściły, tak nie puściły i nadal byłeś uwiązany do cholernego krzesła i podłogi. Skryba wstał od stolika, nie bardzo jednak wiedząc co dalej.
- Co kombinujesz?! – warknął-wyjąkał, powoli blednąc. – Idę po straż...! – powiedział bardziej do siebie, niż do Mieszczanina.
Ten jakby mimowolnie stanął mu na drodze.
- Zaczekaj!...
- Co? – skryba oniemiał.
- Czy to... konieczne...? – wyjąkał Mieszczanin, nie wiedząc co innego rzec.
- Silversting kazał... – skryba próbował wyjść, ale Mieszczanin stał mu na drodze.
- Zaczekaj, proszę, nie rób tego, porozmawiajmy...?
- Co...?! Kim ty jesteś?! - zbladł skryba.
- Nie wiem! ^^’
- STRAŻ!!! – krzyknął zdezorientowany skryba.
- Proszę, nie krzycz!... – Mieszczanin próbował nerwowo opanować sytuację.
- Stra....! ekhhh...! Khyyyy! O_O – skryba zaczął nagle kasłać i dusić się, chrząkać i charczeć.
Przez chwilę miotał się po pomieszczeniu, by wreszcie sapać ze zgrozą przy drzwiach, trzymając się za gardło, jakby głos mu kompletnie odjęło. Charcząc i sapiąc wybiegł w panice z pomieszczenia.
Co ja zrobiłem?! – Mieszczanin spojrzał na swoje drżące ręce, lśniąc magiczną energią. – Co ja mam zrobić?! – załkał, łapiąc się za głowę i patrząc na ciebie.
X
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 09-08-2011, 20:23   #136
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Kiti była pod wrażeniem tego, jak drużyna potrafiła przetrwać bez kleryka. Przynajmniej chwilowo. Wiadomo jak jest, jak jest kleryk to się marudzi ze źle leczy, ludzie umierają, kleryk umiera, a jak nie ma kleryka to wszyscy uważają co robią i jakoś idzie to wszystko lepiej. Tym razem nieco sknocili sprawę, nikt nie zostało prawda rany bo wywerna była ogłuszona, ale za to na polu walki wylądował rekin. Rekin. Rekin!? I opowiadaj tu teraz potomnym o heroicznych bitwach!

„I wtedy, gdy już miałem przebić gardło wierny ostrzem, z nieba runął żarłacz tygrysi i zmiażdżył balistę!....Nie, wcale nie ściemniam!!! Drzewo które z nami było chciało rzucić tym rekinem w wywernę ale nie trafiło i… ej…chłopaki, dokąd idziecie…!?”

Pomijała już że drużynę leczył wilk. Pomijała orka z łukiem o gabarytach wyrzutni rakiet. Maginię zalaną w trupa niemalże i póefla który przez większość czasu śmiał się sam do siebie. Tak poza tym i wspomnianym rekinem wszystko było mniej więcej okej. Tak mniej więcej. Przynajmniej udało się wciągnąć ludzi z drabinki na górę i już nie dyndali. Wywerna za to ocknęła się i znów siała popłoch wokół. Co by nie kusić losu używając kłopotliwych słów. Kiti mruknęła tylko pod nosem. Ktoś musiał wywołać diabła z lasu! Musiał, musiał, musiał, jakby mało było problemów wokół! Popatrzyła na rekina leżącego na baliście. A tak chciała z tego postrzelać! Ryba jednak nie zamierzała sobie nigdzie iść, pomimo błagalnego wzroku wilczycy. Kiti miała wątpliwości, czy atakowanie wywerny z wilczych kłów będzie dobrym pomysłem. Pewnie nie było. Wywerna miała o wiele większe zęby. A była na polu bitwy jedynym klerykiem zdaje się. Musiała się oszczędzać! Z drugiej strony nie przyszła tu tylko po to żeby patrzeć! Rozejrzała się za bronią odpowiednią do jej gabarytów. Wszystko było za duże albo wymagało posiadania rąk. W końcu stwierdziła że skoro ludzie ciskają tu rekinami, ona też może przyjąć nietypową strategię. Poderwała z ziemi okrągłą tarczę po kimś i po chwili szarżowała na wywernę przykryta pancerzem, co wyglądało jakby przez pole bitwy biegła tarcza z białym ogonem.
- CHARRRRrrrrrrrrGEEEEEEE!!! – zawyła.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 10-08-2011, 13:42   #137
 
MatrixTheGreat's Avatar
 
Reputacja: 1 MatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputację
Elf ucieszył się niezmiernie widząc znów białą wilczycę, z którą razem wyciągnęli ludzi wiszących na drabinie. W tym czasie wywerna jakby się ocknęła i ponownie zaczęła wyrządzać szkody. Trzeba było się nią zająć, tylko… balista już się do tego nie nadawała.

„Rekin!?”

Almartelur nie powinien się już niczemu dziwić. Nie przy takiej drużynie. Ale widok latającego (z drobną pomocą Drzewa) rekina był co najmniej… ciekawy. Tymczasem wilczyca znowu gdzieś zniknęła.

Rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby mu się przydać. Spojrzał na drabinkę, którą przed chwilą wyciągnęli. Wpadł na pomysł, by przywiązać liny do strzał i opleść potwora, jednak szybko zrezygnował, ponieważ nie były wystarczająco wytrzymałe. Z braku laku trzeba było kreaturę potraktować w klasycznym stylu.

- Wymyślcie coś, a ja spróbuję odciągnąć jej uwagę! - krzyknął do reszty drużyny, po czym pobiegł w stronę wywerny. Stanął za jej plecami i krzycząc coś w stylu „Hej, paskudo, popatrz jaki jestem smaczny!” zaczął ładować w nią strzałami. Potwór odwrócił się w stronę elfa i ryknął głośno.
- Uch… twój oddech jedzie gorzej niż rozkładający się, wczorajszy ghul… Nie zdziwiłoby mnie gdyby się okazało, że to ty go skonsumowałaś.
 
MatrixTheGreat jest offline  
Stary 11-08-2011, 21:24   #138
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Dirith może nie do końca miał taki plan na pozbycie się skryby, ale za wiele na to poradzić nie mógł ze względu na tą przeklętą barierę. Nie mniej jednak wreszcie teraz mógł spróbować nie obawiając się odkrycie, bo na to już za późno..
- Szybko, pomóż mi z tymi kajdanami, a spróbuje dorwać jeszcze tego skrybe i wezme wszystko na siebie, teraz to już dla mnie żadna różnica.. i tak wina za to że moi znajomi bronili się w tej cholernej tawernie poszła na mnie.. - stwierdził z nie za dużym zadowoleniem.

- Tak... już!...
Mieszczanin podbiegł do ciebie i obejrzał kajdany.
- Jest jakiś klucz..?! - rozejrzał się po pokoju. - Jakiś wytrych?!

- Albo przynajmniej powiedz gdzie są te cholerne dziurki od kluczy w kajdanach na rękach.. - powiedział chowając broń na tyle, aby człowiek mógł przyjrzeć się kajdanom.

Przez chwilę wspólnie majstrowaliście przy kajdanach, stworzyłeś 'wytrych' z broni a Mieszczanin dłubał nim w kajdanach. Trochę to trwało, ale w końcu puściły.
- A co z tym?! - spytał, mając na myśli twoją ;obrożę; i łańcuch idący do obręczy w podłodze.
- Na tym nie ma zamka! Jak to otworzyć?!

- I jakby nie udało mi się dorwać tego cholernego skryby, nie wiesz jak to się stało że go zaatakowałeś, po prostu widziałeś wszystko jak przez sen i nie mogłeś sie kontrolować. Silversting pomyśli, że jakimś cudem przejąłem nad tobą kontrole i pewnie sie z tego dość łatwo wywiniesz.

- Nawet nie wiem kim jest ten SIlversting!... - jęknął Mieszczanin.

- Taki pajac w sukience uważający się za maga.. - stwierdził dokładnie obmacując obrożę w poszukiwaniu zamka którego mieszczanin mógł nie zauważyć lub chociaż szczeliny której mógł użyć do wlania w nią broni i użycia jej jak dźwigni.

Miałeś wolne ręce. Kajdany na nogach nie powinny być problemem - mają zamki. Problemem jest obroża. Wymacałeś, ale zamka nie było. Była do tego tak ciasna, że uwalnianie się z niej "Na dźwignię" skończy się w najlepszym przypadku boleśnie, w najgorszym zrobisz sobie przypadkową tracheotomię albo złamiesz sobie szczękę... Mag musiał to założyć przy użyciu magii.

-.. jak zostaniesz tu wystarczająco długo to będzie ten który dostanie wścieklizny przez to, że uciekłem..

- oho... - jęknął tylko. - Dlaczego właściwie cię więzili...?- Mieszczanin starał się cokolwiek zrozumieć z sytuacji.

Dirith urwał wypowiedź wiązanką drowich bluzgów zastanawiając się, czy przemiana nie rozwiązałaby sprawy, o ile udałoby mu się przemienić. Co prawda to też mogło się źle skończyć, bo mógł się przez tą obrożę udusić w trakcie zmiany formy, choć jest także możliwość, że zostałaby wchłonięta tak jak jego zbroja dając mu pewien luz w zwierzęcych formach.

Kiedy o tym myślałeś i badałeś palcami grubość metalowej obroży, nabierałeś przekonania, że Silversting założył ci ją doskonale wiedząc o tym, że potrafisz zamienić się w tygrysa. Właśnie po to ją założył, żebyś się zadusił przy próbie ucieczki. Byłeś coraz głębiej przekonany, że przemiana to zły pomysł...

Drow ponownie wypowiedział kilka wiązanek w drowim języku dając nieco upust wściekłości. Spojrzał jednak na obręcz, którą zawsze w ostateczności można wyrwać z podłogi, lub rozwalić podłogę albo łańcuch na tyle aby się wyswobodzić.

Rozwalenie podłogi wydawało się bardziej czasochłonne lecz mniej 'uduszające'. Pozostawało pytanie jak to zrobić?

- Bo Silversting jest za głupi na to, żeby wpaść na pomysł zapłacenia za tłumaczenie jakiejś drowiej księgi.. - zaklął ponownie przechodząc do rozkuwania łańcuchów ze stóp, które udało się otworzyć na tyle sprawnie na ile pozwalała ta cała antymagiczna bariera, której źródłem była pewnie obroża..
Nie tracąc czasu, którego jak na sytuację w której się znajdował upłynęło już bardzo dużo, zaczął się przygotowywać do ostatniej rzeczy na drodze do wolności - metalowej obręczy zamocowanej w podłodze. Uformował więc swoją broń w młot na dość cienkiej rękojeści tak aby głownia ważyła możliwie najwięcej. Następnie chwycił za łańcuch po czym napiął go ciągnąc mocno do góry, a młotem zaczął uderzać tuż nad ziemią aby obluzować obręcz u nasady i tym samym wyłamać ją z podłogi.
- Nie znasz jeszcze może jakiś magicznych sztuczek które pomogłyby z tą obrożą? - rzucił mimowolnie do mieszczanina cały czas zaciekle uderzając w łańcuch z całych sił nie zamierzając przestać aż do skutku.

Mieszczanin pokręcił bezradnie głową.
- Nadal nic nie pamiętam! Nie wiem jak ja to robię! - spojrzał na swoje drżące ręce. - Chyba faktycznie jestem... byłem...? magiem, ale nic nie pamiętam!...

~ Świetnie.. ~ skwitował w myślach czując, że najprawdopodobniej uciekającego skryby już nie dorwie zanim ten dopadnie do jakiegoś strażnika.
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who
eTo jest offline  
Stary 11-08-2011, 21:51   #139
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Magini zajęła się karaniem bestii, na której czar oszołomienia przestał działać. Wywerna powstała, a później zaczęła się bawić w kotka i myszkę z elfim łucznikiem. Nie spodobało się to wiedźmie, która będąc pod wpływem alkoholu powinna mieć teoretycznie lepszy humor. Acz grzeczne wywerny powinny o tej porze spać, a w tych okolicznościach nawet się nie ruszać. Ten okaz należał do tych wybitnie niegrzecznych stworów.
Oczywiście, zamiast różowych słoni i białych myszek na planie materialnym pojawił się ni stąd ni zowąd szary rekin. Cóż, najwyraźniej u każdej istoty stan upojenia objawiał się inaczej.

W międzyczasie część drużyny uratowała robotników od niechybnej zagłady. Czarownica zawołała do ocalonych:
- Panowie, zróbcie w trzy najważniejsze rzeczy w życiu - czknęła i zaczęła wymieniać. - zostawcie mi flaszki, podrzućcie mi kija ze srebrnodrzewa i zjeżdżajcie stąd!
Mężczyźnie którzy wdrapali się na górę nie mogli uwierzyć, że przeżyli i że ktoś zdołał wciągnąć ich na górę. Dziękowali ze łzami w oczach, a zanim rozpierzchli się w panice przed wywerną, kilku wcisnęło jej w rękę 'patyki' srebrnodrzewa. Były to całkiem spore patyki, raczej kawałki gałęzi...

- Jeden kijek by wystarczył! - stwierdziła Magini, ale stwierdziła, że nie będzie bawiła się w dyskusje.
Magini zasygnalizowała im niewerbalnie, żeby spadali z tego miejsca (niekoniecznie w przepaść). Koneserka alkoholu oddaliła się od wywerny z jednym kijkiem i zaczęła nim machać do potwora. Gwizdnęła do skrzydlatej bestyi i wrzasnęła:
- Paaatrz! Rozpierdzieliliśmy ci gniazda, a twoje bachory zjadły rekiny, i je wyrzygały! O rany, wymieniłaś się ryjem z Godzillą?! Aż mi się szkoda jej zrobiło!
Następnie zaczęła rzucać klątwy w kierunku wywerny:
- No chodź, zatańczymy Totentanz!
Wywerna zwróciła uwagę na krzykliwą magiczkę i przestała zajmować się elfem.

Padłaś? Padaj! Power Thunder!
__________________________
Rzucony czar: Thunder
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 17-08-2011, 00:15   #140
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=FrCGZHpW9iA[/MEDIA]

"Ale... jak to nie trafiłem? Jak to balista zniszczona? Czas przejść do planu B!" Pomyślało rozgorączkowane sytuacją drzewo.


Pierwsze co należało zrobić to zająć się rekinem... Nie można było zapomnieć także i o Wywvernie. Ani o towarzyszach, którzy jeszcze nie jeden raz będą chcieli napić się herbatki! Czyli?! Czyli trzeba zacząć biec do rekina... i zacząć strzelać do Wyvern! Nawet jeśli nic im nie zrobi to ostrzał na pewno je zdezorientuje! Tylko kwestia tego czy nie zwróci na siebie uwagi...a może...To byłaby myśl!
-Ja chcę jajo Wyverny!-zaryczałem, oby ktoś to usłyszał. Gdyby tak zrobiła sobie gniazdo w koronie i żyła, a ja miał prywatną Wyvernę... nazwałbym ją Antoś! A jak nie, to zawsze może się przydać takie jajko jako zakładnik! Na pewno nie można było siedzieć bezczynnie i zapuszczać korzenie. Drzewo zaczęło biec w kierunku balisty, po łuku i strzelać do Wyverny.
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.
one_worm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172