Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2011, 21:39   #224
JohnyTRS
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Wręczył list kurierowi, dał mu banknot, i na tym skończyli.
-Gdyby adresat pytał o mnie, szczególnie o wygląd, to mu mnie nie opisuj, albo daj ściemę - wręczył dodatkowe 20 dolarów.
-jasna sprawa, w razie czego to jesteś murzynem w dredach, od którego czuć trawkę - kurier się uśmiechnął.
Ray też.
-Dzięki.

Kurier odjechał, Ray spokojnie ruszył w stronę zejsćia do metra. W ręce ściskał rączkę torby, miał tam wszystko. W wagonie panował niemiłosierny ścisk. Z trudem wytrzymął te kilka stacji, przynajmniej w metrze pociągi nie stały w korkach. W końcu wysiadł, wraz z tłumem. W końcu był w Bohan, a stąd już rzut beretem do Franka. Drzwi tym razem nie były zamknięte, Ray nie musiał czekać aż Frank zejdzie i przekręci wszystkie zamki.
-No co cię do mnie sprowadza? Tej cholernej lufy niestety nie mam, musiałeś akurat kupić sobie taką broń...
-Nie o to chodzi, o lufie zapomnij. Mam prośbę.
-No mów.
-Mógłby mi przechować kilka zabawek? Wyjeżdzam z miasta.
-No mógłbym. Co, Afgan wzywa?
-Nie, nie wracam tam, spróbuję szczęscia gdzie indziej. Yakuza chce mi się dorwać do dupy. Dlatego wyjeżdzam.
-Dokąd?
-Jeszcze nie wiem, na pewno nie polecę tam od razu. Najpewniej gdzieś, gdzie jest cholernie mały odsetek Azjatów.
-Dobra, co tam masz?
Ray zaczał wyjmować swoje zabawki, Walthera P99, Berettę 93R oraz H&K 53.
-Fiu fiu, niezły arsenał zgromadziłeś przez te kilka dni.
-Cóż różne rzeczy się robiło, karabin to wczorajsza zdobycz. Być może kiedyś wrócę do LC, i nie chciałbym chodzić bez osobistej ochrony. Z amunicją możesz zrobić co chcesz, niech nie leży bezczynnie.
-Nie ma sprawy.
Frank poszedł na zaplecze, niosąc ten mały Arsenał.

-Słuchaj, a może mógłbym ci pomóc rozwiązać ten problem? - zaczął weteran.
-Niestety nie, przed przyjazdem do ciebie zrobiłem ruch, któy pozwoli mi na swobodny odlot, a także uniemożliwia na dalsze swobodne poczynania. poza tym kumpel może mieć przez kłopoty.

Tym kumplem był Jerycho.

-W porządku, nie pozostaje mi nic innego i życzyć powodzenia. Zaczekaj jeszcze... - Frank poszedł jeszcze raz na zaplecze, wrócił po ponad minucie. Niósł kartkę papieru. - Trzymaj, jak bo co przyda się. Tu masz numery moich kumpli oraz znajomych z kilku ważniejszych miast. Jak juz gdzieś pojedziesz, to zlikwiduj tą listę, spal, zjedz, włóż do niszczarki.
-Dobra, wiem co to poufność - Ray już spoglądał na listę. Los Santos, San Fierro, Las Venturas, Vice City, Great City... Przy każdym numer telefonu i nazwisko. - To do zobaczenia.
-Trzymaj się - Frank uścisnął Rayowi rękę, po chwili Ray niosąc o wiele lżejszą torbę był już na ulicy. Nastepnie znowu wpadł do stacji metra, i pojechał na lotnisko.

Jeszcze raz dla pewności posprawdzał zawartość kieszeni.

"Portfel jest, paszport jest, telefon jest, lista jest".

A co było w tym liście? Krótka informacja od informatora:

Reszta towaru znajduje się we Włoskiej dzielnicy. Restauracja na rogu Denver Ave oraz Feldspar Street. Ray Love nie żyje, Włosi go dopadli. Jerycho Czarnecki zaginął, Fabio Limbeviani ukrywa się we Włoskiej Dzielnicy, on ma towar.

Informator
Na lotnisku Ray kupił bilet do Bostonu. Dopiero tam chciał się przesiąść w samolot lecący w docelowe miejsce.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
JohnyTRS jest offline