Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2011, 23:19   #15
xDorota
 
xDorota's Avatar
 
Reputacja: 1 xDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumny
- Jeśli zagryzienie jednego nekrusa, wylądowanie kilka razy na drzewie i bycie zmuszonym do pozbawienia głowy golema z trupów, nie jest czymś, co można uznać za bycie na pieńku z nekromantami, to ja jestem czysty - odparł Sairus po chwili, rozkładając bezradnie ręce. Popatrzył na towarzyszy nekrusa. Ciekawe osobniki.
- Zadziwiające... Nekromanta ma na pieńku z podobnymi sobie. Może byś to wytłumaczył? - zapytał.

Darica nawet nie zauważyła, że ktoś obcy się do nich się zbliżył. Zaklęcie przykuło całą jej uwagę. Dopiero, gdy nieznajomy się odezwał, odwróciła się zaskoczona, choć nie dała tego po sobie poznać. Miecz trzymała wzdłuż prawej nogi. Przydałaby się jej jakaś pochwa. Przybysz okazał się nie całkiem obcym osobnikiem - przynajmniej nie dla Czarnego Wilka. I nie był sam. Z ich rozmowy wynikało, że razem już stoczyli jakąś walkę. Nekromanta... ze swoimi pomagierami... Nie wyglądało, żeby chciał ich zabić, ale nigdy nie wiadomo. Lepiej zachować czujność. Co dziwne, twierdził, że walczy z nekromantami. Cóż, w tej chwili naprawdę ciężko byłoby popsuć jej humor. Zwróciła się do przybysza, zaczekawszy najpierw na jego odpowiedź na pytanie Sairusa:
- My też nie darzymy nekromantów ciepłym uczuciem. Ciężko jest lubić kogoś, kto próbuje cię zabić... Jak to mówią, wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Ale nie bierz sobie tego zbyt do serca. Jeśli chodzi ci o ten wiatr - machnęła ręką wskazując otoczenie - właśnie rzuciłam pewne zaklęcie. Nie przejmuj się tym. Nie zagraża ci. - przytłumiony odległością dźwięk kruszącej się bariery nieprzyjemnie brzęczał, towarzysząc ich rozmowie. - Bariera się rozlatuje. Powinniśmy ruszać, póki jeszcze jest przejście. Nie wiadomo czy i kiedy ją załatają.

- Ależ nie ! Ja z kolei bardzo lubię nekromantów, gdyby nie fakt że Ci ostatni przyzwali szkielety, szkielety które rozwiały się po okolicy ! Toż to obraza. Ale sądzę że nie powinieneś chodzić z trupami można ich wykorzystać do walki, jednak powinni zaznać spokój. Sądzę że nawet ON - Wskazał palcem anioła
- Nawet ON się ze mną zgodzi. W końcu brak poszanowania dla zmarłych, jest równowarte z szacunkiem dla żywych. - Mężczyzna tym razem odwrócił się w stronę lidera grupy
- A My, wrócimy jeszcze do naszej rozmowy. Zapewniam Cię... - Wtedy to przypomniał sobie, o ostrzu kobiety
- Co to za przedmiot ? Wygląda jak zwykła broń...

-A więc Barutz jest już z nami, przeznaczenie zaczyna się dopełniać...- Archanioł znów począł mówić sam do siebie.-Przyjrzał się ostrzu w ręku Darici, czuć było od niego skumulowaną energię. Potężną moc, nie jeden niższy w hierarchi anioł by nią nie pogardził. Po chwili przeniósł wzrok na chowańce Nekromanty. Nie wiedział czemu ale szczególnie ten spopielony wzbudzał w nim odruch wymiotny.
-Wracając do Nekromanty, Panowie- Tu wzrok skierował na Sairusa i Anhernatirenatuxa - bądźcie odrobinke milsi dla niego. On z nimi nie trzyma.-Ostatnie zdanie miało na celu uspokojenie ich przed ewentualną zdradą.
-Bożku, nie mam pojęcia, jak można być na mnie złym za to że mnie czcą jacyś fanatycy? Za to, że ich zakon jest pod moim wezwaniem? Miałem ich za to zabić czy jak? Ktoś o inteligencji boga powinien wiedzieć, że zarówno Gabryjelitami jak i Zgromadzeniem żądzą bracia którzy dobrze wychodzą na tych swoich wojenkach. I tak naprawdę nigdy nie byli śmiertelnymi wrogami. Po prostu to ich interes. Biznes na którym świetnie wychodzą kosztem istnień setek tysięcy. A teraz pewno przyczynią się do wielkiego zła. Prawie tak wielkiego jakie ty robiłeś w przeszłoś...-Tu urwal, powiedział już za dużo. Ale był zły za bezpodstawne oskarżenia od upadłego. Krew leciała mu coraz intensywniej. Wyglądał jakby płakał krwią.

Zwróciła się do boga:
- Jak już mówiłam to Ostrze Czterech Wiatrów. Taki magiczny wspomagacz. Ostry też jest, więc spokojnie może służyć do walki.- powiedziała trochę niezadowolona, że Anhernatirenaux pyta o to, przy kimś nieznajomym, nawet jeśli nie miał on złych zamiarów wobec nich, jak twierdził Gabryiel. Im mniej osób wiedziało o zastosowaniu tego miecza, tym lepiej dla dziewczyny. Oczywiście ich drużyna miała prawo wiedzieć, ale byłaby bardzo niepocieszona, gdyby ktoś próbował zabrać jej ostrze uznając je, nie bez powodu, za niebezpieczne. Archanioł wyglądał coraz gorzej.
- Azarelu, co ci się dzieje? Z twoich oczu krew cieknie ciurkiem. Nie mów tylko, że anioły mają taki zwyczaj - płakać krwią. Można ci jakoś pomóc? - tym razem nie wymiga się od odpowiedzi, dziewczyna była zdecydowana ją z niego wydusić.

- Nie rozumiesz przeszłości, co TY w ogóle możesz wiedzieć ? Czy wiesz czym jest zło, z własnego doświadczenia ? Czy pojmujesz to ? Być może jesteś istotą stworzoną z Dobra, dlatego też nie powinieneś dawać osądów. - Kiedy ujrzał że mężczyźnie, zaczęła lecieć krew, złapał go za głowę i podniósł Ją tak, by móc mu spojrzeć w oczy
- Wiem że krwawisz, jednak sądzę że nie zrobi Ci to ran. Dlatego posłuchaj mnie. Bez zbędnych morałów, usłuchaj mieszkańca tej Planety. To co robiłem w przeszłości nie było moim wybrykiem, bo tak chciałem. JA ich nauczyłem, pouczyłem jak walczyć ze złem, czym jest zło, oraz jak blisko nam do upadku. Albowiem nie jesteśmy istotami doskonałymi, nie jesteśmy wszechmocni, jesteśmy bliscy człowieczeństwa, dlatego ludzie są tacy. Nie ukrywam się pod maską, po prostu uświadamiam to Sobie, wraz z każdym krokiem na tej glebie. I nie mów do mnie “bożku” Teraz jestem “prawie ludzki” Ja mam zamiar, zostać bogiem, niezależnie od tego, czy mi wybaczą czy nie. Po prostu, raz w życiu poczułem że robię coś źle... - Wtedy puścił jego Głowę, nie był to żaden mocny nacisk. Po chwili odwrócił się w stronę kobiety
- Jeśli to coś, tak działa, powinnaś bez problemu, zniszczyć te dwa umrzyki prawda ? Albo mnie... ? Powiedz więc, co Ciebie powstrzymuje... ?

-Ci cholerni głupcy..Upadli.. Używają naszej magii... Nie, nie naszej spaczonej Anielskiej magii w tym świecie. I tak jest tego efekt dlatego ja nie używam moich mocy, aby nie działo się nic podbnego. Ja po prostu jestem na to najbardziej wrażliwy ale najmniej mi to szkodzi. Jeżeli się nie pośpieszymy o wiele gorszy los spotka was. Sataneal, ten zdrajca.. ta szuja. Nie doszło do walki tysiące istnień poległo tu z ręki upadłego Anioła Śmierci, Sataneala.-W tym momencie jakby na zawołąnie Azraela, cała drużyna usłyszała trzepot skrzydeł. Postać o skrzydłach w dwóch różnych kolorach zmierzała w ich stronę. W ręku dzierżąc czarną skompaną w krwi kosę, która pochłoneła niezliczoną ilość żyć. Wraz z jego przybliżaniem się nastawała ciemność.
Chwilę potem wylądował. Siła wiatru spowodowana lądowaniem wyrzuciła mnóstwo ciał w powietrze.
-Gabryjelu! Bracie! Czy to nie wspaniałe! Tyle śmierci w jednym miejscu.-Przeraźliwie chorobliwy śmiech rozniósł się w promieniu wielu metrów.
-Jaka szkoda, że ty i banda tych twoich zabawek zginiecie. Co za strata, że wzbraniasz się od używania swojej mocy.. no cóż.. Chyba że przejdziesz na stronę mojego pana, który porwał od Ciebie ⅓ churów. Będziemy niezwyciężeni. Pogrążymy ten świat w ciemności.- Anioł przybrany w czarną zbroję zwracał się do Azraela, który krwawił już nie tylko z Oczu, ale i uszu.

Anhernatirenaux znów dyskutował z Gabryielem. Zwrócił się też do niej. Zadawał dziwne pytania.
- Po co miałabym was zabijać? Na razie mi nie zagrażacie, a nawet jesteście w stanie mi pomóc. Nie zabijam nikogo, tylko dlatego, że mogę. Takie coś mnie brzydzi. Robię to, tylko gdy muszę... - zaczęła wyjaśniać, sama się sobie dziwiąc, że dała się wciągnąć w tą dyskusję. Archanioł zaczął coś mówić o upadłych. Był wyraźnie wzburzony. Dziewczyna przysłuchiwała się z ciekawością. Nagle nie wiadomo skąd pojawiła się postać skrzydlatego. W pewien sposób był podobny do Gabriela, ale z drugiej strony tak wiele rzeczy ich różniło. Zwłaszcza oczy. Krył się w nich jakiś niebezpieczny błysk. Jakby fascynacja złem. Jej obawy się od razu potwierdziły.
Nie tylko był uradowany śmiercią, ale wyraźnie im groził. Szybko wzniosła barierę wokół wszystkich towarzyszy, nawet wokół tego nekromanty. Miała nadzieję, że bez problemu ją utrzyma dzięki ostrzu. W końcu nie znała jego granic, a przybyły na pewno władał sporą mocą... Wolała zaczekać na pierwszy ruch wrogiego anioła. Satanela? Może jakoś uda im się uniknąć walki? Szczerze w to wątpiła, ale w końcu nadzieja umiera ostatnia...

Mężczyzna chciał przedstawić co by zyskała, zabijając go, jednak jak się okazało ktoś musiał przerwać im rozmowę. I któż to taki, to sam braciszek, naszego idealnego dowódcy... Kiedy ten zaczął swoją “wyniosłą mowę” bożek skomentował to tylko tak...
- kolejny debil... - Widać było że męczą go wszyscy nowo przybyli, jednak jeśli jego moc była tak wielka, że sama jego “obecność” raniła irytującego aniołka, postanowił wreszcie coś zrobić. A najbardziej zdziwił się reakcją kobiety, niemal natychmiast po stworzeniu bariery, złapał Ją za dłoń
- Nie rób tego... Tak nas jedynie, narażasz. Spójrz uważnie, w końcu mamy dwóch “wszech potężnych” skoro tak chwalił się swoją mocą, powinien sam zając się nim. Niech wreszcie coś zrobi pożytecznego. Tak będzie najlepiej...
Po czym spojrzał na “anioły” z szyderczym uśmiechem.

Słowa Anhernatirenatux względem Sataneala mogły być najgorsze w jego życiu. Jakaś magiczna czarna dłoń, stworzona jakby z dymu pomkneła w w jego stronę. Przełamała barierę Czarodziejki, jakby była cienką warstewką szkła i pochwyciła upadłego boga.
-Ty śmieszny bożku, jak masz czelność do mnie tak mówić.-Anioł śmierci uniósł się dumą. A jego zaklęcie kilka krotnie uderzyło jego celem o Ziemie. Po czym rzuciło nim jak szmacianą lalką o pobliskie drzewo jeszcze gdy wisiał w powietrzu. Przybiły go do rośliny, magiczne czarne szpikulce. Zawisł bezwładnie w powietrzu. Ostrza omineły najważniejsze organy, więc żył, ale był bezradny.
-Jak śmiałeś.. mojego przyjaciela!-Może te słowa trafnie nie oddawały jakimi uczuciami darzył bożek Azraela. Natomiast ten drugi go za takiego uważał.
-Szybko kierujcie się do miasta, nie powinniście spotkać tam oporu odnajdzcie dzieciaka. Od was zależy los Albionu. Ja go tu trochę zatrzymam, a potem wróce z panem X- Uśmiechnął się krzywo z powodu bólu.
-Myślisz, że stawisz mi czoło ty namiasto Gabryjela?-Sataneal zaśmiał się szydzerczo-Bez swojej magii? Nie żartuj, kretynie. To nie wykonalne.
-Ale mam z zanadrzu to, czego mój poprzednik nie posiadał.-Odwrócił głowę do towarzyszy, i jej gestem ich poganiał.-Stający na straży Nieba i Ziemi. Calibur.- W jego ręku zmaterlizowało się te samo poteżne ostrze co poprzednio.

Sai natychmiast przyjął wilczą formę. Skoro kazano mu uciekać, to zamierzał posłuchać. Jeszcze nie oszalał, aby wtrącać się do walki aniołów.
- Nie zdziwię się, jeśli już się nie zobaczymy, więc żegnajcie - powiedział szybko i zaczął uciekać, jak rozkazał Azrael. W końcu nie on tutaj dowodził, to słuchał przewodnika, znającego zagrożenie bardziej.
-Cholera- zaklął Faust przeszukując pamięć w poszukiwaniu odpowiednich zaklęć, nie, nie ofensywnych. Różnica mocy była aż nadto wyraźna. Wydał mentalne polecenia. Ulryk przerzucił sobie spopielca przez ramię a ten zawisł jak worek kartofli.
-Ahaerak nox- wyszeptał a dwa pobliskie ciała poderwały się na nogi i ruszyły na nowoprzybyłego anioła. Miały jedynie kupić sekundę, lub dwie dla tego aniołka co był z nimi.
-Wybranieć choroby- skierował laskę na Gabriela, z rozmowy wynikało, że to chyba on. Zaklęcie nie przyniosło żadnego widocznego efektu
-Chmura morru, eteral krux- w tym momencie z ziemi zaczęły unosić się trujące opary, było ich bardzo dużo.
-Zabierajmy się stąd- ponaglił resztę i sam rzucił się do ucieczki, a opary szybko się podnosiły poważnie ograniczając pole widzenia wszystkim z wyjątkiem osoby określonej Wybrańcem Choroby. Zwykle nekromanta sam nim był, ale tu lepiej nadał się do tego Gabriel. Gdy się wycofywali najbliższą okolicę zakrywała już brudnozielona, bardzo gęsta mgła. Normalnie by gryzła w oczy i powodowała osłabienie, ostatecznie śmierć, ale przerzucił ją do innego świata, a tu było ją tylko widać. Nie liczył by coś takiego położyło anioła, a mógłby ją rozwiać gdyby pozostała tu.

Daricę ogarnęła lekka panika. Ta bariera była mocna. Chyba najmocniejsza jaką stworzyła, a na pewno na tyle osób, a anioł pokonał ją tak łatwo... Bóg wylądował na drzewie, za parę nieprzyjemnych słów. Co prawdę z łatwością przychodziło mu denerwowanie osób, ale wolała nie myśleć, co by ją czekało, gdyby zaatakowała skrzydlatego. Przebiegł ją zimny dreszcz. Zdjęła barierę - i tak nic nie znaczyła, a czerpała jej moc. Była w lekkiej rozterce. Głupio się czuła mając zostawić tu Gabryjela samego, ale z drugiej strony była świadoma, że niewiele mogła by zdziałać... niewiele... phi... raczej nic... Poza tym odnalezienie następcy było ważniejsze. Nekromanta poczynił jakieś dziwne rzeczy, najwyraźniaj mające na celu ułatwić im ucieczkę. Nie było na co czekać. Wyszeptała:
- magpadali lansungan - by popychana przez silny wiatr wielokrotnie zwiększyć szybkość biegu i pomknęła w stronę dziury w barierze.

Barutz skrzywił się gdy go wyprzedziła stwierdzając, że musi opracować zaklęcia poprawiające mobilność. To irytujące być tak powolnym... może jak skończy kościeja...
 
xDorota jest offline