Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-08-2011, 00:59   #11
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
- Spróbuj.... Naprawdę dobre
Dziewczynie od razu rzuciło się w oczy, że Sarius był jakoś dziwnie ubrany. Nie chodziło tu o styl, ale jego szaty były tak jakoś porozrywane. Dużo walko sie ostatnio toczyło dookoła, ale ktoś dosłownie musiałby rzucić się na niego i rozszarpać mu ubranie, ale odpowiednich ran do takiego ataku (chyba, ze ubranie było celem) nie bylo widać.
- “Druga forma? O co mu chodzi”- pomyślała, gdy nagle stojąca tuż przed nią postać mężczyzny zamieniła się w wilka. Cofnęła się o krok. Była zaszokowana.
- Oh... - zdołała tylko wypowiedzieć i nie spuszczała wilka z oczu. Słyszała o wilkołakach, ale jakoś nigdy nie sądziła, że jakiegoś spotka. Ale tyle niecodziennych rzeczy już jej się przydażyło odkąd poznała Gabryiela. Sama nie wiedziała, co o tym myśleć. -”Nie ma co osądzać po pozorach. Przecież nie z jego wyboru stał się taki. Chyba nie z jego. Zobaczymy, co to za typ z biegiem czasu. Ale jedno jest pewne - będzie trzeba zwrócić na niego uwagę. Choć i tak stworzył lepsze wrażenie niż sam bóg. Może będzie ciut milszy niż on. Ale nie sądzę, by potrafił zdobyć lepsze jedzenie niż Anhernatirenatux.”-
- Dobrze, że mnie uprzedziłeś. Sama nie wiem jakbym zareagowała, gdybyś tak się przemienił bez ostrzeżenia. Czemu właściwie chcesz do nas dołączyć? Ta sama trasa czy coś więcej?
Gdy przybrał znów ludzką postać, sprawa dziwnie poszarpanych ubrań nieco się rozjaśniła. -”Dobrze, że w ogóle coś zostaje” - pomyślała z ulgą. Chętnie przyjęła kielich od boga. Po takich nowościach nie pogardzi czymś mocniejszym.
- Jeśli tak Ci przeszkadza mój wygląd, to w razie walki mogę obserwować wszystko z bezpiecznej odległości i czekać, aż zaczniecie mnie błagać o pomoc, Panie X - Sai zwrócił sie z wręcz dobitną powagą do boga, a potem zajął się kobietą.
- Nie wygląda to może najlepiej, ale jestem niegroźny... Przynajmniej do pełni, ale i temu da się zapobiec. Co do podróży, to na razie tylko jeden cel. Potem się zobaczy, czy coś poza tym - po wiedział po chwili. Jej reakcję na swój wygląd, mógłby zaliczyć do tych pozytywnych. Nie atakowała go, ani nie uciekała, więc było dobrze. Gorzej jeśli niedługo będzie pełnia, a on nie zdąrzy się na to przygotować. Wtedy na pewno nie zrobi na nikim dobrego wrażenia.
Księżyć niedawno był w fazie pełni, obecnie na niebie nie było widocznie nic poza jego skrawkiem. Był środek nocy, z pod drzewa podszedł do nich Azrael.
-Widzę, że się integrujecie. Cieczy mnie to. Zespół posiadający więzy to dobry zespół.-Rzekł z uśmiechem.
-Ignis.-Niebieski płomyczek rozpalił pobliską kupkę patyków. Chwile potem okolicę rozświetlał zwykły ogień, a w koło nich szumiał tylko świerkowy las. Uszy natomiast przepełniało melodyjne granie świerszczy. To wszystko można było uznać za ciszę przed nadchodzącą burzą..
- Oj aniołek, nie pleć głupot, po prostu, dojdzie do tego że staniesz się zbędny... - Dodał żartobliwie
- Co Jak co, niemamy w zwyczaju przyjaźnić się, ale dochodzi do tego że trzeba współpracować - Założył nogę na nogę
- A Ty nasza droga, czarodziejko, mam nadzieje że nie zraziłaś się do mnie, że Cie obudziłem...
Ale musimy postarać się, by nasze stosunki były “cieplejsze” Dlatego możesz posiedzieć na moim tronie ! Zastrzegam tylko, że to jednorazowe ! - Uśmiechnął się złośliwie
- Nie przesadzaj. Zrobiłeś jak należało, oszczędzając mi niespodzianki na rano. Dzięki za tron, ale nie skorzystam. Nie mam w zwyczaju siadać na cudzych tronach. Co byście powiedzieli, żeby jeszcze się położyć, póki ciemno. Coś mi się wydaje, że jutrzejszy dzień nie będzie gorszy od dzisiejszego pod względem niespodzianek i spotkań z nieznajomymi. - uśmiechnęła się krzywo.
- Sen na pewno się przyda, ale najpierw... Niech któryś z was załatwi mi jakieś ubranie. Luźne ubranie, które nie zostanie rozszarpane pod naporem moich mięśni - powiedział Sairus, mając nadzieję, że Azrael, który robi ogień z niczego, może również sprowadzić jakiś strój. Mimo wszystko nie lubił chodzić w rozszarpanym stroju.
Anioł pogrzebał chwilę w podróżnym plecaczku który miał przewieszony pod swoim odzieniem. Po czym wygrzebał lekko przysmolony płaszcz. Rzucił go wilkołakowi.
-Cóż, nic lepszego nie mam, jednak ten płascz jest szeroki i spokojnie przetrwa twoją przemianę.-Dodał jeszcze szybko-Bądź co bądź jest to rozmiar na mnie.-
Rozłożył się wygodnie na nagrzanej od ognia Ziemi. Wsłuchując się w przyśpiewki dzikich istot leśnych.
-A właśnie... Darico możesz pokazać mi ten sztylet jeszcze raz?-Zwrócił się w stronę czarodziejki.
- Aniele, co powiesz na jakieś posłanie ? Wilczek ? Czarodziejko ? Cóż, niechce waz teraz stracić, co jak co, ale jesteście na swój sposób przydatni, może kiedyś dumnie powiem “Śmiertelnicy” Mi pomogli, ha zbudujemy pomnik ku mojej czci, po czym dopiszemy wasze imiona na tabliczce obok. - Powiedział szybko
- Ehhh.... Ten świat jest taki bez polotu. Gabriyel skoro obserwowałeś tyle nasz świat widziałeś moje dawne dzieła, co nie ? - dodał dumnie
- Oczywiście- rzekła Darica i wyciągnęła sztylet zza pasa. Podała go Archaniołowi. - Coś wymyśliłeś na jego temat?
- Posłanie, zawsze mile widziane, ale dam też sobie radę bez niego. Jeśli nie sprawia Cie to żadnych kłopotów, to czyń swoją powinność. Nigdy nie sądziłam, że biorąc udział w takiej wyprawie będzie mi dane spać na czymś wygodnym. - rzekła do boga, nie komentując tematu pomnika. -“Bóg ma wymagania, hehe”- pomyślała tylko.
Sai mruknął coś pod nosem, zakładając płaszcz. Może już lepiej byłoby wciąż pozostawać w wilczej formie. Gdy tylko usłyszał jedno ze słów Pana X, miał ochotę mu przywalić.
- Nie jestem Twoim zwierzątkiem domowym, abyś mnie tak nazywał... W najlepszym razie możesz do mnie zwracać się z użyciem pseudonimu, albo imienia - powiedział, starając się zachować spokój.
- Z całym szacunkiem, jednak jeszcze nie powiedziałeś mi Jak masz na imie, to prawda zrobił to Anioł, jednak nie zrobiłeś tego nigdy osobiście. Poza Tym, jak widzisz żadko go słucham, więc mogło umknąć to mej uwadze... - Było czuć pewien jad
- NIe sądzę by twoje nerwy miały podstawy, poza Tym, sam nie używasz mojego imienia, prawda ? A Jeśli chodzi o to czy jesteś mój czy Nie, to muszę Cie zasmucić. Ale zgodnie z wolą braci, jesteś... Jesteście wszyscy zawyjątkiem Anioła, cholera wie skąd ON jest... - Dodał rozbawiony
- Dlatego mam nad wami piecze, moje dzieci... - Uśmiechnął się ciepło
-Nie przesadzaj bożku, obecnie nie jesteś nikim więcej poza nimi więc ten pomnik to przesada. Ale myślę, że jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli. To zostaniesz bohaterem albionu , tak jak Oni-Tu ręką wzkazał Sairusa i Daricę- I doczekacie się pomników, czy też opiewania waszej heroiczności w pieśniach.-Do tego czasu radził bym powstzymać się o komentarzy tego typu. W ten sposób nie zjednasz sobie istot śmiertelnych. Co najwyżej zapłacą ci stalą. Pamiętaj, że twoje ciało jest śmiertelne.
Przyjął sztylet od czarodziejki, i znów wypowiadał szeptem kilka formułek, żadnego efektu. Jednak to czego wcześniej nie zauważył to kryształ osadzony po środku bogato zdobionej rękojeści. Prawdopodobnie zbiornik many. Podał sztylet z powrotem dziewczynie.
Dorzucił do ogniska kilka gałązek, po czym spojrzał w mocno rozgwieżdzone niebo.
-Ja idę na wartę a wy się prześpijcie to wam dobrze zrobi.-Jak powiedział tak uczynił ruszył w stronę drzewa z pod którego to nie tak dawno doszedł do gromadki.
- No to śpimy... Tobie koszmarów życzę- Sai zwrócił się do Pana X i bez zbędnych słów położył się i po prostu zasnął.
- Ja rzadko śnie... Ale mogę Cię zapewnić, że dziś przyśni Ci się coś... szczególnego - Dodał dziwacznie
 
Cao Cao jest offline  
Stary 06-08-2011, 01:11   #12
 
Eleywan's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znany
Rozdział I "Idąc ciemną doliną."
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=0Mq39G-M8v8&feature=related[/MEDIA]

Ranek, Sanctuary, Główny klasztor Zakonu Archanioła Gabriela.

[/b][/i]




Kilku zbrojnych przemierzało korytarz prawie paradowym krokiem. Ich ciężkie stalowe buty uderzały o kamienne kafelki. Ten z nich który posiadał największą kolekcję orderów i grawerów na swoim pancerzu pewnie pchnął drzwi po czym cała gromadka przyklękła. Jak jeden mąż wykrzyczeli.
-Ku wiecznej chwale, lordzie Exesteine.
-Ku wiecznej chwale rycerze, sir lancelocie
. -Ostatnie słowa skierowane były do tego najbardziej pewnego. Miał on pewien powód do swej "pychy" gdyż był generałem armii pierwszej krajowej potęgi. A też założycielem Inkwizycji. Lubował się w okrucieństwie, patrzenie na krzywdę innowierców sprawiało mu wiele przyjemności.
-Lancelocie Raport.-Prawie beznamiętnie, ledwo poruszając ustami postać na tronie rozkazała zbrojnemu.
-Panie dziesięciu-tysięczna armia gotowa do masowego przeniesienia na teren Stonebridge. Wszyscy uzbrojeni, wypoczęci i najedzeni. Gotowi na klęskę Zgromadzenia.
-Jakieś wieści od naszych szpiegów?- Władca zakonu, pragnął wygranej od zarania tych bezsensownych " świętych" wojen, żadna ze stron nie wygrała w bezpośrednim starciu zawsze kończyło się to remisem.
-Odrodzenie również wystawi liczebnie zbliżoną do nas armię, są natomiast nie dozbrojeni. Braknie im funduszy z powodu naszych grabieży, jak i wypadów inkwizycji.- Tu Lancelot informując o sukcesie swoich podopiecznych się uśmiechnął. Po czym kontynuował.
-Jest też jedna zła wiadomość. Przechodząc do meritum. Najemnicy którzy nam odmówili swojej pomocy za niezłą sumkę. Zawarli bezpłatny kontrakt z Twoi, Lordzie, bratem.-Poprawił nerwowo miecz, gdyż wiedział jak jego władca reaguje na wieści tego typu. Był też mocno zaskoczony, brakiem jakiejkolwiek reakcji ze strony Uriela.
W końcu postać siedząca na bogato zdobionym, rzeźbionym w czystym złocie tronie przemówiła.
-Bardzo dobrze się spisałeś. Jak zwykle. Rozkaż naszym magom uaktywnić portal za dwie godziny. Walka umówiona jest w południe, będziemy mieć czas na ustawienie strategi, jak i rozmieszczenie wojsk. Odmaszeruj do swoich obowiązków.
Lancelot zasalutował i ruszył do koszar a za nim łańcuszek jego świty.





Arvelus przemierzał kolejny to już metr lasu. Było to strasznie nużące wszędzie tylko drzewa. I negle trach wielki krater. Co tu się do cholery stało? To pewnie więdzą tylko ci co tu byli. Ale zaraz pewnie nikt nie przeżył takiego wybuchu. Ulryk i spopielec tylko tempo patrzyli na miejsce wybuchu. Towarzyszami do rozmowy to nie byli, a tym bardziej nic by nie wywnioskowali. W oddali mógł też dostrzec pozostałości po obozowisku.






Sairus, Azrael, Darica i "pan X'-jak zwał go Wilkołak. Ruszyli zaraz gdy zaczęło świtać zbudzeni przez Archanioła. Zjedli szybko posiłek wyczarowany przez upadłego boga. I na piechotę ruszyli do ruin Stonebridge które znajdowały się w pobliżu. Po drodze mijali mnóstwo ludzi. Nie zdziwił ich ten fakt gdyż ponoć w miejscu ostatniej wielkiej bitwy wciąż mieszkali najwytrwalsi, staruszkowie lub bandyci na których czeka stryczek. Wszyscy ostrzegali drożynę aby tam nie zmierzali. Bo zastanie ich tylko śmierć i zniszczenie. Nie rozumieli o co im może chodzić. Do czasu . Gdy znaleźli się przy rozwalonym murze i wrotach wejściowych pierwsze co ich zmartwiło to bariera rozpościerająca się nad miastem. Wielka. W koło było pełno trupów z wytatuowanymi skrzyżowanymi toporami. Symbol najemników. Ale co oni tu robią? Czyżby poszukiwali dziedzica? Dobrze by było któregoś nich przesłuchać. O ile którykolwiek jeszcze oddychał. W oddali można było usłyszeć dzwięki trąb wielu. Setek. Może nawet więcej. Okrzyki też były w tej chwili i w tym miejscu czymś normalnym. Gwiazda na Niebie raz błyszczała bardzo mocno, raz prawie przygasała. Czy to mogło oznaczać zagrożenie dziedzica? Sairus znalazł napis runiczny którego nie umiał przeczytać, Darica odnalazła pośród ciał rozrzuconych w okolicy. Znajomego swojego ojca, z którym służył niegdyś w zakonie.
 
Eleywan jest offline  
Stary 08-08-2011, 18:51   #13
 
xDorota's Avatar
 
Reputacja: 1 xDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumny
Wreszcie dotarli do Stonebridge, ale pojawienie się w tym miejscu wcale nie przyniosło im radości. Raczej dodało więcej zmartwień. Wyglądało jakby dopiero co przetoczyła się tu jakaś bitwa. Dookoła leżały trupy. Darica nigdy w życiu nie widziała tylu martwych ludzi naraz. Ale co ich zabiło? Nigdzie nie było widać wrogich żołnierzy. Przechodziła między zwłokami otoczona martwą ciszą. Patrzyła na wykrzywione w bólu bądź pełne zaskoczenia twarze . Okropny widok. Wtem rozpoznała jednego z poległych. Wspomnienie przeleciały jej przez głowę. To był Ringo Berunkill - znajomy ojca. Dawno temu wpadał czasem do nich na herbatę. Pamiętała jego długie rozmowy z rodzicem. -”Co on tutaj robił? I od kiedy był najemnikiem? Przecież... A nie! Chwila. Nie ma tatuażu skrzyżowanych toporów, choć ma ich mundur”- myślała zdziwiona. Zauważyła też, że miał miecz zakonu. -”czyżby niedawno odbyło się tu starcie Zakonu z … ze Zgromadzeniem zapewne, bo z kimże by innym. Na pewno oni nasłali na nich najemników.”-
- Zauważyliście, że część zmarłych to nie najemnicy, ale Rycerze Zakonu? Znowu im się nudzi wraz ze Zgromadzeniem, więc się zabijają nawzajem? - powiedziała w stronę towarzyszy. - Dziwne tylko, że wszyscy są w mundurach najemników. Czyżby to miała być jakaś zasadzka ze strony Zakonu?

Cóż za piękna niespodzianka. Dotarli do celu, a znaleźli tylko ogrom trupów. Jeden plus, że to niebyły żywe trupy tworzone przez nekromantów. Sai przechadzał się między ciałami, szukając czegoś ciekawego. Może i nawet jakiejś broni dla siebie. Chciał już sobie to darować i dostrzegł coś dziwnego. Napis runiczny. Na początku przykucnął przy tym napisie i próbował go odczytać, jakby w ogóle była na to jakaś szansa. Jednak szybko zrozumiał, że bez pomocy kogo z grupy, nie da sobie rady. Rozejrzał się, aby sprawdzić, gdzie każdy był. Najlepiej byłoby chyba zawołać Azraela, który wszystko wiedział. Jednak nie był on lubiany przez wilkołaka. Więc pozostało zapytać wszystkich, czy znają się na takim piśmie.
- Zna ktoś pismo runiczne? - zawołał do pozostałych i czekał na jakąkolwiek odpowiedź.

Cała ta podróż bardzo zmęczyła bożka. Co jak co, ale wcześniej jako świadomość przebycie, tysięcy kilometrów, nie stanowiło problemów. A Teraz ? Nogi go bolały jak jasna cholera. Nie okazywał tego, ale był wręcz wycieńczony. Na dodatek Ci głupi chłopi, którzy cały czas namawiali ich do powrotu, oraz Gabryel który wyrażał się w kwestiach, których nie miał bladego pojęcia, starając się “okazać” mądrzejszym. Istota podejrzewa że On starałby się wmówić ludzią, że to mężczyźni rodzą, chociaż każdy wie że jest innaczej. taka podstawa wręcz go irytowała, ale nic nie mówił - niechciał pogarszać atmosfery w obozie, gdyż i tak nie była za ciekawa. Poza Tym, przysiągł sobie, że nieda się już szantarzować jego “sposobem w końcu i On także miał na niego. Ale niechciał walczyć, wpierw chciał odzyskać swój piedestał, a możliwe jest to jedynie na dwa sposoby, albo inni przyjmą go na powrót, albo zabije ich. Ale mimo wszystko, byli jego rodziną, nie chciał się ich pozbywać, dlatego stara się naprawić własną renome. Być może jest to syzyfowa praca, ale jednak ma jakiś cel.

Kiedy jednak ruszyli w stronę ruin, coś go cały czas męczyło, nie potrafił opisać swoich odczuć,w końcu nie przywykł do nich. I tym razem okazały się prawdziwe, nastali na teren wielkiej bitwy, niemalże rzezi. Co prawda ta nie zrobiła na nim szczególnego wrażenia, przez fakt tego, że ludzie wyrzynają się na wzajem, Być może dlatego ma taki sentyment do elfów ? W końcu Ci pozostali jedynymi prawdziwymi sługami. Reszta, stara się wyznawać jakieś wymysły... Ah. Ciężki los boga - Uśmiechnął się w myślach. Chociaż ciężko było mu przyznać, to jednak ludzie zaczęli mu fascynować mimo swojego “ograniczenia” byli w stanie osiągnąć naprawdę wiele. Co Było bardzo pozytywną rzeczą Z jego wielce “głębokich” refleksji, wyrwało go stwierdzenie czarodziejki.
- Być może są to rycerze, ale czy to różnica ? To że zabijają się jak głupcy Dają się ponieść chwili, oraz marzeniu bohaterstwa i tyle z nich zostaje... Niedługo robactwo się nimi zaopiekuje, chyba że macie zamiar każdego chować - Zapytał złośliwie
- Co Jak co, ludzie przywykli do chowania zmarłych, prawda ? - Jedno ciało, które ujrzał bożek, miało otwarte oczy, ten wówczas podszedł dań, uklęknął, spojrzał mu głęboko w jego martwe puste, poczym. wtedy to delikatnie przymknął Je.
Wtedy, to usłyszał pytanie Wilczka.
- Zależy z której jest epoki... Kilka ostatnich wieków przespałem. Niech no spojrze... Czekaj ! - Rzucił szybko
- Chyba że ma to zrobić, nasz wspaniały lider, który to może zastąpić każdego z nas, a my służymy mu jeno po to, by nieść jego towary, i chwilowo uświadomić go, że jest tylko istotą żywą ? - Po tych słowach, roześmiał się głośno

Bożek już wiedział, że napis na runie to zaklęcie ze szkoły magii wiatru. “ Aero Das Locatum”-Taka była jego formuła. Nie miał pojęcia jaki byłby efekt jego inkantacji. Sam pewno też nie potrafił go użyć.Potrzebny był mag wiatru. Ale zaraz! Przecież jest takowy w drużynie.

Azrael podszedl do Czarodziejki i przyjrzał się ciału.
-Faktycznie, mogę wyczuć energie setek, może nawet tysięcy istnień za barierą. Większość z nich umiera. Prawdopodobnie kolejne starcie moich pseudo-wyznawców jak i zgromadzenia. Wyczuwam też potężną energie.. prawdopodobnie upadły- Gabryjel zamyślił się widocznie.

- Ta cała sytuacja, zaczyna mnie wyraźnie denerwować. - Powiedział zdenerwowany.
- Odnośnie runy, tak, owszem jest to magia wiatru, więc może nasza młoda towarzyszka da radę zrobić z tego jakiś użytek ? Poza tym powiedz mi Jedno.. Aniele, jak się czujesz ? Poczyna denerwować mnie sytuacja że WY którzy NIC nie znaczycie na ziemi, która nie jest wasza, śmiecie odbierać ludziom świadomość oraz wolną wole. Poza Tym sądzę że kłamiesz. Powiedz nam lepiej odrazu, są jakieś rzeczy których nie potrafisz ? Po cholerę w ogóle Ci drużyna ? Chcesz mieć kilku przydupasów, których będziesz mógł “fascynować” swoją wszech potęgą ? - Widać było wyraźną irytacje, zachowaniem Anioła
- Jak śmiesz zwać ich swoimi wyznawcami ?! Jakim prawem, powiadam ! Może Ja wiele nie znaczę, jednak nie pozwolę na taką zuchwałość w stosunku do naszego życiowego działa, powiadam Ci że nie pozwolę. Obiecałem pomóc Ci w tej misji, tak też zrobie, a jesteśmy już blisko celu ! Albowiem umowa tyczyła się jedynie do dojścia do twojego świecidełka ! I żądam od Ciebie, jak tylko to uczynisz, opuszczenia naszego domu, nie należysz do tego świata... nie jesteś jego częścią, zakracasz na niebezpieczne tereny, doprowadzisz do zagłady ludzkość ! Chcesz tego ?! Radze więcej, dużo więcej wychwalać swoją pozycje, pod niebem, pod błękitem którego Panem nie jesteś ! Bierzesz odpowiedzialność nad każdym życiem ,stąpającym po tym globie, krzywdzisz tych ludzi, widzisz do czego doprowadzasz ? Dostrzegasz to ? Dostrzegasz to że ranisz mnie, oraz moich braci. Ranisz nas, przez fakt tego, że pod pryzmatem “dobra” zabijasz nas, każdego po kolei. Niszczysz naszą esencje, i nasz duch wygaśnie. Czy rozumiesz znaczenie moich słów ? Czy też własna pycha sprawiła że nie odróżniasz świadomości...? Żałosne... - Nerwowy oddech bożka uspokoił się, po czym odszedł kilka korków od grupy stając doń plecami, przyglądając się horyzontowi

-To nie ja uczyniłem ich moimi wyznawcami, oni wielbią moją osobę, a raczej mojego poprzednika opisanego w Bibli, jestem tu również po to aby objawić im, że nas nie cieszą mordy.-Mówił bardzo spokojnie.
-Po za tym, ja nie będę używał, a raczej ogranicze do minimu używania moich mocy. Zresztą możesz odejść. Z tobą czy bez Ciebie tam dojdziemy. Wiadomo będzie ciężej bez świetnego maga władającego elektrycznością. Ale jeśli robisz to tylko przez urazę do takiego 19 latka jak ja to twój błąd-Beznamiętnie wzruszył ramionami.

-Darico dasz radę to wypowiedzieć? Chodzi mi o runę.-Poprosił dziewczynę z uśmiechem.

Dziewczyna podeszła do zwłok mężczyzny z tajemniczą runą. Kucnęła i uważnie przyjrzała się jej z bliska. Pierwszy raz ją widziała, ale z jej przeczytaniem nie miałby najmniejszego problemu. Gorzej ze skutkiem tego zaklęcia - nie miała żadnego pojęcia, co spowoduje jego inkantacja. Mogła się jedynie domyślać - brzmienie kojarzyło jej się z powietrzem i miejscem... może przemiejscowieniem... Nie była pewna. Mogło znaczyć też zupełnie co innego. -”Czy jest sens ryzykować i je przeczytać? Może przywołać jakiś rodzaj broni czy zniszczenia, co na pewno przysłużyłoby się wojownikom. Ale równie dobrze mogła gwarantować obronę czy być podstawą do przeniesienia lub tysiąca innych rzeczy. I dlaczego tylko ten jeden wojownik jest oznaczony tą runą? Czyżby dowódca? Ale dowódców się nie oznacza na bitwy, by nie wystawiać ich na cel...”- spojrzała na twarz zabitego. Na szyi maił coś nietypowego. -”Znamię nekromanty!”- Zauważyła ze zdziwieniem.
- Odczytanie tej runy nie sprawi mi najmniejszego problemu, ale niestety nie znam zastosowania tego zaklęcia. Nie wiadomo czy przyniesie nam więcej szkody czy pożytku. Dodatkowo to nie był zwykły żołnierz - wskazała na jego szyję - patrzcie, to nekromanta. To ryzykujemy?

Azrael popatrzył na czarodziejke. Przemyślał chyba już setke scenariuszy, jaki skutek może przynieść użycie czaru zapisanego na runie.
-Wiesz, to może być nasza jedyna szansa na przejście przez Bariere, przynajmniej mam taką nadzieje.-Anioł gwałtownie złapał się za oko, a na jego twarzy był widoczny grymas bólu.-Zblizył się do czarodziejki.
-Decyzję, o jej użyciu podejmij sama.Ale pamiętaj..-Położył rękę którą przed chwilą trzymał na oczodole na ramieniu dziewczyny. Z jego prawego ślepa kapała powoli krew.-Jesteśmy tu z tobą, nie ma się czego obawiać.-Próbował się uśmiechnąć, ale średnio mu to wyszło z powodu bólu.Kontynuował dalej:
-Tak, czy inaczej musimy się pośpieszyć. Zaczyna się...- Ta wypowiedź była bardziej do niego samego jak do innych. Być może jak jego towarzysze zauważyli często mówił głośno swoje myśli.

- Co Ci się dzieje? - spytała widząc dziwne grymasy Archanioła, a chwilę potem krople krwi.
- O siebie się nie boję, zaklęcia zwykle są bezpieczne dla wypowiadających. Nie wiem tylko czy nie będzie miało jakiegoś negatywnego wpływu na was. Pomysł z barierą jest dość realny. - jeszcze raz przyjrzała się runie, tak by ją zapamiętać i w razie czego móc ją wykorzystać - Myślę, że warto spróbować, ale odsuńcie się ode mnie na wszelki wypadek. - odczekała chwilę i pełna ciekawości i lekkiego dreszczyku emocji, co też wywoła, powiedziała:
- Aero Das Locatum

Azrael wstał dość chwiejnie z obu oczodołów płyneła mu obecnie krew. Nie ruszy się z miejsca nawet gdy dziewczyna wypowiadała zaklęcie.
Gdy tylko inkantacja była zakończona w powietrzu coś zabrzyczało, pobliskie drzewa zaszumiały, zgromadzonym zdawało się nawet że ziemia się trzęsie. Przed darico intensywnie począł się kumulować wiatr. Ułożył się w coś na rodzaj miejsca, na prosty, krótki przedmiot. Być może jakaś dźwignia. Ale z kąd u licha oni mogli wziąść coś takiego.

Tego się nie spodziewała. Co prawda, ogólnie nie wiedziała czego się spodziewać, ale to jej nawet na myśl nie przyszło. -”Co to w ogóle jest?”- Stała zdumiona i wpatrywała się w dziwne zjawisko tuż przed nią. Uniosła rękę i lekko dotknęła skumulowanego powietrza. To było twarde, choć zdecydowanie na takie nie wyglądało. Przecież było prawie przezroczyste!
- Na tym spokojnie można coś położyć - rzekła do towarzyszy - Pewnie ktoś próbował wykorzystać to do transportu jakiejś szczególnej rzeczy. Chyba, że służyło to za stolik - dodała sarkastycznie. - Ciekawe czy człowieka też mogłoby zabrać? Cóż, chyba wolę nie próbować. Włożyłabym tu cokolwiek, ale myślę, że może to dać znać komuś, że się bawimy jego runą...

Azrael “pijańskim” krokiem podszedł do przed chwilą co uformowanej struktury. Przejechał po niej dłonią.
-A co jeżeli to jakiś przycisk, być może dźwignia. Może jakiś artefakt ją uaktywnia. Co o tym sądzisz?-Zapytał dziewczynę, puszczając do niej przy tym oczko.

- Może być to i dźwignia, ale po co dodatkowo umieszczać zabezpieczenia w zaklęciu? Co miałaby wywołać? - myślała na głos - Jeśli to był jakiś wyjątkowy przedmiot, który mieli znaleźć, to zapewne już go użyli. Chyba, że nie zdążyli lub... on nadal ma go przy sobie - szybko kucnęła i zaczęła z lekkim obrzydzeniem sprawdzać kieszenie trupa. Nic nie znalazła. Coś jej umykało. Potrzebne było coś małego i krótkiego... -” Czego oni mogli szukać... Runy nie przygotowywano bez konkretnego celu. Coś tu miało się znaleźć.”- Wodziła wzrokiem po okolicznej ziemi. Jej spojrzenie znowu padło na szyję zmarłego. Nekrmomanta. Kilku po drodze spotkali... Sztylet!”- przypomniała sobie - “A co jeśli oni wcale na nas nie czekali, by nas zabić, ale to my ich zaskoczyliśmy i przerwaliśmy wędrówkę? Ale czemu broń pojawiła się dopiero po śmierci nekromanty... i to jakiej efektywnej ”- myślał jednocześnie wyjmując sztylet
- A może potrzebowali tego? - powiedziała - Tylko jedno mnie gryzie, jeśli jedyną drogą na zdobycie sztyletu miał być wybuch, to kto niby miał go tu włożyć?

Gabryjel dokładnie przeanalizował informacje zebrane dotychczas jak i słowa Darici. Postanowił też podzielić się z dziewczyną tym co obmyślił.
-To fakt ten sztylet to może być to, nie dowiemy się póki nie spróbojemy. Prawdopodobnie tamten nekromanta-pułapka miał go komuś przekazać, iż mu się nie udało my go mamy. Nie ma w nim nakumulowanej żadnej energi, więc nie powinna to być żadna pułapka....-Azrael znów zaczął się dziwnie zachowywać, natychamistowo łapał się za czoło. Pocił się ponad normę coś było nie tak. Raz czy dwa wyszeptał czyjeś imię : Satanel.
-Musimy się śpieszyć, nie chcę cię poganiać z decyzją, ale sytuacja nie jest różowa.-Powiedział z uśmiechem do dziewczyny.

Azrael zachowywał się jakoś dziwnie. Co mu dolegało? Gdyby nie fakt, ze gonił ich czas dziewczyna wypytałaby go porządnie. Skoro zaczęła to zaklęcie, to spróbuje je dokończyć. Raz się żyje...
- Mam nadzieję, że nie czeka nas kolejny wybuch - dodała - jak już zaryzykowaliśmy, to nie ma co się nagle zastanawiać nad przerywaniem. - Włożyła sztylet w dziwny otwór i czekała w napięciu na efekt.

Ostrze gwałtownie się rozgrzało, zawisło kilka stóp nad ziemią. Wiatry tworzące jakoby piedestał poczeły się kłębić wkoło niego. Okolicę zapełnił nieprzyjemny ledwo słyszalny pisk.. Klinga spadła kilka sekund potem chłodna na ziemię, obecnie bardziej przypominała miecz, na ostrzu pojawiły się runy.
W oddali bariera zaczeła się kruszyć jak szkło w miejscu gdzie znajdowała się niegdyś brama do stolicy Albionu Stonebridge.

To było niesamowite! Powiew magii - jak ona to kochała. Z iskrami w oczach obserwowała wszystko co się dzieje. Pisk lekko drażnił jej uszy, ale dopełniał całości. Kiedy u jej stóp wylądował miecz, bez wahania go podniosła.Obróciła go w ręce i przyjrzała mu się uważnie - zwłaszcza runom znajdującym się na ostrzu.
- Ostrze Czterech Wiatrów - odczytała nie wierząc własnym oczom. Brała je za legendę! A ono istniało naprawdę! Co za szczęście, że się natknęli właśnie na tę runę. Radośnie się uśmiechnęła jednocześnie pełna zdumienia.
- To wspaniałe znalezisko! Aż nie mogę uwierzyć, że trzymam je w rękach. Dzięki niemu moja magia będzie o wiele potężniejsza.
Dziewczynie aż chciało się tańczyć z radości i podekscytowania. Lepszego daru losu chyba nie mogła sobie wymarzyć. Akurat teraz to ostrze bardzo się jej przyda.
 
xDorota jest offline  
Stary 08-08-2011, 21:30   #14
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Barutz z ciekawością młodzieńca podszedł nad skraj krateru i zajrzał do środka. Jeśli w nim, albo w zasięgu wzroku nie było nic ciekawego to po prostu ruszył w dalszą drogę
Poza nawałami różnych rozwalonych materiałow, i różnej maści brudu nie było tam nic ciekawego. Chwilę potem młody Nekromanta szedł głównym traktem w stronę Stonebridge. Co jakiś czas mijał emigrujących z tamtąd mieszkańców którzy odradzali mu dalszej podróży. Gdy jednak był już w jego zasięgu wzroku mur Stonebridge, cały dziurawy jak ser szwajcarski. Zaintrygowała go wznosząca się Nań bariera. Ogromna. Wiedzał, iż takie dzieło wymagało przeogromnej energi magicznej, oraz artefaktu służącemu katalizacji jej. W rowach po obu stronach drogi ujrzał masę ciał ubranych w najemnicze uniformy. W oddali ujrzał też 4 postaci, jedną z nich rozpoznał był to wilkołak który nie tak dawno niósł go podczas pościgu inkwizycji.

-Dobra, ktoś mi wytłumaczy co się to, do stu diabłów, dzieje?- odezwał się Nekromanta dołączając do grupki. Nagle się zorientował, że wśród nich jest anioł
-Oj, wybacz te diabły...
Mimo wcześniejszej “dyskusji” z Aniołem, istota widocznie była za fascynowana wydarzeniami które nastąpiły później. Z Pewną “płomieniem” w oczach przyglądał się całej sytuacji, nie spodziewał się takiej energii, którą na dodatek byli w stanie stworzyć ludzie. Co jak co, jeśli to co mówiła kobieta jest prawdą... Musi przerwać swoje lekkie “zaczepki” w jej stronę. Co jak co, ale jego duma ucierpiała by stanowczo jeśli... Pobiła by go kobieta... I to... -” Oj Losie, dlaczego doprowadzasz mnie do takiej sytuacji ? Jakim przeklętym prawem, chcesz stworzyć powtórkę z przeszłości.... Dobrze, dobrze obiecuje że to się zmieni.... Ale po prostu, muszę wrócić do siebie...”- Ostatnie godziny, widocznie wpłynęły na sposób rozumowania bożka, przekonał się w kilku kwestiach, a co niektóre pozmieniał. Aż wreszcie usłyszał głos
- Powiedz mi Aniołku, że nie jest to kolejna osoba, która ma dołączyć do naszej “drużyny” Mimo wszystko, ograniczono mnie do roli kucharza.... - Powiedział nieco podirytowany
- Wędrowcze, szukasz tutaj czegoś ? Jeśli nie, idź, wracaj do domu i nie plącz nam się pod nogami. Nie napotkałeś tych wszystkich “denerwujących” wieśniaków po drodze ? Jeśli tak, to po co pchasz się w miejsca, które powinny zostać zapomniane ? - Przemówił, zmęczony sytuacją
Sai nic nie mówiąc, obserwował wszystko, co się działo. Przynajmniej do czegoś się tutaj przydał. Znalazł runę, a nie wiadomo, czy oni by ją dostrzegli. Zresztą, to go jakoś specjalnie nie obchodziło. Już się miał odezwać, ale wyczuł czyjąś obecności w następnej chwili usłyszał znajomy głos.
- A Ty tu czego? Chcesz się odwdzięczyć za uratowanie życia, czy co? - zapytał, gdy Pan X skończył mówić.
-Nie miałem pojęcia, że tu będziesz. Z resztą bym sobie prawdopodobnie poradził. Zaraz obok był cmentarz. Tam byliby na moim terenie. Mnie i tych dwóch panów...- wskazał za plecy na wojownika w pełnej zbroi płytowej z zamkniętym hełmem oraz jakiegoś rodzaju spalonego, jeszcze dymiącego, zombiaka z rękami wyłamanymi z tyłu i zamkniętymi po łokcie w jakiegoś rodzaju stalowym pudle, czy sarkofagu. Jednak nie śmierdział płonącym mięsem, a ogniskiem. Co było dosyć dziwne.`

//grafika przedstawia tylko pozycję i ubiór

-... przywiodły moje własne interesy. A teraz widzę, że coś się popieprzyło od kiedy ostatnio odwiedzałem Kamienny Most. Nie mam pojęcia czemu miałbym się do was przyłączać. Wątpię byście mieli na pieńku z nekromantami, a ja celuję właśnie w nich. Podszedłem jedynie zaciągnąć języka. Mogę liczyć na tę pomoc?
 
Arvelus jest offline  
Stary 09-08-2011, 23:19   #15
 
xDorota's Avatar
 
Reputacja: 1 xDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumny
- Jeśli zagryzienie jednego nekrusa, wylądowanie kilka razy na drzewie i bycie zmuszonym do pozbawienia głowy golema z trupów, nie jest czymś, co można uznać za bycie na pieńku z nekromantami, to ja jestem czysty - odparł Sairus po chwili, rozkładając bezradnie ręce. Popatrzył na towarzyszy nekrusa. Ciekawe osobniki.
- Zadziwiające... Nekromanta ma na pieńku z podobnymi sobie. Może byś to wytłumaczył? - zapytał.

Darica nawet nie zauważyła, że ktoś obcy się do nich się zbliżył. Zaklęcie przykuło całą jej uwagę. Dopiero, gdy nieznajomy się odezwał, odwróciła się zaskoczona, choć nie dała tego po sobie poznać. Miecz trzymała wzdłuż prawej nogi. Przydałaby się jej jakaś pochwa. Przybysz okazał się nie całkiem obcym osobnikiem - przynajmniej nie dla Czarnego Wilka. I nie był sam. Z ich rozmowy wynikało, że razem już stoczyli jakąś walkę. Nekromanta... ze swoimi pomagierami... Nie wyglądało, żeby chciał ich zabić, ale nigdy nie wiadomo. Lepiej zachować czujność. Co dziwne, twierdził, że walczy z nekromantami. Cóż, w tej chwili naprawdę ciężko byłoby popsuć jej humor. Zwróciła się do przybysza, zaczekawszy najpierw na jego odpowiedź na pytanie Sairusa:
- My też nie darzymy nekromantów ciepłym uczuciem. Ciężko jest lubić kogoś, kto próbuje cię zabić... Jak to mówią, wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Ale nie bierz sobie tego zbyt do serca. Jeśli chodzi ci o ten wiatr - machnęła ręką wskazując otoczenie - właśnie rzuciłam pewne zaklęcie. Nie przejmuj się tym. Nie zagraża ci. - przytłumiony odległością dźwięk kruszącej się bariery nieprzyjemnie brzęczał, towarzysząc ich rozmowie. - Bariera się rozlatuje. Powinniśmy ruszać, póki jeszcze jest przejście. Nie wiadomo czy i kiedy ją załatają.

- Ależ nie ! Ja z kolei bardzo lubię nekromantów, gdyby nie fakt że Ci ostatni przyzwali szkielety, szkielety które rozwiały się po okolicy ! Toż to obraza. Ale sądzę że nie powinieneś chodzić z trupami można ich wykorzystać do walki, jednak powinni zaznać spokój. Sądzę że nawet ON - Wskazał palcem anioła
- Nawet ON się ze mną zgodzi. W końcu brak poszanowania dla zmarłych, jest równowarte z szacunkiem dla żywych. - Mężczyzna tym razem odwrócił się w stronę lidera grupy
- A My, wrócimy jeszcze do naszej rozmowy. Zapewniam Cię... - Wtedy to przypomniał sobie, o ostrzu kobiety
- Co to za przedmiot ? Wygląda jak zwykła broń...

-A więc Barutz jest już z nami, przeznaczenie zaczyna się dopełniać...- Archanioł znów począł mówić sam do siebie.-Przyjrzał się ostrzu w ręku Darici, czuć było od niego skumulowaną energię. Potężną moc, nie jeden niższy w hierarchi anioł by nią nie pogardził. Po chwili przeniósł wzrok na chowańce Nekromanty. Nie wiedział czemu ale szczególnie ten spopielony wzbudzał w nim odruch wymiotny.
-Wracając do Nekromanty, Panowie- Tu wzrok skierował na Sairusa i Anhernatirenatuxa - bądźcie odrobinke milsi dla niego. On z nimi nie trzyma.-Ostatnie zdanie miało na celu uspokojenie ich przed ewentualną zdradą.
-Bożku, nie mam pojęcia, jak można być na mnie złym za to że mnie czcą jacyś fanatycy? Za to, że ich zakon jest pod moim wezwaniem? Miałem ich za to zabić czy jak? Ktoś o inteligencji boga powinien wiedzieć, że zarówno Gabryjelitami jak i Zgromadzeniem żądzą bracia którzy dobrze wychodzą na tych swoich wojenkach. I tak naprawdę nigdy nie byli śmiertelnymi wrogami. Po prostu to ich interes. Biznes na którym świetnie wychodzą kosztem istnień setek tysięcy. A teraz pewno przyczynią się do wielkiego zła. Prawie tak wielkiego jakie ty robiłeś w przeszłoś...-Tu urwal, powiedział już za dużo. Ale był zły za bezpodstawne oskarżenia od upadłego. Krew leciała mu coraz intensywniej. Wyglądał jakby płakał krwią.

Zwróciła się do boga:
- Jak już mówiłam to Ostrze Czterech Wiatrów. Taki magiczny wspomagacz. Ostry też jest, więc spokojnie może służyć do walki.- powiedziała trochę niezadowolona, że Anhernatirenaux pyta o to, przy kimś nieznajomym, nawet jeśli nie miał on złych zamiarów wobec nich, jak twierdził Gabryiel. Im mniej osób wiedziało o zastosowaniu tego miecza, tym lepiej dla dziewczyny. Oczywiście ich drużyna miała prawo wiedzieć, ale byłaby bardzo niepocieszona, gdyby ktoś próbował zabrać jej ostrze uznając je, nie bez powodu, za niebezpieczne. Archanioł wyglądał coraz gorzej.
- Azarelu, co ci się dzieje? Z twoich oczu krew cieknie ciurkiem. Nie mów tylko, że anioły mają taki zwyczaj - płakać krwią. Można ci jakoś pomóc? - tym razem nie wymiga się od odpowiedzi, dziewczyna była zdecydowana ją z niego wydusić.

- Nie rozumiesz przeszłości, co TY w ogóle możesz wiedzieć ? Czy wiesz czym jest zło, z własnego doświadczenia ? Czy pojmujesz to ? Być może jesteś istotą stworzoną z Dobra, dlatego też nie powinieneś dawać osądów. - Kiedy ujrzał że mężczyźnie, zaczęła lecieć krew, złapał go za głowę i podniósł Ją tak, by móc mu spojrzeć w oczy
- Wiem że krwawisz, jednak sądzę że nie zrobi Ci to ran. Dlatego posłuchaj mnie. Bez zbędnych morałów, usłuchaj mieszkańca tej Planety. To co robiłem w przeszłości nie było moim wybrykiem, bo tak chciałem. JA ich nauczyłem, pouczyłem jak walczyć ze złem, czym jest zło, oraz jak blisko nam do upadku. Albowiem nie jesteśmy istotami doskonałymi, nie jesteśmy wszechmocni, jesteśmy bliscy człowieczeństwa, dlatego ludzie są tacy. Nie ukrywam się pod maską, po prostu uświadamiam to Sobie, wraz z każdym krokiem na tej glebie. I nie mów do mnie “bożku” Teraz jestem “prawie ludzki” Ja mam zamiar, zostać bogiem, niezależnie od tego, czy mi wybaczą czy nie. Po prostu, raz w życiu poczułem że robię coś źle... - Wtedy puścił jego Głowę, nie był to żaden mocny nacisk. Po chwili odwrócił się w stronę kobiety
- Jeśli to coś, tak działa, powinnaś bez problemu, zniszczyć te dwa umrzyki prawda ? Albo mnie... ? Powiedz więc, co Ciebie powstrzymuje... ?

-Ci cholerni głupcy..Upadli.. Używają naszej magii... Nie, nie naszej spaczonej Anielskiej magii w tym świecie. I tak jest tego efekt dlatego ja nie używam moich mocy, aby nie działo się nic podbnego. Ja po prostu jestem na to najbardziej wrażliwy ale najmniej mi to szkodzi. Jeżeli się nie pośpieszymy o wiele gorszy los spotka was. Sataneal, ten zdrajca.. ta szuja. Nie doszło do walki tysiące istnień poległo tu z ręki upadłego Anioła Śmierci, Sataneala.-W tym momencie jakby na zawołąnie Azraela, cała drużyna usłyszała trzepot skrzydeł. Postać o skrzydłach w dwóch różnych kolorach zmierzała w ich stronę. W ręku dzierżąc czarną skompaną w krwi kosę, która pochłoneła niezliczoną ilość żyć. Wraz z jego przybliżaniem się nastawała ciemność.
Chwilę potem wylądował. Siła wiatru spowodowana lądowaniem wyrzuciła mnóstwo ciał w powietrze.
-Gabryjelu! Bracie! Czy to nie wspaniałe! Tyle śmierci w jednym miejscu.-Przeraźliwie chorobliwy śmiech rozniósł się w promieniu wielu metrów.
-Jaka szkoda, że ty i banda tych twoich zabawek zginiecie. Co za strata, że wzbraniasz się od używania swojej mocy.. no cóż.. Chyba że przejdziesz na stronę mojego pana, który porwał od Ciebie ⅓ churów. Będziemy niezwyciężeni. Pogrążymy ten świat w ciemności.- Anioł przybrany w czarną zbroję zwracał się do Azraela, który krwawił już nie tylko z Oczu, ale i uszu.

Anhernatirenaux znów dyskutował z Gabryielem. Zwrócił się też do niej. Zadawał dziwne pytania.
- Po co miałabym was zabijać? Na razie mi nie zagrażacie, a nawet jesteście w stanie mi pomóc. Nie zabijam nikogo, tylko dlatego, że mogę. Takie coś mnie brzydzi. Robię to, tylko gdy muszę... - zaczęła wyjaśniać, sama się sobie dziwiąc, że dała się wciągnąć w tą dyskusję. Archanioł zaczął coś mówić o upadłych. Był wyraźnie wzburzony. Dziewczyna przysłuchiwała się z ciekawością. Nagle nie wiadomo skąd pojawiła się postać skrzydlatego. W pewien sposób był podobny do Gabriela, ale z drugiej strony tak wiele rzeczy ich różniło. Zwłaszcza oczy. Krył się w nich jakiś niebezpieczny błysk. Jakby fascynacja złem. Jej obawy się od razu potwierdziły.
Nie tylko był uradowany śmiercią, ale wyraźnie im groził. Szybko wzniosła barierę wokół wszystkich towarzyszy, nawet wokół tego nekromanty. Miała nadzieję, że bez problemu ją utrzyma dzięki ostrzu. W końcu nie znała jego granic, a przybyły na pewno władał sporą mocą... Wolała zaczekać na pierwszy ruch wrogiego anioła. Satanela? Może jakoś uda im się uniknąć walki? Szczerze w to wątpiła, ale w końcu nadzieja umiera ostatnia...

Mężczyzna chciał przedstawić co by zyskała, zabijając go, jednak jak się okazało ktoś musiał przerwać im rozmowę. I któż to taki, to sam braciszek, naszego idealnego dowódcy... Kiedy ten zaczął swoją “wyniosłą mowę” bożek skomentował to tylko tak...
- kolejny debil... - Widać było że męczą go wszyscy nowo przybyli, jednak jeśli jego moc była tak wielka, że sama jego “obecność” raniła irytującego aniołka, postanowił wreszcie coś zrobić. A najbardziej zdziwił się reakcją kobiety, niemal natychmiast po stworzeniu bariery, złapał Ją za dłoń
- Nie rób tego... Tak nas jedynie, narażasz. Spójrz uważnie, w końcu mamy dwóch “wszech potężnych” skoro tak chwalił się swoją mocą, powinien sam zając się nim. Niech wreszcie coś zrobi pożytecznego. Tak będzie najlepiej...
Po czym spojrzał na “anioły” z szyderczym uśmiechem.

Słowa Anhernatirenatux względem Sataneala mogły być najgorsze w jego życiu. Jakaś magiczna czarna dłoń, stworzona jakby z dymu pomkneła w w jego stronę. Przełamała barierę Czarodziejki, jakby była cienką warstewką szkła i pochwyciła upadłego boga.
-Ty śmieszny bożku, jak masz czelność do mnie tak mówić.-Anioł śmierci uniósł się dumą. A jego zaklęcie kilka krotnie uderzyło jego celem o Ziemie. Po czym rzuciło nim jak szmacianą lalką o pobliskie drzewo jeszcze gdy wisiał w powietrzu. Przybiły go do rośliny, magiczne czarne szpikulce. Zawisł bezwładnie w powietrzu. Ostrza omineły najważniejsze organy, więc żył, ale był bezradny.
-Jak śmiałeś.. mojego przyjaciela!-Może te słowa trafnie nie oddawały jakimi uczuciami darzył bożek Azraela. Natomiast ten drugi go za takiego uważał.
-Szybko kierujcie się do miasta, nie powinniście spotkać tam oporu odnajdzcie dzieciaka. Od was zależy los Albionu. Ja go tu trochę zatrzymam, a potem wróce z panem X- Uśmiechnął się krzywo z powodu bólu.
-Myślisz, że stawisz mi czoło ty namiasto Gabryjela?-Sataneal zaśmiał się szydzerczo-Bez swojej magii? Nie żartuj, kretynie. To nie wykonalne.
-Ale mam z zanadrzu to, czego mój poprzednik nie posiadał.-Odwrócił głowę do towarzyszy, i jej gestem ich poganiał.-Stający na straży Nieba i Ziemi. Calibur.- W jego ręku zmaterlizowało się te samo poteżne ostrze co poprzednio.

Sai natychmiast przyjął wilczą formę. Skoro kazano mu uciekać, to zamierzał posłuchać. Jeszcze nie oszalał, aby wtrącać się do walki aniołów.
- Nie zdziwię się, jeśli już się nie zobaczymy, więc żegnajcie - powiedział szybko i zaczął uciekać, jak rozkazał Azrael. W końcu nie on tutaj dowodził, to słuchał przewodnika, znającego zagrożenie bardziej.
-Cholera- zaklął Faust przeszukując pamięć w poszukiwaniu odpowiednich zaklęć, nie, nie ofensywnych. Różnica mocy była aż nadto wyraźna. Wydał mentalne polecenia. Ulryk przerzucił sobie spopielca przez ramię a ten zawisł jak worek kartofli.
-Ahaerak nox- wyszeptał a dwa pobliskie ciała poderwały się na nogi i ruszyły na nowoprzybyłego anioła. Miały jedynie kupić sekundę, lub dwie dla tego aniołka co był z nimi.
-Wybranieć choroby- skierował laskę na Gabriela, z rozmowy wynikało, że to chyba on. Zaklęcie nie przyniosło żadnego widocznego efektu
-Chmura morru, eteral krux- w tym momencie z ziemi zaczęły unosić się trujące opary, było ich bardzo dużo.
-Zabierajmy się stąd- ponaglił resztę i sam rzucił się do ucieczki, a opary szybko się podnosiły poważnie ograniczając pole widzenia wszystkim z wyjątkiem osoby określonej Wybrańcem Choroby. Zwykle nekromanta sam nim był, ale tu lepiej nadał się do tego Gabriel. Gdy się wycofywali najbliższą okolicę zakrywała już brudnozielona, bardzo gęsta mgła. Normalnie by gryzła w oczy i powodowała osłabienie, ostatecznie śmierć, ale przerzucił ją do innego świata, a tu było ją tylko widać. Nie liczył by coś takiego położyło anioła, a mógłby ją rozwiać gdyby pozostała tu.

Daricę ogarnęła lekka panika. Ta bariera była mocna. Chyba najmocniejsza jaką stworzyła, a na pewno na tyle osób, a anioł pokonał ją tak łatwo... Bóg wylądował na drzewie, za parę nieprzyjemnych słów. Co prawdę z łatwością przychodziło mu denerwowanie osób, ale wolała nie myśleć, co by ją czekało, gdyby zaatakowała skrzydlatego. Przebiegł ją zimny dreszcz. Zdjęła barierę - i tak nic nie znaczyła, a czerpała jej moc. Była w lekkiej rozterce. Głupio się czuła mając zostawić tu Gabryjela samego, ale z drugiej strony była świadoma, że niewiele mogła by zdziałać... niewiele... phi... raczej nic... Poza tym odnalezienie następcy było ważniejsze. Nekromanta poczynił jakieś dziwne rzeczy, najwyraźniaj mające na celu ułatwić im ucieczkę. Nie było na co czekać. Wyszeptała:
- magpadali lansungan - by popychana przez silny wiatr wielokrotnie zwiększyć szybkość biegu i pomknęła w stronę dziury w barierze.

Barutz skrzywił się gdy go wyprzedziła stwierdzając, że musi opracować zaklęcia poprawiające mobilność. To irytujące być tak powolnym... może jak skończy kościeja...
 
xDorota jest offline  
Stary 11-08-2011, 19:16   #16
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
Co jak co, niezależnie od sytuacji, ale to zawsze On obrywa najmocniej. Sytuacja ta zaczęła bożka wyraźnie... Nie, nie mogła zacząć, w końcu walczyło życie przybity do drzewa. Jego ostatnim gestem, w pełni świadomym. Wręcz niemal powiedzeniem “Nic ponad To nie możesz mi zrobić” było okazanie środkowego Palca. Jednak było to bardzo słabe, iż niemal niezauważalne. Krwawił, był tego świadom. Widział coraz gorzej... Aż wnet na niebie, zaczęły objawiać się czarne chmury, jego wzrok uniósł się ku nieba, pierwsze krople deszczu, które padły na jego twarz mogły przypominać łzy. Niedługo później doszło do pierwszych błysków na niebie, jedynie poszczególne wyładowanie, oświetlało mu obszar... W duchu zapewne bluźnił i na Gabriela oraz jego brata.
Do nekromanty nagle doszło, że przecież zostawili jednego przybitego do drzewa. Cholera. Pobiegł do niego każąc Ulrykowi biec ze spopielcem do miasta i czekać za barierą.
-Ajaj... paskudnie to wygląda- powiedział marszcząc czoło gdy kombinował jak się do tego zabrać- Będzie boleć- ostrzegł gdy chciał zabrać się do wyrywania szpikulców. Lecz gdy tylko położył na nich rękę jęknął boleśnie gwałtownie zabierając dłonie w tył, po czym zaczął w nie energicznie dmuchać
Sataneal jak przystało na upadłego anioła tudzież jak ktoś woli demona, diabła. Wystrzelił w stronę bezbronnych dwie kule czarnego ognia. Azrael użył przeniesienia i osłonił ich swoimi błękitnymi skrzydłami, które zajeły się ogniem.
-Uciekaj nekromanto! Zajmę się bożkiem! Szybko!-Pośpieszał go w akcie agonii.
Barutz spojrzał pytająco na przybitego, po czym pokręcił głową
-Wybacz- i zaczął uciekać
-Walcz w chmurze aniele, tam masz przewagę!- krzyknął jeszcze za plecy licząc, że było to dość głośno by Gabriel usłyszał, ale ten drugi nie
Azrael kiwnął głową i uśmiechnał sie w podziece do nekromanty. Ruszył sprintem dzierżąc wielgachny miecz w dłoni. Zanim oddalił się od bożka powiedział.-Wrócę po Ciebie, trzymaj się!-I ruszył omijając kolejne kule wroga. Sataneal miotał na ślepo i to było przewagą. Gdy był na tyle blisko aby go ciąć, tak uczynił. Wróg uderzony w tors, odleciał w tył koło 20 metrów, a fala uderzeniowa zdmuchnęła kawałek muru. Poza zadrapaniami i rozciętą zbroją którą odrzucił na bok nic mu nie było.Sporo kamiennych odłamków po murze zasypało okolicę na której aktualnie stali.
-Ty psie! Jak śmiesz uderzać w swojego brata! Umbra Ignis Maxima.-Ogniste łańcuchy owinęły się wkoło Gabryjela. Jedna z run na Caliburze zajarzała i pochłonęła magię przeciwnika.
Sataneal przez chwile stał jak wryty dochodząc do siebie po nieudanej próbie zabicia Archanioła. Moment zawachania był jego błędem. Azrael go wykorzystał chwycił za szyję upadłego i rękojeścią miecza przywalił mu w brzuch, demon splunął krwią. Przez zaciśnięte, opływające czerwoną cieczą zęby wycedził.:
-Hellish parada-A za jego plecami pojawił sie portal z którego wysuwały się setki rozkładających się w agonii zwłok z samego dna piekła. Wydobywał się przy tym okrutnie nieprzyjemny dźwięk który bezwątpienia, można było usłyszeć w promieniu wielu mil. Okolica poczęła płonąć. Całe ciało Sataneala płonęło. Dosłownie. Gabryjel był zmuszony aby je puścić. Portal zaczeły opuszczać różnej maści maszkary.
-Gabryjelu, będziesz ze mną szedł tą ciemną doliną rozpaczy. Jako jedna z dusz pochwyconych przeze mnie.-Krzyczał w euforii, a piekielne byty uderzały raz po raz jego przeciwnika. Azrael a końcu padł na kolana. Każdy fragment jego ciała był naruszony, pokaleczony lub oparzony. Seraf w końcu przemówił przez krwawe łzy wypływające nieustannie z jego oczu.
-Wybacz bracie myślałem że Ciebie uratuję, jednak dla twojego szaleństwa jedynym ratunkiem jest śmierć.-Słowa Gabryjela strasznie rozbawiły przeciwnika.
Nie na długo kolejna z run Calibura poczęła świecić. A wszystkie efekty zaklęcia minęły. Azrael dźwignął się na równe nogi. Za pomocą błyskawicznego przeniesienia znalazł się przy Satanealu.
-Odpoczywaj mój marnotrawny bracie. Zakazana sztuka: Karmazynowe Krzyżowe Cięcie- Miecz dzierżony przez Archanioła zajarzał na czerwono, a on sam wykonał podwójne cięcie. Temperatura ostrza jak i miejsca w których wykonane zostało uderzenie spowodowało całkowite zniszczenie ciała. Potężny uderzenie spowodowało, iż bariera na mieście całkowicie upadła a ogromny fragment muru wyparował. Azrael upadł na kolana i płakał przez chwilę. Wiedział, że nie tędy droga. Pozbierał się u użył przeniesienia, aby znaleźć się przy Bożku. Który z powodu pryśnięcia egzystencji Sataneal bezwładnie leżał pod drzewem.
-Lux Vitae.-Promienie niebieskiego blasku okryły ciało upadłego boga. I go uleczyły.
 
Saverock jest offline  
Stary 11-08-2011, 19:22   #17
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
Sairus, Darica, i Barutz biegli cały czas w stronę wyrwy w barierze. Z miejsca walki Azraela i Sataneala dochodziło mnóstwo huków, jęków wybuchów, co jakiś czas mury eksplodowały. Gdy już przebiegli przez bramę miejską, zobaczyliście tysiące trupów. Daleko w oddali można było dostzec samotną, kobiete przemierzającą pobojowisko. Co niektórzy z poległych wciąż żyli, a raczej umierali. Gdy już mieliście ruszyć w stronę kobiety. Drogę zabiegł wam wampir, które wilkołak i nekromanta znali. To ten sam z którym Sai nie tak dawno walczył, tyle że tym razem z jego oczu biłą większa siła, a w ręku dzierżył miecz.
Wilk nie potrzebował wiele czasu na rozpoznanie wampira. Warknął na niego, a potem spojrzał na towarzyszy.
- To jakby sprawa prywatna, biegnijcie dalej, ja się nim zajmę - powiedział stanowczym tonem, który brzmiał prawie jak rozkaz. W następnej chwili ruszył biegiem na przeciwnika.
- Tym razem zdechniesz - warknął, wyprowadzając w jego kierunku uderzenie szponami.
Zablokował uderzenie przegubem lewej ręki, co poskutkowało jego rozharataniem, ten jednak oskoczył w tył i rozpoczą inkantacje zaklęcia :
-Umbra Clones.-Wiele klonów wampira obiegło wilkołaka, w pewnym momencie zaczęli przebiegać po przekątnej, co jakiś czas Sai dostawał kopniaka czy uderzenie pięścią od tego Prawdziwego.
- Powinienem był się spodziewać. Bez tej pieprzonej magii jesteś niczym! - wrzasnął Sairus po chwili. Niech i będzie tysiące tych wampirów. I tak się nie podda. Zawył głośno i począł atakować każdego wampira, który przebiegał obok.
W końcu potężna łapa wilka doszła celu i robneło orginalnego, odleciał kilka metrów robiąc dziure w walącym się murze spalonej chałupy, kopie prysneły. Głośny krzyk bólu wampira doszedł uszu Wilkołaka.
-Dark blast!-Dom rozwaliło od środka, a w chmurze kamyków, kurzu i piachu krwiopijca niepostzeżenie doskoczył do przeciwnika i uderzył kolankiem w brzuch, a potem z główki w pysk. Z nozdrzy Sai’a poleciała krew.
Wilk rzucił się z kłami do szyi rywala. Wystarczyłoby trafić i powinno być po kłopocie z tym krwiopijcom. Chociaż już zniknięcie tych pieprzonych kopii też było dużym sukcesem, walkę trzeba było dokończyć.
Wampir odskoczył w bok i lekko ciął mieczem Sairusa w ramię. Czarny wilk poczuł swoje osocze, sączące się powoli po sierści.
-Umbra Ignis-Kula czarnego ognia mkneła w stronę Saia
Pierwsza reakcja Sairusa polegała na natychmiastowym uniku i ponownym zbliżeniu się do przeciwnika. Unik był dużo ważniejszy, bo oberwanie z takiej kuli mogło bardzo zaboleć. Jednak walka nie mogła trwać wiecznie i dlatego po udanym uniku Wilk spróbowałby zaatakować wampira szponami.
Kula mineła Sairusa o mały włos, przypalając futro. Dom w który trafiła wyleciał w powietrze z hukiem. Sai wbił szpony w ramię przeciwnika. Ten drugi wyprowadzał już uderzenie w szyje Wilka.
Sai spróbował cisnąć przeciwnikiem o ziemię, aby tym samym nie zostać zranionym. Jeśli tylko by mu się to udało, zamierzał natychmiast rzucić się na wampira, który powinien radzić sobie gorzej w walce w parterze.
Wilkołak sprowadził na ziemie krwiopijce. Ten jednak kopnął go w locie w twarz i przewrócił na plecy. W skutek czego zdążył się podnieść.
-Sumonum Vampire Slave- Chmara Nietoperzy przysłoniła Wampira.
Wilkołak z każdą kolejną chwilą coraz bardziej nienawidził magii. Gdyby nie magia, to już by się pozbył tego krwiopijcy, a tak musiał jeszcze się z nim męczyć. Ciekawe, czy te nietoperze są takie odważne? Sai postanowił to sprawdzić. Wydając z siebie potwornie głośny ryk, rzucił się tam, gdzie powinien być jego przeciwnik. Może odgoni przywołańce i dotrze do rywala.
Chmara ssaków miałą być widocznie tylko przykrywką jakieś 10 stó za nimi zmierzała w stronę Sairusa kula czarnego ognia za którą stał Wampir.
- Cholera - warknął Sai, gdy zobaczył kulę. Przez to, że był rozpędzony, raczej miał małe szanse na unik, gdzieś na bok. Dlatego musiał zrobić coś innego. Raz się żyje.Zamiast odskakiwać na bok, spróbował przeskoczyć nad kulą, wprost na krwiopijce.
“Czarny Wilk” wleciał w czarne płomienie. Poparzył się, ale zignorował ból. Gdy był już na szczęście dla niego minimalnie za nią. Ona eksplodowała, dodając mu impetu. Szponami wbił się w klatkę piersiową, wyrywając jeszcze bijące serce dla wampira który zdążył jeszcze wykrztusić.
-...w-wygrałeś..piesk-u-u..-I padł na kolana, a jego dusza była już w zupełnie innym miejscu. Bóg gdzie wie. Sairus zwyciężył. Poturbowany, ale żywy.
Wilk od razu wrócił do ludzkiej formy. Nie tak sobie to wyobrażał, ale wygrał i to było chyba najważniejsze. Przez szacunek dla przeciwnika, a może obrzydzeniem jego rasą, postanowił nie rozszarpywać ciała na strzępy. Jedynie, walcząc z bólem, zaczął przeszukiwać zwłoki. Może znajdzie coś ciekawego.
Jedyne bardziej cenne rzeczy przy trypie to : półtoraręczny miecz barwy czarnej jak noc z jakąś znakiem runicznym, oraz pierścień z symbolem rodziny Nocturnal.
Sai najpierw sięgnął po miecz. Wykonał nim kilka cięć i pchnięć w powietrze, aby sprawdzić, czy poradzi sobie z tym egzemplarzem. Na szczęście nie brakowało mu siły, więc spokojnie mógł go używać jako broni jednoręcznej. Oszczędzi mu to ciągłych przemian, które z czasem mogły każdego zirytować. Po chwili dostrzegł również pierścień. Był ciekaw, czy miał on jakieś magiczne właściwości. Może i ryzykował, ale zdjął go z palca wampira i założył na swój palec.
Poza tym, że przez chwile Sairusowi wydawało się że runka zajarzała. Nie było znacząco większego efektu. Przynajmniej nie narazie. Przy dokładnym sprawdzeniu ciała, mógł tez zauważyć, iż wampir był podobnych gabarytów co on. Toteż bez problemu mógł sobie porzyczyć od niego ubrania. Wszak jego były strasznie rozwalone.


- Do kolejnej przemiany powinny wytrzymać - powiedział Sairus sam do siebie, przyglądajac się ubraniu wampira. Krwiopijcy już się ono na pewno nie przyda, więc można było je zabrać, jako nagrodę za zwycięstwo. Przynajmniej spodnie i płaszcz, bo jakoś czerwona tunika mu nie pasowała. Sai pozbawił przeciwnika tych dwóch części odzienia i sam się w nie przebrał. Gdyby nie ta rozszarpana koszula, to jeszcze pomyliliby go z wampem, co mogłoby być zabawne. Rozejrzał się dokładnie, szukając towarzyszy.
W pobliżu dostrzegł nekromantę w towarzystwie swoich przywołańców. Stał opierając się o ścianę z kuszą w ręce. Choć nie było okazji się jej przyjrzeć, bo właśnie ją zawieszał na plecy, pod płaszczem, to wyglądała dziwnie.
-To może teraz uda mi się zaciągnąć języka, co?
Wilk, dzierżąc nowy nabytek w ręce, ruszył w stronę nekromanty.
- Ciesz się, że nie próbowałeś pomóc w walce, bo nie skończyłoby się to dla Ciebie dobrze - powiedział obojętnie. Popatrzył jeszcze na swój nowy miecz i pierścień.
- Przydaj się na coś... Ten miecz i pierścień, mają jakieś magiczne właściwości? - zapytał, pokazując ostrze miecza i pierścień, którego nie raczył nawet zdjąć z palca. Wolał po prostu unieść dłoń, aby pierścień był widoczny. Nic więcej.
-Miluścy jesteśmy, co?- powiedział po czym przyjrzał się przedmiotom.- Nie jest to moją specjalnością. Nekromancja jest bardziej... destrukcyjna, poza przywoływaniami... Jakaś magia jest w tych przedmiotach, ale szybko się ulatnia. Zdaje się, że były to jedynie katalizatory, a moc należała do wampira. Swoją drogą...- Barutz minął wilkołaka i wziął serce wampira
-Jak mówiłem, przy naszym ostatnim spotkaniu, serce potępieńca jest bardzo potężnym komponentem. Krusica...- przed jego palcem wskazującym pojawiła się świecąca kulka błekitnej energi. Stworzył nią jakiś znak na sercu

-Thereo- wyszeptał a runa zaświciła się na czerwono. Z serca intensywnie uniosła się para. W ciągu kilku sekund wyschło na wiór. Barutz podrzucił je i schował do woreczka, a woreczek przypiął do pasa.
-Dobra. Pozwolisz, że zadam Ci teraz pytanie? Co się tu dzieje? O czym mówił ten anioł i czemu znał moje imię?
- Mam już dość słuchania tego, co mówił anioł, a tym bardziej mówienia o tym... Jeśli ktoś ma Ci to tłumaczyć, to na pewno nie ja - odparł wzruszając obojętnie ramionami. Sam nie do końca to wszystko rozumiał, a raczej nie chciał rozumieć, więc nawet jeśli by chciał, to nie wytłumaczyłby wiele nekrusowi.
Barutz przewrócił oczami
-Niech ci będzie. Powiesz mi chociaż gdzie walczyłeś z tym nekromantą któremu łeb urwałeś?
Sai wielkiej ochoty na gadanie nie miał. Jednak skoro od tego miał zależeć jego spokój.
- W jakiejś wiosce - odparł krótko.
 
Saverock jest offline  
Stary 15-08-2011, 21:57   #18
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
Co jak co, niezależnie od sytuacji, ale to zawsze On obrywa najmocniej. Sytuacja ta zaczęła go wyraźnie... Nie, nie mogła zacząć, w końcu walczyło życie przybity do drzewa. Jego ostatnim gestem, w pełni świadomym. Wręcz niemal powiedzeniem “Nic ponad To nie możesz mi zrobić” było okazanie środkowego Palca. Jednak było to bardzo słabe, iż niemal niezauważalne. Krwawił, był tego świadom. Widział coraz gorzej... Aż wnet na niebie, zaczęły objawiać się czarne chmury, jego wzrok uniósł się ku nieba, pierwsze krople deszczu, które padły na jego twarz mogły przypominać łzy. Niedługo później doszło do pierwszych błysków na niebie, jedynie poszczególne wyładowanie, oświetlało mu obszar... W duchu zapewne bluźnił i na Gabriela oraz jego brata.
Do nekromanty nagle doszło, że przecież zostawili jednego przybitego do drzewa. Cholera. Pobiegł do niego każąc Ulrykowi biec ze spopielcem do miasta i czekać za barierą.
-Ajaj... paskudnie to wygląda- powiedział marszcząc czoło gdy kombinował jak się do tego zabrać- Będzie boleć- ostrzegł gdy chciał zabrać się do wyrywania szpikulców. Lecz gdy tylko położył na nich rękę jęknął boleśnie gwałtownie zabierając dłonie w tył, po czym zaczął w nie energicznie dmuchać
Sataneal jak przystało na upadłego anioła tudzieć jak ktoś woli demona, diabła. Wystrzlił w stronę bezbronnych dwie kule czarnego ognia. Azrael użył przeniesienia i osłonił ich swoimi błękitnymi skrzydłami, które zajeły się ogniem.
-Uciekaj nekromanto! Zajmę się bożkiem! Szybko!-Pośpieszał go w akcie agonii.
Barutz spojrzał pytająco na przybitego, po czym pokręcił głową
-Wybacz- i zaczął uciekać
-Walcz w chmurze aniele, tam masz przewagę!- krzyknął jeszcze za plecy licząc, że było to dość głośno by Gabriel usłyszał, ale ten drugi nie
Azrael kiwnął głową i uśmiechnał sie w podziece do nekromanty. Ruszył sprintem dzierżąc wielgachny miecz w dłoni. Zanim oddalił się od bożka powiedział.-Wrócę po Ciebie, trzymaj się!-I ruszył omijając kolejne kule wroga. Sataneal miotał na ślepo i to było przewagą. Gdy był na tyle blisko aby go ciąć, tak uczynił. Wróg uderzony w tors, odleciał w tył koło 20 metrów, a fala uderzeniowa zdmuchnęła kawałek muru. Poza zadrapaniami i rozciętą zbroją którą odrzucił na bok nic mu nie było.Sporo kamiennych odłamków po murze zasypało okolicę na której aktualnie stali.
-Ty psie! Jak śmiesz uderzać w swojego brata! Umbra Ignis Maxima.-Ogniste łańcuchy owinęły się wkoło Gabryjela. Jedna z run na Caliburze zajarzała i pochłoneła magię przeciwnika.
Sataneal przez chwile stał jak wryty dochodząc do siebie po nieudanej próbie zabicia Archanioła. Moment zawachania był jego błędem. Azrael go wykorzystał chwycił za szyję upadłego i rękojeścią miecza przywalił mu w brzuch, demon splunął krwią. Przez zaciśnięte, opływające czerwoną cieczą zęby wycedził.:
-Hellish parada-A za jego plecami pojawił sie portal z którego wysuwały się setki rozkładających się w agonii zwłok z samego dna piekła. Wydobywał się przy tym okrutnie nieprzyjemny dźwięk który bezwątpienia, można było usłyszeć w promieniu wielu mil. Okolica poczęła płonąć. Całe ciało Sataneala płonęło. Dosłownie. Gabryjel był zmuszony aby je puścić. Portal zaczeły opuszczać różnej maści maszkary.
-Gabryjelu, będziesz ze mną szedł tą ciemną doliną rozpaczy. Jako jedna z dusz pochwyconych przeze mnie.-Krzyczał w euforii, a piekielne byty uderzały raz po raz jego przeciwnika. Azrael a końcu padł na kolana. Każdy fragment jego ciała był naruszony, pokaleczony lub oparzony. Seraf w końcu przemówił przez krawe łzy wypływające nieustannie z jego oczu.
-Wybacz bracie myślałem że Ciebie uratuję, jednak dla twojego szaleństwa jedynym ratunkiem jest śmierć.-Słowa Gabryjela strasznie rozbawiły przeciwnika.
Nie na długo kolejna z run Calibura poczeła świecić. A wszystkie efekty zaklęcia mineły. Azrael dzwignął sie na równe nogi. Za pomocą błyskawicznego przeniesienia znalazł się przy Satanealu.
-Odpoczywaj mój marnotrawny bracie. Zakazana sztuka: Karmazynowe Krzyżowe Cięcie- Miecz dzierżony przez Archanioła zajarzał na czerwono, a on sam wykonał podwójne cięcię. Temperatura ostrza jak i miejsca w których wykonane zostało uderzenie spowodowało całkowite zniszczenie ciała. Poteżny uderzenie spowodowało, iż bariera na mieszczie całkowicie upadła a ogromny fragment muru wyparował. Azrael upadł na kolana i płakał przez chwilę. Wiedział, że nie tędy droga. Pozbierał się u użył przeniesienia, aby znaleźć się przy Bożku. Który z powodu pryśnięcia egzystencji Sataneal bezwładnie leżał pod drzewem.
-Lux Vitae.-Promienie niebieskiego blasku okryły ciało upadłego boga. I go uleczyły.

_______________________________________________




Anioł go uratował.... Znowu, nie wiedział co jest gorsze, to że ponownie zawdzięcza życie anielskiemu, czy też to że znów go pobili...Niezależnie od Tego, musiał wreszcie zdecydować co trzeba uczynić... Po prostu, błagał by skończyła się ta misja, chciał odejść, przemyśleć sytuacje, jednak dał słowo, które nie mogło zostać zignorowane. Złapał głęboki oddech, po czym powiedział wreszcie
- Następnym razem... Daj mi umrzeć, męczy mnie już ten żywot... - Ciężko podniósł się na nogi, po czym zerknął na drzewo, które stanowiło dlań podporę.
- To nie jest normalne....
-Tak, tak. Dobrze wiesz, że nie dam ci zginąć chyba, iż ja sam to uczynie..-Powiedział szczerząć zęby.-Ruszajmy. Dasz radę iść sam?-Przewidując odpowiedź bożka . Anioł ruszył przed siebie.
- Jak mówiłem, nie rób tego więcej. Daj mi zachować, chociaż Tyle honoru... Pójdę w drugą stronę, sprawdzić czy wszystko dobrze... - Tak więc ruszył w przeciwnym kierunku, być może chciał odpocząć chwilę, albo się wykończyć ? Nikt tego nie wiedział, zapewne on sam też.
Kilka chwil potem Gabryjel dotartł do reszty kompanów, potubawanego Saia, czarodziejki i nekromanty.
-Sairusie, potrzebujesz leczenia?- Sam był ranny, ale nie mocno. Po chwili spostrzegł trupa leżącego w oddali. Prawdopodobnie wampir i na dodatek wpółnagi.
- Jakoś sobie poradzę - odparł Wilk, dosyć obojętnie. Wiele razy radził sobie bez żadnych magicznych zaklęć, leczniczych, więc wolał się nie przyzwyczajać.
- Potrzebowałem jakiegoś porządnego ubrania - wytłumaczył się, widząc spojrzenie Azraele na trupa.
Archanioł w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami.
-Dobrze, że żyjecie. Bożek też ma się całkiem dobrze.- Powiedział z radością w głosie. W oddali ujrzał jakąś kobiete. Dziewczyna przemierzające miejsce w którym poległy tysiące z żyć. Z ręki jego zdradliwego brata. “ Staneal ty głupsze”-Pomyślał w duchu.
-Dobrze by było ją przesłuchał- Tu głową skinął na nieznajomą przemierzającą pobojowisko. - I może jeszcze ja mam to zrobić? - mruknął Sai pod nosem i westchnął. Patrzył przez moment w stronę nieznajomej.
- Walczyć, przesłuchiwać... Co jeszcze? I do tego nie dostaję w zamian żadnej nagrody, co najwyżej kogoś, kogo mogę zabić - kontynuował zanim otrzymał jakąkolwiek odpowiedź.
-Pomijasz fakt zdobycia runicznego miecza i dziwnego pierścienia. Nie, nie każę ci jej przesłuchać. Nie mam takiej władzy mogę najwyżej poprosić.-Tłumaczył się przed wilkołakiem.
Tajemnicza kobieta chyba ich zauważyła bo zmieżała w ich stronę.
- Trzeba decydować, kto gada - oznajmił Wilk, gdy dostrzegł, że nieznajoma się zbliża. Mu się jakoś do tego specjalnie nie spieszyło. Skoro Azrael mówił o przesłuchaniu, to sam mógł się tym zająć, a nie obarczać tym obowiązkiem innych.
Za bramą sytuacja wcale nie wyglądała lepiej, chyba że liczyć to, że niektórzy wciąż jeszcze żyli. Jednak zniszczenia były dużo większe. Dodatkowo na drodze stanął im wampir, jakby nie mieli już dość atrakcji. Czarny Wilk wziął go na siebie, jak widać załatwiając stare porachunki. Dziewczyna tylko uważnie oglądała walkę. -”Lepiej się nie mieszać w takie pojedynki - nie wiedzeć czemu, mężczyżni zwykle nie byli zadowoleni z pomocy, a już zwłaszcza od kobiety. Ah... Oni i ta ich duma.”- Po paru starciach walka zakończyła się zwycięsko dla Sairusa. Dotarł do nich również Gabryjel. Darica oddetchnęła z ulgą na jego widok. -”Ale gdzie był bóg? Grunt, że nic mu nie jest. Chyba się nie poddał po tych okropnych przeżyciach?”- rozmyślała, jednocześnie rozglądając się wokół, skupiwszy w końcu wzrok na kobiecie. Trzeba z nią porozmawiać, jak zwrócił uwagę Azrael, jednak sam się z tym nie kwapił. Czyżby starał się jak najmniej ingerować w cokolwiek? A może był zmęczony po tej walce, ale nie chciał tego okazać? Sai też nie wykazywał ochoty. Trochę ją to śmieszyło. Do walki rwał się od razu, ale migał się od zwykłej rozmowy. Co prawda był trochę poturbowany, ale w sumie na jego życzenie. Atakując we trójkę, wampir nie miałby szans uczynić takich szkód. Cóż, osobista zemsta wymaga poświęceń.
- Ja mogę z nią porozmawiać - rzekła do towarzyszy - kobieta zawsze lepiej dogada się z drugą kobietą.
Zrobiła parę spokojnych kroków w stronę nadchodzącej nieznajomej. Gdy była już wystarczająco blisko, zwróciła się do niej z lekkim uśmiechem. Uprzejmość nigdy nie zaszkodzi, a na groźby zawsze jest czas później.
 
Cao Cao jest offline  
Stary 15-08-2011, 21:58   #19
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
- Witaj. Wiesz może, co dokładnie się tutaj wydarzyło? Szukasz czegoś a może kogoś? - wskazała brodą pobojowisko, po którym przed chwilą pałętała się kobieta.
Dziewczyna która stała przed Daricą była mniej więcej jej rówieśniczką. Była niezwykle piękna oraz miała włosy o nietypowej barwie bo szare. Miała pociągłe wyraziste rysy twarzy. Sylwetka która wielu mężczyznom mogła wydawać się idealna. Uśmiechneła się szeroko ukazując swoje zaostrzone kły.
-A więc już jesteście! Jak się cieszę !-Prawie wykrzyczała te słowa radośnie.
Sai drgnął dosyć nerwowo, gdy zobaczył kły nieznajomej i usłyszał jej krzyk.
- Kolejny krwiopijca - mruknął pod nosem.
- Nie dziwię się. Na pewno się cieszysz, że obiad sam przyszedł - powiedział głośno.
- Kim jesteś? I skąd nas znasz? - zapytała nieznajomą, dość zdziwiona jej reakcją na ich widok.
-Jestem Aerithe, zwą mnie krwawą elfką. Dlatego, że byłam zwykłą elfką ale jako jedna z nielicznych zostałam ugryziona przez wyższego wampira. Skąd was znam? To nie do końca tak ale jest przepowiednia. Spójrzcie na gwiazde.-Tu wskazała na jedne z ciał niebieskich na nieboskłonie.Pulsowała błękitnym światłem.-Jesteście blisko. Wiem gdzie jest chłopak.
-A co do Ciebie.-Krzykneła w stronę Sairusa.-Wiem kto Cie przemienił.-
Sairus miał powoli dosyć słuchania o bohaterach, a teraz o przepowiedni. Można było od tego zwariować. Gdy usłyszał ostatnie słowa Aerithe, zrozumiał, że to musiała być ta od notatki, która została po wampirze. Powinien był się domyślić, że będzie miał do czynienia z krwiopijcom.
- No i co z tego? Nie obchodzi mnie, kto mnie przemienił. To i tak nic nie zmieni - odpowiedział całkiem obojętnym tonem.
Darica spojrzała w stronę Azraela:
- Przepowiedznia? Wiedziałeś, prawda? I nic nie mówiłeś - powiedziała z lekkim wyrzutem w głosie. Zwróciła się znów do Aerithe: - Jaka przepowiednia? Co mówi? - jeszcze tego brakowało... Przepowiednie jedynie mogą sporo namieszać dwu... gdyby tylko dwuznacznymi sugestiami. Nigdy nie wiadomo czy choć trochę pomogą, czy raczej zawiodą na manowce, tych którzy próbują je zrozumieć. Z drugie strony intrygowało ją to. Przepowiednia, w której jest zawarta ona sama. Czyżby? Najpierw powinna ją wysłuchać.
Aztrael westchnął głęboko, znów ktoś oskarża go o coś czego nie popełnił. Rozłożył bezwładnie ręce.-Wiedziałem o przepowiedni, dlatego was zebrałem. Przekazałem ją tobie i bożkowi w nieco inny sposób bez żadnych dwuznaczności. Czyż nie mówiłem wam, że jesteście wybrani? Czy nie wspomniałem, iż Albion może zatracić się w ciemności? Mogłem przekazać wam całą przepowiednie, jednak prawdopodobnie byście zrezygnowali, oraz... wolałem was wprowadzać was do tego pokolei. W pewien sposób, możecie mnie obwiniać. Miejmy nadzieje, że u kresu naszej wędrówki mi wybaczycie.-Skończył swój monolog.
-Kapłanko.. Możesz im część powiedzieć.-Tym razem Anioł zwrócił się w stronę Wampirki.
-Gabryjelu wyglądasz inaczej od kiedy ostatnio Cie widziałam! Mniejsza o to, to jest część przepowiedni:
Pięć nici przeznaczenia, wyrwie Albion z Zatracenia. Połączy to co rozłączone. Królowi zwróci korone. Każden jeden z innej strony świata przybędzie, czym innym się trudniąc. Jednak w jedności siła. Przepędzą ciemnego maga......
-Oczywiście Azrael nie jest żadną osobą z przepowiedni, więc oprócz was powinna tu być jeszcze dwójka.- Aerithe spokojnie im tłumaczyła.
Wilk słuchał dokładnie tego wszystkiego. Pięknie. Jakieś wieki temu, został wplątany w coś, czego wcale nie rozumiał. Może wieki, to przesada, ale w akżdym razie dawno i bez żadnego pytania o zdanie. Czy już nie można było żyć normalnie? Najpierw przemiana, a gdy wszystko się w miarę ułożyło, coś takiego.
- To brakuje jednego, bo gdzieś powinien być Pan X... Mniejsza o to. Czy to cała przepowiednia, czy jest jeszcze coś “interesującego”? - zapytał, chociaż próbując udawać zainteresowanie tym wszystkim.
- Pięć nici, ale skąd wiadomo, że chodzi właśnie o nas? Gdyby nie Gabryjel nawet by mnie tu nie było... - rzekła - Ale przynajmniej prawowity król ma odzyskać koronę - uśmiechnęła się - coś, o co warto walczyć. Chłopiec jest bezpieczny? - przypomniała sobie o nim - Czy powinniśmy się śpieszyć, by go zobaczyć?
Aerithe rzuciła spojrzenie na Azraela, ten pokręcił głową przecząco. Wampirzyca rzekła :
-Tak chłopak jest ukryty w jednej z chat, ma się całkiem dobrze. Nic mu nie jest, jednak artefakt schowany bezpośrednio w nim musi zostać usunięty jak najszybciej...
Azrael tu wtrącił kilka słów.
-Musimy go zabrać do kręgu Stonehenge i tam odprawić rytuał. Inaczej, to coś eksploduje.. I zmiecie większą część kraju.
- Co?! - zapytał Sai od razu, nie do końca wierząc w to, co usłyszał. Chronic następcę tronu, to dało się zrozumieć, ale skoro on w każdej chwili mógł eksplodować, to ta misja mogła się równać z samobójstwem.
- Mam narażać życie ze względu na przepowiednię i dobro kraju w którym musiałem ukrywać to kim naprawdę jestem? I jeszcze nic z tego nie mieć? Wy mnie macie za wariata? - powiedział po chwili, już normalnym tonem, który i tak nie ukrywał, ze ta sytuacja działała mu na nerwy.
- Super! - powiedziała wzburzona - Czyli nic więcej nie zdradzicie! Cudownie! - chyba zbyt wiele na raz spadło na jej głowie - Ma wybuchnąć?! Kiedy? Dlaczego? To zależne tylko od czasu czy powiedzmy zwykła rana spowoduje krytyczną sytuację?
- Biedny chłopak... - dodała już ciszej - Ile on ma w ogóle lat?
-Więc masz zamiar całe życie się ukrywać? Sairusie, czy nie lepiej wywalczyć sobie jak i innym lepszą przyszłość w której odmieńcy nie będą gnebienie przez zakon?- Azrael uniósł się delikatnie pełen pasji.
-Artefakt wewnątrz chłopca, został wszczepiony w jego ciało podczas ostatniej wielkiej wojny przez jeszcze wtedy generałów. Braci Exestine. Oni jako ostatni zostali na placu boju. Następnie usunięto wspomnienia chłopcu. Kontroluje on przepływ many między tym światem a innymi. Co do twojego pytania …. Czarodziejko?... Ma 16 lat.- Tym razem odpowiedzi udzieliła krwawa elfka.
- To życie i tak długie nie będzie... A co do innych odmieńców, nie mam powodu, aby za nich walczyć. Jeśli zasługują na lepszy los, niech sami o to walczą - odparł Sairus. Azrael trafił pod zły adres, jeśli chodziło o dobro innych. Wilk nie był kimś, kto poświęcał się dla innych, tylko dlatego, że była jakaś tam przepowiednia. Potrzebował nagrody. Był chciwy? Bardzo prawdopodobne, a nawet pewne.
Bracia Exestine. Na samą myśl o nich w niej wrzało i jednocześnie robiło się jej niedobrze. Tak bardzo ich nienawidziła, że sama możliwość ich zgładzenia, była tak kusząca, że nia wahałaby się brać udziału w misji. -”Zapatrzeni w siebie, egoistyczni, chciwi bogactwa i władzy … “- brakowało jej słownictwa, gdyż każda obelga wobec nich wydawała się zbyt łagodna. Już ona dopilnuje, żeby się w piekle smażyli! Grrr... zrobi co w jej mocy, by pożałowali, że w ogóle pojawili się na tym świecie! Tyle niewinnych stworzeń zabili! Jej ojciec zginął przez nich! Zamordowali go tymi swoimi pięknymi kłamstwami, phi - ideami wciągniętymi z ich czterech liter! Gniew rósł w niej z każdą chwilą. Gdyby ktoś popatrzył jej teraz w oczy, mógłby się przestraszyć. Huragan i ogromana burza z błyskawicami to mało powiedziane w porównaniu z tym, co działo się w jej wnętrzu. Żeby zrobić coś takiego temu biednemu chłopcu! Przecież on miał wtedy koło 6lat! Założylaby sie, że mają ujemną liczbę serc. Bo brak jednego serca to za mało by czynić takie rzeczy!
- Zbiję ich! - wysyczała - Ale niech nawet nie marzą o szybkiej, bezbolesnej śmierci! - już ona dopilnuje tego!
Te tajemnice i niedopowiedzenia wcale nie pomagały.
- To co spowoduje wybuch artefaktu? - prawie to wykrzyczała, nie do końca panując nad głosem. - Nie powinniśmy się śpieszyć? - wzięła głeboki oddech próbując choć trochę zapanować nad emocjami.
-Oczywistym jest, że naczynie się przepełnie. Gdy do tego wybuchnie. Świat przestanie istnieć. Do Stonehenge! Prowadź kapłanko.-Aerith ruszyła biegiem, a Azrael za nią.
Gdyby nie ciekawość, która tutaj jeszcze trzymała Sairusa, to w najlepszym wypadku czekałby tutaj na powrót innych. Jednak w końcu zdecydował się pobiec za nimi. Swoją drogą, był zaskoczony tym, że czarodziejka mogła być tak zdenerwowana. Długo jej nie znał, ale jakoś się nie spodziewał, aby kiedykolwiek mogła się tak denerwować.
Nie do końca ich zrozumiała, ale czas na pytania będzie jeszcze potem. Grunt, że jak nie pomogą to ich już nie będzie. Niczego nie będzie. Chyba, że jakieś alternatywne światy...
Podążyła za nimi. Była ciekawa, jak on wygląda, jaki ma charakter... Niedługo się przekona na własne oczy.
Istota, ruszyła w przeciwną stronę, co reszta drużyny. Chciał udać się z powrotem do tej biednej wioski. Sądził że tym razem nie będzie nadstawiał karku. Jego podróż nie trwała długo, gdyż mieścina znajdowała się w “cieniu” byłej stolicy. Kiedy doszedł do głównego placu powiedział
- Wieśniacy ! Chce wam zaoferować pracę ! Kto ze mną pójdzie, jego rodzina nie odczuje głodu. Możecie poraz pierwszy zrobić coś pożytecznego. Przemyślcie To !
Z popalonych, rozbitych , pozawalanych chat wypełzli wieśniacy. Wyglądali bardzo mizernie w wiekszość z nich była chorowita, ranna bądź też w inny sposób poszkodowana. Ale trzymali się na nogach o własnych siłach. Zaskoczeni widokiem wielkiej istoty, patrzyli tylko po sobie. W końcu jeden z nich który wyglądał na sołtysa bądź osobe o najwyższym statucie pośród nich przemówił.
-Czego chcesz nieznajomy? Jak widzisz wioska przeżyła ostatnio głód, atak Nekromantów, burzę, a w końcu ten cholerny wybuch.-W nieznajomym chłopie, aż zawrzało.
- Szacunku.... Jednak jeśli chodzi o sprawę jedzenia.. Mogę zapewnić żywność waszej mieścinie, jednak musicie wystawić piętnastu hardych silnych mężczyzn. Musicie zastanowić się czy jest warto. Daje wam tylko jedną szansę, inaczej odejdę nic wam nie wręczając
-Pietnastu zdrowcyh..-Sołtys się zamyślił- Nie ma u nas tylu chyba, że łącznie z młodzieńcami. Ale czy to prawda co powiadasz? Nie nastanie nas więcej głód?
- Dam wam wyżywienie, jednak to już odwas zależy jak je rozdzielicie, oraz czy spoczniecie na laurach, jeśli będziecie Uczciwie pracować, nie powinno wam go zabraknąć. - Powiedział zachęcająco.
Po wsi przeszedł pomruk cichej zgody.
-Dobrze co mamy robić?
- To o co prosiłem. Znajdźcie ludzi, silnych i mężnych. Potrzebuje małego oddziału. I Tyle powinno Cię Panie interesować. A to na zachętę - Wówczas położył ręce na Ziemi,a tam objawiło się kilka Kilogramów z prosiaka.
Wygłodniałe dzieci, rzuciły się jak zwieżeta na jedzenie. Co raz się przepychając. To było straszne, że cierpią osoby postronne, przez jakieś besensowne starcia.
Półgodziny potem przed upadłym bogiem stało dziewięciu mężczyzn w średnim wieku w jako takiej formie, wszak każdy głodował. Było też trzech podrostków koło lat 16.
-A więc panie tak jak się umiawialiśmy to są Ci ludzie. Jam jest Ernest Smith. Sołtys tej wsi, również ruszam z tobą w bój.-Ukłonił się w całkiem teatralny sposób, co jednak zadziwiające miał swój rynsztunek. Pancerz skórzany oraz nie najgorszej klasy miecz żelazny.
-Mam nadzieję, że teraz dotrzymasz swej umowy, ludzie tu obumierają z głodu! Przyrzekamy Ci służyć jeżeli zapewnisz byt naszym rodzinom.-Tę wypowiedź usłyszał od jednego ze starszych mężczyzn z szeregu.
- Tak jak Obiecałem, zapewnie wam jedzenie. Jednak pamiętajcie, że sytuacja jest niebezpieczna, a udamy się do byłej stolicy Albionu. Jak by nie patrzeć, to chyba uczciwy interes, prawda ? Życie za życie. - “NO cóż, teraz pora się skupić” - Mężczyzna położył na ziemi dłonie, a wówczas zaczęły materializować się najprzeróżniejsze potrawy , zboże, mięso, sole, wszystko co potrzebne było do przechowania mięsa. Był w stanie tego dokonać, jedynie dzięki aniołowi, który odnowił jego siły. Cóż za ironia...
-My jesteśmy gotowi, prowadź.-Mini oddział jak jeden mąż wypowiedział te właśnie kwestie.
- Wspaniale... Chodźcie wreszcie zrobimy coś pożytecznego coś wartego by przetrwać te kilka lat więcej... Albo mniej... Chociaż efektownie - roześmiał się złośliwie
Gwardia bożka podążyła za nim


____________________________________________



Barutz przewrócił oczami. Tego kolesia na prawdę nie daje się lubić.
-Dobra. No to bywaj. Muszę się rozejrzeć.- pożegnał wilkołaka i ruszył wgłąb miasta
 
Cao Cao jest offline  
Stary 16-08-2011, 22:32   #20
 
Eleywan's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znany
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=AmNfVqS2d7k[/MEDIA]




Ordeal. Sala Ceremonialna.





Ben dyszał jeszcze ci??ko po jego walce. Z dumą patrzył na unoszący się nad nim bardzo bogato zdobiony rytualny miecz. To wszystko działo się tak szybko. Dwa tygodnie temu przyjęto go do Zgromadzenia. Kilka dni potem kapitan gwardii mistrza Exesteina, Taurus wyraził chęć szkolenia go, gdyż jak powiedział "Chłopcze masz potencjał". Rownież posługiwał się glewią. Kolejnym szokiem jaki doznał był termin na jaki wyznaczono probe, czyli właśnie dzień dzisiejszy. Ale większość kandydatów czeka po kilka lat. Benjamin był bardzo z siebie zadowolony. Jeszcze młody, taki niepewny kilkanaście dni temu wyruszył w nie znane, zafascynowany potęgą zgromadzenia. A teraz się stało ma zostać jego rycerzem!.
-Powstań rycerzu Benjaminie Drake'u! -Słowa Exesteina rozeszły się po sali, następnie było słychać salwę hukowych pocisków magicznych. Kilka dobrych godzin trwała uczta na jego cześć. Skończyła się blisko północy gdyż jutro mieli wyruszać, na wielką bitwę do Stonebridge.

Następnego dnia dostał swój nowy rynsztunek czarną zbroje, standardową dla Zgromadzenia oraz swoją zmodyfikowaną glewie. Była teraz czarna jak noc i z wypisanymi runami.
Wypalona została mu także pieczęć umożliwiająca władanie magią, posiadał obecnie również magiczną księgę.


Pod jego komendę dostały się dwa oddziały piechoty. Dla nich był teraz kapitanem. Nigdy nie dowodził taką armią. No , ale zawsze jest ten pierwszy raz.

Chwilę potem stali na polu bitwy mierzyli wzrokiem oddziały Gabryjelitow.
W tem stało się coś bardzo nie oczekiwanego. Ba parę chwil było gorsze od jakiegokolwiek koszmaru jaki Ci młodzi chłopcy mogli sobie wyśnić. Niebo nagle stało się czarne.. czarniejsze niż noc. A im ukazała się postać skrzydlata. Trzymała wielgachną kosę w dłoniach przybrana w czarny płaszcz uchylający kawałek kruczej zbroi. Siedziała na kościanym tronie, jego twarz zdobił uśmieszek. Ważniejsze osoby z obu armii poczęły się natychmiastowo przenosić pozostawiając na pastę swoich poddanych w tym Drake'a. Chłopak był zdezorientowany. Obie Armie poczęły nacierać na nieznajomego. Ten tylko machnął kosą i ludzie polecieli na ziemie jak siano pod sierpem rolnika. Chorobliwy śmiech rozległ się po okolicy.
Anioł co chwilę powtarzał "-Jam pan życia i pan śmierci. Przyprowadźcie mi tu Azraela!". Okrutnik bawił się we wnętrznościach umarłych swym orężem. Pole bitwy zasypały kule czarnego ognia smażąc tych którzy jeszcze umierali po śmiercionośnym ciosie, lub też zabijał tych jeszcze nienaruszonych. Ben'a przygniótł któryś z jego podopiecznych, chłopak być może ze strachu, czy też z braku tlenu zemdlał.

Gdy się ocknął prawdopodobnie było po wszystkim. Wygrzebał się z pod sterty zwłok. Gdy się rozejrzał mało nie zwymiotował. Tyle śmierci w jednym miejscu! Na dodatek wszędzie było czuć jej woń, wymieszaną ze smrodem gnilnym i spalonych ciał. Dziesiątki tysięcy poległych z jednej ręki.
Oczywiście Ci najpotężniejsi uciekli. Zginęły zwykłe pionki.


Benjamin w oddali zobaczył biegnące kilka osób. Prawdopodobnie trzech mężczyzn i dwie kobiety. Cóż zawsze może ich spytać. Może oni będą mieć większe rozeznanie w sprawie. Ale to już jego decyzja.

Azrael, Darica, Barutz, Aerithe, Sairus po kilku minutach dobiegli do podniszczonego domu.





Elfka wbiegła pierwsza a reszta za nią. Sprowadziła drużynę do piwnicy, gdzie na skromnym łożu leżał chłopak w wieku dojrzewania. Całkiem niski, blondyn o średniej długości lekko falujących włosach. Był nieprzytomny a jego ciało paliła mocna gorączka. Azrael zbladł. Stan chłopaka był krytyczny, drużyna nie miała wiele czasu trzeba było działać. Darica wyczuła bardzo silną energię magiczną akumulowaną w ciele chłopaka która z każdą sekundą się powiększała. Kobieta czytała kiedyś o kryształach "pojemnikach" gdy ich pojemność się przepełniła następowała potężna eksplozja. Jednak nawet w księgach nie czytała o podobnym naczyniu. Miecz Sairusa począł gwałtownie jarzyć, z pewnością nie uszło to uwadze wilkołaka. Tylko co on z tym pocznie? Z kolei nasz nekromanta dostrzegł na ostrzu "Czarnego Wilka" runę rodziny Nocturnal, tej samej za której przywódctwem działa krąg magów śmierci.



Upadły Bóg, wraz ze swoją "małą armią stanął u wrót Albionu" w oddali widział biegnących towarzyszy, jak wchodzą do jakiejś ruiny. Po środku pola stał jakiś chłopak prawdopodobnie członek zgromadzenia sądząc po rynsztunku.
 
Eleywan jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172