Tak jak podejrzewał - znalazł mnóstwo śladów. Na szczęście te pozostawione przez Młodą były bardzo charakterystyczne, mało kto nosi buty ze wzorami słońca i księżyca na podeszwie. Ale pojawił się problem - obok były rowież ślady ciężkich, stalowych buciorów. Buciorów żołnierza. ~ Może znalazł ją i rozpoznał jakiś żołnierz? ~ Na samą myśl Alberto uśmiechnął się. Mimo to wiedział, że taki obrót sprawy byłby zbyt szczęśliwy. Poza tym sam chciał wykończyć Młodą. Poszedł więc za śladami.
Trafił na jakąś farmę. I najemników. Trzech. Nie byłby to problem, gdyby jeden z nich nie trzymał naciągniętej kuszy. Ewentualną walkę zapewne by wygrał, ale postanowił dać szansę najemnikom.
- Czego tu szukam? Dziewczyny. Jeśli widzieliście tu jakaś ostatnio to radziłbym to powiedzieć. - Czy to groźba? - jeden z nich uśmiechnął się plugawo. - Tak, była tutaj pewna dziewczyna. A teraz skoro już zaspokoiliśmy twoją ciekawość, uciekaj stąd wymoczku - powiedział okularnik, przytykając kuszę do ramienia. - Tak, to była groźba. Ale nie mam ochoty was dzisiaj zabijać, więc powiedzcie mi tylko, gdzie poszła. - Jesteś pewny siebie, ale od nas nic się nie dowiesz - najemnik w okularach szedł w zaparte. - Posłuchaj, człeczyno... Chwila. Ja cię znam... Zdaje się, że służylismy kiedyś razem. Kiedyś, dawno temu. Jestem Alberto de Castro Neves. Pamiętasz mnie? - czasy bycia najemnikiem... Całe dwa lata zmarowane na ciągłym wydawaniu rozkazów i robieniu tak ciekawych rzeczy jak pilnowanie farm. Przynajmniej było się z kim bić.
Mężczyzna poprawił okulary na nosie i spojrzał na Alberta dokładniej: - Fakt, pamiętam Cię. Bez skrupułów, zapatrzony tylko w siebie i nieskory do pomocy innym... Co chcesz od tej dziewczyny? Uciekła Ci spod miecza? Antonio Malvarez zaprowadził ją do Gildii. - Tak, uciekła. Ale nie spod miecza. Zostawiła mnie i kilku innych w czasie walki. Jesteś najemnikiem, wiesz co to honor. Chcę się na niej zemścić, nie zostawia się towarzyszy. Szef Gildii chyba to rozumie? - Lee, rozumie wiele rzeczy, ale Antonio i on są w dobrych stosunkach. Jeśli Antonio powie żeby jej nie tykać, Lee jest w stanie go usłuchać. Więc musiał być po prostu pogadać z Antoniem od razu... - Emanueal opuścił kuszę, każąc również rozluźnić się towarzyszom, którzy zaciskali dłonie na rękojeściach mieczy. - Ah, te sentymenty i przyjaźnie. Czynią człowieka słabym... Dobra, niech będzie. Pogadam z tym Antonio. Mógłbyś mnie do niego zaprowadzić? Albo chociaż wskazać drogę? - Alberto rówież rozluźnił się, by nie dawać najemnikom pretekstu. - Idziesz prosto tym traktem, potem powinieneś rozpoznać drogę i samą Gildię. - Emanuel wskazał dłonią kierunek. - Dzięki. - powiedział Alberto, by nie słuchać narzekań na brak kultury. - Jeszcze tylko jedno: reszta najemników mnie nie zaatakuje? Bo podejrzewam, że trochę tam was jest. - Od kiedy ty tam byłeś, trochę nas przybyło. Ale nie mają w zwyczaju atakować pierwszego lepszego, w końcu kilku twoich starych "znajomych" chyba jeszcze żyje - To dobrze. - Alberto bez zbędnych pożegnań ruszył w kierunku, który wskazał jego "znajomy". |