Jej matka zawsze śmiała się z niej, że często zachowuje się jak panienka z 'dobrego domu' ale przedstawiona w karykaturalnym świetle. Alice bała się gryzoni, owadów, pająków... no, może 'bała się' to złe określenie, ale widząc któreś z powyższych zawsze reagowała tak samo: krzykiem i ucieczką.
Nie inaczej było teraz. Gdy karaluchy rozpełzły się po pomieszczeniu kobieta pisnęła rozdzierająco i po prostu uciekła. Jednak jej strach nie był zbyt głęboki, bo w miejscu osadziły ją odgłosy, jakie usłyszała za swoimi plecami. Policjant, z którym szli zaatakował Shane'a!
Wszystko działo się na tyle szybko, że Alice zdążyła jedynie krzyknąć:
- Proszę natychmiast przestać! Co pan robi? - po czym zawróciła w stronę mężczyzn.
Równocześnie z nią dobiegł do nich jeszcze jeden mężczyzna, kojarzyła go z peronu. Jego słowa były dla niej na ten moment niezrozumiałe, ale ważne było jedno - chciał rozdzielić walczących. Stanęła obok niego, wyprostowana i powtórzyła, tym razem mocnym, pewnym głosem:
- Natychmiast przestańcie walczyć! I proszę nie traktować Shane'a jak jakiegoś kryminalisty czy mordercy! - tu już zwróciła się bezpośrednio do Jacka.
__________________ "To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie." - Robert A. Heinlein |