W powietrzu unosił się koszmarny zapach. Zapach śmierci.
Jego źródło było wiadome - ołtarz i krojony żywcem krasnolud.
Missy taki widok przyprawiał o obrzydzenie, ale nie dawała po sobie tego poznać. Musiała być silna i twarda. Musiała pokonać zło tkwiące nie tylko w karczmie... ale także to zakorzenione głęboko w każdym człowieku. Również i w niej. Odrzuciła nadzieję, opancerzyła się w wiarę w siebie i w swoje umiejętności. W towarzyszy... także, acz nieco mniej.
-
Dru... masz może jeszcze chociaż jednego wybuchowego fallusa albo coś innego wybuchowego? Ja zajęłabym się tymi stworkami, co są nieco dalej od nas - w rękach Daphne błysnęła kusza gotowa do niesienia zagłady piekliszczom.
Dru sięgnęła do sakwy wyciągając aż dwa wybuchające... dwie niespodzianki w wiadomym kształcie. Trzymając jednak, jedną ręką pistolet, nie mogła odpalić żadnej z nich.
-
Dru, masz więcej takich bombek? -Nie. Tych nie.- potwierdziła Drucilla.
-
A co masz jeszcze z takich innych, ciekawych broni? -Dużo różnych wynalazków i takich tam zabawek. Powinnam kiedyś zrobić listę.-mruknęła do siebie gnomka.
-
Pogadacie sobie o takich różnych później, przy herbatce - Szepnęła z leksza, ale naprawdę tylko z leksza poddenerowowana, Magini - Jaki więc plan działania?. Coś z cyklu wpadamy i masakrujemy, ja biorę pierwszych trzydziestu po prawej?.
-
Najpierw wyjdźmy z tego przeklętego miejsca cali. A do tego musimy między innymi przejść przez tą zaszczaną salę i rozrzeźnić te chujostwa. Ja nie zamierzam ani ginąć w tym miejscu, ani do tego, żeby jakiś dwugłowy pacan zżerał mi duszę. -Zróbmy rzeźnię... wypadałoby odbić zakładników. Tak jest bohatersko.-mruknęła Drucilla.
Bard prychnął na te ostatnie słowa gnomki.
-
Teraz to "bohatersko", a wcześniej to nawet palcem nie kiwnęła żeby mi pomóc. - nadąsał się.
-
Ja tego akurat nie miałam w planach, to już wasza sprawa - Missy skwitowała wypowiedź gnomki odnośnie uratowania zakładników.-
Wszyscy gotowi?
Magini wyciągnęła zdobyczne w trakcie wcześniejszych perypetii berło, po czym uśmiechnęła się dosyć złowieszczo.
- Oj gotowi... - Przymrużyła oczy.
W rękach Missy złowrogi błysk bełtu oznajmiał: "Pora na rozpierduchę".
-
No to dalej - brakowało tylko drzwi, żeby je wyważyć solidnym kopniakiem. Złodziejka przymierzyła się natychmiast do ataku na stwory.
Revalion wziął głęboki oddech zastanawiając się w jaki sposób mógłby być przydatny tutaj w swoim obecnym stanie.
W końcu kiwnął głową na znak, że też jest gotów. Zamierzał pierw wyszperać kolejnego zwierzaka ze swojej torby sztuczek, a następnie przyzwać jeszcze jedną, wredną istotę za pomocą pieśni.
I nastał czas oczyszczającego płomień!
Ognista kula połączona z wybuchem kartacza, dokonały prawdziwej masakry wśród stworów. Jednakże tak niszcząca siła zabiła nie tylko dziwaczne stwory, ale także i śmiertelnie raniła dwóch krasnoludów mających być złożonymi na ofierze. Impet czaru zwiększył siłę wybuchowej broni Drucilli, tak że ołowiane kulki raniły i powaliły dwóch zniewolonych krasnoludów. Z ponad pięćdziesiątki potwornych stworzeń, przetrwała trójka. Właściwie szóstka, ale trzy z nich wkrótce padły pod bełtami Missy.
Revalion wyciągnął kulkę, rzucił na ziemię i zmieniła się ona... w konia?!
W dużego bojowego rumaka.
A kultyści Demogorona nie próżnowali, dwóch zaczęło inkantować zaklęcia. Dwóch rzuciło się do boju, uzbrojonych krasnoludzkie topory.
Także pozostałe przy życiu potworki zaatakowały... w niezwykły sposób.
W umysłach czwórki bohaterów, zaczęły się pojawiać obrazy. Zaczęli widzieć, kryjące się w cieniach groty bestie z nożami, oczy przypatrujące się im oraz szepty. Mieli wrażenie, że ich towarzysze chcą ich tu zostawić na zgubę.