Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-08-2011, 23:49   #11
Matyjasz
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
Na rozmowę z zleceniodawcą specjalnie się przygotował.
Wyczyścił swój łatany mundur, solidne buty oraz przyciął brodę. Dalej nie zasłaniała poparzenia na szyi ale coraz mniej było je widać. Z szacunku przed gospodarzem dbając o jakiś w miarę normalny wygląd wysłuchał ich odprawy i powoli tworzył plan.
Oczywiście skorzystał z możliwości dozbrojenia się. Dozbroił się w rzeczy przeróżne jak masło, oliwa do lampy, pierze, jakiś stary dzwonek oraz przede wszystkim znalezione gdzieś strzałki do rzucania. Tych ostatnich wziął sporo i umieścił w łatwo dostępnym miejscu. Na plecy powędrowała tarcza, jedyny element pancerza.
Przed wyruszeniem postanowił się jeszcze przedstawić.
-To brzmi niebezpiecznie i tu cholernie niebezpiecznie. Chciałbym wiedzieć co kto potrafi i żebyście wy wiedzieli czego się możecie z mojej strony spodziewać. Jestem Albert Flick czarodziej. Z mieczem sobie radzę a z kuszy jestem beznadziejny. Jednak wolałbym nie pozostawiać przebrania i fałszywej tożsamości. Przedstawię się jeszcze raz Hans Meissen, przeniesiony do rezerwy sierżant armii Ostlandu. Przy obcych wolę tą tożsamości. Wiecie nie wielu lubi magów, tak długo jak nie potrzebują czegoś zabić dobrym zaklęciem.


Przez długi czas podróży wrednie uśmiechał się do towarzyszy grzęznących w błocie. On przeszedł pół imperium pieszo, przetestował wiele różnych typów stroju i ten był chyba najlepszy. Jednak nawet on poległ w walce. Coraz więcej wody przelewało się w bucie a płaszcz lepił się do ubrania.
-Pieprzona pogoda. Było trzeba wóz wziąć... A nie suczy syn by w tym gównie utknął.


Zanim zaczął biec spojrzał jeszcze na obrażenia na ciele martwego. Cokolwiek jest za wzgórzem nie chciał z tym walczyć na nie sowich warunkach.
-Zaczekajmy i zobaczmy co potrafi...-Wyszeptał cicho, jednak nikt go nie usłyszał. Heroiczna głupota.
On sam wolał przyjrzeć się bestii. Wiedział, że tego konia będzie trzeba zbadać. Niestety był częścią grupy, która postanowiła ryzykować życie bez powodu. Szesnastu martwych i kompania najemników. Ryzykowny interes atakować bez planu oby tylko to coś nie zaatakowało.


Dobył miecza, zbiegł gdzieś do połowy zbocza przyczaił się przy jakimś krzewie i zabrał się do swojej magicznej roboty z zamiarem wsparcia grupy magicznymi pociskami ciskanymi w mutantów.
 
Matyjasz jest offline