Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2011, 11:50   #359
Tammo
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Kosaten Shiro; zima, rok 1113, 14 dzień miesiąca Togashi



Bankiet był zdecydowanie interesujący. Wiele ujawnił. Możliwości Kakity Kakeru, na ten przykład. Jego powiązanie z shireikanem, Daidoji Seijuro. Bliskie na tyle, by sybaryta Seijuro pojawił się na kolacji, choć prawdopodobnie Kakeru nie był bezczelny na tyle, by jemu też wręczać zaproszenia tak późno, jak wszystkim pozostałym. Wielu gości zastanawiało się nad tym, co też enigmatyczny kuge wykonał i jakie długi zaciągnął, żeby w tak krótkim czasie zrobić tak wiele.

Fajerwerki, na przykład. By je zdobyć, wielcy w Kosaten Shiro zamawiali je tygodnie przed planowaną uroczystością, nierzadko miesiące wcześniej. Prawa dotyczące czarnego proszku były bardzo surowe, wytwarzanie fajerwerków - niełatwe. Miałoby sens, gdyby Kakeru wykupił cokolwiek było na składzie, nie chwalił się i zachwycił gości niewielkim, skromnym i niezapowiadanym pokazem. A tymczasem Kakita zapowiedział, że będą fajerwerki, w sposób, który sugerował rozmach. To było niezwykle ciekawe, i wielu uważało, że wykorzystał swe koneksje z daimyo - bo jakieś musiał mieć, aby Seijuro się na uroczystości w ogóle pojawił. Chyba, że Kakeru był na tyle bezczelny, że wziął go na sposób z "gościem honorowym". Shireikan jednak mógł być sybarytą, ale błędem byłoby go oceniać po pozorach. Sam Daidoji Uji powierzył mu Kosaten Shiro i ufał mu w sprawach miasta. Seijuro na pewno nie był tylko przaśnym grubasem, choć lubił za takiego uchodzić.

Kiedy na przyjęciu rozpoczął się pojedynek Kakita dai-sensei oraz starego Yasuhiko, wyszedł. Na Kakitę patrzył z politowaniem. Marnować życie udoskonalając umiejętności malowania, opowiadania, poezji czy origami? Sama idea kazała myśleć o "wielkim nauczycielu" jak o wielkiej pomyłce. Yasuhiko zaś szczerze nie znosił, jego najczęstszy wyraz twarzy - pełen samozadowolenia uśmiech - wywoływał w nim jedynie chęć rozkwaszenia tamtemu gęby. Z czego ten pomylony starzec się cieszył? Cała jego rodzina zapłaciła krwią za jego błędy, Matsu dobitnie wskazali mu, gdzie jego miejsce. Nie miał nic, nie osiągnął niczego.

Jedyną rzeczą dobrą w Yasuhiko była jego córka, Ameiko. Obecnie zresztą, jak dowiedział się na przyjęciu - wdowa. I to była doskonała wiadomość. Yasuhiko był stary. Niedługo starzec uda się w ostatnią podróż, zaś młoda córka zostanie wtedy sama. Zanim jej dalsza rodzina się ruszy, zanim postanowi co dalej, zanim sama kobieta otrząśnie się po śmierci ojca, będzie to miejsce na drobną maskaradę. Nie byłby to pierwszy raz, nie takie rzeczy robili dla Klasztoru. Porwać kobietę, zostawić odpowiednio upozorowane ciało. Sprawa szybko zostanie zamknięta jako samobójstwo i nikt nie będzie szukał tej, która przecież sama odebrała sobie życie.

A tymczasem on będzie miał tygodnie, by ją złamać. Ameiko zawsze uderzała go jako kobieta pełna gracji. Wielokrotnie miał ochotę zmusić ją do rzeczy, które na pewno by odmówiła. I wygrać, złamać ją, uczynić sobie powolną. Wykonującą każde, najdrobniejsze nawet życzenie, wbrew sobie. Drżącą, miękką, uległą.

Wiedział, że to możliwe. Od dziecka, kiedy ujrzał tortury eta na pewnym Lwie, kiedy ujrzał, jak tamtego to łamie, jak z honorowego, godnego szacunku samuraja, potężny mężczyzna staje się bełkoczącym w strachu strzępkiem, ruiną człowieka... To była władza. To była potęga. Wspomnienie zawsze wywoływało w nim dreszcz ekscytacji.

Pomysł rozwijał się dalej, napędzany wspomnieniami o innych. Przyjść w nocy, ogłuszyć, podłożyć ciało. Samemu mógłby mieć z tym problem, ale jeśliby umieścić kogoś, kto z odrobiną pomocy mógłby być wzięty za młodą Ameiko, w jej otoczeniu, jakąś służkę, może podsunąć Yasuhiko gejszę...

Fascynującą też kwestią byłoby łamanie jej. Nie od razu, lecz powoli. Na pewno mógłby ją wziąć siłą. Zaspokoiłby się, co pozwoliłoby mu dłużej się zabawić, przeciągnąć łamanie jej. Słabe kobiety ulegały tylko groźbie gwałtu. Ale czasem groźba nie była dostatecznie realna, niektóre kobiety, które niewolił, nie wierzyły, że ją spełni. Niektóre też zbyt pragnął, by się powstrzymać. Inne wreszcie trzeba było wziąć, jako etap łamania. By potem można było swobodnie posługiwać się groźbą. Tego też nauczył się od eta. Łamie się palec, a potem grozi się łamaniem dalszych. Z drugiej strony, o wiele bardziej wolał, kiedy groźbą przymuszał kobietę, by mu uległa. Ale do tego celu musiałby mieć kogoś, na kim Ameiko zależało. Na przykład tego upartego starucha. Przez moment bawił się wizją, gdzie grozi staremu, zmusza Ameiko do całkowitej uległości i zabawia się nią na jego oczach. Wyobrażenie napełniło ogniem jego żyły, poruszyło lędźwia, czuł wręcz dreszcz rozkosznego oczekiwania.

Z chęcią poprowadziłby to dalej, lecz wtedy właśnie spojrzał nań ten Feniks. Było coś nieruchomego w jego spojrzeniu, co sprawiło, że obraz właśnie niechętnie i wbrew sobie rozbierającej się Ameiko prysł całkowicie, a mężczyzna jedynie siłą woli powstrzymał grymas twarzy, kiedy wypełniła go zgoła inna mieszanina uczuć. Niechęć wobec intruza, irytacja na przerwanie, lecz najbardziej strach. Strach, że został odkryty. Że tamten w jakiś sposób wie, o czym on myśli. Jak zwykle w takiej sytuacji zdał sobie dobitnie sprawę, że jest sam w tłumie. I że nie będzie litości, jeśli ktoś pozna jego myśli. A te przecież ma wypisane na twarzy...

Ale Naritoki jedynie na moment nań patrzył, nim przesunął spojrzenie gdzie indziej i lęk zgasł, jak nie podtrzymywany płomień.

"Kto to mówił, że Yasuhiko próbował wyswatać tego Feniksa z Ameiko? Jeżeli tak, nie zrealizuję mego planu. Potrzeba zatem umożliwić Feniksom szybki wyjazd..."

Przez moment rozważał córkę gospodarza w roli Ameiko, lecz odrzucił ten pomysł. Kakeru był niebezpieczny, ponieważ okazał się kimś zupełnie innym niżby się spodziewano. Oznaczało to, że dla własnego bezpieczeństwa należało trzymać się odeń z daleka. To była jedna z podstawowych zasad Klasztoru. Podobnym przypadkiem był starszy Feniks - sama jego obecność była niemiła i niepożądana. Tak, jak zwrócenie na siebie jego uwagi.

Dla pozbycia się nieprzyjemnego uczucia bycia obserwowanym, mężczyzna wszedł głębiej w zielony i teraz zalany światłem labirynt. Ogrody stanowiły wspaniały widok, bajecznie oświetlone kolorowymi lampionami przemierzane były przez nieliczne grupki gości pogrążonych w rozmowach. Większość jednak bawiących się pozostała na "pojedynku".

Większość, lecz nie wszyscy. Obaj akurat goście honorowi wyszli chwilę wcześniej, jeden z gospodarzem. Przez chwilę zastanawiał się, co takiego Kakita Kakeru, człowiek - jak widać było dzisiaj - mógł chcieć od Asahiny Si Xin, upodlonego, wyklętego i w dodatku mordercy. To była nie lada niespodzianka, widzieć go w honorowym miejscu dzisiaj.

- Po raz pewnie ostatni - mruknął do siebie z rozbawieniem wspominając zachowanie tego kretyna wobec Asahina-sama. - Doprawdy, głupców nie sieją, sami wschodzą. Zmarnować taką okazję. - Roześmiał się cicho. Tak, Asahina zmierzał ścieżką ku zatraceniu, a Kakita - wprost przeciwnie. Zatem jedyne, co mogło powodować gospodarzem w rozmowie, była uprzejmość oraz jasne nakreślenie, że dalszych kontaktów nie będzie. Każdy rozsądny by tak zrobił. Wróg w postaci rodu Kuotai był jeszcze do strawienia, lecz obrażenie Asahina dai-sensei przez asocjację z wypierdkiem pokroju Si Xin było samobójstwem.

Co z kolei sprowadziło jego myśli na temat drugiego z Feniksów. Tego rozkosznie nieporadnego, nawet miłego młodziana, cokolwiek zagubionego w prawdziwym świecie. "Niepewnie zakłopotany", jak określiła go Doji Inoue, był zgoła rozbrajający. Gdyby nie jego pozycja i stróżujący go gospodarze lub Yasuhiko, niejeden dziś zabawił by się jego kosztem.

Na moment stanął. Tak naprawdę, to obecnie gospodarze byli na przyjęciu, zaś Yasuhiko był w trakcie wymiany przemyśleń i ripost z kimś o równie zmarnowanym życiu jak on sam.

- Co znaczy, że młody Feniks jest gdzieś tutaj, a ja mogę go znaleźć i... zabawić. Rozmową.

Ruszył szybkim krokiem, z uśmiechem na twarzy, rozglądając się pilnie.

* * *

Znalazł ich niedaleko jakiejś altany i początkowe uczucie niezadowolenia wywołane faktem, że nie będzie mógł wyrównać rachunków z Feniksem szybko ustąpiło zaciekawieniu, kiedy dostrzegł nowo-powstałą komitywę między nimi. Dotąd oceniał Mojikhai jako żonę która będzie desperacko wierna, z jej brakiem jakiejkolwiek urody i płaską twarzą, która przywodziła na myśl, że kobieta musiała raz za dużo i za mocno zderzyć się ze ścianą. Kakita Kakeru musiał być albo bardzo pijany kiedy się godził na małżeństwo, albo wziąć ją z litości. Zwłaszcza, że podobno nie była nawet dobrej rodziny, była Moto. Żałosna progenitura, brak urody, właściwie nieistniejący posag, wszystko to predestynowało ją do roli żony idealnej. Ale może jednak hojność Kakita uderzyła jej do głowy? Może przyjąwszy ją za swoją bezczelnie upatrzyła sobie niewielki skok w bok?

Po zastanowieniu odrzucił tę myśl. Musiał być inny powód dla niewielkiej odległości, jaka ich dzieliła, pochylonych ku sobie głów, żywej rozmowy. Pobłogosławił lampiony. Doskonale widział w ich świetle, że kiedy wychodzili z bocznej ścieżki, Feniks zadrapał się. Zostawało mieć nadzieję, że do krwi.

Z przyspieszającym sercem ruszył w tamtą stronę. Przyklęknął i chwilę szukał, nim znalazł niewielki ślad wilgoci na jednym z kolców, cieniutką nitkę i kroplę, może nawet mniej, na liściu poniżej.

Skupił się i nasłuchiwał przez moment. Nie mógł pozwolić, by ktoś go na tym nakrył. Rozglądnął się. Dopiero mając absolutną pewność, że nie jest obserwowany, przykucnął i wyszeptał słowa, które dla wielu pozostawały czymś kompletnie niezrozumiałym, a jednak wywołującym dreszcze. Dla niego były perfekcyjnie wyraźne:
- O kansei! Oto moja krew! Zdradźcie mi sekret Shiba Hiroshi.

Serce waliło mu jak młotem, jak zawsze kiedy używał Zakazanej Mowy. Było coś w tym języku, co przeszywało człowieka na wylot. Ostrożnie zlizał z liścia i kolca krew tamtego, by potem jeszcze ostrożniej nakłuć dół swego języka. Wystarczyło małe ukłucie, by mnóstwo krwi wypełniło jego usta, a przecież nie chciał, by potem na przyjęciu nagle zaniemówić.

Teraz pozostawało tylko wierzyć, że krwi Feniksa było odpowiednio dużo.

Było.

* * *

Nim mógł zrobić cokolwiek został powstrzymany silnymi ramionami samuraja o złych oczach. Pachniał krwią, potem i dymem z ogniska. Z łatwością utrzymywał się wyrywającego się młodzieńca. Był łagodny. Nie sprawiał bólu. Po prostu pozwalał mu napatrzeć się do woli na hańbę siostry. Tylko patrzeć. Nic więcej. Tak najłatwiej złamać wolę.

- Przestań! Przestań! Przestać!!! – rozpaczliwe krzyki Hiroshi wyrywały się w takt ruchów mężczyzny. Zaprzestał wysiłków zmierzających do wyrwania się. Mógł tylko krzyczeć. Nie zwracał nawet uwagi na komentarze widzów upiornego przedstawienia. Nie widział też sadystycznego uśmiechu Kei, oznajmiającego światu, że wszystko idzie zgodnie z planem a ten czerpie z tego niemałą radość. Nie zmieniłoby niczego gdyby widział.


* * *

Z uczuciem narastającego desperackiego okrzyku w gardle, wciąż czując uchwyt trzymających go rąk i z echem krzyku tej... Iori? mężczyzna stał przez moment, rozkoszując się intensywnością przerażenia, strachu i rozpaczy odczuwanej przez Feniksa. Serce waliło mu niczym młotem, lecz teraz nie z grozy, lecz z podniecenia. Gardło miał zaschnięte, głos mu zamarł, zaś oczy płonęły mu, gdy patrzył w ślad za Feniksem.

To była zaledwie migawka, lecz skrywało to większy potencjał niż jakiekolwiek sekrety, które dotąd poznał u kogokolwiek.

MUSIAŁ wiedzieć. MUSIAŁ znać CAŁĄ historię. MUSIAŁ raz jeszcze poczuć to, co czuł wtedy ten młodziak. Nie, nie poczuć. Sprawić, by tamten to poczuł raz jeszcze i patrzeć nań wtedy.

Zaklął niemalże, uświadamiając sobie, że jeśli Feniksy wyjadą, straci okazję by dowiedzieć się coś więcej. Miał wybrać pomiędzy przyspieszeniem ich wyjazdu i odwleczeniem planu z Ameiko albo między poznaniem tego soczystego sekretu, jaki skrywał kompletnie niepozorny dzieciak? Przez moment był prawdziwie rozdarty, zupełnie nie umiejąc dokonać wyboru.

- Och nie mam co się martwić - rzekł rozleniwionym, rozbawionym półgłosem do samego siebie, uświadomiwszy sobie prostą prawdę - ten Feniks przyjdzie do mnie! W końcu ma u mnie przysługę...

W doskonałym humorze i ponaglony krokami zbliżającej się służki, ruszył z powrotem by zmieszać się z gośćmi wciąż bawiącymi się na przyjęciu.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 14-08-2011 o 14:32. Powód: fragment od Wellina dodany
Tammo jest offline