Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2011, 14:56   #18
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Plan okazał się być standardowy, to znaczy w dużej mierze oparty na improwizacji. Główną postacią wydarzeń, obok celu czyli Świeżego, była odziana w dziwkarską kieckę, Maria. To ona miała robić za przynętę i zająć cel na tyle długo, by pozostali zdążyli go spacyfikować. Po krótkim ustaleniu nielicznych szczegółów wyruszyli w drogę do dzielnicy biedoty i zlokalizowanego tam „Królewskiego Zamtuza”.

Dzielnica biedoty była dokładnie taka sama jak w każdym innym mieście odwiedzonym przez Ventruila. Wszystkie większe miasta mogły poszczycić się częścią zabudowaną barakami i walącymi się ruderami, pośród których przechadzali się ludzi, dla których uczciwa praca była czymś nie do pomyślenia. Mieszkańcy takich dzielnic byli wrzodami na społeczeństwie, w każdym bądź razie takie słowa elf kiedyś usłyszał z ust jakiegoś wysoko postawionego dygnitarza. Dla Ventruila nie robiło różnicy czy przebywa na złoconych salonach arystokracji, czy stąpa po zalanych nieczystościami dziurawych ulicach, gdzie słychać krzyki bitych i okradanych, a gwałty i morderstwa są na porządku dziennym.

Mimo iż był pełny obojętności dla otaczającego go syfu, miał się na baczności. Nie miałby nic przeciwko temu, aby ktoś ich zaatakował, ale wolał być przygotowany na taką ewentualność. Jego ręka spoczywała na rękojeści miecza, który był gotów w każdej chwili wyciągnąć. Każdego kto ośmieliłby się ich zaatakować, czekała śmierć. Ventruil uśmiechnął się na perspektywę zabicia jakiegoś popchniętego do desperackich czynów, skundlonego człowieczka. Jednak do celu dotarli bez przeszkód, zabijanie trzeba było zostawić na później.

Gdy Maria i Lisander zniknęli we wnętrzu przybytku wątpliwych rozkoszy, a niemal pewnej kiły i syfilisu, Ventruil niby przypadkiem przechadzał się tam i z powrotem pod oknami. Zastanawiał się czy wejść już teraz, czy może lepiej obejrzeć sobie cały budynek dokładnie, coś zaplanować.
- Bjorn, to w końcu co robimy? - zapytał towarzysza. - Wchodzimy czy czekamy pod oknami na jakiś znak, a potem na górę przez okno, łapiemy go za fraki i wywalamy na ulicę. Potłucze się trochę i może sobie coś złamie. Nogę na przykład, wtedy nie ucieknie...
 
xeper jest offline