Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-08-2011, 19:40   #128
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Luisa


Jakiś czas dona de Todos udawała, że nie zauważyła, iż Kostaki opuścił miejsce u stóp schodów, gdzie witał przybywających gości i stanął za plecami jej krzesła. Potem przyjęła jego milczącą obecność jako coś oczywistego - jak zawsze. Coś go zaniepokoiło, więc ruszył jej bronić przed niebezpieczeństwem - prawdziwym lub wyimaginowanym.

- Jak się bawisz? - zapytała lekko.
- Źle - odburknął.
- Coś konkretnego?
- Gówno - odparł i szarpnięciem rozpiął gór liberii. Guziki z masy perłowej podskakując spadały w dół.
- Nie będziesz ze mną rozmawiał w ten sposób.
- Nie będziesz rozmawiać z tym fircykowatym oślizgłym wężem!
- Armand? Wąż? Co najwyżej glizda. I będę rozmawiać, z kim uznam za stosowne.
Zamilkł i trwał w miczeniu, żując złość i gniew z przekleństwami.
- Już? - spytała ostro, gdy przestał mamrotać pod nosem.
- Co już?
- Czy już się uspokoiłeś na tyle, żeby powiedzieć, co cię gryzie.
Westchnął.
- Książę. I Cykada. Gdzie oni są ? Dlaczego jeszcze ich nie ma?
- Są starzy i potężni - Luisa wzruszyła ramionami. - I jako tacy lubią pokazać, że wolno im wszystko. Że nie dotyczą ich ani prawa, ani wymogi etykiety.
- I co?
- Nie rozumiem?
- Nie dotyczą?
Luisa podniosła kielich do ust, zaraz też obtarła wargi haftowaną chusteczką.
- Nie. Mylą się tak sądząc. Potęga zaślepia.

Luisa patrzyła, jak Catalina kręci się wokół Iblisa. Uśmiechnęła się lekko.

Ziarno padło na podatny grunt.

***

Jokanaan nachylił się do łaskawie nadstawionego ucha pani de Todos.
- Książę nasz pan powrócił już do miasta, udał się do swego domu.
- A gdzież bawił mój najmilszy brat?
- W Oku... Podobno z właściwą sobie kurtuazją obraził Cykadę.
- To straszne.
- E tam... jej zbyt śpieszno w wąwozy, żeby się teraz żreć.
- Pani z Oka przysłała mi wieść, że również zamierza mnie zaszczycić.
- Zaszczy... ekhyyyymm. No tak - Nosferatu podrapał się po czaszcze. - W każdym razie zamierza dotrzymać słowa. Jak zawsze. Zmierza w stronę miasta. Z wież zamku widać statki...
- Coś ty robił na mojej wieży, mojego zamku? - poinformowała si·ę uprzejmie Luisa.
- Ja? Nic. Mam lęk wysokości. Od łażenia po gzymsach to ja mam ludzi.
- W moim zamku?
- Wszędzie. A, Cykada przyjedzie lekko woniejąc swądem spalenizny.
- Dlaczego miałoby mnie to interesować?
- Ponieważ niegdyś, gdy jej bogowie byli jeszcze żywi, paliła im żywcem ludzi w ofierze. Nad Palcem Diabła wisi słup dymu. Być może przepłynęła sobie na skąłę z dala od lądu tylko po to, by rozpalić sobie ognisko i spalić listy od niewdzięcznego kochanka - wywrócił wymownie oczami. - Ale nie wydaje mi się. Naprawdę, nie wydaje mi się.

***


- Moja pani - pochylił się przed nią ciemnowłosy młodzieniec, odziany jak zbiedniały szlachcic. - Ten, którego zwę mym panem przesyła ci pokłony. Kazał ci rzec, iż jego serce raduje się, iż Zamek Słońca, który przed wiekami wniósł jeden z jego braci, stał się schronienieniem damy, której przymioty ducha są znane nawet na naszych smutnych pustkowiach.
Luisa siedziała sztywno na swym tronie. Młodzika widziała po raz pierwszy. Jego oczy były wesołe, szczere i niewinne, jego pierś raz po raz wznosiła się w oddechu.
- Ferrol cięzko nazwać pustkowiem - odparła, skinieniem dziękując za komplement.
- W rzeczy samej. Kiedyś zaś był pięknym miastem, do którego ciągnęli rzemieślnicy i kupcy, poeci, śpiewacy i ludzie nauki. Dziś jednak te czasy minęły, zaś my - mieszkamy na pustkowiu.

Zeloci, Zeloci z północnych wąwozów. Wrogowie mego brata

Luisa przetoczyła spojrzeniem po zebranych, zastanawiając się, gdzie skryli się buntownicy.
- To musi być przykre - odparła zdawkowo.
- I tak jest w istocie. Pan mój dar przesyła, drżąc z niepewności, czy zechcesz, o pani, go przyjąć.

Luisa skinęła głową. Młodzieniec przyklęknął, spod ramienia wyjął drewnianą, inkrustowaną i bogato zdobioną skrzyneczkę. Ujął jej wieko i spojrzał na nią pytająco. Skinęła głową powtórnie.

 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 13-08-2011 o 19:52.
Asenat jest offline