Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-08-2011, 22:15   #498
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Łapanie robaczków... Mało heroiczne, ale dość przyziemne zadanie.
Mało znaczące zadanie. Pozwalające zabić czas zadanie.
Zadanie które Hralm oprotestował. Bowiem wyłapywanie szybkich robali pojedynczo, było wedle niego mało sensowne.
Natomiast poparł pomysł z płachtą.
Krasnolud kiedyś zajmował się łowieniem ryb na dużą skalę. A dokładniej pomagał kuzynowi w w łowieniu ryb w górskich i podziemnych potokach. I robiło się to inaczej.
-Mało chwalebna robota, ale opłacalna. Wszak świeże jedzenie jest dużo warte w krasnoludzkich fortecach.- stwierdził, biorąc Kastusa i Sabrie ze sobą jako naganiaczy, a Roger z Teu mieli trzymać rozpiętą płachtę, do której owe robaczki należało zagnać.
Przy okazji cała trójka naganiaczy miała worki, w które miały wpadać insekty próbujące uciec naganiaczom.
I zaczęło się bieganie za insektami... pocieszne nawet, gdyby nie fakt, gdzie się odbywało.
W sumie skarabeusze wydawały się być kurczakami w pancerzach, próbujące wymknąć się osaczającym ich “drapieżnikom”.
Z rozpędu wpadły one w płachtę trzymaną przez maga cieni i Morgana. Po zostało szybko zwinąć płachtę w sak i związać. I ocenić ilość złapanych stworzeń. Póki co robaczki, nie wydawały się szczególnie zaniepokojone sytuacją i nie próbowały ucieczki.
Ale wszak nie można się spodziewać zbyt wiele rozumu po insektach.
Ogólnie łup był całkiem zadowalający, około dwudziestki zagonionych do płachty robali i piętnaście złapanych do worków naganiaczy. Nieliczne które się wymknęły rozproszyły się zbyt bardzo, by był sens ich łapać. Tym bardziej, że na niektóre napadły szkielety węży, bojące się nacierać na liczną ławicę, ale chętnie atakujące pojedyncze osobniki.

Poławiacze insektów mogli być dumni ze swego łupu, ale to nadal nie rozwiązywało problemu karczmy i uwięzionych w niej towarzyszy.
Tymczasem z samą karczmą zaczęło się dziać coś... dziwnego.

Wraz z pokonaniem złych kultystów i dziwacznych stworzeń, wraz z uleczeniem siebie
i rannych krasnoludów, wraz przeszukiwaniem i próbą interakcji z krasnoludami, coś zaczęło się dziać. Więźniowie kultystów, nie byli zbyt rozgadani, a sami kultyści... po odsłonięciu jednej z masek Drucilla wrzasnęła przerażona.
Wrzask ten sprawił, że magini spojrzała i u trupa zobaczyła własną lekko nadgniłą twarz. Nie lepszy widok miał Revalion widząc w obliczu trupa zniekształcone i porośnięte mackowatymi naroślami twarz swoją. Także i Missy zobaczyły wykrzywioną w grymasie wściekłości swoją twarz, tyle że pryszczatą, z rogami i ustami pełnymi dłutowatych przypominających ostrza sztyletów, zębów.
I wtedy też odezwał się grobowym głosem jeden z więźniów. -Próba została zakończona. Czas na ofiary.
I wtedy właśnie, podłoga i ściany zaczęły się zmieniać, dymiły przechodząc ze stanu stałego w mglisty opar.
Takoż i sama karczma, zmieniała się w mglisty dymek, powoli przestając istnieć.
I stojący na zewnątrz podróżnicy zauważyli, jak w kłębach mgieł stoją zdziwieni sytuacją ich towarzysze.
Tymczasem wir do otchłani zawył i się rozszalał powiększając trzykrotnie i zasysając powietrze.


A ciało Revaliona przeszył ból. Jego macki rosły, ciało się rozdęło, twarz stopiła się niczym masło tworzą gładkie oblicze, w którym niczym czerwone światełka świeciły dwoje oczu.
Skóra zmieniać zaczęła fakturę, i z ciała wystrzeliwały kolejne macki.
Poczwara jaką stawał się Revalion, urosła i utyła.


Stając się trzymetrowym otyłym kolosem. Stwór wydał złowieszczy ryk i... został zassany przez wir do Otchłani. Ten zaś nasyciwszy się tą ofiarą, wrócił do pierwotnej postaci.

Te wydarzenia wywołały szczególne przerażenie u Missy, Magini i Dru... Wszak ich świeżo zaleczone rany, lekko... swędziały.
Tak jak rany Revaliona... przed przemianą.
Niemniej i na innych widok przemienianego towarzysza zrobił wrażenie. Czy to była klątwa, która ich czeka? Czy przed takim losem przestrzegał ich odcięty czerep w skrzyni? Czy dlatego tamci się powiesili?

Nie to jedno jednak należało rozważyć. Krąg ziemi na planie astralnym zaczął powoli maleć, wraz ze zniknięciem karczmy. Wszystko wracało do pierwotnego stanu... z pewnymi wyjątkami.
Teu i Sylphia szybko zorientowali się w sytuacji. Przy czym elf pierwszy ubrał swe podejrzenia w słowa.-Jeśli zostaniemy tutaj, w centrum kręgu powrócimy na plan materialny. Jeśli wyjdziemy z kręgu przed jego zamknięciem, to... zostaniemy na planie astralnym.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 13-08-2011 o 22:41.
abishai jest offline