Lorenzo
Corpo di bacco- zaklął w myślach, czy wszyscy artyści chodzą z głowami w chmurach i są zupełnie ślepi na to co się wokół nich dzieje ?
Ta dziewczyna, przed katedrą wulkan energii, a teraz prawie nieprzytomna, nie rozumie co się do Niej mówi. Postanowił jednak być cierpliwy, widać emocje okazane przed kościołem wyczerpały Ją.
- Pani pytałem, czy dobrze znałaś naszego nieodżałowanego Przyjaciela, Wybacz, ale sprawiasz wrażenie jakby ta strata właśnie Ciebie dotknęła szczególnie boleśnie - mówiąc to prowadził dziewczynę w stronę środka ogrodu.
Gdy wyszli z alejki musieli przystanąć, światło lampionów poraziło oczy, w uszy boleśnie wdarł się gwar towarzystwa, przez który gdzieniegdzie przebijał się głos jakiegoś co bardziej zacietrzewionego dyskutanta.
Różnica między ciszą i spokojem alejki, a tym rozgadanym tłumem była wręcz namacalna, jakby tymi kilkoma krokami pokonali granicę miedzy cmentarzem, a festynem, śmiercią a rozpasanym życiem.
Lorenzo wzdrygnął się aż wkraczając w krąg światła, zerknął przy tym na dziewczynę, czy i Ona odniosła podobne wrażenie. Ta jednak dalej sprawiała wrażenie nieobecnej.
- Pani... gdy spojrzała na niego uniósł brew jakby domagając się odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie. |